Mimo przeciwności losu
Już w piątek wieczorem, kiedy pakowałem swój plecak, wiadomo było, że zawiedzie jeden element, na który w przypadku imprez organizowanych na strzelnicach otwartych ani uczestnicy, ani organizatorzy nie mają wpływu – pogoda. Szarówka, deszcz i kilka stopni na plusie – takie warunki byłyby spodziewane raczej w listopadzie niż w środku maja. Nie, żeby sportowców i pasjonatów strzelectwa taka aura całkowicie odstraszyła, bo gości nie brakowało, a przy osi testowej już w sobotę rano utworzyła się długa kolejka chętnych do sprawdzenia różnych modeli pistoletów, karabinków i strzelb, jednak na dłuższe zwiedzanie będącej jednym z większych tego typu obiektów w Polsce strzelnicy w Maryninie trzeba było się odpowiednio przygotować. Ciepłe ubranie, wodoodporne buty, kurtka przeciwdeszczowa, czapka, rękawiczki, ochronniki słuchu i okulary – komu zabrakło któregoś z tych elementów, mógł poczuć potrzebę udania się do domu raczej prędzej niż później. Na dobrze przygotowanych do takich warunków zawodnikach i strzelcach w militarno-survivalowym ekwipunku chłód i deszcz nie robiły wrażenia. Trudniejsze zadanie mieli ci, którzy chcieli spędzić ten weekend z rodziną niepodzielającą strzeleckiego hobby. Najważniejsze jednak, że mimo niesprzyjającej aury organizatorom i gościom humory wyraźnie dopisywały. Nawet z chwilowych problemów z elektrycznością można było się wspólnie pośmiać.
Zawody, atrakcje i oś testowa
Podobnie jak podczas poprzednich edycji Kaliber Shooting Festival atrakcji było co niemiara. Najciekawsze wydarzenia podzielono na dwa dni, w związku z czym w sobotę odbyły się na przykład zawody Shot-off (Standard), Best Shotgun Marynino, Dziurkacz LTS i Cowboy Action Shooting, a w niedzielę głównymi atrakcjami imprezy były zawody dla dzieci i młodzieży, Shot-off (Open), Benchrest czy zawody o puchar WHBU. W sobotę można było także odbyć godzinny trening dynamicznego strzelania ze strzelby w formule IPSC pod okiem Sylwestra Jackowskiego. Wspólnym elementem obu dni było natomiast to, co chyba najbardziej interesuje strzelców cywilnych i kolekcjonerów, czyli możliwość zapoznania się z najróżniejszymi modelami pistoletów, karabinów, strzelb i bogatą ofertą akcesoriów, skonsultowania się z ekspertami, wyczyszczenia broni pod okiem profesjonalistów oraz przetestowania ponad 40 jednostek broni na specjalnej, wyznaczonej tylko do tego celu osi. Przy wpisie do książki pobytu na strzelnicy każdy uczestnik otrzymywał voucher na darmowe strzelanie – 10 sztuk amunicji .22LR/9 mm x 19 Parabellum lub 5 sztuk .223 Remington/.12 GA/.308 Winchester. Więcej można było dokupić na stanowisku testowym w całkiem rozsądnych, prawie „sklepowych” cenach. Dzięki temu pod okiem profesjonalistów można było sprawdzić niemal wszystkie cieszące się dużą popularnością konstrukcje Glocka, Beretty, Taurusa, S&W, Rossi czy Aksy.
Trzy nowości Aksa Arms
Turecka firma Aksa Arms znana jest polskim strzelcom przede wszystkim z jednego produktu – samopowtarzalnej strzelby S4, będącej udanym klonem kultowej strzelby Benelli M4 Super 90, używanej pod nazwą M1014 JSCS przez amerykańskie wojska lądowe i piechotę morską. Czterokrotnie tańsza od oryginału Aksa S4, występująca w różnych wersjach i kolorach, niemal z marszu stała się sprzedażowym hitem. Użytkownicy chętnie poddają ją modyfikacjom, a ponieważ jest to dość liczne grono, szybko powstały również ulepszone łoża, nakładki na dźwignię przeładowania, powiększone przyciski zrzutu zamka czy ładownice montowane z boku komory zamkowej. Właściciele chwalą swoje „turknelli” za wygląd, zaskakująco wysoką jakość wykonania, celność i przystępną cenę. Nie bez znaczenia jest fakt, że dzięki systemowi tłokowemu S4 pracuje bardzo pewnie i przeładowuje się nawet na amunicji o masie 21 g. Jeśli mam być szczery, do tej pory innych produktów marki Aksa Arms nie kojarzyłem i nie ma w tym nic dziwnego, bo zbyt wiele ich nie było. Ale teraz już są, a po raz pierwszy mogliśmy oglądać je właśnie podczas Kaliber Shooting Festival 2025.

R-223
Zacznijmy od największej z tych trzech nowych „zabawek” tureckiej manufaktury – karabinka R-223. Tak, zgadliście, jest to po prostu kolejny AR-15 zasilany amunicją .223 Rem. Z technicznego punktu widzenia jest to zupełnie konstrukcja klasyczna. System gazowy, lufy dostępne w długościach 14,5, 16 i 18 cali, całkowicie standardowy manual, mil-specowe komponenty i „gwizdek” A2 na końcu – brak wydziwiania na siłę. Z drugiej strony w zaprezentowanym podczas imprezy egzemplarzu widać było kilka „prezentów”, którymi tureccy producenci lubią nas rozpieszczać, nie licząc sobie za nie jak za zboże. W pakiecie dostajemy więc fajną kolbę z grubą, gumową stopką, składane przyrządy celownicze, grube, aluminiowe łoże typu quad rail wyposażone w 4 szyny Picatinny do montażu akcesoriów, gniazda QD i płytkę tylną (buffer tube end plate) z oczkami do podpięcia zawieszenia taktycznego i – uwaga – dwustronną dźwignię przeładowania. Strzelcy, którzy znają specyfikację dostępnych na rynku AR-ów i ceny tego typu akcesoriów, doskonale wiedzą, że dodanie takiej dźwigni i prostych, ale solidnych przyrządów celowniczych do swojego karabinka to koszt w granicach 1000-1200 zł. W R-223 na moje oko do wymiany są chwyt pistoletowy i kabłąk, ale ponieważ jest to kwestia indywidualnych preferencji, to nawet dobrze, że producent nie silił się na oryginalność.

Jeśli chodzi o wrażenia ze strzelania, R-223 to po prostu dobry, budżetowy AR-15. Powiedziałbym, że ma taki typowo militarny charakter – pracuje pewnie i liniowo, trochę kopie, spust jest dość twardy, ale dzięki sporej masie i masywnemu łożu z czterema „pikatynkami” miałem wrażenie, jakbym trzymał w rękach kawał solidnego żelastwa, a nie „jakiś tam tani karabinek na początek”. R-223 ma kosztować około 5000 zł, co czyni go ciekawą alternatywą dla najtańszych AR-ów, jakie można znaleźć w sklepach – Diamondbacka, PSA, LFA, SoG-a, SVRN-a czy CQ-A, który podobno nie będzie już kosztował 3500, ale 4500 zł. Każdy z tych producentów ma swoje argumenty, abyśmy wybrali właśnie ich karabinek i Aksa nie jest tu wyjątkiem. Jedynym minusem jest fakt, że 14,5 cala to minimalna długość lufy. Gdyby dodano jeszcze wersje 10,5 oraz 12,5 cala, grono odbiorców mogłoby być jeszcze większe. A gdyby tak w przyszłości, wzorem strzelby S4, turecka firma pokusiła się o wprowadzenie ciekawszych wersji kolorystycznych, to byłaby absolutna petarda.
AX919
Druga nowość Aksy to pistolet maszynowy/karabinek PCC AX919, czyli w pewnym sensie znów klasyka – AR-15 zasilany nabojem pistoletowym 9 mm x 19 Parabellum, czyli konstrukcja określana także mianem AR-9. Tym razem producent zdecydował się na lufę o długości bodajże 5,5 cala, w związku z czym karabinek jest kompaktowy, poręczny i stosunkowo lekki, ale wciąż kompatybilny z wieloma akcesoriami do AR-15, więc gdybyśmy chcieli coś w przyszłości ulepszyć, nie powinno to być przesadnie trudne. Podobnie jak w R-223, w komplecie dostajemy gniazda QD, end plate z uchwytami do pasa nośnego, przyrządy celownicze i obustronną dźwignię przeładowania, a do tego lepszy, wygodniejszy chwyt pistoletowy, powiększoną osłonę spustu i łoże z wycięciami w systemie M-LOK. Co ważne, AX919 jest kompatybilny z magazynkami do pistoletów Glock. W komplecie otrzymujemy jeden długi, półprzezroczysty magazynek, z którym ten karabinek prezentuje się naprawdę świetnie. Co ciekawe, na stronie Aksy widzimy trochę inną wersję, z łożem typu quad rail, a także odmianę z dopiskiem „L”, z wyraźnie dłuższą lufą (na moje oko 14,5 cala, ale tabela danych technicznych nie mówi w tej kwestii zbyt wiele, bo skopiowano ją z opisu modelu R-223, zmieniając jedynie kaliber). Wszystko wskazuje na to, że egzemplarze zaprezentowane podczas imprezy były demówkami, a to, co faktycznie przyjdzie w pierwszej dostawie, będzie wyglądało trochę inaczej.

Wrażenia ze strzelania mogę podsumować jednym słowem – klasyka. Nic nie zaskoczyło mnie ani na plus, ani na minus. Na tle innych budżetowych konstrukcji tego typu AX919 wyróżnia się przede wszystkim bogatym wyposażeniem, kompatybilnością z magazynkami do Glocka i króciutką lufą. Cena w granicach 5 000 zł również wydaje się atrakcyjna. Jedynym wątpliwym elementem w udostępnionym do testów egzemplarzu był przycisk zrzutu magazynka. Pracował na tyle ciężko, że trudno było obsłużyć go w normalny sposób, palcem wskazującym. Odnoszę jednak wrażenie, że to typowa choroba wieku dziecięcego lub wręcz przypadłość prototypu/demówki, która nie będzie występowała w egzemplarzach produkcyjnych.
HM-9

Najciekawszą i jednocześnie mającą szansę stać się największym rynkowym hitem nowością Aksy jest pistolet HM-9. Na pierwszy rzut oka jest to kolejna konstrukcja z gatunku „taki Glock, tylko lepszy”. Jeśli chodzi o gabaryty i pojemność magazynka, jest to typowy kompakt, czyli rywal Glocka 19. A dlaczego lepszy? Świetny, ustawiony pod innym kątem chwyt z fabrycznym stipplingiem, wymiennymi nakładkami i wydatnym lejkiem, delikatnie powiększone przyciski zrzutu magazynka i zamka, kompatybilność z magazynkami do Glocka, wycięcie pod kolimator, szyna Picatinny pod lufą i kulturalny, trochę „gumowaty”, ale pozbawiony efektu przełamywania tych trzech, pięciu czy dziewięciu ścian spust – to tylko te aspekty, na które zwróciłem uwagę podczas krótkiej prezentacji.

Odnoszę wrażenie, że przy dłuższym użytkowaniu mógłbym odkryć jeszcze więcej zalet HM-9. Nie widziałem, jak wygląda ten pistolet w pudełku i jakie gratisy w nim znajdziemy, ale znając zwyczaje tureckich manufaktur, domyślam się, że będzie bogato. „Glock od Aksy” jest produkowany w pięciu wersjach kolorystycznych – czarnej, brązowo-złotej, srebrnej, ciemnobeżowej i ciemnozielonej. Przyrządy celownicze są identyczne jak w „pierwowzorze”, co akurat średnio mi pasuje, ale podczas strzelania i tak korzystałem z kolimatora i wydaje mi się, że jeśli docelowo HM-9 faktycznie będzie dostępny w wersji gotowej do montażu optyki, wielu użytkowników z niej skorzysta, dając sobie spokój z wymianą muszki i szczerbinki.

A teraz najlepsze. Pistolet Aksy ma kosztować mniej niż 2000 zł, przebijając nawet „Glocka z Brazylii”. Jak dowiedziałem się od przedstawiciela Kalibra, jest wielce prawdopodobne, że ostateczna cena ukształtuje się na poziomie 1800-1900 zł. Mamy więc do czynienia z jednym z najtańszych dostępnych na rynku pistoletów 9 mm x19 Parabellum, a kiedy wziąłem go do ręki, zacząłem się mu przyglądać i wreszcie przepuściłem przez niego paczkę pestek, miałem raczej wrażenie, jakby była to poprawiona, usportowiona wariacja na temat Glocka – coś zmierzającego w kierunku Bul Armory Axe C Hatchet, choć jeszcze nie tak wypasionego (Bul Armory to, jak by nie patrzeć, jeszcze wyższa klasa, co znajduje odzwierciedlenie w cenie). W ostatnim czasie widzieliśmy kilka sensownych pistoletów w okolicach „dwójki”, takich jak chociażby Stoeger STR-9 czy PSA Dagger, jednak HM-9 wydaje się zwyczajnie lepszy. Moim zdaniem kiedy tylko pojawi się w sklepach, z miejsca stanie się bestsellerem, przebijając nawet strzelbę S4.
Rywalizacja sportowa i inne ciekawostki
Po wypróbowaniu nowości Aksy i kilku innych konstrukcji, z których do tej pory nie miałem okazji postrzelać, udałem się na osie, na których odbywały się zawody. W sobotę zdecydowanie zdominował je jeden rodzaj broni – strzelba. Kto specjalizuje się w tej dziedzinie, lubi konkurencje dynamiczne, ma odpowiednie wyposażenie i robi quad-loada w nocy o północy, z zamkniętymi oczami, ten mógł przyjechać do Marynina z ulubioną strzelbą (w tej roli najczęściej widywałem Berettę 1301), dużym zapasem amunicji, a miał gwarantowaną zabawę na cały dzień. Tory były zróżnicowane i dość wymagające, szczególnie biorąc pod uwagę pogodę. Zawodnicy musieli dokonać wyboru – czy pokonać tor spokojniej, skupiając się na celności, bezpieczeństwie i szybkim ładowaniu kolejnych nabojów, czy może iść pełną parą, ryzykując wywrotkę na błocie. Oglądało się to bardzo ciekawie. Rzadko spotykanym na tego typu imprezach zjawiskiem były także zawody Cowboy Action Shooting. Klimat dzikiego zachodu, kapelusze, poppery w kształcie kaktusów, strzelanie z dwóch rewolwerów, karabinu lever-action i strzelby. Fajnie, ale znów – ta pogoda… No cóż, na pewne rzeczy nie mamy wpływu, a całą resztę oceniam bardzo pozytywnie. Myślę, że ci, którzy mimo mało sprzyjającej aury wybrali się na Kaliber Shooting Festival 2025, również nie żałowali.
Patronat medialny