Prezydent Władimir Putin od początku wojny zachowuje się jak dziecko, które rysuje na plaży kolejne linie i grozi morzu, że jeśli przekroczy następną, to dopiero mu pokaże, po czym kolejną rysuje 20 cm dalej, ale i ta jest zmywana przez falę. Sytuacja się cały powtarza, kiedy Zachód przesyła kolejne typy nowoczesnej broni. Za każdym razem linie są rysowane coraz dalej, groźby zdają się być coraz śmieszniejsze, a grożący zaczyna przypominać klauna.
RS-24 Jars / Zdjęcie: Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej
Po dostarczeniu przez Wielką Brytanię i Francję pocisków Storm Shadow i SCALP-EG stwierdził, że jego „kraj jest gotowy do prowadzenia wojny nuklearnej i regularnie zarządza strategiczne ćwiczenia nuklearne, w których zazwyczaj wykorzystuje się międzykontynentalne rakiety balistyczne”.
Tym razem Kreml poszedł o krok dalej. W czwartek, 21 listopada, na Dnipro został wystrzelony przynajmniej jeden eksperymentalny rakietowy pocisk balistyczny średniego zasięgu Oriesznik. Według Amerykanów, bazuje on na rozwiązaniach międzykontynentalnego RS-26 Rubież. Pierwszy udany start pierwowzoru miał miejsce w 2012, kiedy z kosmodromu Plesieck wystrzelono pocisk, który trafił w cel na poligonie Kura, oddalonym o 5800 km. Rzecznik rosyjskiego rządu Dmitrij Pieskow został poproszony o potwierdzenie tej informacji i odpowiedział, że nie ma nic do powiedzenia na ten temat (Rosja wystrzeliła międzykontynentalny pocisk balistyczny na Ukrainę?).
Jedynym celem było zastraszenie możliwością uderzenia atomowego, gdyż wykorzystanie tak skomplikowanego i drogiego pocisku do uderzenia z wykorzystaniem głowicy konwencjonalnej nie ma sensu militarnego. Kreml prawdopodobnie chciał pokazać, że tego typu pocisk może bezkarnie przedrzeć się przez ukraińską obronę przeciwlotniczą.
Strategiczny okręt podwodny projektu 955AM Boriej-A o napędzie jądrowym / Zdjęcie: Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej
Jądrowa triada
Rosyjski system odstraszania nuklearnego składa się z trzech elementów – lądowego, który się składa ze stałych i mobilnych wyrzutni międzykontynentalnych pocisków balistycznych, morskiego, którego kluczowym elementem są okręty podwodne i strategiczne siły powietrzne, które są oparte o ciężkie bombowce strategiczne.
Pierwszy element, czyli rosyjskie Wojska Rakietowe Strategicznego Przeznaczenia powstały formalnie w 1997 poprzez połączenie Sił Wojenno-Kosmicznych oraz Wojsk Obrony Rakietowo-Kosmicznej. Składają się z trzech armii, które mają w swoim składzie jedenaście dywizji. Te mają na stanie sześć typów międzykontynentalnych pocisków balistycznych.
Najliczniej wykorzystywane są pociski wywodzące się z RT-2PM Topol, a więc rozwinięcia: RT-2PM2 Topol-M i RS-24 Jars, których bazowa konstrukcja pochodzi jeszcze z lat 80. XX wieku. Na stanie sześciu dywizji jest w sumie ok. 150 wyrzutni i tyle samo ładunków. Kolejnym jest UR-100NUTTH, które są na stanie czterech dywizji, w tym w dwóch służą razem z Topol-M i Jars. W sumie w jedenastu dywizjach znajduje się nieco ponad 300 wyrzutni, które dysponują ponad 1100 ładunkami (Rosja: Topol-M do wycofywania po 2025).
Iskander-M / Zdjęcie: Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej
Oprócz strategicznego komponentu, Rosjanie posiadają taktyczne pociski, które mogą przenosić głowice jądrowe – OTR-21 Toczka, OTR-23 Oka i 9K720 Iskander. W sumie szacuje się, że Federacja Rosyjska posiada około 4 tys. taktycznych głowic mogących przenosić ładunek nuklearny (Iskander-1000 nowym zagrożeniem ze strony Rosji?).
Morski element jądrowej triady składa się z tuzina okrętów podwodnych, które w sumie posiadają 176 wyrzutni. W zależności od typu mogą przenosić pociski balistyczne rodziny R-29 (wcześniej Wysota i Sztil, a obecnie Siniewa i Łajner) i R-30 Buława. W sumie Rosjanie posiadają 720 głowic z ładunkiem jądrowym. Z wyrzutniami torpedowymi kalibru 533 mm Rosjanie zintegrowali pociski manewrujące Kalibr-PŁ, które mogą przenosić taktyczne ładunki jądrowe.
Tu-95MSM / Zdjęcie: Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej
Trzecim elementem Strategicznych Sił Jądrowych jest strategiczne lotnictwo dalekiego zasięgu. Głównym orężem są bombowce Tu-95MS. Po rozpadzie Związku Radzieckiego Ukraina i Federacja Rosyjska podzieliły się potencjałem lotnictwa strategicznego. Ostatecznie Ukraińcy część swoich bombowców zezłomowali, a osiem Tu-95 i jednego Tu-160 przekazali Rosji w zamian za umorzenie części długu za sprzedaż gazu.
Tu-95 są wiekową konstrukcją, która wywodzi się z końca lat 40. XX wieku. Świadkiem jego oblotu był Józef Stalin, a do linii wszedł trzy lata po śmierci tyrana. Maszyny były produkowane nawet po upadku ZSRR. Produkcja seryjna zakończyła się po 41 latach w 1994 roku.
Obecnie używane 59 samolotów pochodzi głównie z lat 80. i przeszły wiele zmian konstrukcyjnych. Są na wyposażeniu czterech pułków lotnictwa bombowego, które etatowo liczą 18 maszyn. Tuż przed wojną w gotowości bojowej znajdowało się ok. 30 proc. maszyn. Obecnie jest to prawdopodobnie jeszcze niższy odsetek, biorąc pod uwagę intensywne wykorzystywanie w działaniach wojennych.
W kolejnych czterech pułkach znajduje się 56 bombowców Tu-22M3. Jeden jest wyposażony w Tu-160. Te jednak Rosjanie niezwykle rzadko wykorzystują, ponieważ mają ich bardzo mało. Utrata choćby jednej z maszyn może stanowić znaczny uszczerbek nie tylko militarny, ale także wizerunkowy. Rosyjska propaganda podkreśla, że to najnowocześniejszy bombowiec na świecie, więc jego utrata mogłaby bardzo zaboleć.
Tu-160 / Zdjęcie: Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej
Rosyjski straszak
Kreml posiada w dyspozycji bardzo duży arsenał atomowy, użyciem którego grozi od dwóch lat. Sam spory arsenał atomowy nie daje gwarancji wygrania takiego starcia. Rosyjskie systemy wczesnego ostrzegania i przeciwlotnicze są znacznie gorsze od zachodnich.
Wymiana atomowych ciosów pomiędzy Rosją a NATO skończy się rosyjską przegraną. W dodatku nie ma pewności, że w ciągu dowodzenia jakiś element nie zawiedzie i któryś z oficerów nie odmówi wykonania rozkazu odpalenia pocisków atomowych. Dlatego Kremlowi pozostało jedynie machanie szabelką i liczenie na to, że jeszcze kogoś uda się im przestraszyć.
Na Kremlu są tego świadomi, a jeśli jeszcze mają jakieś wątpliwości mogą sobie przypomnieć ataki na bazy paliwowe, strategiczne składy amunicji, czy bazy lotnicze. Jeśli wówczas nie poradzili sobie z przechwyceniem pocisków, to co dopiero powiedzieć o otwartej wymianie ciosów przy użyciu najnowocześniejszych zachodnich systemów rakietowych. Nawet Rosjanie nie są na tyle głupi, żeby zaatakować NATO.