Punktem wyjścia do rosyjskiej debaty na łamach serwisu Swobodnaja Pressa, była analiza, która pojawiła się w chorwackim wydaniu Binkov’s Battlegrounds. Według Chorwatów ewentualny konflikt zbrojny nie zakończy się wraz z zajęciem przez Rosję państw bałtyckich. W związku z obowiązującymi umowami, w obronę wezmą je sojusznicy z… Unii Europejskiej, a całkiem możliwe, że dołączy do nich Ukraina, która raczej nie pozostanie na uboczu, mając w perspektywie odzyskanie Donbasu i Krymu.
Chorwaci podkreślają, że biorąc pod uwagę przewagę sił powietrznych państw europejskich zarówno pod względem liczebności, jak i parametrów technicznych, część okupowanych terytoriów państw bałtyckich będzie mogła dość szybko zostać odbita. Ponadto, ich zdaniem, podczas gdy Rosja będzie prowadziła operacje w Estonii i Łotwie, Polska będzie mogła wykorzystać ten moment do inwazji na Obwód Kaliningradzki i przejęcia go.
Ten stan rzeczy, według Chorwatów, ma odstraszać rosyjskich strategów z Ministerstwa Obrony, ponieważ doskonale zdają sobie sprawę, że nie ma sensu zajmować nowych terytoriów, ryzykując ich utratę w niemal globalnym konflikcie.
Sens wojny
Rosjanie zadali sobie pytanie, czy takie rozważania mają w ogóle sens.
– Oczywiście, że nie – powiedział podczas debaty Geworg Mirzajan, profesor nadzwyczajny Wydziału Nauk Politycznych Uniwersytetu Ekonomicznego Federacji Rosyjskiej. – Bo jeśli się nad tym zastanowić, od razu stanie się jasne, że nie ma takiej potrzeby. W Rosji władze nie są samobójcami, nie chcą trzeciej wojny światowej. Rozumiemy, że wszystkie te publikacje są potrzebne nie do przewidywania prawdziwych działań wojennych, ale są tworzone wyłącznie na wewnętrzny użytek w krajach bałtyckich i NATO. Ma to być pokaz „agresywności Rosji”, w ramach którego domagają się nowych pieniędzy na wzmocnienie wschodniej flanki Sojuszu.
Rosjanie zauważają, że europejskie państwa będą działać pod osłoną amerykańskiego parasola lotniczego, a eksperci są pewni, że Waszyngton zareaguje w przypadku rosyjskiej inwazji.
– Oczywiście, że tak. Jeśli pozostaną na uboczu, wszyscy zobaczą, że Ameryka nie jest w stanie zagwarantować bezpieczeństwa swoim sojusznikom. Wówczas mogą dojść do wniosku, że globalne bezpieczeństwo mogą zagwarantować głównie Chiny. Dlatego, chcąc nie chcąc, będą musieli interweniować i mieć nadzieję, że wojna nie będzie nuklearna – dodał profesor.
Wartość Kaliningradu
O tym, jak Obwód Kaliningradzki jest istotna jest rola rosyjskich baz w dawnych Prusach Wschodnich, nie trzeba nikogo przekonywać. To właśnie pod Kaliningradem powstaje obecnie najwięcej nowych jednostek, a stare są rozwijane w większe związki.
Na przykład pododdziały 79. Brygady stanowią trzon dla nowopowstałej 18. dywizja zmotoryzowana, w której skład wchodzą 275. i 280. pułk zmotoryzowany oraz 11. pułk pancerny. W jej skład wejdzie także nowo sformowany 75 gwardyjskiego pułk strzelców zmotoryzowanych. Podobnie dzieje się z pułkami artylerii rakietowej i piechoty morskiej.
Rosjanie nie mają wątpliwości, że Polacy nie tylko nie zaatakują Obwodu Kaliningradzkiego, ale także, że po ewentualnym zdobyciu krajów bałtyckich, połączenie z Kaliningradem zostanie wzmocnione
– Jeśli zdobędziemy kraje bałtyckie, otrzymamy połączenie lądowe z Kaliningradem. Ofensywne kolumny sił amerykańsko-europejskich zostaną zniszczone przez taktyczne głowice nuklearne – twierdzi prof. Mirzajan.
– System obronny obwodu kaliningradzkiego oparty jest na współdziałaniu z Siłami Zbrojnymi Republiki Białorusi. Zapewnia również wsparcie ze strony okrętów Floty Bałtyckiej. Dlatego wnioski chorwackich ekspertów to bajka dla wszystkich Europejczyków – mówił docent Wydziału Nauk Politycznych i Socjologii Państwowego Uniwersytetu Ekonomicznego, Aleksandr Perendzijew.
Prowokacje a konflikt
Rosyjscy naukowcy zastanawiali się także, czy istnieje zagrożenie, że lokalny konflikt na granicy lub prowokacja przerodzi się w coś poważnego. Zdaniem dyskutantów jest to bardzo mało prawdopodobne, ponieważ zarówno państwa NATO, jak i Moskwa nie pozwolą, aby lokalne utarczki doprowadziły do pełnoskalowego konfliktu.
– Na Zachodzie temat „rosyjskiej agresji” jest wykorzystany przez wielu po prostu by zarobić, a przynajmniej zdobyć sławę, aby zapewnić sobie możliwość kariery w dziedzinie analityki wojskowej i dziennikarstwa – mówił doc. Perendzijew.
Uważa przy tym, że w krajach Unii Europejskiej są przyznawane specjalne granty na badania, które miałyby udowodnić, że Rosja prowadzi agresywną politykę wobec sąsiadów. Podkreślają jednak, że nie należy nawet brać pod uwagę takiego scenariusza, gdyż jest on nie tylko niedorzeczny, ale i szkodliwy dla relacji Rosji z państwami zachodnimi.
Chorwackie wnioski
Rosyjscy eksperci zauważyli, że ich chorwaccy koledzy wyciągają bardzo dziwne wnioski. Przede wszystkim twierdząc, że państwom bałtyckim pomogą wojska Unii Europejskiej. Zauważają, że państwa bałtyckie są członkami NATO, bloku wojskowo-politycznego, a Unia Europejska nie jest sojuszem wojskowym, ale organizacją przede wszystkim współpracy gospodarczej. W systemie prawno-politycznym Unii nie ma organu, który mógłby podejmować decyzje wyłącznie w sferze wojskowo-obronnej.
– Chorwaci to ludzie bardzo podejrzliwi wobec Rosji. Dla wielu z nich nasz kraj jest patronką Serbii, ich największego wroga. Obywatele chorwaccy są bardziej skłonni niż jakikolwiek obcokrajowiec do walki z republikami Donbasu. Kraj jest niezwykle proamerykański – dodał doc. Perendzijew.
– To bardzo wygodny temat, aby zastraszyć zwykłego Europejczyka – twierdzi Wadim Truchaczow, docent Wydziału Zagranicznych Studiów Regionalnych i Polityki Zagranicznej Rosyjskiego Państwowego Uniwersytetu Humanistycznego.
Rosyjscy naukowcy twierdzą, że raport powstał na polityczne zamówienie, aby wzbudzić nieufność wobec Rosji, w związku z sytuacją na granicy polsko-białoruskiej.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.