Lepiej późno niż wcale
Przeglądając internetowe fora i grupy dyskusyjne, przekonamy się, że instalacja kompensatora lub wymiana zamontowanego fabrycznie gwizdka na lepszy, bardziej wydajny lub po prostu inny to jeden z pierwszych pomysłów strzelców na modyfikację broni. Niezależnie od tego, czy mówimy o pistolecie, czy karabinku, redukcja podrzutu lub odrzutu poprzez ujarzmienie i wykorzystanie gazów wylotowych wydaje się być rozsądnym posunięciem. Kiedy jednak zaczynamy zastanawiać się, jaki wybrać, sprawa okazuje się bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać. Kierować się wyglądem, parametrami, renomą producenta? A kiedy już podejmiemy decyzję, jak prawidłowo zamontować takie ustrojstwo? Czego możemy się spodziewać i na co zwracać uwagę? Gdy spisywałem pomysły na swoje kolejne poradniki, byłem przekonany, że temat był już wałkowany wielokrotnie zarówno na łamach MILMAG-a, jak i na wielu innych stronach. Ale nie. Wiarygodnych treści w polskiej infosferze jest jak na lekarstwo, dlatego postanowiłem wziąć temat pod lupę i podzieliłem go na dwie części. Najpierw teoria, a później, w kolejnym artykule — praktyka.

Dzieje urządzeń wylotowych w broni palnej
Od artylerii do karabinów
Historycznie, pierwszymi urządzeniami wylotowymi stosowanymi w broni palnej były hamulce wylotowe, które znalazły zastosowanie w działach artyleryjskich. Ponieważ charakteryzują się one znacznie większym odrzutem niż pistolety czy karabiny, redukcja tego zjawiska była niezwykle pożądana. Wprowadzenie hamulca oznaczało, że po każdym wystrzale można było szybciej ponownie naprowadzić działo na cel. Wczesne formy urządzeń do zarządzania odrzutem z wykorzystaniem energii wydobywającego się z lufy gazu można zobaczyć już w niektórych karabinach i strzelbach z końca XIX wieku, jednak sprawy nabrały tempa dopiero na początku kolejnego stulecia. Pomysł zastosowania dość prostej jeśli chodzi o samą zasadę działania nakładki na lufę z czasem przedostawał się do coraz mniejszych jednostek zasilanych łagodniejszą amunicją.

Początki portingu na Dzikim Zachodzie
Według niektórych źródeł, jednymi z pierwszych osób, którym przypadł do gustu pomysł walki z odrzutem i podrzutem broni, byli amerykańscy rewolwerowcy. Mocne uniesienie lufy w górę po każdym wystrzale jest nie tylko mało przyjemne, ale oznacza też, że strzelec potrzebuje więcej czasu, aby ponownie zgrać przyrządy celownicze. Przekonał się o tym każdy, kto miał okazję strzelać z rewolweru do amunicji .357 Magnum. Rozwiązaniem było coś, co dziś nazwalibyśmy portingiem – kompensowanie podrzutu poprzez wywiercenie rzędu otworów na szczycie lufy lub pary nieco większych otworów w jej przedniej części, po obu stronach muszki. Kiedy pocisk opuszczał lufę, część wypychających go gazów opuszczała ją przez taki właśnie system wentylacyjny, odpychając przednią część rewolweru w dół.
Odkrycie cylindra przymocowanego do lufy
Kolejnym impulsem, który sprawił, że urządzenia wylotowe zaczęły nabierać bardziej współczesnych kształtów, było upowszechnienie się broni automatycznej. W artykule Jump Is Taken Out of Guns by Cylinders on Muzzle, opublikowanym w 1932 roku w czasopiśmie Popular Mechanics napisano, że gdyby z broni automatycznej oddano dwadzieścia strzałów w piwnicę budynku bez wkładania żadnego wysiłku, aby skorygować podrzut, ostatni strzał trafiłby w szóste piętro. Nie wiem, jaki dystans autor wziął pod uwagę podczas tych wyliczeń, ale nawet taki prosty przykład daje wiele do myślenia. Efekt unoszenia się lufy w górę w momencie wystrzału miał zostać przezwyciężony za pomocą, jak to określono, cylindra przymocowanego do lufy broni, czyli urządzenia, jakie dziś nazwalibyśmy kompensatorem.

Czasy powojenne
W okresie po drugiej wojnie światowej nastąpił znaczny postęp w technologii broni palnej, w tym dalszy rozwój urządzeń wylotowych. Innowacje były napędzane potrzebami agencji wojskowych i organów ścigania, a także strzelców sportowych, którzy chcieli zwiększyć celność i kontrolę nad bronią. Ponieważ na polu walki o wiele ważniejsza niż zachowanie pistoletu czy karabinu może być redukcja towarzyszących wystrzałowi błysku i huku, karierę zaczęły robić tłumiki płomienia i dźwięku. Pierwszy powszechnie używany tłumik płomienia pojawił się w ręcznym karabinie maszynowym Browning M1918 (Browning Automatic Rifle; BAR). Podobną rolę spełniał, przynajmniej częściowo, kompensator Cutts’a, który zastosowano w pistolecie maszynowym Thompson M1928A1. Dla legendarnego karabinu M1 Garand opracowano stożkowy tłumik płomienia M2, wyglądający jak mała trąbka. Kiedy na przełomie lat 1950. i 1960. wprowadzano karabin M14, urządzenie wylotowe pełniące jednocześnie rolę kompensatora i tłumika płomienia stało się standardowym elementem jego wyposażenia.
Gwizdki w czasach współczesnych
W ostatnich latach wyścig zbrojeń w segmencie urządzeń wylotowych wymuszają nie tylko wojsko i służby, ale także odbiorcy cywilni, w tym sportowcy. Zarówno zawodowcy, jak i niektórzy amatorzy wiedzą, że zastosowanie dobrze dobranego urządzenia wylotowego przynosi zauważalną zmianę w zachowaniu broni, w tym zmiany w poziomie błysku, odrzutu, podrzutu czy hałasu. Kompensatory zaczęły pojawiać się nawet w pistoletach, ponieważ szybki powrót na cel, szczególnie jeśli zależy nam na wykręcaniu coraz lepszych wyników, ma kolosalne znaczenie.

Teoria, liczby i fakty mniej znane
Jak działa urządzenie wylotowe i jakie obciążenia musi znosić?
Urządzenie wylotowe może pełnić jedną z wielu funkcji, jednak w każdym przypadku chodzi nam o wykorzystanie lub stłumienie energii gazów wylotowych. Za przykład takiego gwizdka może nam posłużyć hamulec wylotowy, którego zadaniem jest wytworzenie siły o przeciwnym zwrocie niż siła wywołująca odrzut. Wykorzystuje się do tego odpowiednio przekierowywane ciśnienie owych gazów. O jak dużym ciśnieniu mówimy? Według różnych źródeł dla typowego karabinka AR-15 w kalibrze 5,56 mm x 45 NATO/.223 Remington może to być około 280-350 MPa. Temperatura gazów przy wylocie lufy może wynosić od 600 do 1100 °C. Silnie skoncentrowane i przegrzane gazy obciążają konstrukcję broni, a w szczególności lufę i zamontowane na niej akcesoria. Dlatego nowoczesne urządzenia wylotowe są często wykonane z takich materiałów jak stal nierdzewna, aluminium czy tytan, co zmniejsza masę broni, poprawiając jej precyzję i wydajność.

Czy gwizdek wpływa na celność?
Urządzenie wylotowe może wpłynąć nie tylko na nasze odczucia podczas strzelania, ale także na trajektorię wylatującego z lufy pocisku. Będzie to szczególnie widoczne przy strzelaniu na dalszych dystansach. Dobrze dobrany kompensator może poprawić skupienie i zmienić ŚPT (Średni Punkt Trafienia). Dlaczego tak się dzieje? Do pewnego stopnia wpływa na to przepływ gazów, ale główną przyczyną jest to, że urządzenie wylotowe zmienia charakterystykę drgania lufy. Gdybyśmy wyobrazili sobie lufę jako uderzaną młotkiem piszczałkę organową, jej przedłużenie i dodanie masy na samym końcu zmieni częstotliwość emitowanego dźwięku. Zauważono to już wiele lat temu. Gdy w latach 1950. wprowadzono tłumik płomienia T37 dla karabinu M1 Garand, strzelcy nie byli nim zachwyceni, ponieważ zaburzał harmonikę lufy, a tym samym zmniejszał celność. Snajperzy kazali rusznikarzom zdejmować to cudo, bo celność była dla nich mimo wszystko ważniejsza niż intensywność błysku zdradzającego ich pozycję. Po zamontowaniu nowego kompensatora wyniki na tarczy mogą się oczywiście nie zmienić, jednak często instalacja takiego urządzenia wiąże się z koniecznością ponownego dobrania amunicji lub pokombinowania z naważką podczas podczas elaboracji, aby znów można było wycinać koniczynki. Przy strzelaniu na krótszym dystansie wpływ urządzenia wylotowego na wyniki na tarczy jest znacznie mniejszy. Jeżeli więc rozważamy montaż kompensatora na pistolecie lub karabinku, z którego strzelamy na 25-50 m, powinniśmy raczej skupić się na pracy i zachowaniu broni, zamiast liczyć na poprawę skupienia.

Najpopularniejsze rodzaje urządzeń wylotowych
Tłumiki płomienia
Podczas oddawania strzału z broni palnej większość materiału miotającego ulega spaleniu, ale nie cały. Kiedy gorące gazy i niespalony jeszcze proch opuszczają lufę i spotykają się z bogatym w tlen powietrzem, powoduje to powstanie kuli ognia, którą określamy mianem błysku wylotowego. Jasność błysku zależy od rodzaju broni i amunicji. Patrząc na niektóre filmy i zdjęcia, można by pomyśleć, że błysk wylotowy jest pożądany. Przyjmujące różny kształt fajerwerki na końcu lufy mogą być całkiem widowiskowe. Jeżeli jednak broń nie służy nam wyłącznie do lansowania się na strzelnicy, błyski są całkowicie zbędne. Mogą one zdradzić pozycję personelu wojskowego lub organów ścigania w sytuacji bojowej, a także oślepiać użytkownika w warunkach słabego oświetlenia. Aby temu zapobiec, stosuje się urządzenia wylotowe, które dzięki swojemu kształtowi mieszają, chłodzą i rozpraszają gorące gazy w taki sposób, aby znacznie zmniejszyć lub wyeliminować błysk.
Chociaż tłumiki płomienia są powszechnie montowane na karabinkach wojskowych i nowoczesnych karabinach sportowych, dostępne są również modele do pistoletów i karabinów myśliwskich. Większość tłumików płomienia ma kształt klatki lub tulei z wydłużonymi zębami. Najczęściej spotykaną konstrukcją tego typu, będącą standardowym wyposażeniem wielu sprzedawanych obecnie karabinów, jest tłumik płomienia A2, wcześniej produkowany w nieco innej formie jako A1. Został on zaprojektowany dla karabinów M16, M4 i AR-15 i ma kształt nakrętki z kilkoma (zazwyczaj trzema) otworami skierowanymi na boki i w górę. Jego dolna część jest zabudowana, dzięki czemu urządzenie częściowo pełni rolę kompensatora. Brak otworu, przez który gazy wylotowe mogłyby uciekać w dół, głównie ma jednak na celu zmniejszenie wzbijania pyłu i zanieczyszczeń, szczególnie podczas strzelania w pozycji leżącej, kiedy lufa znajduje się blisko ziemi. Zaawansowane tłumiki płomienia mają kształt bardziej skomplikowanej klatki, a za najskuteczniejsze uchodzą te, które wyglądają jak kilka zamontowanych na końcu lufy bagnetów. Warto jednak pamiętać, że tłumiki płomienia nie redukują odrzutu ani huku, a niektóre wywołują wręcz efekt kamertonu przy każdym wystrzale. Mimo to są chętnie stosowane zarówno przez amatorów, jak i zawodowców, takich jak żołnierze służb specjalnych.

Hamulce wylotowe
Hamulec wylotowy to urządzenie, którego celem jest zmniejszenie odrzutu. Typowy hamulec wylotowy ma szereg otworów, których kształt powoduje kierowanie gazów wylotowych na boki lub wręcz delikatnie do tyłu. Sprawia to, że w momencie wystrzału lufa jest popychana do przodu, co przeciwdziała odrzutowi. Redukcja kopnięcia sprawia, że karabiny — zwłaszcza te wielkokalibrowe — są wygodniejsze w użyciu. Łatwiej jest także ponownie naprowadzić je na cel. Najskuteczniejsze urządzenia tego typu mogą sprawić, że strzelanie z karabinu zasilanego amunicją .338 Lapua Magnum lub .50 BMG nie będzie trudniejsze niż opanowanie typowego AR-a w kalibrze .223 Rem.
Hamulce wylotowe mają jednak swoje wady. W przeciwieństwie do tłumików płomienia mogą powodować, że broń będzie wyrzucać kule ognia, nawet w przypadku luf o długości 16 cali (406 mm). Wzmacniają również dźwięk i huk wystrzału broni. O ile więc z perspektywy użytkownika wszystko może być super, o tyle strzelcy na sąsiednich stanowiskach i osoby postronne mogą mieć na ten temat zupełnie inne zdanie. Kiedy staniemy w pobliżu karabinu wyposażonego w skuteczny hamulec wylotowy, uderzenie gorących gazów może, jak to się mówi, zdmuchnąć nam czapkę. Trudno też wyobrazić sobie, aby żołnierze, funkcjonariusze policji lub operatorzy jednostek specjalnych byli zachwyceni, gdy jeden z ich kolegów zamontuje sobie taki gwizdek. Ludzie służący w takich formacjach raczej nie należą do słabeuszy, ale mało kto lubi być opalany, bo jakiegoś królewicza kolba za mocno kopie. Używając takiego urządzenia wylotowego, warto więc pamiętać o zachowaniu odpowiedniego dystansu od innych strzelców.

Kompensatory
Wiele osób uważa, ze terminy hamulec wylotowy i kompensator są tożsame i można ich używać wymiennie. Nie zamierzam nikogo pouczać, że jest to błąd, ponieważ zasada ich działania jest podobna, a jedyna istotna różnica dotyczy kierunku i zwrotu siły, z jaką oddziałują na broń. O ile hamulec wylotowy ma redukować odrzut, o tyle celem kompensatora jest walka z podrzutem. Zazwyczaj otwory kompensatora odprowadzają gazy wylotowe do góry, co popycha lufę w dół, aby pomóc utrzymać ją w linii z celem. Dzięki temu oddawanie kolejnych strzałów jest szybsze i łatwiejsze.
Ponieważ charakter zadania, jakie mają wykonywać wspomniane urządzenia wylotowe, jest zupełnie inny, najczęściej są one montowane na broni różnego typu. Hamulce wylotowe najczęściej zobaczymy na karabinach precyzyjnych i wielkokalibrowych, tłumiki płomienia na tych ciut mniejszych i krótszych, a kompensatory szczególnie upodobali sobie miłośnicy pistoletów. Jest to jak najbardziej logiczne, aczkolwiek jeśli mamy inne potrzeby i bardziej niż odrzut denerwuje nas to, że lufa ucieka nam w górę, nikt nie zabroni nam zamontować kompensatora na krótkim karabinku albo snajperce z 24-calową (609 mm) lufą.

Urządzenia wielofunkcyjne
Ponieważ wymiana gwizdka z reguły nie jest błyskawicznym procesem i wymaga użycia narzędzi rusznikarskich, a często także częściowego rozłożenia broni, producenci urządzeń wylotowych zaczęli tworzyć hybrydy, łączące w sobie dwie lub nawet trzy wspomniane funkcje. Tego typu modele zawierają elementy tłumików płomieni i hamulców wylotowych w jednym urządzeniu, w różnych proporcjach. Urządzenia wielofunkcyjne nie spełniają żadnego z tych zadań idealnie, ale do pewnego stopnia redukują wady każdego z pozostałych typów urządzeń wylotowych. Projekty różnią się znacznie w zależności od producenta, ale zazwyczaj urządzenia zaliczane do tej grupy wyglądają jak skrzyżowanie hamulca wylotowego i tłumika płomienia, z korpusem pokrytym otworami i wydłużonymi zębami, które układają się w kształt korony. Przykładem może być Strike Industries Checkmate Comp, który dzięki ustawionym pod kątem i naciętym przednim wypustkom redukuje odrzut i rozbłysk, a dodatkowo w jego górnej, prawej części znajduje się otwór kompensujący ucieczkę lufy w prawą stronę podczas naciskania spustu. Pomysłów na miksowanie różnych elementów i nadawanie urządzeniom wylotowym wymyślnych kształtów jest co niemiara.

Barrel Porting
Porting, czyli praktyka wykonywania otworów w samej lufie broni palnej, zaczęła zyskiwać na popularności pod koniec XX wieku. Technika ta polega na wierceniu portów w lufie, zazwyczaj na jej końcu, co pozwala na ucieczkę części rozprężających się gazów w górę. Przeciwdziała to tendencji broni do unoszenia się podczas wystrzału. Zastosowanie portingu lufy w pistoletach zyskało na znaczeniu w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku, napędzane rosnącą popularnością różnych dyscyplin sportowych. Strzelcy startujący w zawodach IPSC (International Practical Shooting Confederation) i IDPA (International Defensive Pistol Association) stosunkowo szybko zaczęli zdawać sobie sprawę, że lufy z portingiem dają przewagę nad konkurencją. Zasada działania i korzyści płynące z takiego rozwiązania są podobne jak w przypadku kompensatorów, z tą różnicą, że tutaj nie mamy dodatkowego urządzenia na końcu lufy. Nie potrzebujemy gwintu, nie musimy niczego ze sobą zgrywać, pistolet zachowuje swoje naturalne wymiary, odpada dodatkowa masa, a do tego łatwiej jest rozłożyć broń do czyszczenia. Oczywiście aby porting miał sens, w wielu pistoletach potrzebne jest dodatkowe wycięcie w zamku, jednak jeśli producent pomyślał o nawierceniu lufy, na pewno nie pozostawił nad nią standardowego zamka, zakrywającego owe otwory.
Pomysł jest bardzo kuszący, jednak ma też wiele wad. Porting może powodować zmniejszenie prędkości wylotowej pocisku oraz zmniejszenie celności broni, ponieważ otwory kompensujące podrzut mogą wcinać się w istniejące gwintowanie lufy. W okolicach otworów z reguły szybciej gromadzą się też zanieczyszczenia. Użycie kompensowanej w ten sposób lufy oznacza, że gorące gazy wylotowe zamieniają górną część naszego pistoletu w mały palnik. Dla doświadczonych strzelców nie jest to nic nadzwyczajnego, bo mało kto trzyma dłoń nad zamkiem lub w okolicach wylotu lufy, jednak w czasach, gdy ta idea się rodziła, jednym z argumentów przeciwników portingu było to, że podczas strzelania z rewolweru trzymanego blisko ciała otwory wentylacyjne mogły być skierowane w stronę naszej twarzy lub ramienia, powodując obrażenia. Dziś czytamy takie uwagi z przymrużeniem oka, ale wszyscy oglądaliśmy westerny i wiemy, co amerykańscy kowboje i szeryfowie z tymi rewolwerami wyprawiali. Ostatnie minusy portingu są takie same jak w przypadku kompensatora — redukując podrzut broni z wykorzystaniem energii gazów wylotowych, możemy spodziewać się większego huku i błysku. Wszystko to sprawia, że rozwiązanie to jest raczej rzadko spotykane, aczkolwiek muszę przyznać, że na widok pistoletu z wyciętym zamkiem i lufą z otworami, serce bije mi szybciej.

Urządzenia typu Blast Shield/Sound Forward/Blast Deflector
O ile stosowanie hamulców wylotowych, kompensatorów, tłumików płomienia i urządzeń wylotowych łączących te funkcje jest korzystne z punktu widzenia strzelca, może być także uciążliwe, a w ekstremalnych przypadkach nieakceptowalne dla znajdujących się w pobliżu osób. Dlatego właśnie powstała cała kategoria urządzeń wylotowych, które nazwalibyśmy deflektorami podmuchu. Zostały one zaprojektowane w celu zmniejszenia poziomu odczuwanego odgłosu i podmuchu wylotowego broni. Można zatem powiedzieć, że obok tłumików dźwięku są najbardziej akceptowalnymi społecznie gwizdkami — mogą sprawić, że czas spędzony na strzelnicy będzie znacznie przyjemniejszy zarówno dla nas, jak i dla otoczenia.
Niektóre urządzenia tego typu to proste, lekkie, jednoczęściowe konstrukcje przypominające nakręcaną na lufę puszkę (Noveske KX3), inne natomiast mają dodatkowe otwory i częściowo zachowują się jak kompensatory lub tłumiki płomienia (Strike Industries Oppressor), wciąż jednak koncentrując się na tym, aby gazy wylotowe były kierowane do przodu, jak najdalej od strzelca i sąsiednich stanowisk. Warto jednak pamiętać o tym, że urządzenia typu Blast Shield nie zmniejszają faktycznego poziomu hałasu, a jedynie przekierowują go, działając trochę jak megafon. Ze względu na spore gabaryty i fakt, że nie zawsze występuje potrzeba stosowania takiej puszki (na przykład wtedy, gdy wybieramy się na otwartą strzelnicę i okazuje się, że mamy całą oś tylko dla siebie), najbardziej pożądane są deflektory podmuchu z systemem szybkiego montażu (QD). Możemy wówczas potraktować takie urządzenie jako opcjonalny dodatek, montując na lufie nakrętkę dla dużej puchy i inne urządzenie wylotowe, takie jak kompensator.

Tłumiki dźwięku
Jeżeli zapytamy przeciętnego zjadacza chleba, co takiego można przykręcić do lufy karabinu lub pistoletu, prawdopodobnie jego pierwszym skojarzeniem będzie tłumik. Jak by nie patrzeć, to również jest urządzenie wylotowe, którego zadaniem jest redukcja towarzyszącego wystrzałowi huku. Dawniej tłumiki, zwane także moderatorami dźwięku, widywało się głównie w filmach akcji, jednak obecnie stały się one bardziej powszechne, także wśród strzelców cywilnych. Wbrew powtarzanym przez niektórych ekspertów od militariów mitom, polskie przepisy nie zabraniają posiadania tłumików do broni palnej. Większym ograniczeniem niż ich dostępność jest najczęściej cena. Za modele zaprojektowane z myślą o broni kalibru .22LR zapłacimy około 400-500 zł, natomiast ceny tych przystosowanych do amunicji 9 mm x 19, .223 Rem, 7,62 mm x 39 i mocniejszej zaczynają się od 1 500-2 500 zł.
Chociaż tłumiki nie są tak skuteczne w prawdziwym życiu, jak jest to przedstawiane w filmach, nadal znacznie redukują hałas, co czyni strzelanie przyjemniejszym. Należy tylko pamiętać o tym, że w odróżnieniu od pozostałych typów urządzeń wylotowych, moderatora dźwięku w niektórych przypadkach nie powinno się tak po prostu przykręcić do lufy, nie wprowadzając żadnych innych modyfikacji. Tłumiki dość skutecznie wyhamowują rozszerzający się gaz, co wpływa na pracę całej broni. W karabinku AR-15 przy montażu tłumika zaleca się także zastosować regulowany blok gazowy, pozwalający zmniejszyć ilość gazów powracających z lufy na suwadło, a także wentylowaną dźwignię przeładowania, która przekierowuje gaz z powrotem do przodu i na boki, tak aby jak najmniejsza ich ilość wydostawała się na zewnątrz przy twarzy strzelca. Efekt ten może złagodzić użycie broni z długą lufą, jednak żadne tego typu rozwiązanie nie jest jednak stuprocentowo skuteczne. Decydując się na tłumik, musimy liczyć się z tym, że podczas strzelania będziemy bardziej zadymieni niż zwykle. Zagadnienie to jest jednak zdecydowanie bardziej złożone i stanowi temat na osobny artykuł.

Jak poprawnie zamontować urządzenie wylotowe
Samodzielnie czy z pomocą rusznikarza?
Instalacja urządzenia wylotowego jest operacją o stosunkowo niskim poziomie trudności, ale jeśli zostanie wykonana nieprawidłowo, może skończyć się uszkodzeniem broni. Zanim przejdziemy dalej, warto więc przypomnieć, że standardowa procedura może nie mieć zastosowania w przypadku naszego pistoletu lub karabinu. Wiele zależy też od wybranego przez nas gwizdka. Jeżeli nie czujemy się pewni swoich umiejętności albo nie mamy właściwych narzędzi, lepiej zgłosić się do rusznikarza. I nie piszę tego z przekąsem. Niejednemu strzelcowi wydawało się, że mając imadło i płaski klucz, poradzi sobie z tym zadaniem w pięć minut, a skończyło się nerwami, frustracją i naprawą kilkukrotnie droższą niż kompensator czy hamulec wylotowy, który miał być tylko wisienką na torcie.
Znacznie bardziej podchwytliwe niż montaż urządzenia wylotowego może okazać się zdjęcie tego zamontowanego fabrycznie. Jeżeli kupiliśmy broń z lufą zakończoną gwintem osłoniętym nakrętką, którą można odkręcić palcami, najcięższy etap całej operacji mamy z głowy. Większość karabinów sprzedawanych na rynku cywilnym ma jednak jakiś, najczęściej mało wyszukany gwizdek, a jeśli tak, to prawdopodobnie będzie on przykręcony bardzo mocno lub dodatkowo zabezpieczony przed demontażem. Niektórzy uważają, że nie ma co się z tym patyczkować, tylko ścisnąć broń kolanami, wziąć klucz i kręcić, aż puści. Fakt, w niektórych modelach (na przykład chińskich AR-ach, gdzie najczęściej zobaczymy marnej jakości podkładki sprężyste) może się to udać, jednak jeśli ta metoda nie działa, lepiej odpuścić i podejść do tematu na chłodno.
Rusznikarz, którego poprosiłem o pomoc w odkręceniu tłumików płomienia A2 w trzech karabinkach, nie krył zdziwienia, że przyjechałem do niego przed, a nie po szkodzie, ponieważ usterki będące skutkiem odkręcania na chama to w jego pracy chleb powszedni. Najczęściej zdarzają się skręcone lufy, zmiażdżone łoża, uszkodzenia trzpieniów ustalających i komór nabojowych. Urządzenie wylotowe zamontowane fabrycznie może być nie tylko dokręcone z dużą siłą, ale także przyklejone, zgrzane lub zakołkowane. Aby sobie z tym poradzić, trzeba mieć odpowiednie narzędzia. Chcąc dowiedzieć się więcej, podpytywałem rusznikarza, co dokładnie zrobić. Użyć penetratora lub innego środka chemicznego? Podgrzać gwint opalarką lub palnikiem? A to już niech sobie tam każdy kombinuje po swojemu — powiedział. Warto zatem odrobić pracę domową i uzbroić się w cierpliwość. Zgłoszenie się do specjalisty to żaden wstyd, a opłata za zdjęcie zainstalowanego przez producenta gwizdka jest śmieszna w porównaniu z kosztem naprawy uszkodzonej broni.

Kompensatory, z którymi poradzi sobie nawet dziecko
W przypadku niektórych kompensatorów zaprojektowanych z myślą o popularnych modelach pistoletów, montaż jest dziecinnie prosty. Warto tu wspomnieć chociażby o urządzeniach firmy GK Arms, które instalowane są bezpośrednio na szynie akcesoryjnej, dzięki czemu broń nie musi mieć gwintowanej lufy. Montaż takiego kompensatora nie różni się od podpięcia do szyny pistoletu innego osprzętu, takiego jak latarka czy wskaźnik laserowy. Podobnym, ale mniejszym urządzeniem wylotowym, które bez problemu zamontuje każdy strzelec jest kompensator Strike Industries Mass Driver Comp, który opiera się na urządzeniu powrotnym, a zatem nie ma fizycznego kontaktu z lufą i nie wpływa na cykl strzału, a jedynie na podrzut i odrzut broni. W zestawie znajdziemy żerdź i sprężynę powrotną, nieco inne niż te fabryczne. Wyjmujemy oryginalne części, wstawiamy nowe i voilà – mamy Glock’a z kompensatorem.

Przygotowanie broni do montażu gwizdka na gwincie
Standardowym systemem mocowania urządzeń wylotowych jest jednak gwint na końcu lufy i z tego powodu sprawa robi się bardziej skomplikowana. Do przykręcenia nowego gwizdka, a także do demontażu starego, o ile takowy mamy, trzeba użyć trochę siły. Aby to zrobić, broń musi być stabilnie umocowana. Zdecydowanie nie powinno się wykonywać tej operacji, dociskając pistolet lub karabin do stołu, ponieważ może to grozić deformacją lufy, uszkodzeniem pinu ustalającego lub komory zamkowej. W optymalnym wariancie powinniśmy usadowić broń na stojaku rusznikarskim, lufę umieścić w imadle z miękkimi nakładkami na szczęki, a jeśli konstrukcja broni na to pozwala, zabezpieczyć ją za pomocą specjalnego bloku do blokowania lufy, który montuje się od strony komory zamkowej. W wielu przypadkach aby odsłonić lufę, będziemy musieli najpierw zdemontować łoże, jednak to nie powinno być szczególnie trudne.

Podkładka – klucz do sukcesu
Wybierając urządzenie wylotowe, należy upewnić się, że rozmiar gwintu jest zgodny z tym, jakim zakończona jest lufa naszej broni. Dwa najpopularniejsze obecnie gwinty wylotowe to 1/2×28 i 5/8×24. Pierwsza liczba to średnica gwintu, a druga to liczba skoków na cal. Istnieją również gwinty metryczne, takie jak M13x1 (średnica 13 mm, 1 zwój gwintu na 1 mm). Ze względu na konieczność mocnego dokręcenia urządzenia wylotowego i obciążenia, jakim będzie ono poddawane, zaleca się stosowanie zgniatalnych podkładek o lekko stożkowatym kształcie (Crush Washer). Są one jednorazowe, więc jeśli podczas odkręcania fabrycznego gwizdka takową odzyskaliśmy, należy ją zutylizować i użyć nowej. Dobrym pomysłem jest także zastosowanie odrobiny smaru miedzianego, zapobiegającego zapiekaniu się gwintów. Niektórzy stosują także klej do gwintów i nie jest to błąd, szczególnie jeśli jesteśmy pewni, że wybrane urządzenie wylotowe jest optymalnym wyborem do danej jednostki broni i zostanie z nią na dłużej.

Najpierw przymiarka, potem dokręcanie
Zanim zaczniemy cokolwiek smarować i przykręcać, należy lekko przykręcić nowe urządzenie wylotowe, aby sprawdzić, w jakiej pozycji znajdzie się, gdy spotka się z nową podkładką. Od tego momentu będzie trzeba użyć siły, a jeżeli otwory kompensatora wylądują w złym miejscu, obrócenie gwintu o, powiedzmy, 240° — aż do uzyskania pożądanej orientacji — może być zbyt trudne albo sprawić, że podkładka nie będzie już spełniała swojej funkcji. Warto przy tym dodać, że przy użyciu takiej podkładki nie powinniśmy się cofać. Raz zdeformowana podkładka nie wróci do swojego pierwotnego kształtu. Należy zatem dokręcać urządzenie wylotowe powoli, aż do osiągnięcia pożądanego kąta. Jeżeli przesadzimy i obrócimy klucz w przeciwnym kierunku, powstanie luz, więc będziemy musieli uznać podkładkę za zużytą.
Aby tego uniknąć, najlepiej jest zaopatrzyć się w kilka podkładek o różnej grubości albo kilka sztuk podładek zgniatalnych (crush washer), które teoretycznie powinny być identyczne. Wystarczy drobna różnica w grubości tego elementu, a urządzenie wylotowe znajdzie się w zupełnie innej pozycji. Aby obejść ten problem, niektórzy polecają dokręcić gwizdek, a następnie go odkręcić, co ma spowodować wstępne odkształcenie podkładki. Operację powtarzamy, a urządzenie wylotowe powinno za każdym razem wchodzić na lufę trochę głębiej, aż znajdzie się we właściwej orientacji. Po wstępnej przymiarce do osiągnięcia pożądanego położenia powinno brakować 10-30°, a moment obrotowy wymagany do wykonania tej operacji powinien oscylować w granicach 25-40 Nm.
Osobiście polecam inne, nieortodoksyjne rozwiązanie — delikatne starcie jednej z końcówek podkładki płaskim pilnikiem, pamiętając, aby robić to równomiernie, po całym jej obwodzie. W ten sposób możemy, nie miażdżąc podkładki, doprowadzić do sytuacji, w której zakończymy robotę jednym ruchem, wykonując kluczem obrót o 10-15°. Aby nie porysować gwizdka, można użyć taśmy izolacyjnej i klucza nastawnego zamiast płaskiej 19-tki (najlepiej byłoby mieć płaski klucz 3/4 cala, jednak mało kto takowy posiada). Testowałem różne metody instalacji urządzeń wylotowych w warunkach domowych i tę uważam za optymalną, ale na pewno można obmyślić to jeszcze lepiej. Jeżeli gwizdek znajduje się we właściwej pozycji i trzyma się mocno, a broń nie jest uszkodzona, pozostaje tylko pogratulować samemu sobie i rezerwować oś na strzelnicy, aby wypróbować nowy sprzęt.
Pytania za sto punktów
Jak wybrać właściwe urządzenie wylotowe?
Przy wyborze gwizdka trzeba wziąć pod uwagę cały szereg czynników. Pierwszym jest rzecz jasna zadanie, jakie urządzenie wylotowe ma wykonać — czy będzie to hamulec wylotowy, tłumik płomienia czy może deflektor podmuchu. Po sprawdzeniu wszystkich parametrów pozostaje nam jednak analizowanie opisów producenta, opinii użytkowników i testów, jednak jest ich stosunkowo mało, a poziom wiarygodności niektórych wpisów jest co najmniej dyskusyjny. Ponadto należy pamiętać, że nawet jeśli dany model jest pozytywnie oceniany przez użytkowników, nie musi to oznaczać, że na naszej broni sprawdzi się równie dobrze.
Co zamiast klatki dla ptaków?
Przyglądając się dostępnej na polskim rynku broni, dojdziemy do wniosku, że producenci wolą pozostawić kwestię urządzenia wylotowego klientom. W pistoletach temat zazwyczaj nie istnieje, chyba że wybierzemy wersję z gwintem lub zdecydujemy się na popularny model, do którego łatwo jest dokupić kompensator montowany na szynie akcesoryjnej lub urządzeniu powrotnym. W karabinkach standardem jest klatka dla ptaków (birdcage) A2, czyli rozwiązanie bardzo tanie i, co tu dużo ukrywać, kompromisowe. A2 to taki gwizdek do wszystkiego — może nie jest najskuteczniejszym tłumikiem płomienia, jego działanie w roli hamulca wylotowego lub kompensatora jest raczej iluzoryczne, ale pewną robotę wykonuje. Jest przy tym niewymagający i nie powoduje, że wszystkim użytkownikom strzelnicy słuchawki spadają z głowy. Istnieją jednak lepsze opcje i często nawet stosunkowo tani gwizdek przynosi dużą poprawę, jeśli chodzi o ogólną kulturę pracy broni.

A może rozwiązać problem już na starcie?
Jeżeli nie chcemy ani zaprzątać sobie głowy dopasowywaniem urządzenia wylotowego, ani tym bardziej mocować się z jego wymianą, możemy zwrócić uwagę na ten element już podczas wyboru broni. Hamulce wylotowe pojawiają się jako fabryczny element wyposażenia na przykład w sztucerach, takich jak Sig Sauer Cross Magnum, Tikka T3X A1 czy CZ 600 MDT. Uwagę tę można rozszerzyć na inne wysokiej klasy jednostki broni zbudowane z myślą o strzelectwie długodystansowym. Całkiem porządne gwizdki zobaczymy też w niektórych PCC-kach, takich jak Stribog SR9A3, CZ Scorpion Evo 3 S1 Carbine czy Schmeisser Dynamic PCC. Jeśli chodzi o karabinki AR-15, sprawy mają się podobnie jak z chwytami, kolbami, dźwigniami przeładowania, przyrządami celowniczymi i innymi elementami wyposażenia, które swoje kosztują, więc te lepsze zaczynają się pojawiać dopiero po przekroczeniu pewnego pułapu cenowego. Obecność dobrego urządzenia wylotowego to znak, że znajdujemy się już na wysokim poziomie wtajemniczenia. W najtańszym chińczyku za 3 500 zł jest to marzenie ściętej głowy, ale jeśli wybierzemy coś takiego jak PWS MK114 MOD 1, POF P415 czy JP Enterprises JP-15 Professional Ready Rifle, elegancki gwizdek dostaniemy w standardzie. Ciekawostką jest Faxon Ion Ultralight 14,5″, gdzie 3-komorowy hamulec wylotowy jest integralną częścią lufy i nie można go zdemontować. Ze względu na rosnące zainteresowanie klientów do łask wracają też pistolety z fabrycznymi kompensatorami lub portingiem lufy, takie jak Springfield Armory Echelon Comp, Sig Sauer P365 AXG Legion czy Bul Armory AXE Tomahawk.

Podsumowanie
W strzelectwie warto widzieć więcej niż czubek własnej lufy, jednak ten także jest niezwykle ważny. Wybór właściwego urządzenia wylotowego pozwala wycisnąć więcej z posiadanej broni, dopasować charakterystykę jej pracy do naszych potrzeb i preferencji, a także — nie wstydźmy się tego — znacząco podnieść jej walory estetyczne. Różnorodność dostępnych na rynku modeli przyprawia o zawrót głowy, jednak próg wejścia nie jest wysoki. Za przyzwoity gwizdek zapłacimy 150-300 zł, a te nieco lepsze, większe lub bardziej skomplikowane kosztują około 300-900 zł. Osobną kategorią są tłumiki dźwięku, na które można wydać znacznie więcej (nie wspominając o kosztach modyfikacji samej broni i akcesoriach, takich jak chociażby osłona termiczna). Mimo że wybór i tak jest ogromny, producenci cały czas wprowadzają nowe, coraz bardziej pomysłowe, wydajne i trwałe urządzenia wylotow. Nam, strzelcom, pozostaje oglądać i czytać albo zaspokoić swoją ciekawość i wypróbować te, które najbardziej nam się podobają. Jak wiadomo, nic nie weryfikuje naszych pomysłów i teorii lepiej niż wizyta na strzelnicy.
Artykuł powstał we współpracy ze sklepem SpecShop, dystrybutorem urządzeń wylotowych oraz innych akcesoriów Strike Industries.
Współpraca reklamowa