Skutki boomu strzelectwa w Polsce
Prężnie rozwijają się kluby i stowarzyszenia strzeleckie, organizowanych jest coraz więcej zawodów i szkoleń, rośnie zaciekawienie tym sportem wśród młodzieży, a strzelcy często wciągają w swoje hobby przyjaciół i członków rodziny. Wzrosła także świadomość tego, jak skonstruowane są przepisy i jak przebiega proces uzyskania pozwolenia na broń. Wielu naszym rodakom wydaje się, że jest to coś nieosiągalnego, dostępnego tylko dla wybranych, ale to nieprawda. Wystarczy uzbroić się w cierpliwość, wybrać jedną z kilku przewidzianych w ustawie ścieżek, zebrać dokumenty i sprawa jest do ogarnięcia w kilka miesięcy. Dla kogo jest strzelectwo, czy warto się nim zainteresować i jakie warunki trzeba spełnić, aby w ogóle zacząć?
Różne historie, wspólna pasja
Każda osoba związana ze środowiskiem strzeleckim mogłaby wskazać inną mieszankę inspiracji i wydarzeń, jakie pchnęły ją do pierwszej wizyty na strzelnicy. Może to być na przykład uzyskanie dobrego wyniku podczas pierwszego strzelania z wiatrówki, zainteresowanie militariami, chęć przeżycia ciekawej przygody, potrzeba zdobycia uprawnień do posiadania broni do celów rekonstrukcji historycznych albo chęć sprawdzenia, czy świat wykreowany przez filmy i gry ma cokolwiek wspólnego z rzeczywistością.
Drugą ważną grupą są ludzie, których do ubiegania się o pozwolenie zmusiła sytuacja życiowa lub potrzeba zawodowa. Przewidziana przepisami ścieżka wygląda inaczej w przypadku myśliwych, kolekcjonerów, sportowców, funkcjonariuszy służb mundurowych czy osób, które otrzymały broń w spadku, jednak aby odwiedzić pobliską strzelnicę, wziąć broń do ręki pod opieką instruktora i nauczyć się podstaw jej obsługi nie trzeba od razu decydować się na operację rozpisaną na pół roku do przodu.
Strzelectwo – po co to komu?
Istnieje kilka oczywistych i co najmniej kilka nieoczywistych powodów, dla których warto zainteresować się strzelectwem. Posługiwanie się bronią palną jest umiejętnością, która typowemu człowiekowi może się nigdy nie przydać, ale podobnie jest przecież z udzielaniem pierwszej pomocy. Każdy życzyłby sobie, aby nigdy nie musiał wykorzystać tej wiedzy w praktyce, a mimo to dobrze jest ją posiąść. Znajomość podstawowej obsługi broni palnej, przynajmniej wśród mężczyzn, była powszechna w czasach obowiązkowej służby wojskowej. Dziś znaczna część obywateli naszego kraju funkcjonuje bez jakiegokolwiek przeszkolenia w tym zakresie, a swoją wiedzę na ten temat czerpie w najlepszym wypadku z „Counter-Strike’a”. Tymczasem aby przekonać się, ile owo wyobrażenie ma wspólnego z rzeczywistością, wystarczy choć raz wybrać się na strzelnicę i odbyć podstawowe szkolenie pod okiem instruktora.
Dlaczego zatem tak mało ludzi próbuje? Może nie są świadomi, że mogą? Takiemu przeświadczeniu uległa kiedyś Paulina Ptaszyńska, znana jako Instruktor Paula.
Strzelectwem zainteresowałam się podczas pobytu w USA. Po powrocie do Polski miałam przerwę, sądząc, że jest to zarezerwowane dla specjalnego kręgu osób. W pewnym momencie zobaczyłam na Grouponie możliwość wykupienia zajęć na strzelnicy i skorzystałam. Od tamtego czasu praktycznie nie wychodzę ze strzelnicy. Dlatego staram się obalać mit, że trzeba być po służbach, żuć łuski i wciągać proch, żeby dobrze strzelać.
Nie bez znaczenia jest fakt, że przeciętnemu człowiekowi strzelectwo po prostu źle się kojarzy. Czasami przed pierwszym treningiem trudno jest pokonać pewną psychologiczną barierę. Typowemu obywatelowi naszego kraju broń palna nie kojarzy się ze sportowcami, kolekcjonerami, instruktorami i innymi ludźmi używającymi jej w celach pokojowych. Zderzył się z tym każdy, kto podjął jakąkolwiek próbę wejścia w ten świat.
Strzelectwo to nie tylko hobby, ale także popularyzacja sportu i rekreacja. Uważam, że to również zmiany mentalne, jakie zachodzą w ludziach, przysposobieniu do broni, posługiwania się nią w sposób bezpieczny i praktyczny. Coś, co kojarzyło się do tej pory z krwawymi scenami w filmach, można odwrócić i zacząć postrzegać w bardzo pozytywnym świetle.
– mówi Bogumił Chłopik, zawodnik CWKS Legia Warszawa.
Możliwe, że popularyzacja strzelectwa oraz rosnąca liczba wydawanych pozwoleń w dłuższej perspektywie przyczynią się do zmiany postrzegania tego tematu. Na razie jednak Polakom broń kojarzy się skrajnie negatywnie. Zarówno z tego, jak i braku świadomości, że tak łatwo jest spróbować, wynika też mała popularność strzelectwa i wszelkich aktywności z nim związanych. Choć obecnie obserwujemy skokowy spory wzrost zainteresowania tą dziedziną, na tle swoich bliskich sąsiadów jesteśmy niemal całkowicie rozbrojeni. W Austrii na 100 mieszkańców przypada 30 sztuk broni palnej, w Norwegii – 29, w Niemczech – 19, a w Polsce – 2,5. Jeśli chodzi o Europę, mniej jest tylko w Watykanie. I nie, to nie żart.
Czy warto się w to bawić?
Jeśli wybierzecie się na strzelnicę, szybko zorientujecie się, że jest to zajęcie z gatunku „kochaj albo rzuć”. Niektórym strzelanie po prostu się nie podoba albo nie wychodzi. Wówczas nie ma sensu się do niego zmuszać i robić czegokolwiek na siłę. W większości przypadków kończy się to jednak przynajmniej przelotnym romansem ze sportem strzeleckim, a czasami miłością na całe życie – wstąpieniem do klubu, wyrobieniem pozwolenia i kolekcją broni szczelnie wypełniającą szafę o wymiarach dwudrzwiowej lodówki.
Czasami uczucia grają tu kluczową rolę w sensie jak najbardziej dosłownym.
Moja przygoda ze strzelectwem zaczęła się od złamanego serca. Potrzebowałam skupić się na sobie, znaleźć pasję, odżyć, poczuć adrenalinę. Był rok 2020 i początek pandemii. Wyjazd w góry odpadał. Postanowiłam zajechać na strzelnicę, którą mijałam codziennie, jeżdżąc do pracy i była to miłość od pierwszego strzelenia.
– powiedziała Adriana Marek, zawodniczka PSS Grot Białystok, prowadząca kanał StrzelamJakDziewczyna.
Dla wielu osób strzelectwo to przede wszystkim sport. Inny niż bieganie czy kolarstwo, ale również zmuszający do pewnej aktywności fizycznej, ruszenia się zza biurka, wyjścia z domu i chwilowego odłączenia się od świata. Podobnie jak wędkarstwo? W zasadzie tak. Wbrew pozorom podobieństw jest tutaj więcej, niż widać na pierwszy rzut oka. Wędkarz potrzebuje odpowiedniego miejsca, sprzętu i odrobiny skupienia. Musi wykazać się cierpliwością, sprytem i kilkoma innymi umiejętnościami, z którymi nikt się nie rodzi – trzeba je nabyć w praktyce.
Tak samo czuje się strzelec, trzymając w rękach broń. Wszystko musi być dokładnie sprawdzone, następnie należy uspokoić oddech, poprawić chwyt, zgrać przyrządy celownicze i zadbać o właściwą technikę, aby wynik był zgodny z naszymi oczekiwaniami. Pierwsze trafienie podczas strzelania ze strzelby do rzutków może dać taką samą frajdę jak złowienie pierwszej ryby.
Mówiąc o konkurencjach sportowych, nie mówimy tylko staniu z pistoletem na torze i robieniu dziur w tarczy. To także konkurencje dynamiczne, a nawet zawody, w których do strzelania na krótkim i dalekim dystansie dochodzą elementy nawigacji, wspinaczki, czołgania się w tunelach i szeroko pojętego surwiwalu. Taka zabawa ma pozytywny wpływ na naszą kondycję fizyczną. Dobry strzelec powinien mieć odpowiednio silne ręce i plecy, a jeśli w grę wchodzi także bieganie z karabinem lub strzelanie z postawy wymuszonej, wystarczająco sprawne musi być już całe nasze ciało.
Już na wczesnym etapie uprawiania tego sportu zrozumiemy, że niezbędna jest umiejętność panowania nad emocjami, a do szybkiej i bezpiecznej obsługi broni także myślenie i wyrobienie sobie automatycznych odruchów, dzięki którym zgubimy kilka cennych sekund podczas zmiany magazynka lub przejścia z broni głównej na zapasową. Aby nabrać sprawności, nie trzeba zresztą czołgać się z bronią w błocie. Wystarczy pojechać na strzelnicę, aby oddać 50 strzałów na dystansie 100 m, ładując do magazynka po 5 pocisków i urządzając sobie spacer do tarczy po każdej serii, a następnie potrenować strzelanie do rzutków. Wracając do domu, od razu czujemy, że spędziliśmy ten czas inaczej, niż pracując za biurkiem albo leżąc na kanapie.
Niezwykle istotnym plusem strzelectwa jest także możliwość chwilowego odcięcia się od świata. Mając na uszach ochronniki słuchu, trzymając w rękach załadowaną broń i koncentrując się na tym, aby po pierwsze nie zrobić sobie ani nikomu innemu krzywdy, a po drugie trafić w tę osławioną „dziesiątkę”, raczej nie myśli się o problemach, które zajmowały nas jeszcze kilka minut wcześniej. Zwyczajnie nie ma na to miejsca. Jesteśmy tylko my, broń i tarcza.
„To połączenie dwóch przeciwstawnych odczuć – adrenaliny i odprężenia. Strzelanie statyczne, typowo tarczowe uczy skupienia i cierpliwości. Tu pośpiech jest wrogiem. Natomiast strzelanie dynamiczne potrafi dać ogromną satysfakcję, kiedy widzisz dobry wynik zrobiony w biegu przy ogromnym tempie. Dla jednych fajniejsze będzie uprawianie kitesurfingu, dla innych gra w szachy, a dla mnie takim wymarzonym sportem jest właśnie strzelanie”.
– powiedział Bogumił Chłopik.
„Strzelectwo niesamowicie poprawia koncentrację, skupienie na celu, uspokaja, czyli jest moim zdaniem równowagą dla jednej z plag XXI wieku – ciągłego rozpraszania uwagi przez pikające telefony i coraz mniej pożądanego multitaskingu”.
– dodaje Instruktor Paula.
„Na poziomie rekreacyjnym strzelectwo na pewno wzmacnia mięśnie, uczy spokoju i opanowania. Na wyższym poziomie wprowadzamy techniki na pobudzenie się i relaksacyjne. Każdy etap czegoś uczy”.
– mówi z kolei Klaudia Breś, mistrzyni Europy, drużynowa mistrzyni świata, uczestniczka igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro i Tokio, rekordzistka Polski w pistolecie sportowym.
Strzelectwo to wymarzone hobby dla osób, które uwielbiają ciągle się w czymś rozwijać i doskonalić. Może się to odbywać na wielu płaszczyznach. Idąc ścieżką sportową, najpierw zapisujemy się do klubu, zdobywamy podstawowe umiejętności posługiwania się bronią, następnie osiągamy coraz lepsze wyniki i zaczynamy chłonąć rozmaite materiały na ten temat. Z pistoletów i karabinów bocznego zapłonu przechodzimy na broń centralnego zapłonu – pistolet, karabin i strzelbę. Powoli przygotowujemy się do egzaminu na patent strzelecki, w związku z czym zagłębiamy się w świat przepisów, zakuwamy regulaminowe ograniczenia broni dla różnych konkurencji i rozwiązujemy testy online. Po egzaminie przechodzimy przez kolejne punkty na drodze do pozwolenia, a trzymając w ręku „czerwoną książeczkę”, zdajemy sobie sprawę, że jeszcze długo będziemy szlifować swoje umiejętności. Równolegle koncentrujemy się na powiększaniu swojej kolekcji lub ulepszaniu już posiadanych jednostek broni.
„Wiele osób powie, że strzelectwo daje nam umiejętność obronienia się i tak, jest to prawda, ale dla mnie jeszcze ważniejsza jest frajda, jaką daje to hobby i to, że znajdziemy tutaj mnóstwo obszarów, w których możemy się rozwijać, doskonalić. Osiągnięcie poziomu eksperckiego w posługiwaniu się bronią palną jest bardzo ciekawym i długim procesem”.
– powiedział Krzysztof, autor kanału Siła Ognia. Jednego można być pewnym – wyzwań na pewno nie zabraknie.
Normalne, fajne towarzystwo, czy banda popaprańców?
Dla wielu strzelców najprzyjemniejszym elementem tego hobby jest możliwość poznania nowych ludzi. Już na początku będziemy musieli zapisać się do klubu lub stowarzyszenia, na strzelnicy będzie towarzyszył nam instruktor, a szkolenia i egzaminy będą odbywały się w grupach liczących od kilkunastu do kilkudziesięciu osób. Do tego dochodzą wspólne treningi, zawody, rozmowy o broni, uczestnictwo w grupach dyskusyjnych, a nawet zadawanie pytań lub dzielenie się swoimi doświadczeniami na forach dyskusyjnych. To wszystko sprawia, że znajomi ze środowiska strzeleckiego stają się stałym elementem naszego życia. Nie bez znaczenia jest to, jak nowa pasja może wpłynąć na nasze relacje z osobami, które znamy od dawna.
„Dla wielu ludzi jest to coś wyjątkowego, ciekawego, niedostępnego, co stawia nas w pozycji osoby interesującej i tajemniczej”.
– mówi Instruktor Paula.
Muszę przyznać, że początkowo podchodziłem do tego sceptycznie, wyobrażając sobie, że strzelnice przyciągają ludzi chcących odreagować codzienny stres, a nawet osoby o radykalnych poglądach, fanatyków militariów i, co tu dużo mówić, świrów. W praktyce na ogół jest odwrotnie, szczególnie jeśli mówimy o zawodnikach regularnie uczęszczających na treningi i osobach posiadających pozwolenie na broń. O ile bowiem na strzelnicę może wejść każdy, o tyle zdobycie licencji lub własnej broni wymaga przejścia ścieżki, podczas której sprawdzane są nasze umiejętności, wiedza i stan zdrowia – zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Widząc zawodnika z własną bronią, możemy założyć, że jest to osoba niekarana, odpowiedzialna i potrafiąca logicznie myśleć.
Co ciekawe, środowisko strzeleckie jest wyjątkowo otwarte na osoby stawiające w tej dziedzinie pierwsze kroki. Nie należy obawiać się, że zostaniemy wyśmiani albo zlekceważeni. Strzelcy chętnie dzielą się swoją wiedzą i pomagają mniej doświadczonym kolegom, mając świadomość, że im to hobby staje się bardziej popularne, tym lepiej dla wszystkich, którzy mu się oddają. Nie bądźcie zaskoczeni, jeśli w trakcie kursu ktoś zapyta, gdzie kupiliście takie fajne słuchawki i zacznie dzielić się swoimi radami dotyczącymi poprawy chwytu podczas strzelania z pistoletu. Trenując z własną bronią, prędzej czy później usłyszycie kilka porad dotyczących tego, jak samodzielnie zamontować i ustawić lunetę, wymienić sprężyny spustu czy usztywnić kolbę za pomocą taśmy izolacyjnej. Po pewnym czasie sami zaczniecie udzielać takich porad innym, mniej doświadczonym kolegom i koleżankom. To bardzo przyjemny element tego hobby.
Bezpieczeństwo – nie tylko przyjemności, ale i obowiązki
Z powyższego tekstu można wysnuć wniosek, że strzelectwo ma same zalety. Pozytywnie wpływa na nasze zdrowie, pobudza gospodarkę, przeciwdziała zmianom klimatu i zapewnia pokój na świecie. Oczywiście nie, a przynajmniej nie do końca. Jak wszystko inne, ma także minusy. Pierwszym może być fakt, że podczas poruszania się po strzelnicy, a nawet czyszczenia broni należy zachować maksymalną ostrożność. Nie warto podejmować żadnych aktywności związanych ze strzelectwem, jeśli danego dnia czujemy się gorzej i nie możemy się skupić. Rekreacyjny wypad na strzelnicę, zawody, szkolenia, otwieranie szafy na broń, aby zrobić w niej porządek – takie czynności powinniśmy sobie darować na przykład po nieprzespanej nocy, gdy bierze nas przeziębienie albo gdy wypiliśmy kieliszek wina do obiadu. Wypadki zdarzają się niezwykle rzadko, jednak kiedy już do nich dochodzi, konsekwencje i straty mogą być bardzo poważne.
Początkującym strzelcom już na pierwszych etapach kursu wpaja się zasady ograniczające ryzyko niepożądanych zdarzeń. Prowadzący strzelanie czuwają, aby wszystko przebiegało prawidłowo. W ciągu ostatniego roku byłem świadkiem kilku średnio niebezpiecznych sytuacji i za każdym razem reakcja była błyskawiczna. Jeden z uczestników zawodów w moim klubie został naprawdę ostro upomniany za to, że skierował lufę rewolweru z wysuniętym bębnem w stronę innego stanowiska. Tłumaczenie, że „otwarty” rewolwer nie może wypalić, tylko pogorszyło sprawę, ponieważ broń zawsze powinniśmy uznawać za gotową do strzału. W ten sposób zabezpieczamy się nie na jeden, ale na dwa, trzy albo nawet cztery sposoby. Raz zostałem upomniany za to, że klęknąłem obok stolika, aby sięgnąć po tarczę, która spadła z niego na podłogę. Było to może pół metra, ale przekroczyłem linię, więc dostałem ochrzan. Z czasem człowiek trochę się rozleniwia i nie sprawdza wszystkiego po dziesięć razy, jednak z tyłu głowy zawsze pozostaje świadomość, że jeden nieprzemyślany ruch może zakończyć naszą karierę.
Łyżka dziegciu w beczce prochu
Strzelectwo to hobby wymagające poświęcenia na wielu różnych poziomach. Przede wszystkim zabiera sporo czasu. Pierwsze wizyty na strzelnicy, przejście obowiązkowego kursu, poszerzanie swojej wiedzy, nauka do egzaminu, dodatkowe treningi, przejście wszystkich procedur związanych z uzyskaniem pozwolenia, a potem znów jeżdżenie na strzelnicę, uczestnictwo w zawodach i szkoleniach dla bardziej zaawansowanych strzelców, poszerzanie swojej kolekcji, ulepszanie posiadanej broni za pomocą różnego rodzaju akcesoriów, uzupełnianie zapasów amunicji – brzmi jak drugi etat, prawda? W rzeczywistości aż tak źle to nie wygląda, ale nie ulega wątpliwości, że podchodząc do tego hobby na poważnie, poświęcimy na nie sporo wolnego czasu. Może nawet cały.
Sam fakt posiadania broni może nas ograniczać w niektórych sytuacjach. Mając broń w domu lub zabierając ją ze sobą, nie można całkowicie o niej zapomnieć. Jedną z najgorszych rzeczy, jakie mogą nam się przytrafić, jest utrata broni, więc pilnujemy jej jak oka w głowie. Wracając z treningu, chcielibyście kupić chleb i mleko? W takim razie wchodzicie do sklepu plecakiem, torbą, walizką lub pistoletem w odpowiednio ukrytej kaburze. Po wizycie na strzelnicy planowaliście pojechać do znajomych lub krewnych i zostać u nich na noc? Wobec tego powinniście pomyśleć o jakimś sposobie zabezpieczenia broni przed użyciem przez osoby nieuprawnione, na przykład zabrać ze sobą zamykany na klucz kuferek.
Jakiekolwiek problemy z prawem mogą się dla posiadacza broni skończyć jej odebraniem. Nawet konflikt sąsiedzki lub interwencja policji związana ze zbyt głośnym słuchaniem muzyki będą bardziej stresujące dla osoby posiadającej broń niż zwykłego „cywila”. Nie twierdzę, że z bronią nie da się normalnie funkcjonować, ale bez niej jest łatwiej, a niektórzy strzelcy po pewnym czasie kończą tę przygodę właśnie z powodu zmęczenia obowiązkami, których mogliby nie mieć.
Mimo wysiłku ukierunkowanego na wspieranie normalnych zachowań i przyjacielskich stosunków, środowisko strzeleckie nie składa się wyłącznie z miłych i uczynnych ludzi. Jak wszędzie, tutaj również natkniemy się na osoby traktujące temat zbyt poważnie, ambicjonalnie, chcących za wszelką cenę udowodnić coś sobie i innym, czego efekty – całe szczęście – najczęściej widać w sieci, a nie na strzelnicach.
„Może to banał, ale większość osób, które spotkałam na strzelnicy, leczy tym swoje kompleksy”.
– powiedziała Instruktor Paula.
„Mnie osobiście razi nadmierna rywalizacja, przekrzykiwanie się, która odmiana strzelectwa jest tą właściwą albo który pistolet jest najlepszy. W tym środowisku zdarzają się niestety osoby o nieustabilizowanym ego, które naprawić miało pozwolenie na broń, a spowodowało jedynie dodanie pewności siebie do bycia jeszcze bardziej zarozumiałym. Jest sporo hejtu, szufladkowania, stygmatyzowania. Bardzo nad tym ubolewam, bo powinniśmy być jedną wielką rodziną. Oczywiście szczęśliwą, a nie toksyczną”.
– mówi Adriana Marek.
Wiele niezdrowych zachowań i tendencji powstrzymują albo inni strzelcy, albo same procedury. Cokolwiek chcielibyśmy w tej dziedzinie osiągnąć, nie nastąpi to ani jutro, ani nawet za tydzień. Zawsze mamy czas ochłonąć, przemyśleć sprawę i podejść do tematu na spokojnie. Pośpiech, nerwowość i niepohamowana chęć zaimponowania innym to proszenie się o kłopoty.
Jeśli myślicie, że to koniec narzekania, jesteście w błędzie. Do mankamentów, które dostrzegłem sam, moi rozmówcy dodali całą masę niedogodności i problemów, z którymi każdy strzelec musi się zmierzyć. Krzysztof, autor kanału Siła Ognia, zwrócił uwagę na zbyt małą liczbę i słabą dostępność strzelnic w naszym kraju.
„W Polsce strzelectwo możemy uprawiać tylko na legalnie działających strzelnicach, co oczywiście nie jest niczym dziwnym ani złym, ale w skali kraju tych obiektów jest zwyczajnie za mało. Sam mieszkam w Warszawie, gdzie takich miejsc jest sporo, natomiast dla osób mieszkających kilkadziesiąt kilometrów od najbliższej strzelnicy jest to duża przeszkoda. Nie jest to po prostu na wyciągnięcie ręki”.
Powróciła także kwestia postrzegania strzelectwa przez osoby spoza tego środowiska.
„Funkcjonuje cała masa mitów na temat strzelców i ich intencji. Część ludzi ukrywa się ze swoją pasją przed sąsiadami czy współpracownikami, aby nikt nie posądził ich o psychopatyczne skłonności. Z pozostałych minusów można wymienić bardzo niski poziom świadomości i wyszkolenia strzelców cywilnych, brak usystematyzowanych programów szkoleniowych, niejasne, przestarzałe, niepraktyczne i często uznaniowe przepisy, brak pozwolenia w najpopularniejszym celu rekreacyjno-obronnym, a z takich przyziemnych rzeczy pozostaje jeszcze ekspozycja na różne substancje, które przy złej wentylacji szkodzą zdrowiu”.
– wylicza Instruktor Paula. Jeszcze inaczej patrzą na to zawodowcy.
„Profesjonalny sport to coraz więcej czasu poza domem, długie podróże, ogromne obciążenie dla mięśni, szkieletu, kości, a także spore obciążenie psychiczne”.
– mówi Klaudia Breś.
Panie, a skond brać na to wszystko pienionżki?
Tutaj dochodzimy do problemu numer jeden. Są nim oczywiście koszty. Za jedną wizytę na strzelnicy zapłacimy w granicach 100-300 zł. Proces wyrobienia pozwolenia pochłonie znacznie więcej. Idąc ścieżką kolekcjonerską, na członkostwo w największym w Polsce stowarzyszeniu wydamy wprawdzie tylko 10 zł, jednak na kilka treningów, egzamin, badania lekarskie i inne dokumenty niezbędne do uzyskania pozwolenia pójdzie co najmniej 1500-2000 zł. Biorąc pod uwagę kolejne wydatki, równie dobrze można wybrać klub strzelecki położony najbliżej naszego miejsca zamieszkania i się do niego zapisać. Mając pozwolenie na broń i ważne promesy, za najtańszy pistolet zapłacimy około 2000 zł, budżetowy karabin AR15 będzie kosztował nie mniej niż 4000 zł, a za najprostszą strzelbę zapłacimy mniej więcej 1200-1500 zł.
Powyższe kwoty to jednak absolutne minimum. Z pistoletem za dwa tysiące złotych ciężko jest uzyskać dobry wynik na tarczy. Myślicie, że jak kupicie budżetowego Canika, Stoegera lub CZ-kę i dołożycie kolimator za kilka stówek, będziecie trafiać w dziesiątkę za każdym razem? No nie, tak różowo raczej nie będzie. Na porządny pistolet sportowy trzeba wydać 5000-7000 zł, AR15 ze średniej półki to kwota rzędu 6500-7500 zł, a za fajną strzelbę nadającą się do rywalizacji na zawodach zapłacimy 3500-6000 zł. Do tego ochronniki słuchu i okulary, torba lub plecak, przyrządy celownicze, chwyty, osłony, pasy, magazynki, latarka, kabura, a na dokładkę wymagana przepisami szafa na broń oraz kilka paczek amunicji i wychodzi nie dziesięć, ale dwadzieścia tysięcy złotych lub więcej.
„Zrobienie pozwolenia to tak naprawdę początek wydatków. Zakup broni i amunicji niesie za sobą bardzo duże koszty i to nie jest próg wejścia porównywalny z karnetem na siłownię. Tutaj ta bariera jest znacznie większa”.
– mówi Krzysztof, autor kanału Siła Ognia. Pocieszeniem może być fakt, że wydatki związane z tym hobby można rozłożyć w czasie – najpierw skupić się na kursie, egzaminie i wyrobieniu pozwolenia, a następnie inwestować w broń, amunicję i osprzęt. Strzelec zawsze ma kolejny cel do osiągnięcia. Czasami będzie to lepsza kolba lub stosunkowo niedrogi uchwyt do pasa nośnego, ale można też inwestować w siebie i zapisać się na czterodniowe szkolenie, dzięki któremu poprawimy swoje umiejętności. Czy dzięki lepszej kolbie albo zaliczeniu kolejnego kursu wskoczymy na pierwsze miejsce w zawodach rozgrywanych w naszym klubie? To też mało istotne. Liczy się to, że idziemy do przodu, a pielęgnowanie swojej pasji sprawia nam frajdę.
Co dalej?
Niniejszy artykuł jest pierwszą częścią cyklu, w którym postanowiliśmy krok po kroku przejść drogę prowadzącą do uzyskania pozwolenia na broń, a nawet zajrzeć odrobinę dalej. W kolejnych poradnikach przyjrzymy się różnym ścieżkom, którymi można podążać, zastanowimy się, jaka broń jest najlepsza dla początkującego strzelca oraz sprawdzimy, jak można ją doposażyć, jakie akcesoria będą nam potrzebne i w jaki sposób możemy zwiększyć swoje umiejętności, gdy już wszystko to posiadamy. Dziękuję ekspertom, którzy podzielili się ze mną swoją wiedzą i doświadczeniami, a wszystkich zainteresowanych tematem zapraszam do śledzenia magazynu MILMAG w oczekiwaniu na kolejne części serii „Strzelectwo od podstaw”.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.