W środę ma zapaść decyzja w sprawie programu Orka – pisały media. Wiele osób już tupało nogami w oczekiwaniu na przełomową decyzję. Jeszcze więcej osób podchodziło do zapowiedzi z dystansem. I ci mieli rację. Żadnej przełomowej decyzji nie było.
ORP „Orzeł” (291) projektu 877E Pałtus (w kodzie NATO: Kilo) podczas tegorocznej parady morskiej na Helu / Zdjęcie: Przemysław Gurgurewicz, MILMAG
Program Orka to w polskiej polityce obronnej coś więcej niż zakup okrętów podwodnych. To już właściwie gatunek literacki. Epopeja morska rozpisana na kolejne rządy, kadencje i wystąpienia medialne. Każdy premier i każdy minister obrony od ponad dekady czuje nieodpartą potrzebę, by ogłosić, że teraz to już na pewno kupimy okręty podwodne.
Słowa płyną szerokim strumieniem, konferencje prasowe kwitną jak algi w Bałtyku, a marynarze w Gdyni mogą co najwyżej patrzeć z nostalgią 40-letniego Orła i zastanawiać się, czy w ogóle jeszcze pływają w ramach jakiegoś Dywizjonu Okrętów Podwodnych, czy raczej grupy rekonstrukcji historycznej.
Maraton obietnic
Trzeba przyznać, że polska klasa polityczna konsekwentnie od lat robi to samo ponad wszelkimi podziałami politycznymi. Obiecuje. W 2013 mówiono, że Orka to priorytet absolutny. W 2016 przypominano, że ostatnia chwila jest teraz, a Antoni Macierewicz obiecywał okręty podwodne wyposażone w samoloty.
Potem nastał czas, gdy kolejne ekip zajmowały się raczej czołgami, haubicami i rakietami, bo Siły Zbrojne RP domeną lądową stoją… A Orka? Została zepchnięta na boczny tor, choć wszyscy wiedzieli, że jeśli Marynarka ma mieć jakikolwiek sens na Bałtyku, to również powinna mieć zdolności do operacji podwodnych. Tyle że ostatnia chwila na zakup nowych okrętów podwodnych była… dekadę temu. Dziś to raczej ostatnia chwila na zamówienie bukietu kwiatów na pogrzeb Dywizjonu. Chyba, że jakimś cudem w przyszłym roku pojawi się rozwiązanie pomostowe.
W tym roku znów usłyszeliśmy festiwal zapewnień. Wiceminister Stanisław Wziątek w marcu 2025 mówił, że program Orka zostanie rozstrzygnięty jeszcze w tym roku. Minister Władysław Kosiniak-Kamysz w maju powtórzył, że wszystko się rozstrzygnie w 2025, bo sprawa jest dla rządu honorem. Premier Donald Tusk dorzucił we wrześniu, że rząd przyjmie uchwałę, zobowiązującą do wyboru ostatecznego partnera do końca roku.
A wcześniej, w listopadzie 2024, ten sam Kosiniak-Kamysz obiecywał w Gdyni, że w 2025 będzie już podpisana umowa. (Polityczne obietnice na Święcie Marynarki Wojennej).
Orzeł został zbudowany w sowieckiej stoczni Krasnoje Sormowo w Gorki w 1985. Okręt ma 72,6 m długości, 9,9 m szerokości, 2460 t wyporności na powierzchni, 3180 t wyporności w zanurzeniu. Zanurzenie testowe wynosi 250 m, a maksymalne 300 m / Zdjęcie: Przemysław Gurgurewicz, MILMAG
Zaklinanie rzeczywistości
Problem w tym, że politycy mylą uchwały z rzeczywistością. Uchwała kierunkowa, którą rząd przyjął we wrześniu, to w praktyce papier informacyjny. MON, Ministerstwo Finansów i Ministerstwo Aktywów Państwowych mają przygotować rekomendacje. Świetnie. Tylko że marynarzom rekomendacje nie zastąpią nowego okrętu, a oficerowie w Gdyni nie wyjdą w morze na teczce z dokumentami. Za to polityk może pokazać teczkę w telewizji i powiedzieć: Patrzcie, działamy.
A co faktycznie się dzieje? Nic nowego. Oferty leżą na biurkach od miesięcy. Wśród faworytów od miesięcy wymienia się Niemców, Szwedów i Włochów, którzy mogą zaoferować okręty w ramach instrumentów finansowych UE. W grze są także Francuzi i Koreańczycy. Równocześnie na biurkach planistów toczy się batalia, która koncepcja ma wygrać: mini-okręt rakietowy (boomer) zdolny skrycie wystrzelić salwę pocisków manewrujących czy też jednostka skrojona do operacji na Bałtyku i i ochrony naszej infrastruktury podwodnej…
Trudno się dziwić, że marynarze i opinia publiczna tracą cierpliwość. Dywizjon Okrętów Podwodnych to dziś wydmuszka. Oficjalnie istnieje, ale faktycznie sprowadza się do ORP Orzeł. Sokół jest już okrętem-muzeum, Sęp i Bielik odeszły dawno, a Orzeł coraz częściej przypomina samotnego dinozaura niż nowoczesny okręt.
W 2023 obiecywano rozpoczęcie procedury. W 2024 zapewniano, że umowa będzie w przyszłym roku. W połowie września 2025 słyszymy, że decyzja zapadnie do końca roku. Mamy trzy miesiące na wynegocjowanie i podpisanie skomplikowanej, wielowątkowej umowy z oferentem, który dodatkowo powinien praktycznie natychmiast dostarczyć rozwiązanie pomostowe. Podziwiam optymizm polityków.
Chyba, że to będzie umowa ramowa, a szczegóły będą dopracowywane w przyszłości. To z kolei byłoby niczym zakup Abramsów. Najpierw Mariusz Błaszczak i Jarosław Kaczyński ogłosili zakup, a potem zaczęli negocjować. Znów będzie ciekawie.
I to jest chyba największy dramat tej historii. Nie to, że Orła trzeba reanimować, nie to, że Dywizjon jest formacją jednego okrętu. Najgorsze jest to, że ludzi ogarnia frustracja. Bo ile razy można słuchać, że w tym roku na pewno? Że uchwała czy konferencja to już prawie umowa…
Czytaj także:
