W okresie świąt Bożego Narodzenia, które Ukraińcy już trzeci rok z rzędu obchodzą według kalendarza gregoriańskiego, Rosja po raz kolejny zdecydowała się zakłócić świąteczny czas. W nocy z 22 na 23 grudnia nad Ukrainę wysłano ponad sześćset bezzałogowych bomb latających oraz kilkadziesiąt pocisków balistycznych i manewrujących. Uderzenia objęły cele na obszarze całego kraju, a ich głównym zadaniem było rażenie elektrociepłowni oraz kluczowych węzłów i stacji przesyłowych systemu energetycznego. W wyniku tych ataków zginęły trzy osoby, a jedenaście odniosło obrażenia.

Patriarchat Moskiewski zerwał wtedy z Konstantynopolem, gdy ten uznał autokefalię nowo utworzonego Prawosławnego Kościoła Ukrainy, i od tej pory jeszcze bardziej zacieśnił współpracę z Kremlem / Zdjęcie: Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej
W noc wigilijną Rosja kontynuowała naloty, kierując nad Ukrainę 131 bomb latających, które uderzyły w piętnaście wyznaczonych celów. Podobnie jak poprzedniej nocy, zasadniczym obiektem ataków pozostawała infrastruktura energetyczna. Jednocześnie w niektórych regionach położonych na bezpośrednim zapleczu frontu intensywność ostrzałów artyleryjskich oraz uderzeń bombami szybującymi KAB wzrosła w Wigilię o około pięćdziesiąt procent. W obwodzie odeskim zginęła jedna osoba, a dwie zostały ranne, natomiast w obwodzie charkowskim śmierć poniosła jedna osoba, a trzynaście zostało rannych.
Jak informuje ArmyInform, prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski przyznał, że podziela rozczarowanie papieża Leona XIV decyzją Rosji o odrzuceniu propozycji bożonarodzeniowego rozejmu. Taka postawa Kremla nie powinna jednak budzić większego zaskoczenia, ponieważ nawet w sytuacjach, gdy to Moskwa wychodziła z inicjatywą czasowego zawieszenia broni, było ono systematycznie łamane.
Również w poprzednie święta Bożego Narodzenia, w grudniu 2024 roku, Rosja prowadziła wyjątkowo intensywne ataki powietrzne przeciwko Ukrainie. Były to wówczas jedne z najsilniejszych uderzeń w całym okresie wojny. O ile standardowo rzadko używano wtedy więcej niż sześćdziesięciu bomb latających i około dwudziestu pocisków rakietowych, o tyle w pierwszy dzień świąt nad Ukrainę wystrzelono około siedemdziesięciu rakiet oraz ponad sto bezzałogowców typu Shahed i Gerań. Dwa lata wcześniej skala była jeszcze większa i obejmowała ponad sto pocisków balistycznych i manewrujących oraz trzydzieści sześć bomb latających.
Niektórzy Rosjanie półgębkiem twierdzą, że ma to być zemsta za odejście od kalendarza juliańskiego, wedle którego obchodzone są święta w kościołach wschodnich. Konflikt nie jest nowy. Trwa od dawna Punkt zwrotny nastąpił w 2018, gdy Patriarchat Konstantynopola uznał autokefalię nowo utworzonego Prawosławnego Kościoła Ukrainy.
Patriarchat Moskiewski zerwał wtedy relacje z Konstantynopolem i od tej pory jeszcze bardziej zacieśnił współpracę z Kremlem. Cyryl I zaczął głosić otwarcie tezę o „świętej Rusi”, atakując już nie tylko grekokatolików, ale cerkiew prawosławną, która nie chce uznawać prymatu Moskwy, jako pierwszego pośród równych.
Cerkiew na służbie ideologii
Rosyjska Cerkiew Prawosławna po wybuchu pełnoskalowej wojny przeciwko Ukrainie stała się po prostu jednym z narzędzi prowadzenia wojny ideologicznej przez Kreml. Aktywnie wspiera działania mobilizacyjne, angażuje się w program „Czas Bohaterów” i zachęca do osiedlania się w Rosji, przedstawianej jako kraj strzegący „słowiańskich wartości”. Nie jest to jednak gest bezinteresowny ani wynik moralnego imperatywu.
W narracji Cyryla Kijów dopuścił się zdrady „prawdziwej wiary” i musi zostać duchowo odzyskany. Na krótko przed rozpoczęciem pełnoskalowej inwazji mówił, że Kijów jest „matką rosyjskich miast” i miejscem narodzin rosyjskiego prawosławia, którego nie można porzucić mimo historycznych zawirowań, ponieważ łączy oba narody nierozerwalną więzią duchową.
Zdaniem patriarchy Rosjanie i Ukraińcy stanowią jeden naród, który próbuje się sztucznie podzielić z zewnątrz. Z tego przekonania wynika jego pełne poparcie dla „specjalnej operacji wojskowej” oraz wezwania do modlitwy za rosyjskich żołnierzy walczących rzekomo z potężnymi siłami kontrolującymi współczesny świat.
Wojna stała się dla Cerkwi przestrzenią aktywnego działania. Rok temu Cyryl w Ławrze Aleksandra Newskiego w Petersburgu wzywał, by każda parafia wspierała tych, którzy znajdują się na linii frontu, mobilizując wiernych do zbiórek żywności i wyposażenia. Apel ten nie pozostał bez odzewu, a zaangażowanie Cerkwi szybko wykroczyło poza symboliczne gesty.
Już jesienią 2023 Rosyjska Cerkiew Prawosławna została włączona w mechanizm poboru. Początkowo w sposób ostrożny, dziś znacznie bardziej otwarty. Wraz z wyczerpywaniem się puli ochotników i więźniów gotowych iść na front, duchowni coraz częściej prowadzą w cerkwiach agitację, wzywając wiernych do obrony przed „siłami zła”.
Święta wojna
Cerkiew od dawna prowadzi intensywną działalność propagandową, określając wojnę mianem „świętej”. Według oficjalnej linii synodu jest to starcie z dekadenckim Zachodem, który miał porzucić chrześcijaństwo wieki temu. Żołnierze walczący na froncie mają wypełniać boską misję, prowadzącą do ponownego zjednoczenia rosyjskich narodów pod jednym zwierzchnictwem.
Rosja, a wraz z nią Cerkiew, wróciła do imperialnej koncepcji tak zwanej „doktryny trójcy”, zgodnie z którą Wielkorusowie, Małorusowie i Białorusini są odłamami jednego narodu rosyjskiego. Kremlowska propaganda stała się jednocześnie oficjalną doktryną religijną, zapisaną w dokumencie „Teraźniejszość i przyszłość świata rosyjskiego”.
Patriarcha Cyryl nie działa wyłącznie z pobudek ideowych. Współpraca z Ministerstwem Obrony przynosi Cerkwi wymierne korzyści materialne i wzmacnia jej wpływy. W zamian Kreml obiecuje, że po zwycięstwie jurysdykcja Cyryla obejmie także Ukrainę.
Już teraz resort obrony systematycznie poszerza rolę Cerkwi w strukturach wojskowych. Na początku grudnia zastępca szefa Głównego Wojskowego Zarządu Politycznego, Oleg Wesełkow, poinformował o utworzeniu stanowiska asystenta religijnego. Ma on pełnić funkcję duchowego powiernika dowódcy i towarzyszyć mu zarówno na froncie, jak i w punktach dowodzenia.
Nowa formacja duchownych ma pracować bezpośrednio z żołnierzami na linii walk. Pierwszych trzydziestu młodych księży ukończyło szkolenie pod koniec listopada i zostało już wysłanych na front. Jednym z wykładowców był Roman Siłantjew, znany ideolog panslawizmu, który prowadził zajęcia poświęcone „neopogaństwu i źródłom ukraińskiego nacjonalizmu”.
Wojna o dusze
Na terenach okupowanych Rosyjska Cerkiew Prawosławna przejęła świątynie, budynki kościelne oraz ziemie należące do diecezji dżankojskiej, berdiańskiej, roweńkowskiej i chersońskiej. Patriarcha Cyryl mianował tam biskupów lojalnych wobec Moskwy, podporządkowując lokalne struktury nowej administracji.
Oficjalnie tłumaczono to troską o porzucone mienie i wiernych, rzekomo opuszczonych przez Kościół Prawosławny Ukrainy. Narracja ta brzmi jednak uderzająco podobnie do uzasadnień używanych przez Sowietów po agresji na Polskę w 1939 oraz podczas zajmowania państw bałtyckich i Besarabii.
Każdy przejaw sprzeciwu wobec działań hierarchii jest bezwzględnie tłumiony. Gdy w marcu 2022 ponad trzystu duchownych podpisało list otwarty wzywający do zakończenia wojny i uznania prawa Ukraińców do samostanowienia, biskupi skierowali ich do monastyrów i nakazali całkowite milczenie.
Na okupowane terytoria trafiają wyłącznie księża po specjalnym przeszkoleniu ideologicznym. W obwodzie ługańskim utworzono w tym celu międzyparafialny ośrodek szkoleniowy, nadzorowany przez ustanowionego przez Moskwę metropolitę Pantelejmona.
W rezultacie Rosyjska Cerkiew Prawosławna stała się jednym z kluczowych narzędzi kremlowskiej propagandy. Pod osłoną religii usprawiedliwia zbrodnie wojenne, legitymizuje okupacyjną władzę i próbuje narzucić własną wizję porządku na zagarniętych terytoriach.
