Przez ostatnią dekadę polski przemysł stoczniowy żył w stanie lekkiego rozdwojenia jaźni. Z jednej strony wreszcie zaczął produkować coś z czego powinien być dumny. Z drugiej od lat przewijały się informacje, że całkiem możliwe, że zaraz ruszy eksport. W przypadku Kormoranów II, naszych niszczycieli min nowej generacji, ta opowieść brzmi szczególnie znajomo. Najpierw euforia, której sam się poddałem, później ostrożny optymizm, a na końcu nieco wymuszone zapewnienia polityków, że zainteresowanie na świecie jest duże.
ORP Czajka – ostatni z sześciu zamówionych Kormoranów / Zdjęcie: Przemysław Gurgurewicz, MILMAG
Okręt jest bez dwóch zdań udany. Zwłaszcza po doświadczeniach z budowy i użytkowania prototypu. To konstrukcja, którą można spokojnie stawiać obok najlepszych na świecie i wcale nie trzeba dorabiać do tego patriotycznych fanfar. Kormoran II powstał w oparciu o sensowną filozofię działania sił przeciwminowych, korzysta z nowoczesnych sensorów i systemów walki, a to wszystko spina doświadczone konsorcjum Remontowej, PGZ Stoczni Wojennej i OBR CTM. To prawdziwy produkt XXI wieku. Problem polega na tym, że dobry produkt nie sprzedaje się sam, zwłaszcza jeśli pochodzi z kraju, który w branży okrętowej nie ma takiej marki jak Holandia, Francja czy choćby Turcja.
>>>Polska specjalność? Niszczyciele min<<<
W ciągu dziesięciu lat od wodowania prototypowego ORP Kormoran próbowano więc kilku podejść. Najpierw miękkiego nacisku dyplomatyczno-marketingowego na naszych bałtyckich sąsiadów, dla których takie okręty mogłyby być naturalnym wyborem. Później pojawiały się mniej lub bardziej oficjalne sygnały o zainteresowaniu ze strony państw NATO, a nawet państw Zatoki, co brzmiało efektownie, choć trudno było to zweryfikować. W międzyczasie Polska musiała zamawiać kolejne jednostki dla siebie.
Szansa w przyszłości?
W praktyce największą próbą wejścia na rynek zagraniczny okazał się dopiero rok 2025, kiedy PGZ, Remontowa i OBR CTM podpisały formalne porozumienie o wspólnej promocji i sprzedaży Kormoranów. Wcześniej było sporo rozmów, deklaracji, wyjazdów na targi i prezentacji, ale brakowało gotowej, zwartej oferty, którą można pokazać potencjalnemu klientowi jako kompletny produkt, z pakietem szkoleniowym, wsparciem technicznym i jasną strukturą odpowiedzialności. I przede wszystkim wsparcia dyplomatycznego. Dopiero od tego momentu można mówić o realnej próbie wyjścia z polskimi niszczycielami min na globalny rynek.
Czy to za późno? Niekoniecznie. Światowe siły przeciwminowe przechodzą właśnie transformację. Wojna na Ukrainie i związane z tym działania na Morzu Czarnym pokazały, jak szybko rośnie znaczenie bezzałogowców i jak łatwo sparaliżować transport morski nawet prymitywnymi środkami. Kormoran II wpisuje się w tę rzeczywistość znakomicie, bo jest platformą, która została od początku zaprojektowana pod integrację nowych technologii (zwłaszcza morskich bezzałogowców) (Pojazdy podwodne Głuptak na kolejne niszczyciele Kormoran II). To ogromny atut wobec konkurencji, która w wielu przypadkach modernizuje konstrukcje mające swoje korzenie jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, a obecnie budowane okręty jeszcze przez wiele lat nie będą zdolne do prowadzenia działań w takim zakresie.
Problem leży gdzie indziej. Aby sprzedać okręt, trzeba mieć nie tylko dobrą stocznię, ale też polityczną determinację, dyplomatyczne wsparcie i zdolność kredytowania klienta. Polska w tej grze dotąd kulała. Kormorany mogłyby już od kilku lat stać w katalogach poważnych nabywców, ale w miejsce konsekwentnej ofensywy eksportowej mieliśmy wyspiarską politykę zakupów krajowych i brak jasnej wizji dla przemysłu okrętowego.
To jednak nie znaczy, że sprawa jest stracona. Kormoran jest dziś bardziej dojrzały niż kiedykolwiek, a konsorcjum ma wreszcie gotowy zestaw argumentów dla zagranicy. Polskie stocznie, jeśli chcą wrócić na mapę liczących się eksporterów, muszą zacząć tam, gdzie ich konkurenci są najsłabsi. Od dziesięciu lat słyszymy, że zainteresowanie jest. Może nadszedł moment, by zamiast zainteresowania pojawił się pierwszy kontrakt. A jeśli miałby to być kraj bałtycki, który dobrze zna środowisko i wie, że z minami na Bałtyku żartów nie ma, byłby to najlepszy możliwy scenariusz.
Z Kormoranem jest bowiem jak z wieloma polskimi projektami wojskowymi. Udowodniliśmy, że potrafimy. Teraz trzeba udowodnić, że potrafimy to także sprzedać. I właśnie ta próba będzie najważniejszym testem dla polskich niszczycieli min w najbliższych latach.
Czytaj także:
- Chrzest i wodowanie Czajki – szóstego niszczyciela min projektu 258
- Niszczyciel min ORP Mewa do modyfikacji
- Chrzest i wodowanie Rybitwy – piątego niszczyciela min projektu 258
- Położenie stępki Czajki – ostatniego niszczyciela min typu Kormoran II
- Rozpoczęto budowę ostatniego Kormorana II
- Polska specjalność? Niszczyciele min
- Chrzest i wodowanie Jaskółki – czwartego niszczyciela min projektu 258
- Umowa na doposażenie Albatrosa w zakresie rozpoznania i niszczenia min
- Stępka piątego Kormorana położona
