Lewis Machine & Tool Company MARS-H – pierwszy rzut oka
Po wyjęciu karabinu z pudełka nie sposób nie docenić jakości wykonania broni oraz spójności stylistycznej między elementami. Mimo dużej liczby autorskich rozwiązań producenta (o których przeczytacie kilka akapitów niżej) wszystko bardzo dobrze ze sobą współgra. Powierzchnie, wytłoczenia, manipulatory i infografiki nie dość, że są charakterystyczne, to jeszcze doskonale spełniają swoje zadania.

Nasz egzemplarz przyszedł w zwracającym uwagę kolorze FDE, naniesionym fabrycznie w powłoce Ceraktore. Widać że LMT stara się, by nie można było pomylić ich produktów z konkurencyjnymi.
Nie można doczepić się do jakości zastosowanych dodatków typu kolba SOPMOD i świetny gumowany chwyt pistoletowy, ale raczej nie jest to zaskakujące w tej klasie.
Całość dopełnia idealna sztywność zespołu uppera, która jest spowodowana zastosowaniem rozwiązania MRP, czyli Monolithic Rail Platform. Dlaczego to tak istotne?
LMT i ich podejście do platformy AR
LMT jako producent konstrukcji związanych z rządowymi przetargami otrzymało na początku lat 2000 zamówienie dotyczące stworzenia monolitycznego uppera kompatybilnego z platformą AR. Sztywne połączenie, a właściwie stworzenie monolitu z dwóch osobnych dotychczas części (uppera i handguarda) pozwolić miało na trzymanie zera wszystkich akcesoriów montowanych na szynach Piccatiny (a później slotach key-mod/mlok). Dodatkowo MRP umożliwiało samonośny montaż lufy, co, jak dobrze wiemy, kilkanaście lat później stanowi standard w karabinkach AR.
LMT rozwinęło pierwotne wymagania wobec systemu i obecnie umożliwia też szybką wymianę lufy, nie tylko pozwalając na zmianę jej długości, ale też oferując lufy różnych kalibrów kompatybilnych z jednym upperem. Wymiana nie tylko jest szybka, ale też nie wymaga rozbudowanego zaplecza specjalistycznych narzędzi, a wszystko, czego potrzebujemy do tej operacji, producent dostarcza wraz z karabinem.

Blok gazowy umieszczony wewnątrz monolitycznego łoża charakteryzuje się przewodem gazowym pod kątem 45 stopni, rozwijając koncepcję znaną nam na przykład z karabinków rodziny AK. Pozwoliło to zastosować prostą rurkę gazową, przez co gazy działają w pełni osiowo do zespołu suwadła. Zmniejsza to również wpływ erozji otworu gazowego w lufie na szybkostrzelność i kulturę pracy broni. Po testach mogę twierdzić, że sztywność takiej konstrukcji jest całkowita. Luzy po prostu nie istnieją, a strzelanie z takiego monolitu daje niesamowitą pewność składu i chwytu.
Czerwona planeta, bóg wojny czy może obustronne manipulatory?
Pozytywny efekt potęgują bardzo dobrze działające obustronne manipulatory. LMT postawiło znowu na autorskie rozwiązanie, tym razem nazywając je MARS, czyli Modular Ambidextrous Rifle System. Oznacza to, że wszystkie podstawowe manipulatory zostały zdublowane, co dotyczy zarówno bezpiecznika, jak i przycisku zwalniania magazynka czy blokady zamka w tylnym położeniu. Każdy z nich jest odbity po drugiej stronie na podobnej wysokości względem osi karabinka, więc nawet strzelając ze słabej ręki, jesteśmy w stanie dość intuicyjnie użyć manipulatora bez konieczności zastanawiania się, gdzie mielibyśmy go szukać.

Według broszury producenta akronim MARS odnosi się też do gniazda magazynka (magwellu) oraz specjalnie wyprofilowanego kabłąka spustowego, niemniej te elementy nie mają znaczenia w kontekście dostosowania do osób z różnymi rękami dominującymi.
Dla każdego coś dobrego, czyli o konfiguracji słów kilka
LMT pozwala na praktycznie dowolną konfigurację naszego MARS-H już na etapie zamówienia. Oficjalny katalog producenta mówi o 3 typach uppera, 5 długościach lufy, 5 dostępnych kalibrach i naprawdę dużej różnorodności wariantów zamawianego karabinka.
Testowany egzemplarz jest w ukompletowaniu zbliżonym do tego, które niedawno otrzymała jednostka Służby Ochrony Państwa jako karabinki używane przez zespoły snajperskie. Dostarczona konfiguracja to karabin na amunicję 7,62 (.308) z 13,5 calową lufą osadzoną w upperze typu MLK w kolorze FDE. Oczywiście modularność konstrukcji pozwala na zmianę kalibru opisywanego karabinu.

Karabin bez osprzętu jest jak żołnierz bez karabinu
Na montażu Unity 1,94 zamontowano Vortexa Razora III 1-10 MRAD i dołożono tłumik ASE Utra Dual Borelock wraz z urządzeniem wylotowym ASE Utra Birdcage. Taka konfiguracja sugeruje, że powinniśmy sprawdzić karabinek nie tylko na dalszych dystansach, ale też pokusić się o podjęcie wyzwania wykonania klasycznych drilli strzeleckich mimo masy własnej karabinu oraz dużego kalibru, które nie kojarzą się tego typu ćwiczeniami.

Trudne miłego początki, czyli pierwsze próby poskromienia na osi
Twierdzenie, że .308 na tak krótkiej lufie nie nadaje się do strzelania precyzyjnego, jest zdecydowanie zbyt ogólne. Niewątpliwie dłuższa lufa lepiej sprawdziłaby się na dalekich dystansach, być może podrzut karabinka byłby nieco mniejszy, ale uważam, że konstrukcja ta sprawdzi się jako uniwersalny karabin w tym kalibrze: jest przemyślana i spełniająca wszelkie wymogi wynikające z jej docelowego zastosowania.
Karabin LMT Mars-H ze stabilnej postawy i na odległości 100 metrów nie wymaga od strzelca szczególnie wysokich umiejętności. Postawa pozwalająca na kontrolę poruszającej się masy zespołu zamka, podrzutu i odrzutu, utwierdza w przekonaniu, z jak wdzięczną w obsłudze bronią mamy do czynienia.

Spust działa niesamowicie poprawnie: mimo milspecowego rodowodu jest bardzo przewidywalny i już po chwili jesteśmy w stanie pracować na nim z pełnym zaufaniem do charakterystyki pracy. Wspomniane przeze mnie manipulatory ułatwiają strzelanie, zwłaszcza selektor działający z bardzo przyjemnym kliknięciem niezależnie od używanej do jego obsługi dłoni.
Dostarczony Vortex Razor III jest szkłem używanym przez nas nie po raz pierwszy. Na tego typu karabinie sprawdza się świetnie, moje osobiste preferencje co do niższych montaży LVPO pozostawiam bez głębszych dywagacji. I to mimo uciążliwego bólu szyi przy strzelaniu z postawy leżącej. Luneta na tym zestawie pozwala wykorzystać przewagę, jaką daje kaliber .308 na dalszych odległościach. Trudno wyobrazić sobie, żeby tego typu karabin miał pracować z innego typu optyką.
Tor lotu jest idealnie powtarzalny, a praca karabinka nie pozostawia wiele do życzenia. Moi redakcyjni koledzy pokusili się jednak o testy karabinu na 300-metrowych osiach. Tym samym oddaje im teraz głos, nieco zazdroszcząc możliwości.
300 metrów
Przed strzelaniem na 300 m postanowiliśmy potwierdzić ustawienie celownika na 100 m. I chyba nikt się nie spodziewał takiego strzelania jakie miało nastąpić. Na daną chwilę mieliśmy dostępną demobilową amunicję SM .308 win 147 gr. I jak się szybko okazało nasz LMT zdecydowanie jej nie polubił.
Już po drugim strzale trafiło się pierwsze zacięcie w postaci zatrzymania łuski w komorze. Przy użyciu wyciora udało się ją wyjąć, jednak zaskoczeniem było ile siły trzeba było w tym celu użyć. Po dokładnym przyjrzeniu się usuniętej łusce można było zobaczyć odkształcenie całej szyjki co potwierdziliśmy pomiarem na suwmiarce. Dodatkowo widoczne było rozdęcie łuski właściwej tuż za szyjką. Nie zrażając się ta sytuacją – w końcu wadliwy nabój zawsze się może trafić, kontynuowaliśmy strzelanie. Po kolejnych dwóch strzałach kolejna niespodzianka w postaci nie zbitej spłonki. Zaskoczeniem było to, że podobnie jak przy pierwszym zacięciu, mieliśmy problem z usunięciem naboju z komory nabojowej. Parę kolejnych strzałów i znów problem w postaci double feed czyli dosłanie dwóch nabojów do komory nabojowej. Tak nieszczęśliwy ciąg zdarzeń nie przytrafił nam się nigdy wcześniej na żadnej konstrukcji. I trzeba jasno powiedzieć, że była to wina amunicji, a nie broni. A jak strzelanie ułożyło się na tarczy? Ustawienie celownika na 100 m okazało się praktycznie niemożliwe. Pociski latały jak chciały i trafienia były rozrzucone po tarczy w kole o średnicy 20 cm. Nie mając grupy która byłaby punktem wyjścia postanowiliśmy jednak wykonać strzelanie na 300 m i tutaj było bardzo podobnie, ponieważ ponownie mieliśmy cel ostrzelany bez ładu i składu, tylko rozrzut był trochę większy. Wielka szkoda, że tym razem nie mieliśmy dostępnej innej amunicji, jednakże nie spodziewaliśmy się że SM sprawi aż tyle problemów nie tylko z uzyskaniem grupy, ale również z mechaniką samej broni. Trzymał nas też czas – broń niestety zgodnie z ustawą można wypożyczyć tylko na 14 dni i strzelanie na 300 metrów wykonywaliśmy tuż przed terminem zwrotu na śródleśnej strzelnicy, więc nie mieliśmy możliwości tego dnia pojechać do sklepu i dokupić innej amunicji. Zdecydowanie trzeba powtórzyć na innych kulkach i i sprawdzić potencjał tak dobrze wykonanej broni.



300 metrów - podejście drugie
Uzupełniwszy zapas amunicji wybraliśmy się ponownie do MEX Armory wypożyczyć MARSa. Tym razem, udało nam się drapnąć z magazynu również dodatkowe lufy – w .308 o długości 16 cali i ciekawostkę, czyli 20-calową w kalibrze 6,5 Creedmoor.
Zacząłem od dystansu 100 metrów – żeby potwierdzić przystrzelanie optyki oraz sprawdzić jak poszczególne kulki sprawdzają się z daną lufa – na tym dystancie strzałem z najkrótszej lufy, czyli 13,5 cala.
Powszechnie stosowaną miarą skupienia jest MOA (Minute of Angle, minuta kątowa), która wynosi po przeliczeniu na jednostki SI odpowiednio 29,09 mm na 100 metrów i 87,26 mm na 300 metrów. A ponieważ punktem doniesienia jest zazwyczaj 1 MOA (i w takim przypadku możemy już mówić o poprawnym strzelaniu), to te miary przyjmijmy jako wyznacznik.
Słowo o panujących warunkach – strzelałem w środku lata, czyli przy bardzo wysokiej temperaturze. Obrazowo mówiąc, nabój położony na stoliku w ciągu 20 minut rozgrzewał się tak mocno, że prawie parzył, a na betonowym blacie nie dało się bezpośrednio oprzeć łokcia – musiałem podczas strzelania pod niego podłożyć bluzę. Przekładało się to na bardzo mocny miraż (który na dystansie 300 metrów powodował bardzo wyraźne falowanie obrazu celu). Trudno wiec określić to strzelanie mianem testów laboratoryjnych – bardziej to sprawdzenie, jak broń sobie radzi w zastanych warunkach.



Z Lapuą (skąd inąd bardzo dobrą, świetnie latała m.in. na Benelli HMR), ta lufa się nie polubiła. Acz jest zauważalnie lepiej niż Fiocchi





Sama wymiana (za pomocą dostarczonego przez producenta, dedykowanego klucza dynamometrycznego) to moment – lufę wymienia się w niecałą minutę




Na koniec – 6,5 Creedmoor. Znowu podmiana lufy i najpierw…


Przyznam, spodziewałem się że 6,5 Creed na 300 metrów osiągnie trochę lepsze skupienie (chociaż nadal mamy poniżej 1 MOA, z broni samopowtarzalnej, z wymienioną ad hoc lufą!). Natomiast składam to też na swój karb, czyli zmęczenie strzelca – mimo ciągłego uzupełnienia płynów, upał bardzo mocno dawał się we znaki, a to przekłada się na precyzję.
Daje ten kaliber tez lepsze skupienie niż .308 – ale cóż, tutaj zero zdziwienia, ma on wszak dużo lepszą balistykę. Natomiast bardzo mile zaskakują wyniki z .308 właśnie – na 300 metrów nawet w niezbyt sprzyjających warunkach (uporczywy miraż) można spokojnie zejść ze skupieniem poniżej 1 MOA. A gdyby jeszcze bardziej pobawić się z doborem amunicji, prawdopodobnie dało by się te grupy jeszcze bardziej zacieśnić.
Dynamika z .308. Dlaczego pogrążyłem się w szaleństwie?
Wracając do krótszych dystansów, zdecydowałem się skręcić Razora na powiększenie 1x i sprawdzić karabin również na kilku torach IDPA i klasycznych drillach. Tutaj dużym problem okazała się waga całego zestawu. Karabin z amunicją, optyką, tłumikiem przekracza 6 kg. Bardzo duża część to zespół zamka, który co prawda cechuje się niezwykła wytrzymałością (nie tylko według broszur, ale również zdaniem użytkowników karabinków), ale pracując przy strzelaniu dynamicznym jest jednym z generatorów trudnego do okiełznania odrzutu.
Mimo początkowych trudności i frustracji zachowanie karabinu jest na tyle powtarzalne, że przy odpowiednich modyfikacjach swoich przyzwyczajeń z lżejszych konstrukcji oraz odpowiednim kontrolowaniu zachowań karabinka nawet szybkie tory typu IDPA można pokonać w czasach zbliżonych do tych, kiedy używamy klasycznych konstrukcji AR15. Zbliżonych, ale zdecydowanie nie równych.

Nie ma co ukrywać, okiełznanie tego karabinu daje niesamowitą satysfakcję, a fakt, że udało się to nawet opisującemu, czyli strzelcowi niemającemu dużych doświadczeń z AR10, sugeruje że MARS-H jest wdzięczną i bardzo dostępną konstrukcją. Jego masa i specyfika pracy wymaga jednak delikatnego zwolnienia naszego strzelania. Większa masa obalająca (tak nieistotna przy strzelaniu do papieru) okupiona jest czasami na torach.
Z kronikarskiego obowiązku wspomnę, że podczas szybszego strzelania system gazowy nie zawodził. Karabin przeładowywał się idealnie, reakcja na spust była szybka, niemniej nie ma tu mowy o splitach na poziomie 0,20 s, bo realnie nie jesteśmy w stanie wrócić na cel w tak krótkim czasie, walcząc z podrzutem broni.

Obustronne manipulatory pozwalają na szybkie i pewne zmiany ręki prowadzącej. Wspomniany wysoki montaż Unity, przy dynamicznym strzelaniu był sporym plusem, a Vortex III pozwalał na skład niemal tak komfortowy jak przy zastosowaniu celowników kolimatorowych lub holograficznych. Podtrzymuję zdanie, że optyka typu LVPO jest idealnym wyborem przy tym karabinie.
A po co, a na co to komu?
W ramach podsumowania chciałbym zaprosić was do dyskusji. Oczywistym jest to, że karabinki takie jak LMT MARS-H w strzelectwie cywilnym nie mają sensowego zastosowania. Wszelkie zalety tego karabinu nie mają możliwości zagrania pierwszych skrzypiec w momencie, gdy strzelamy do papieru czy hardoxowego gongu.
Wybór tych karabinów przez SOP, jasno jednak pokazuje, że ich zalety można wykorzystać w sposób bardzo konkretny, przez co trudności opisane przeze mnie w powyższych akapitac, kompletnie tracą na znaczeniu, bo zalety połączenia kompaktowości z kalibrami dostępnymi w ramach systemu MARS-H w działaniach profesjonalnych i bojowych są nie do przecenienia. Strzelając z karabinu kalibru .308 o tak krótkiej lufie, musimy mieć świadomość, dlaczego taki karabin powstał i do czego docelowo służy.

Nie zrozumcie mnie źle. Daleki jestem do stwierdzenia, że konstrukcja ta powinna zostać ograniczona do użytku przez służby. Przecież w cywilnym strzelectwie chodzi o to, żeby czerpać niego radość i satysfakcję. LMT MARS-H jest naprawdę doskonale wykonanym karabinem. Podczas używania go czasem zapomniałem, że to testowy egzemplarz, ciesząc się każdym wyjazdem na strzelnicę. Czy wybrałbym go jako mój główny karabin? Zdecydowanie nie. Czy chciałbym go mieć w swojej szafie? Zdecydowanie tak! Po okresie spędzonym z testowanym egzemplarzem wiem, ile trudności spotyka strzelca, który chce wykręcić tym karabinem dobry czas toru, ale wiem ile radości sprawia osiągnięcie dobrego przebiegu.

Zakup wymarzonej konfiguracji to początek przygody
Decydując się na zakup LMT MARS-H, dostajemy doskonale wykonany karabin. Przemyślana konstrukcja i spójność elementów oraz niebywała sztywność uppera i lowera to zalety, które jasno wskazują high-endowy segment rynku. Samo strzelanie, biorąc pod uwagę kaliber i charakterystykę karabinu, jest prawdziwą przyjemnością. Trudno mi wskazać nowoczesnego konkurenta w segmencie AR10, który robi cokolwiek lepiej niż LMT MARS-H.
Zakup LMT to postawienie na dobrego konia – tylko narowistego i wymagającego świadomego dżokeja.
Dystrybutorem firmy Lewis Machine & Tool Company w Polsce jest MexArmory.
Podstawowa konfiguracja LMT MARS-H to obecnie 24 000 złotych. Cena może różnić się z zależności od wybranej konfiguracji.