Przez lata bardzo dużo czasu spędziłem na dyskusjach z rosyjskimi historykami przede wszystkim na temat wojny polsko-bolszewickiej. W zasadzie w każdym momencie przyczynowym i ideologicznym fakty i dokumenty nie miały dla nich zdarzenia, a ważna była linia polityczna, jaką miała historia reprezentować.
Tegoroczny Pociąg Zwycięstwa odbywający tournée po Rosji z hasłem „Siła w prawdzie” / Zdjęcie: rosyjski Internet
Dla nich od dekad historia nie jest tylko nauką, a narzędziem do prowadzenia polityki wobec sąsiadów. W ostatnich latach nawet ciężko nazwać to, co robią rosyjscy badacze nauką. To teatr i pisanie historii na nowo. Co widać zwłaszcza w przypadku II wojny światowej, zwanej na wschodzie Wielką Wojną Ojczyźnianą. W jej przypadku Rosjanom peron odjechał całkowicie. Choć pociąg historyczny mają silny.
W Rosji ponownie ruszył pociąg do przeszłości. I to dosłownie. Przez Syberię, Ural i dalej, aż po europejskie rubieże Federacji, sunie Pociąg Zwycięstwa – specjalny skład propagandowy, który zamiast wozić węgiel, transportuje mity. W środku wagonów widzowie mogą usłyszeć koncerty piosenki wojskowej, obejrzeć wystawy pokazujące jak dziadowie wygrywali z faszyzmem, koncerty, a jak już walka z faszyzmem to także zainstalowano mobilne punkty werbunkowe dla przyszłego mięsa armatniego frontu na Ukrainie. A wszystko pod znakiem wielikoj pabiedy, z obowiązkową nutą sowieckiego patosu, który nie tylko fałszuje muzykę, ale i historię.
Z prelekcji organizowanych przy peronach można się dowiedzieć, że ZSRR już od 1 września 1939 prowadził heroiczną walkę z hitlerowskimi Niemcami, broniąc m.in. wschodniej Polski przed nazistowską okupacją. Że Armia Czerwona wkraczała nie jako agresor, lecz wyzwoliciel, zabezpieczając ludność przed Wehrmachtem. Że kraje bałtyckie zostały przyłączone dla ich własnego dobra, a Finlandia… No dobrze, Finlandia sama prowokowała. Ani słowa o pakcie Ribbentrop-Mołotow. Ani o wspólnej defiladzie w Brześciu. Ani o tym, że od września 1939 do czerwca 1941 ZSRR i III Rzesza zgodnie dzieliły się Europą jak tortem na urodzinach tyranów.
Kreml nigdy nie atakuje
Kremlowska polityka historyczna nie uznaje pojęcia agresja, jeśli agresorem była Moskwa. Zajęcie wschodniej Polski? To operacja ochronna. Atak na Finlandię w 1939? Konflikt graniczny sprowokowany przez Helsinki. Aneksja Litwy, Łotwy i Estonii w 1940? Dobrowolne przystąpienie do ZSRR w celu zapewnienia pokoju. Zajęcie Besarabii, czyli oderwanie części Rumunii przy milczącym przyzwoleniu Berlina? Zjednoczenie ziem ruskich.
A wszystko to w czasie, gdy Moskwa słała pociągi z ropą, zbożem i niklem do niemieckiej machiny wojennej. Ba! Ostatni pociąg z radzieckim zbożem przekroczył granicę z III Rzeszą niespełna godzinę przed rozpoczęciem operacji Barbarossa 22 czerwca 1941. Ale w rosyjskich podręcznikach tamtych lat Związek Radziecki był samotnym strażnikiem pokoju i pierwszym ofiarą wojny, nie jej współarchitektem.
Dziś ten sam fałsz pakuje się na wagony i wysyła w tournée po Federacji. Przy dźwiękach patriotycznych pieśni i aromacie grochówki z wojskowej kuchni polowej, młodym Rosjanom opowiada się o świętej wojnie i faszystach w Kijowie. I nie chodzi już tylko o utrwalanie fałszu – chodzi o przekucie mitu w realne poparcie dla wojny i zdobycie kolejnych poborowych.
Zła i niedobra Polska
W tej fałszywej narracji Polska to dziś kraj niewdzięczników. Jak powtarzają zwykli Rosjanie w komentarzach pod artykułami czy w mediach społecznościowych Polacy powinni im dziękować. To niewiarygodne, że Polska – którą uratowaliśmy od całkowitej zagłady – dziś pluje nam w twarz. My nie byliśmy agresorami. My przynieśliśmy wolność.
Gdy padają pytania o 17 września 1939, odpowiedź jest niemal zawsze ta sama: Rosja nigdy nikogo nie zaatakowała. To kłamstwo rozpowszechniane przez rusofobów. A jeśli już – to wyłącznie w odpowiedzi na zagrożenia, które dziwnym trafem pojawiają się tam, gdzie Moskwa ma interesy: od Finlandii po Gruzję, od Czeczenii po Ukrainę. Ten zwrot pojawia się w rosyjskiej polityce od ponad stu lat.
Krajobraz wokół tego pociągu z mitami nie byłby kompletny bez najnowszych sojuszników Moskwy. Słowacja, która w 1939 roku jako sojusznik Hitlera i Stalina brała udział w agresji na Polskę, dziś znów dryfuje ku Kremlowi. Premier Fico deklaruje chęć uczestnictwa w defiladzie 9 maja w Moskwie – święcie zwycięstwa nad faszyzmem, które co roku bardziej przypomina triumf hipokryzji. W tej geopolitycznej operetce dawny agresor znów chce dziś wystąpić jako świadek oskarżenia.
Rosja już dawno porzuciła prawdę na bocznicy historii. Teraz dołączają do niej Słowacy i zaczynają pędzić razem na złamanie karku ku przeszłości, której nigdy nie było, w której to nie Stalin z Hitlerem dzielili Europę, tylko Moskwa samotnie walczyła z ciemną stroną mocy. Niestety zwykli Rosjanie są już tak przeżarci karykaturą historii i propagandą, że sami uwierzyli w kłamstwa propagandy.