Od początku pełnoskalowej wojny rosyjska Flota Czarnomorska nie tylko nie odniosła żadnych spektakularnych sukcesów, a wręcz kompromituje się na wielu płaszczyznach. O ile ataki na cywilne jednostki można uznać za próbę zastraszenia armatorów, którzy chcą swobodnie poruszać się po wodach międzynarodowych, tak przyczyny utraty okrętów, pokazują olbrzymi stopień niekompetencji, amatorstwa i podręcznikowego rosyjskiego partactwa.
Krążownik rakietowy Moskwa po ukraińskim ataku rakietowym / Zdjęcie: Internet
Zaczęło się od Saratowa, który został zatopiony ogniem Toczek-U w porcie w Berdiańsku kilkanaście godzin po tym, jak rosyjska telewizja pokazała materiał na żywo z rozładunku przy nabrzeżu. Wówczas uszkodzone zostały także Nowoczerkassk i Cezar Kunikow. O ile utratę Saratowa jakoś można wytłumaczyć rosyjskiemu społeczeństwu, tak zatonięcie największego okrętu Floty Czarnomorskiej, już było trudniej.
Rosjanie nadal twierdzą, że utrata Moskwy była spowodowana wypadkiem i niesprzyjającymi warunkami pogodowymi. W chwili, gdy krążownik tonął, wiatr wiał z siłą 3 w skali Beauforta. Bardziej obrazowo: mógłby stale poruszać liście i niewielkie gałązki. Ot bryza. Stan morza określano na 3 do 4, czyli fale miały około 1,2 metra, maksymalnie mogły dochodzić do 2 metrów wysokości. Dla tak dużego okrętu nie stanowią żadnego zagrożenia. Chyba, że kadłub nie tylko został wypalony, a pociski, które w niego uderzyły, poważnie nadwyrężyły strukturę kadłuba (Ukraińcy zaatakowali rosyjski krążownik rakietowy RFS Moskwa).
W Moskwę uderzyły prawdopodobnie pociski manewrujące Neptun. Na zdjęciach zrobionych tuż po ataku widoczne są anteny systemu Wympieł, które znajdują się w pozycji spoczynkowej. Rosjanie więc, mimo świadomości, bycia śledzonym przez Bayraktara TB2, nie włączyli wszystkich systemów. Tym samym uzbrojenie ostatniej szansy AK-630M, kierowane radarem Wympieł, które mogłoby ochronić okręt było bezużyteczne.
Przy czym Rosjanie nie wyciągnęli niemal żadnych wniosków z zatonięcia Moskwy.
Słabe wyszkolenie załóg
W październiku 2022 Ukraińcy uszkodzili fregatę rakietową projektu 11356R typu Buriewiestnik Admirał Makarow i trałowiec projektu 266M typu Akwamarin-M Iwan Gołubiec. Na filmach opublikowanych przez Sztab Generalny widać, jak bezzałogowce manewrują pod ogniem automatycznych armat AK-630M.
Rosyjscy marynarze nie byli w stanie trafić celu, mimo posiadania na pokładzie najnowocześniejszych systemów kierowania ogniem, jakimi dysponuje rosyjska flota. System Bagira powstał specjalnie do kierowania ogniem pokładowych systemów artyleryjskich. Mimo to nie udało się zniszczyć atakujących łodzi.
Wówczas dowództwo floty zdecydowało o przebazowaniu najcenniejszych okrętów poza zasięg ukraińskich bezzałogowców i pocisków dalekiego zasięgu do bazy w Noworosyjsku. Nawet tam Rosjanie nie byli do końca bezpieczni. Nad ranem 4 sierpnia 2023 bezzałogowce poważnie uszkodziły okręt desantowy Oleniegorski Górnik na redzie Noworosyjska. Ponownie systemy samoobrony nie poradziły sobie z atakiem (Ukraiński morski bezzałogowiec zaatakował rosyjski okręt desantowy).
Podobnie działo się w każdym kolejnym przypadku. Rosjanie nawet w przypadku namierzenia celu nie byli w stanie go zatrzymać. Systemy samoobrony okazały się albo niesprawne, albo nie radziły sobie z namierzeniem ukraińskich bezzałogowców. Tak działo się w przypadku zatopienia małego okrętu rakietowego Iwanowiec, którego systemy zareagowały dopiero po uderzeniu przez pierwszego kamikaze (Ukraińcy zatopili rosyjski mały okręt rakietowy Iwanowiec).
Również załoga Cezara Kunikowa zareagowała dopiero po pierwszym trafieniu. Na nagraniu z bezzałogowca widoczni są marynarze pełniący wachtę na pokładzie i nie obracające się anteny radarów. Do czasu eksplozji załoga spokojnie spacerowała po pokładzie. Pokazuje to, że nie tylko Rosjanie nie posiadają odpowiednich systemów do rozpoznania i likwidowania zagrożenia, ale także bagatelizują możliwość ataku (Do dwóch razy sztuka: Rosyjski okręt desantowy Cezar Kunikow zatopiony).
Zmarnowane lata
Rosyjskie media branżowe i specjaliści już niemal dekadę temu zauważyli, że koszty prac rozwojowych i budowy okrętów są wielokrotnie zawyżone. Na przykład koszt budowy jednej korwety proj. 20380 typu Stiereguszczyj w ciągu pięciu lat wzrósł z 7 do 17 mld rubli. Co gorsze zwiększenie nakładów wcale nie przełożyło się na jakość i wyeliminowanie problemów z systemami kierowania ogniem systemów Kalibr-NK i przeciwlotniczych zestawów najbliższego zasięgu. Ostatecznie głównym orężem przeciwlotniczym na najbliższych dystansach pozostały armaty AK-630M.
Przy czym winni zacofaniu technologicznemu i słabemu wyszkoleniu załóg wcale nie byli skorumpowani oficerowie, urzędnicy, czy inżynierowie. W 2019 serwis TopWar.ru pisał, że winny jest sabotaż zagranicznych agentów wpływu. W tym czasie trwał proces kmdr. ppor. Wadima J. Gałanina, który sprzedał na złom śrubę ze stojącego w doku niszczyciela Biespokojnyj.
Dziennikarze serwisu TopWar.ru w 2019 zauważyli, że sporym problemem w rozwoju floty są także walki frakcyjne wewnątrz marynarki wojennej. Kolejne zwalczające się frakcje próbowały przeforsować swoje projekty, dlatego powstało dzikie zamieszanie i wahania, przerzucanie się z projektu na projekt i niekończące się wydatkowanie budżetów przez chciwych szefów przemysłu stoczniowego, w wyniku czego zamiast floty kraj ma masę niespójnych typów, zbudowanych do mglistych zadań, niezdolnych nawet do wspólnego działania i w większości nie stwarzający zagrożenia dla potencjalnych przeciwników.
Dlatego dziś, mimo nowoczesnego wyglądu, okręty rosyjskie w rzeczywistości są zacofane technologicznie i niezdolne do przeciwstawienia się przeciwnikowi. Rosyjska Admiralicja może się jedynie cieszyć, że Ukraina nie posiada w zasadzie Marynarki Wojennej. Gdyby przyszło im zmierzyć się z flotami NATO zapewne miałaby miejsce powtórka spod Cuszimy.
Przywoływanie sukcesów Ukrainy, jako dowodu na nieracjonalność posiadania silnej marynarki wojennej miałyby podstawy gdyby po drugiej stronie stała pełnowartościowa, dobrze wyszkolona i wyposażona flota. Tak jednak nie jest, a Ukraińcy znaleźli idealnego chłopca do bicia, kiedy nie idzie na lądzie.