Gdyby ktoś zapytał mnie, co łączy 96 śmigłowców AH-64E Apache z przestarzałymi Mi-2, odpowiedź byłaby prosta: polska myśl modernizacyjna – niespójna, chaotyczna, i przyspieszana, kiedy lata opóźnień wymuszają działania ad hoc. Z jednej strony, Polska podpisuje kontrakt na 96 najnowocześniejszych maszyn bojowych za około 10 miliardów dolarów, co uczyni Siły Zbrojne RP drugim po USA użytkownikiem Apache’ów.
Mi-2 / Zdjęcie: Michał Adamowski, MILMAG
Z drugiej, polscy piloci wciąż szkolą się na Mi-2, cały czas wypełniają na nich loty łącznikowe i komunikacyjne, a są to śmigłowce, które pamiętają czasy czarno-białej telewizji i FSO Warszawa. Kiedy Mi-2 został oblatany premierem Polski był Józef Cyrankiewicz, gensekiem ZSRR Nikita Chruszczow, a John F. Kennedy został zaprzysiężony na prezydenta USA. Rozumiecie do czego zmierzam? Najmłodszy użytkowany w Siłach Zbrojnych RP Mi-2 ma 37 lat i jest starszy od większości pilotów, którzy nim latają.
Modernizacja polskich Sił Zbrojnych miała być skokiem w przyszłość, a przynajmniej tak to wyglądało na grafikach prezentowanych podczas konferencji prasowych MON. Czy to za poprzednich rządów czy za obecnych. Tymczasem są to cały czas jedynie wyspy nowoczesności pośród morza reliktów PRL, które powinny znaleźć się pod kuratelą Konserwatora Zabytków.
Z jednej strony MON kupuje najnowsze F-35, czołgi Abrams, zestawy Patriot i – oczywiście – 96 bojowych śmigłowców uderzeniowych AH-64E Apache Guardian. Problem w tym, że jednocześnie polscy piloci szkolą się na wysłużonych, mocno leciwych Mi-2. A program Perkoz od lat krąży w urzędniczym zawieszeniu i coraz bardziej przypomina Orkę. Też jest na ugorze. Ma jednak gorzej, bo jest mniej medialny.
AW109 / Zdjęcie: Jakub Link-Lenczowski, MILMAG
Mi-2. Stary, ale już nie jary
Śmigłowiec Mi-2 to maszyna, która w polskich Siłach Zbrojnych służy od lat 60. XX wieku. Produkowana była w Świdniku na licencji sowieckiej i choć dzisiaj trudno w to uwierzyć, niegdyś była uważana za nowoczesną i wszechstronną. Tak było! Poważnie. Współcześnie to już emeryt i to w dodatku nie z tych żwawych.
Jednak wciąż pełni bardzo konkretne i potrzebne funkcje. W Wojskach Lądowych Mi-2 wykorzystywany jest przede wszystkim do szkolenia pilotów i wylatywania nalotu, a także w zadaniach rozpoznawczych, transportowych, ewakuacyjnych i łącznikowych. Pamiętam jeszcze jak przed paru laty z ich użyciem rozbijano zwały lodowe na Wiśle i Odrze.
W jego wnętrzu nie znajdziemy nowoczesnych przyrządów nawigacyjnych, ekranów dotykowych ani cyfrowych systemów zarządzania lotem. Kabina przypomina raczej muzeum techniki z lat 70. – pełna analogowych zegarów, drgań i hałasu. Ale Mi-2 to nie tylko zabytek – to przede wszystkim maszyna, która nadal robi robotę. I właśnie dlatego jego następca powinien był trafić do służby już wczoraj. Tymczasem… nadal nie wiadomo, kiedy w ogóle ruszy przetarg.
H145M… / Zdjęcie: Jakub Link-Lenczowski, MILMAG
Perkoz, czyli śmigłowiec widmo
Program Perkoz miał być wybawieniem dla kadetów z Dęblina i dowódców plutonów śmigłowców w brygadach aeromobilnych. W sierpniu 2020 roku Inspektorat Uzbrojenia rozpoczął dialog techniczny dotyczący nowej platformy wielozadaniowej, która zastąpiłaby nie tylko Mi-2, ale też część zadań wykonywanych przez inne typy śmigłowców, jak W-3 Sokół. Nowy wiropłat miał mieć trzy zasadnicze warianty: szkolno-treningowy, rozpoznawczo-uderzeniowy oraz lekki transportowy. W założeniu – pełna wszechstronność.
W grze znalazło się kilka poważnych konstrukcji. Swoje propozycje zgłosiły m.in. Airbus Helicopters z H145M, Leonardo Helicopters z AW109 i AW169, Bell z modelem 407GXi lub 429 oraz WSK PZL-Świdnik – które początkowo mówiło o własnej wersji AW109 Trekker. Polska Grupa Zbrojeniowa wspominała też nieśmiało o PZL Kania 2.0, czyli odświeżonym śmigłowcu produkowanym dawniej w Świdniku na bazie Mi-2. Tylko że z tych wszystkich zapowiedzi, folderów i prezentacji nie wynikło nic.
MON nigdy oficjalnie nie rozpoczął fazy postępowania przetargowego. Program dryfuje. Jest za słaby, by trafić na listę priorytetów, za ważny, by go całkiem skasować. Efekt jest taki, że MON niedługo zderzy się z dylematem; jak szkolić przyszłych pilotów nowoczesnych AH-64E? Płacić krocie za granicą? Czy kupować z półki nowe śmigłowce szkolne w ramach pilnej potrzeby operacyjnej? No bo przecież szkolić na Mi-2 to tak jakby teraz organizować kursy prawa jazdy na Fiatach 125p…
…uzbrojenie… / Zdjęcie: Jakub Link-Lenczowski, MILMAG
Apache – tanio to już było
W międzyczasie Polska zdecydowała się na zakup 96 śmigłowców szturmowych AH-64E Apache Guardian – i to nie jako uzupełnienia, ale jako trzon nowych sił aeromobilnych. Apacze to maszyny bez wątpienia imponujące: potężne, naszpikowane elektroniką, zdolne do działania w sieciocentrycznym środowisku walki, niosące ze sobą ogromny ładunek bojowy. Problem w tym, że ich liczba – 96 sztuk – budzi zdziwienie nie tylko wśród ekspertów, ale też zagranicznych partnerów.
Na ironię również zakrawa fakt, że młodzi piloci, którzy teoretycznie mają w przyszłości zasiąść za sterami AH-64E, nadal uczą się na maszynach, które były nowinką techniczną w czasach, gdy wczesne śmigłowce Huey latały nad Da Nang w Wietnamie…
…i symulator lotu / Zdjęcie: Jakub Link-Lenczowski, MILMAG
Perkoz równie ważny jak Apache
Co więcej zakup Apache rozwiązuje tylko część problemów. Następca Mi-2 ma posłużyć do szkolenia podstawowego, będzie pełnić funkcję rozpoznawczą i łącznikowej. Bo właśnie takie zadania wykonują do dzisiaj Mi-2 (sic!). Należy więc traktować zakup Apache’ów jako jako na element większej układanki. Począwszy od szkolenia, poprzez rozpoznanie skończywszy na wsparciu podczas zadań bojowych. Do tego trzeba nie tylko szkoleń, ale właśnie floty wsparcia, logistyki i ludzi.
Dlatego może irytować, że Polska modernizuje się spektakularnie, ale chaotycznie. Kupujemy sprzęt z najwyższej półki, ale budowa kompleksowego systemu idzie opornie. Prawie setka Apache’y to nie zwieńczenie procesu budowy lotnictwa śmigłowcowego. To pierwszy (choć bardzo ważny) klocek w bardzo skomplikowanej układance, jaką jest nowoczesne lotnictwo wojskowe. Trzeba mieć też ludzi, szkolenia, symulatory, wsparcie techniczne, a przede wszystkim – przemyślaną strukturę. Program Perkoz to nie miły dodatek, a fundament, na którym zbuduje się kadry dla reszty floty.