Clawgear – od komory zamkowej do przodu
Nawiązanie do gór nie jest tu przypadkowe. Chcąc zmodyfikować przednią część Kanadyjczyka zdecydowałem się sięgnąć pod części austriackiego przedsiębiorstwa Clawgear. Marka jest szerzej znana ze swojej odzieży taktycznej i oporządzenia. Niedawno rozszerzyła ofertę o linię aluminiowych akcesoriów własnego projektu do rodziny karabinków AR15. Mamy tu przede wszystkim urządzenia wylotowe (tzw. gwizdki) oraz łoża przednie (oszynowanie). O ile te pierwsze nie wpływają bezpośrednio na faktyczny ciężar broni, o tyle diametralnie zmieniają odczucia podczas strzelania. Właściwie zaprojektowany kompensator przeciwdziała zarówno podrzutowi jak i odczuwalnemu odrzutowi karabinka. Dzieje się tak poprzez zmianę kierunku przepływu gazów prochowych po tym, jak pocisk opuści już lufę. Odchylenie ich odpowiednio w górę i w tył powoduje powstanie dodatkowych sił. Działają one na karabinek w kierunkach przeciwnych i tym samym częściowo niwelują wymienione wcześniej niekorzystne zjawiska.
Można tu zastosować następujące, choć niekoniecznie naukowo precyzyjne uogólnienie: ciężar (siła ciężkości) broni to siła działająca na strzelca. Oddziałuje na niego też odrzut i wywołane nim zjawisko podrzutu. Wszystkie trzy wartości wpływają na odczucia strzelca. Działanie kompensatora umożliwia modyfikowanie dwuch ostatnich. Przeciwnie działające do siebie siły redukują się, a utrzymanie broni na celu staje się łatwiejsze. Stosując tę pokrętną logikę można powiedzieć, że kompensator subiektywnie odchudza karabinek. Uff. Wybrnąłem.
Kompensatory Clawgear
Firma produkuje trzy modele urządzeń wylotowych w odmianach dostosowanych do karabinków rodziny AR15, AK47, Vz58, Sig 553, G36/G3 (to samo urządzenie), AKSU oraz AUG. Poszczególne wersje różnią się w zależności od broni, do której są przeznaczone. Główne zmienne to przede wszystkim skok, średnica i kierunek gwintu. Jeśli zaś chodzi o budowę funkcjonalnej części urządzenia wylotowego to, jak wspomniałem, mamy do czynienia z trzema modelami.
Trzy typy urządzeń wylotowych Clawgear. Na zdjęciu w wersji do karabinka AK. Od lewej – tradycyjna ptasia klatka, dwukomorowy kompensator i kompensator w kształcie kubka
Pierwszy wariant to tłumik płomienia w formie klasycznej sześcioramiennej klatki, tzw. bird cage (z ang. ptasia klatka). Konstrukcję wzbogacono o agresywne, ostre zęby w swojej przedniej części. Nie mają one wpływu na działanie urządzenia, ale mogą pomagać w ogólnotaktycznych czynnościach, takich jak wybijanie szyb czy zębów przeciwnika w bezpośrednim starciu. W skrócie – gadżet. Jeśli zaś chodzi o faktyczne działanie, to klatka w pewnym stopniu ukrywa płomień wylotowy podczas strzelania. Jest to szczególnie przydatne, gdy mamy do czynienia z karabinkami o relatywnie krótkiej lufie. W ograniczonym stopniu zmniejsza też podrzut. Podłużne otwory w urządzeniu rozłożono symetrycznie na całym jego obwodzie, przez co część gazów prochowych jest kierowana w dół. Podczas strzelania z pozycji leżącej lub przy wykorzystywaniu niektórych rodzajów osłon, podmuchy mogą podrywać kurz, pył, piasek lub inne lekkie przedmioty i tym samym przeszkadzać strzelcowi.
To niewątpliwie najbardziej skomplikowane w budowie urządzenie wylotowe Clawgear. Jego wnętrze nieco przypomina tłumik dźwięku, ale przeznaczenie i funkcja są odmienne – ma redukować odrzut i ukrywać płomień wylotowy
Drugi model urządzenia wylotowego oferowanego przez Clawgear to konstrukcja w kształcie kubka. Płaszcz zewnętrzny jest pełny i zakończony, podobnie jak u poprzednika, ostrymi zębami. Wnętrze wypełniają perforowane przegrody w kształcie pierścieni. Ta geometrycznie skomplikowana plątanina pewnie sprawia nie lada kłopot na etapie produkcji. Perforacje i otwory w tym urządzeniu wylotowym mają służyć kontrolowanemu rozprężeniu gazów prochowych i przede wszystkim ukryciu płomienia dopalającego się prochu. Jako że wszystkie otwory skierowane są w przód, równolegle do lufy, trudno tu mówić o kompensowaniu odrzutu. Można dywagować, czy gazy rozbijające się o wewnętrzne przegrody urządzenia nie będą w jakimś stopniu zmniejszały odrzutu broni. Trudno jednak przeprowadzić testy inne niż subiektywne redneck science (ang. wieśniackie badania), których wyniki będą różne dla każdego strzelca.
Dwukomorowy kompensator Clawgear. Po lewej przeznaczony do AK, a po prawej do AR15. Jak widać różnią się nie tylko wymiarami wewnętrznymi, ale i budową
Trzeci i ostatni model gwizdka to klasycznej budowy dwukomorowy kompensator. Wykonano w nim cztery duże otwory skierowane na boki (po dwa w każdą stronę). W tym przypadku działanie urządzenia jest z grubsza rzecz biorąc oczywiste. Gazy prochowe uderzają o spore i co ważne, pełne ściany wewnątrz gwizdka, osłabiając tym samym odrzut. Następnie są wypychane w kierunku poprzecznym do osi lufy, w lewą i prawą stronę. Takie rozwiązanie jest w równym stopniu skuteczne, co uciążliwe dla strzelców zajmujących stanowiska na bokach użytkownika. Zarówno w tym modelu, jak i we wcześniej opisanym, nie przewidziano otworów w dolnej części urządzeń. Pozwala to uniknąć wzbijania kurzu tuż przy strzelcu. W przypadku urządzenia numer trzy jest jednak coś, co warto mieć na uwadze. Użytkownikowi nie straszne piach i liście, gdyż wysyłane są w na boki, prosto w kolegów z sąsiednich stanowisk.
Już na pierwszy rzut oka widać, że dwa ostatnie urządzenia wylotowe nie są symetryczne. Mają górę i dół, o czym trzeba pamiętać w czasie montażu. Należy pamiętać o wykorzystaniu odpowiednich podkładek i kleju do gwintów, które ustabilizują kompensator we właściwym położeniu, uniemożliwiając samoczynne odkręcanie/przekręcanie podczas strzelania. Należy zwrócić uwagę, aby zastosowany klej dysponował niezbędną odpornością temperaturową. Nie każdy ma tę właściwość.
O skuteczności urządzeń wylotowych łatwo się przekonać nawet strzelając z kalibru 223 Rem, jakże przyjaznego względem ramienia użytkownika. Wystarczy oddać kilka strzałów z karabinka całkowicie pozbawionego kompensatora, a następnie nakręcić na lufę którekolwiek urządzenie wylotowe. Różnica jest odczuwalna. W przypadku takich kalibrów trudniej jednak ocenić subtelne różnice między kompensatorami. Po prostu siły działające na strzelca są zbyt małe. Takie różnice odczuje on dopiero przy użyciu broni w kalibrach dla dorosłych: od 30-06 począwszy, przez 338 Lapua Mag, a na potężnych myśliwskich 700 Nitro Express skończywszy. W tych przypadkach trudno mówić o subtelności wrażeń.
Porównanie oryginalnego urządzenia wylotowego NEA (na górze) z wybranym przeze mnie kompensatorem Clawgear. Mimo że ten drugi jest dłuższy, to waży nieco mniej
Łoże
Oryginalny front Kanadyjczyka, który wpadł mi w ręce, to koszmar. Jest stanowczo za długi, zbyt ciężki i do tego topornie wykonany. Profil, z którego go wyprodukowano, ma w najcieńszym miejscu prawie 4 milimetry grubości! Do tego wzdłuż całego łoża, u góry i u dołu, biegną zintegrowane szyny montażowe. Całość uzupełniają dwucalowe odcinki znajdujące się po bokach. W efekcie oryginalne łoże NEA jest potwornie ciężkie. W ten sposób projektowano i wytwarzano 15, może 20, lat temu. Dziś ten element jest wart tyle, ile dadzą za niego w skupie złomu. Łoże na śmietnik. Nie trafi nawet do skrzynki z etykietą – może kiedyś do czegoś się przyda. Po demontażu łoża karabinek robi się znacznie lżejszy. Problemem pozostaje lufa, ale o tym później.
Porównanie mocno anachronicznego łoża NEA z nowoczesnym Clawgear
Front NEA (z lewej) to przykład niezdrowej nadwagi. Kanadyjczycy chyba nieco przesadnie kochają swój przemysł metalurgiczny
Gołym okiem widać, o ile Austriakom udało się zmniejszyć przekrój elementu. Nie ucierpiała na tym sztywność konstrukcji
Jako że za coś broń trzeba trzymać podczas strzelania, nie mogę aera pozostawić z gołą rurą. Nowoczesnych i porządnie wykonanych łóż na rynku jest sporo, ale że zajmuję się dziś Clawgearem, to wybiorę coś z ich oferty. Moim zdaniem 10-cio calowe (średnie) oszynowanie w systemie M-LOK jest odpowiednio lekkie i funkcjonalne. Zapewni też dużą elastyczność w ilości i rozmieszczeniu montowanych dodatków. M-LOK to w przeciwieństwie do RIS/PICATINNY modułowy system mocowania szyn i akcesoriów. Koncepcję oparto na elementach broni, głównie frontach, w których wykonana zostaje seria znormalizowanych otworów. Mają one za zadanie redukować masę samej części i stanowić punkty montażowe. Umożliwia to bezpośrednie mocowanie akcesoriów lub szyn (np. RIS) w wybranych punktach. Oczywiście pierwsze rozwiązanie jest lepsze. Dokładanie dodatkowej, stosunkowo ciężkiej szyny, mija się z celem. Czasem jednak nie ma innego rozwiązania.
Podstawowe elementy składowe łoża z Austrii: obudowa, adapter mocujący i nakrętka (barrel nut). Tej ostatniej niestety brak jej w zestawie
Łoże Clawgear jest w przekroju ośmiokątem, w którym zaburzono nieco proporcje. W najszerszym miejscu mierzy 44 mm, a w najwyższym – 47 mm. Na siedmiu ścianach wycięto niemal prostokątne owale (7 x 32 mm) otworów M-LOK. Ósma, górna powierzchnia, pozostała lita – bez otworów. Jest to celowy zabieg. Dzięki temu gorące powietrze z rozgrzanej strzelaniem lufy nie unosi się bezpośrednio przed oczami strzelca i nie utrudnia korzystania z przyrządów celowniczych.
Akcesoryjne szyny w standardzie M-LOK do łoża Clawgear. Producent oferuje różne długości i kąty nachylenia. Elementy systemu można instalować bez demontażu łoża z karabinka
Clawgear produkuje odcinki szyn RIS przystosowane do montażu w otworach M-LOK. Dostępne są zarówno płaskie, jak i wychylone (kątowe) w długościach do 4 cali (około 100 mm). Dobrze, że są, ale mając do wyboru szeroką gamę akcesoriów montowanych bezpośrednio do systemu, nie warto się nimi nadmiernie interesować. Bez większego problemu nabędziemy pierścienie montażowe latarek, chwyty przednie czy dwójnogi instalowane prosto do łoża. Trzeba tu zaznaczyć, że produkowane obecnie szyny często różnią się od pierwowzorów. Współcześnie przyjęło się odchudzać je do granic możliwości.
Montaż
Instalacja łoża na karabinku nie stanowiłaby problemu… gdyby nie kanadyjskie podejście do świata. Pływający (ang. free float) front, a więc nie mający bezpośredniego kontaktu z lufą, montuje się do broni za pośrednictwem specjalnej obejmy/klamry. Ta z kolei jest zaciśnięta na nakrętce mocującej lufę (barrel nut). Adapter jest wymiarami dostosowany do standardowej części, występującej niemal w każdym karabinku AR15 produkowany na świecie. Słowo niemal jest tu kluczem. Kanadyjczycy postanowili akurat ten element zaprojektować po swojemu, a standaryzacja wzięła w łeb. Dzięki temu przed instalacją łoża czeka mnie kolejny wydatek – 70 zł na nakrętkę. Pal licho kilkadziesiąt złotych – strzelać się nie da. W budowlanym takiej nie ma co szukać. Broń leży w częściach, a ja czekam na kuriera.
Instalację nowego łoża zaczynamy od demontażu oryginalnego. Po odkręceniu śrub widać, że kanadyjscy inżynierowie postanowili wymyślić koło od nowa. Nakrętka lufy nie jest standardowa, więc nie obejdzie się bez zakupu właściwej
Obraz, który przyprawia mnie o przysłowiowy ból… zębów. Kanadyjski pogląd na standaryzację (nakrętka) i rozdęta do granic możliwości lufa karabinka. Po co?
Gdy już skompletowałem brakujące elementy, skląłem Kanadyjczyków i wyrzuciłem w otchłań ich kpiące z ogólnie przyjętych standardów wytwory, montaż łoża okazał się fraszką. Klamrę do nakrętki mocujemy jedną śrubą M4 z imbusowym łbem. Po założeniu, adapter trzeba wypoziomować względem górnej szyny montażowej karabinka. Tylko wtedy możliwy będzie prawidłowy montaż frontu i przeprowadzenie rurki doprowadzającej gazy prochowe do suwadła.
Bez zdemontowania rurki wraz z blokiem gazowym niemożliwe jest wykręcenie nakrętki. Uprzednio należy jednak usunąć urządzenie wylotowe, które zawsze ma większą średnicę niż lufa
Następnie nakładamy na lufę pierścień montażowy nowego łoża i instalujemy nową nakrętkę lufy. Trzeba zwrócić uwagę, by zatrzymała się ona w pozycji umożliwiającej wprowadzenie lufy gazowej
Następnie mocujemy układ gazowy, poziomujemy adapter i zaciskamy śrubą montażową umieszczoną u dołu
Do tego zadania przyda się elektroniczna poziomica z możliwością zerowania. Dzięki temu nie ma potrzeby idealnego poziomowania samej broni. Gdy klamra jest już prawidłowo zamocowana pozostaje nasunąć łoże. Jako że w moim karabinku zastosowano niski blok gazowy, bez podstawy pod muszkę, czynność jest bardzo prosta, bo łoże swobodnie przemieszcza się nad nim. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo demontaż bloku i tak na pewnym etapie jest konieczny.
Przed instalacją obejmy trzeba odkręcić barrel nut. Tę z kolei można ruszyć dopiero po zdemontowaniu rurki, co wymaga odkręcenia bloku. Wszystkie puzzle, tak czy siak, muszą znaleźć się rozsypane na stole. Niemniej, możliwość nasunięcia łoża na złożony system gazowy znacznie sprawę upraszcza.
Próba instalacji bloku w zamocowanym froncie może wymagać nielichej gimnastyki i cierpliwości, bo dostęp jest trudny, a miejsca mało. Domniemywam, że charakterystyczny skos w przedniej części łoża pozwala zastosować tradycyjny blok gazowy ze zintegrowaną muszką. Być może obeszło by się nawet bez frezowania czy innej dodatkowej obróbki. Tego jednak nie dane mi sprawdzić, bo zaplanowałem już składane przyrządy celownicze. Calwgear najwyraźniej jest tego samego zdania. Producent przewidział na górnej powierzchni tuż za skosem, miejsce na krótki odcinek szyny RIS, który w sam raz nada się do tego celu. Mechanizmy będą, nomen omen, awaryjne. W moim, podeszłym już wieku, strzelanie na odległość większą niż 20 metrów bez optyki kompletnie mija się z celem. Dosłownie i w przenośni.
Kończąc już dywagacje na temat starczego uwiądu, wracam do montażu. Łoże do klamry przykręca się kolejnymi śrubkami M4. 6 sztuk i sprawa załatwiona. Wszystkie śruby warto, na wszelki Smerf, potraktować klejem do gwintów.
Nasunięte łoże dokręcamy do adaptera sześcioma śrubami. To jedyne miejsce, gdzie front styka się z resztą karabinka. Lufa nie jest podparta z przodu (free float)
Dokonało się – instalacja zakończona. Teraz można zacząć montować dodatkowe akcesoria. System M-LOK nie zawodzi oczekiwań. Montaż nie wymaga dostępu do nakrętek, więc szyna może w czasie ubierania pozostawać na broni. To bardzo ułatwia i uprzyjemnia pracę. Moim skromnym zdaniem należy montować jak najmniej akcesoriów, zwłaszcza w przedniej części broni. W mojej opinii latarka, najlepiej montowana bezpośrednio, to wszystko, czego karabinek potrzebuje.
Lufa
Został jeszcze jeden element, który można by poddać kuracji odchudzającej – lufa. Niestety, zostają mi tylko rozważania czysto teoretyczne, gdyż prawowity właściciel karabinka strasznie piszczał, słysząc o planowanej obróbce.
Kanadyjczycy postanowili zafundować swojemu aerowi lufę grubości osi z Kamaza. Czy to z nienawiści do strzelców, a może z miłości do rodzimego przemysłu stalowego. Jak do tego doszło, nie wiem, niemniej jest jaka jest. Waży sporo, bo aż 950 gramów, a średni przekrój to ponad 20 mm średnicy. To bardzo dużo jak na tego typu karabinek. Niemal kilogramowa lufa w połączeniu z masywnym urządzeniem wylotowym powodują, że broń bardzo ciąży do przodu. Gdyby NEA była napędzana większym kalibrem i kopała mocniej lub była chłodzonym powietrzem karabinem maszynowym, gruba i ciężka lufa miałaby sens. Ale nie jest. W produkcie przeznaczonym dla cywili, do sportowego, rekreacyjnego i potencjalnie obronnego użytku, nie ma to kompletnie żadnego uzasadnienia. Wykoncypowałem więc zmianę profilu, która pozwoliłaby obniżyć masę lufy o ok. 250 g. To ponad 25% jej obecnej masy! Założyłem zmniejszenie średnicy przekroju do poziomu 16 mm. To nieco więcej, niż najcieńsze ultralekkie lufy ołówkowe stosowane w AR-15. Niestety, póki co, projekt trafił do szuflady.
Na rysunkach przedstawiono lufę karabinka NEA przed i po stoczeniu nadmiaru materiału. Profil wynikowy ma w najcieńszym miejscu bezpieczne 16 mm średnicy. Operacja pozwoliłaby zmniejszyć masę o ok. 250 g. Jako że odciążenie obejmuje przód karabinka, poprawa powinna być dla strzelca więcej niż wyczuwalna
Podsumowanie
Akcesoriami Clawgear udało się osiągnąć całkiem dużo w kwestii odchudzenia przedniej części kanadyjskiego karabinka. Lekkie i nowoczesne łoże pomogło aerowi nie tylko wizualnie, ale też pod względem funkcjonalności. Broń mniej ciąży na lufę, a chwyt za łoże jest wygodniejszy. Ma on o wiele mniejszą średnicę niż oryginał i jest pozbawione ostrych, wystających elementów. Po wizycie w austriackim i amerykańskim ośrodku odchudzania broni palnej Kanadyjczyka o wiele łatwiej polubić.