To, że kremlowska propaganda dyskredytuje zdolności zachodniej broni, albo grozi odwetem za jej użycie nie jest niczym nowym. Rosyjskie media twierdziły choćby, że pociski Storm Shadow to broń, z którą Rosja radzi sobie bez problemu. Prasa donosiła, że rosyjska obrona przeciwlotnicza hurtowo zestrzeliwuje Storm Shadow. Było to tuż przed zniszczeniem Rostowa-na-Donu.
O F-16 pisano, że są bezbronne wobec systemów obrony przeciwlotniczej S-300 i S-400, a wszystkie rosyjskie myśliwce radzą sobie z nimi bez większego wysiłku. No może MiG-29 musi się trochę spocić. Pisano to na zmianę z tym, że obsługują je amerykańscy najemnicy, bo Ukraińcy nie są w stanie opanować tak zaawansowanej techniki. Ale równocześnie grożono odwetem za ich dostarczanie. Bo nie są groźne, ale bez przesady.
Teraz, kiedy na horyzoncie pojawia się temat pocisków manewrujących BGM-109 Tomahawk, rosyjskie media państwowe dostają niemal ataku histerii. Raz przekonują, że to broń przestarzała, którą rosyjska obrona przeciwlotnicza strąca z dziecinną łatwością. Innym razem, że to śmiertelne zagrożenie, które może doprowadzić świat na skraj wojny nuklearnej, bo jeśli zostaną zagrożone żywotne interesy Federacji, to już się nie będą cackać. Zależnie od potrzeb dnia, Kreml potrafi uczynić z Tomahawka albo karykaturę, albo apokaliptyczny symbol zachodniej agresji.
„Eksperci” wiedzą najlepiej
Jedną z ulubionych manipulacji rosyjskich mediów jest powtarzanie, że Tomahawki nie mogą być używane przez nikogo poza Amerykanami. Bo to tajne przez poufne i na każdym brytyjskim i australijskim okręcie, wyposażonym w BGM-109 siedzi amerykański oficer i uważnie patrzy, czy przypadkiem, komuś nie przyszło na myśl wystrzelić Tomahawka.
Tak twierdzi choćby ekspert wojskowy i emerytowany pułkownik Anatolij Matwijczuk udzielił wywiadu dla VFokus. Wcześniej o przekazywaniu myśliwców i Patriotów mówił, że to marnowanie pieniędzy zachodnich podatników, bo i tak Ukraińcy nie będą potrafili tego sprzętu wykorzystać.
Teraz stwierdził, że Zełenski Kłamie jak koń. Myślę, że to polityczny PR. Amerykanie mogliby wystrzelić jedną lub dwie rakiety, po czym natychmiast wybuchłaby wojna między Rosją a Stanami Zjednoczonymi. Doskonale to rozumieją.
To nie koniec rewelacji Matwijczuka. Stwierdził, że Tomahawki wymagają specjalnej wyrzutni Mk 41. Występuje ona w niewielu naziemnych wersjach. Jeśli się nie mylę, jest w Japonii, Polsce i, o ile się nie mylę, w Rumunii. Jest tam używana jako system obrony przeciwrakietowej. Ale są nieporęczne i mało mobilne. Sądzę, że zostaną zniszczone, gdy tylko zbliżą się do granicy z Ukrainą. Co więcej, tylko oficerowie amerykańscy mogą odpalać te pociski. Odpalenie takiej broni oznaczałoby dla USA wojnę z Rosją.
Trzeba tłumaczyć jak bardzo są to piramidalne bzdury?
Prawda jest nieważna
To klasyczny chwyt, który stosuje rosyjska propaganda. Musi stworzyć wrażenie, że nawet jeśli Ukraina otrzyma tę broń, to i tak nie będzie w stanie jej wykorzystać bez bezpośredniego udziału amerykańskich żołnierzy. W tej narracji Waszyngton staje się więc stroną wojny, a Kijów jest jedynie figurantem. Propaganda powiela przy tym argument Putina, że rakiety te wymagają obsługi przez specjalistów USA. Takie stwierdzenia mają jeden cel – podważyć suwerenność Ukrainy i przekonać rosyjską opinię publiczną, że walczy z całym kolektywnym Zachodem.
Rosyjskie media państwowe i prorządowe kanały na platformie społecznościowej Telegram nieustannie podkreślają też rzekomą nieefektywność Tomahawków. Zestawiają archiwalne nagrania z Syrii czy Iraku, twierdząc, że większość Tomahawków została przechwycona przez rosyjską obronę. Dane mają się nijak do rzeczywistości, ale to bez znaczenia. W rosyjskiej narracji Tomahawk jest z jednej strony nieskuteczny, a z drugiej – śmiertelnie groźny, niemal nuklearny. Ta sprzeczność nie przeszkadza, bo emocje są ważniejsze od logiki.
Kolejny mit powtarzany przez kremlowską propagandę głosi, że Rosja nie będzie w stanie odróżnić, czy Tomahawk lecący w jej kierunku niesie głowicę konwencjonalną czy atomową, więc ze względu na potencjalne zagrożenie Rosja może odpowiedzieć w adekwatny sposób. To akurat nowość, choć Kreml już groził atakiem jądrowym.
Klasycznie przekaz ma zniechęcić Stany Zjednoczone i pozostałych sojuszników do przekazania pocisków Ukrainie, sugerując, że każdy ich start może być potraktowany jako akt wojny nuklearnej. W istocie chodzi o zasianie wątpliwości, o wymuszenie autocenzury w zachodnich stolicach, o utrzymanie przewagi psychologicznej.
Jak szczekający piesek
Wszystkie te narracje łączy jedno. Kreml zachowuje się jak szczekający wiejski piesek, który ma nadzieję, że samym szczekaniem odstraszy przeciwnika. Tymczasem coraz częściej widać paniczny lęk przed możliwością, że Ukraina rzeczywiście otrzyma Tomahawki i wykorzysta je skutecznie.
Dla Rosji byłby to kolejny cios w mit o rosyjskich bąblach antydostępowych o których tak chętnie rozpisywało się kilku geopolityków z marną wiedzą militarną. Tymczasem bąble pękają jeden za drugim, a kolejne rafinerie radośnie płoną. Co zmienią Tomahawki? Na pewno dzięki nim wzrośnie częstotliwość ataków, bo Ukraińcy już posiadają podobne środki napadu powietrznego własnej produkcji. Ale to wystarczy. Rosyjska obrona przeciwlotnicza już teraz jest niewydolna. Kolejne rafinerie i elektrociepłownie będę więc radośnie płonąć.
Propaganda rosyjska działa jak lustro zniekształcające rzeczywistość. Im bardziej Rosja obawia się skuteczności zachodnich technologii, tym głośniej przekonuje, że są bezużyteczne. Gdy tylko pojawia się temat Tomahawków, widać to jak na dłoni. Broń ta staje się papierkiem lakmusowym rosyjskiego lęku. Lęku o to, że Zachód w końcu przestanie się bać własnego cienia i pozwoli Ukrainie odpowiedzieć Moskwie w podobny sposób, jak Moskwa atakuje Ukrainę. A wtedy nawet najgłośniejsza propaganda nie zagłuszy huku eksplozji, które przypomną, że przewaga Rosji była tylko mitem, utrzymywanym przez kłamstwa, które przestają działać.
Czytaj także:
- Donald Trump podjął decyzję ws. pocisków Tomahawk dla Ukrainy
- Walka z cieniem. NATO walczy z rosyjskimi przemytnikami
- Wojna w Donbasie. Rosyjski fake news, który wciąż żyje własnym życie
- Ruskie trolle wygrywają w Internecie. Polska ma problem
- Trump to biznesmen. Największym wygranym wojny jest amerykański przemysł
- Pseudopatriotyzm w służbie Putina
- Ukraińskie specoperacje w Rosji lekcją dla NATO
- Stambulskie negocjacje pokojowe, czyli kolejna twarz ruskiego miru
- „Siła w prawdzie”: Rosyjski pociąg do zwycięstwa w wojnie na kłamstwa historyczne
- Czy Tarcza Wschód zatrzyma rosyjski najazd informacyjny?
- „Ludiej u nas mnogo”, czyli jak rosyjska medycyna pola walki skazuje rannych na śmierć

