Przez długie dekady polskie lotnictwo wojskowe funkcjonowało nie wykorzystując swoich możliwości. Choć posiadanie F-16 i w przyszłości F-35 daje sporo możliwości. Jednak mieć nowoczesne samoloty bojowe to jedno. Móc w pełni realnie wykorzystać ich możliwości to drugie.
Zdjęcia i grafika: Airbus Defence and Space
O ile możliwość wykorzystania w pełni zdolności F-35 jeszcze długo nie będzie dana Siłom Powietrznym, tak część jest możliwa, o ile w końcu zostaną podjęte odpowiednie kroki. Posiadanie zdolność do strategicznego lotniczego wsparcia naszych sił zbrojnych w dowolnym punkcie Europy czy świata jest możliwe. I tu właśnie pojawia się hasło, które w Polsce nadal brzmi dość obco: MRTT – Multi Role Tanker Transport.
Nie jest to gadżet dla bogatych. To narzędzie, które robi różnicę między armią zdolną do działania na dystansie, a taką, która zostaje u siebie. Francja czy Wielka Brytania nie kupiły MRTT, bo mają za dużo pieniędzy, tylko dlatego, że bez nich nie da się dziś prowadzić poważnej operacji ekspedycyjnej, nie mówiąc o wsparciu lotnictwa w rejonie konfliktu, gdzie nie ma się własnych baz.
Więcej niż latająca cysterna
MRTT to samolot strategicznego transportu, szpital powietrzny, maszyna ewakuacyjna i dyplomatyczna platforma w jednym. Może zabrać ponad 100 ton paliwa, przetransportować ponad 250 pasażerów lub 45 ton ładunku. W sytuacji kryzysowej, np. ewakuacji obywateli czy rannych, daje realną możliwość szybkiego działania z drugiego końca Europy, bez pytania innych państw o zgodę na użycie ich maszyn.
W 2023, gdy wybuchł konflikt między Izraelem a Hamasem, Polska musiała improwizować ewakuację swoich obywateli z Tel Awiwu. Ostatecznie wykorzystano samoloty C-130 i C295M, a pasażerów przerzucano etapami, z międzylądowaniami i przesiadkami. Było bezpiecznie, ale mało efektywnie. Gdybyśmy mieli do dyspozycji choć jeden samolot MRTT, ewakuację dałoby się przeprowadzić jednym kursem – z większą liczbą pasażerów, szybciej i z lepszym zapleczem medycznym na pokładzie (Operacja Neon-E: Pierwsi ewakuowani Polacy ze Strefy Gazy, PKW Egipt: Ewakuacja Polaków ze Strefy Gazy).
Co MRTT daje polskiemu lotnictwu?
Po pierwsze – realną możliwość działania naszych F-16 i przyszłych F-35 poza granicami kraju. Współczesna wojna to nie tylko obrona, ale też projekcja siły i solidarność sojusznicza. W razie konfliktu np. nad państwami bałtyckimi, polskie samoloty mogłyby operować dłużej i dalej – ale tylko pod warunkiem, że będą miały dostęp do tankowania w powietrzu.
Po drugie – możliwość utrzymywania długotrwałych patroli bojowych także nad własnym terytorium. W czasie, gdy Rosja atakuje Ukrainę rakietami i dronami niemal codziennie, realnym scenariuszem jest potrzeba ciągłej obecności polskich myśliwców w powietrzu – zarówno dla obrony Warszawy, jak i infrastruktury krytycznej. Bez tankowania w powietrzu, długość takich patroli jest ograniczona. Z MRTT – można znacząco wydłużyć czas ich trwania, bez konieczności rotacji maszyn czy ryzykownych powrotów do baz w newralgicznych momentach.
Po trzecie – możliwość ćwiczenia pełnego profilu misji z wykorzystaniem wszystkich zdolności maszyn. Bez własnego tankowca, polscy piloci F-16 latają z ograniczeniem: z pełnym uzbrojeniem nie mogą zabrać maksymalnej ilości paliwa, z maksymalnym paliwem – nie zabiorą uzbrojenia. Dziś musimy prosić o tankowanie naszych sojuszników, co ogranicza autonomię szkolenia.
Po czwarte – zdolność strategicznego transportu. Nasze C-130 są leciwe, C295M to maszyna raczej taktyczna niż międzykontynentalna. MRTT mógłby zapewnić szybkie przerzuty żołnierzy, sprzętu i materiałów medycznych, np. w razie pilnego transportu rannych z misji zagranicznej lub ewakuacji szpitala polowego.
Własny MRTT czy wspólny z NATO?
Wśród inicjatorów wspólnej floty tankowców NATO w ramach wielonarodowego programu MMF (Multinational MRTT Fleet) była Polska (zainteresowana do listopada 2014), ale ostatecznie nie dołączyła do niej z powodu niezadowalającego offsetu ze strony Airbus Defence and Space. W zamian 15 lutego 2017 uruchomiono program o kryptonimie Karkonosze.
Tymczasem w ramach MMF sześć państw europejskich – Niemcy, Królestwo Niderlandów, Belgia, Luksemburg, Czechy i Norwegia – wspólnie kupują i eksploatują A330 MRTT.
Własny samolot MRTT to niezależność. Zarówno operacyjna, jak i polityczna. Możemy go użyć, kiedy chcemy, gdzie chcemy i w jakim celu chcemy. Bez uzgadniania z partnerami godzin nalotów, dostępności maszyn czy priorytetów. Jeśli traktujemy poważnie rozwój sił ekspedycyjnych, gotowość do ewakuacji Polaków z zagranicy, a przede wszystkim zdolność do działań lotniczych w ramach NATO. Nie możemy bazować tylko na uprzejmości sojuszników.
Posiadanie MRTT to także sygnał. Do sojuszników – że jesteśmy poważnym graczem, który nie tylko konsumuje bezpieczeństwo, ale je współtworzy. Do obywateli – że państwo jest gotowe na sytuacje kryzysowe, kiedy oni będą potrzebowali ewakuacji z zagrożonych regionów świata. I do wrogów – że Polska potrafi działać szybciej, dalej i sprawniej, niż się wydaje.
Czy nas na to stać? Z perspektywy budżetu obronnego – zdecydowanie tak. Zwłaszcza jeśli zestawimy koszt jednego MRTT z ceną jednego F-35. Jeśli chcemy budować realne zdolności operacyjne, odpowiedź brzmi: nie stać Polski, by tych samolotów nie mieć.