Polska w sferze informacyjnej przegrywa niemal nie podejmując walki, a w mediach społecznościowych, mimo licznych zapewnień, nie jest w stanie zadbać o jasność przekazu nawet na swoich oficjalnych kanałach, gdzie rosyjskie trolle bez przeszkód sączą swoją propagandę. Niektóre z komentarzy, powielających fałszywe informacje, mimo zgłaszania, wiszą jeszcze od czasów ataku dronowego na Polskę.
Zdjęcie: Dowództwo Komponentu Wojsk Obrony Cyberprzestrzeni
Co gorsze, rosyjska propaganda znajduje rezonans wśród części polskich polityków, którzy w publicznych wypowiedziach, komentarzach w mediach społecznościowych i w wywiadach sugerują, że Ukraina może stać za zamachem.
I nawet nie kryją się z powielaniem rosyjskich kłamstw. Wystarczy spojrzeć na profile polityczne, które wrzucają posty, jakby dostawali przekaz dnia wprost z Kremla. Politycy cieszący się zaufaniem społecznym stają się w ten sposób pośrednim narzędziem Moskwy nieświadomie lub świadomie wzmacniają narracje mające destabilizować Polskę i podważać zaufanie do państwa.
Takie działania prowadzą do polaryzacji opinii publicznej, osłabienia poparcia dla Ukrainy i podważenia legitymacji decyzji strategicznych, zwłaszcza w obszarze bezpieczeństwa. W rzeczywistości Ukraińcy nie mieli żadnych korzyści z tego zamachu – w przypadku dowodów wskazujących na ich udział Polska mogłaby ograniczyć pomoc, a dla Ukrainy byłoby to działanie wyłącznie szkodliwe. Jedynym beneficjentem destabilizacji pozostaje Rosja, której celem jest podważenie relacji polsko-ukraińskich i wzmocnienie własnej narracji o osłabionej spójności Zachodu.
Przerażające dane
Wedle analiz Res Futura, w mediach społecznościowych w dniach 16–17 listopada 2025 roku aż 42 proc. komentarzy przypisywało odpowiedzialność za incydent w Życzynie Ukrainie. To największy odsetek spośród wszystkich analizowanych kategorii, wyraźnie pokazujący, jak skutecznie narracja obciążająca Ukrainę rozprzestrzeniała się w sieci. Pozostałe dane z zestawienia wskazują, że 24 proc. komentarzy winiło Rosję lub rosyjskie służby, 19 proc. wskazywało polskie służby lub rząd Donalda Tuska, 10 proc. nie określało sprawcy, a 3 proc. przypisywało winę botom lub obcym agencjom.
Rosyjska operacja dezinformacyjna działa na kilku poziomach jednocześnie. Na poziomie faktów wprowadza półprawdy, wyrwane z kontekstu informacje lub fałszywe raporty. Na poziomie narracyjnym tworzy obraz Ukrainy jako agresora i destabilizatora regionu. Na poziomie emocji manipuluje strachem, gniewem i poczuciem zagrożenia.
W praktyce oznacza to, że każda osoba powielająca niezweryfikowaną informację staje się elementem tej operacji. Politycy, którzy publicznie sugerują ukraińską odpowiedzialność, działają na rzecz Kremla, nawet jeśli intencje mają własne, polityczne – wzmocnienie elektoratu, zdobycie mediów czy kontrowersyjna narracja o bezpieczeństwie państwa.
Historia pokazuje, że to nie pierwszy przypadek. Rosyjskie kampanie dezinformacyjne w Polsce obserwowaliśmy w kontekście kryzysów migracyjnych, sporów energetycznych, a także ćwiczeń NATO i obecności wojsk sojuszniczych. W każdej z tych sytuacji celem było podważenie zaufania do instytucji państwowych i wywołanie wewnętrznych napięć.
W kontekście zamachu na kolej mamy do czynienia z tym samym schematem, tylko w obszarze bezpieczeństwa infrastruktury krytycznej – zagadnienia, które budzi w społeczeństwie szczególne emocje i skłonność do szybkich ocen.
Zaplanowane działania
Mechanika działania rosyjskich botów i fałszywych kont w sieci jest precyzyjna. Boty powielają treści w krótkim czasie, zwiększając ich zasięg i tworząc pozór popularności. Konta podszywające się pod lokalnych dziennikarzy lub eksperckie profile publikują zmanipulowane informacje. Zamknięte grupy na Telegramie, często moderowane przez osoby związane z rosyjskimi strukturami propagandowymi, koordynują kampanie, planując, które narracje wypuszczać i kiedy, by osiągnąć maksymalny efekt. W ten sposób fałszywe informacje docierają do mediów społecznościowych, a stamtąd do szerszej opinii publicznej, często nawet do osób, które w normalnych warunkach zweryfikowałyby źródło.
Odpowiedzialność za skutki tego działania spoczywa nie tylko na instytucjach państwowych, które monitorują sieć i reagują na cyberzagrożenia. Spoczywa także na politykach i obywatelach. Każde udostępnienie niezweryfikowanego wpisu, każda publiczna wypowiedź sugerująca ukraińską winę przyczynia się do sukcesu rosyjskiej operacji. W warunkach wojny hybrydowej, jaką prowadzi Kreml, odpowiedzialność zbiorowa jest kluczowa. Nawet drobny, nieprzemyślany gest może zostać wykorzystany do destabilizacji państwa.
Polska stoi przed wyzwaniem, które wymaga nie tyle heroizmu jednostek, ile systemowego podejścia – edukacji medialnej, szybkiej reakcji państwa i odpowiedzialności polityków. W tym kontekście prawda staje się nie tylko wartością, lecz instrumentem obrony, a każde niedopatrzenie może kosztować więcej niż kilka godzin dezinformacyjnej propagandy. Niestety w tej dziedzinie polskie władze i służby działają niemrawo i responsywnie.
Czytaj także:
- Operacja „Horyzont” wzmocni bezpieczeństwo infrastruktury krytycznej
- Premier Tusk zapowiedział wprowadzenie trzeciego stopnia alarmowego CRP
- Premier Tusk: Dwa akty dywersji na polską kolej
- SKW bada rosyjskie drony Gerbera które naruszyły polską przestrzeń powietrzną
- Toporna rosyjska propaganda. A jednak ludzie w nią wierzą
- Wojna w Donbasie. Rosyjski fake news, który wciąż żyje własnym życiem
- Ruskie trolle wygrywają w Internecie. Polska ma problem
- Pseudopatriotyzm w służbie Putina
- „Siła w prawdzie”: Rosyjski pociąg do zwycięstwa w wojnie na kłamstwa historyczne
- Czy Tarcza Wschód zatrzyma rosyjski najazd informacyjny?
