Lepiej nie szydzić z rozmiaru
Podobno Jankesi wszystko mają większe. Samochody, autostrady, domy i inne takie, z którymi lubią się obnosić publicznie i którymi lubią się przechwalać. A Maxim Defence PDX-S, mimo że Amerykaniec pełną gębą, jest inny. Skromniutki, malutki. Niepozorny taki. Jak wpadnie pod fotel w samochodzie, to trudno go znaleźć. W szufladzie biurka nie przeszkadza. W plecaku zajmuje niewiele miejsca. Wścibskie oczęta go nie wypatrzą.
Broń PDW (personal defence weapons) to popularny segment rynku. Zarówno profesjonalnego, jak i – coraz na szczęście częściej – cywilnego. Przez długie lata domeną PDW były pistolety maszynowe w kalibrze 9×19 mm. Zdarzały się wyjątki: broń zasilana specjalnie stworzoną do tego celu amunicją, ergonomiczne potworki z gatunku HK MP7, które do wygodnej obsługi wymagają od użytkownika dodatkowego stawu, pistolety opakowane w nieforemne plastikowe czy aluminiowe szkielety. Od pewnego jednak czasu często pojawiają się w specjalnie w tym celu zaprojektowane konstrukcje.
Maxim Defence w swojej ofercie ma co najmniej kilkanaście odmian karabinków będących typowymi PDW. Różnią się kalibrem, długością lufy i ukompletowaniem. Niektóre wyposażono, jak bogowie przykazali, w porządną składaną kolbę. Inne pozostawiono z gołą rurą kolby, jeszcze innym zamontowano koślawą protezę kolby zwaną brace, która w swoim założeniu służy wyłącznie do obchodzenia absurdalnego zakazu posiadania (bez specjalnego pozwolenia) karabinków krótszych, niż amerykański ustawodawca sobie uroił dziesiątki lat temu. Litera S w nazwie oznacza wariant z prawdziwą kolbą.


Co ciekawe będącego bohaterem dzisiejszej opowiastki PDX-S producent oferuje również w kalibrze 7,62x39mm. Użytkowanie takiej odmiany tej broni zapewne sprawiłoby mi olbrzymią radość, a jeśli zasilana jest ona ze starych poczciwych magazynków do AK, to również uradowałoby się moje poczucie estetyki.
Jak to się staje powszechną już praktyką, Maxim Defence sprzedaje swoje karabinki również już fabrycznie wyposażone w moderator dźwięku.
Mimo skromnych rozmiarów karabinek w tej odmianie bardzo mocno rzuca się w oczy swoją sylwetką i – przepraszam za wyrażenie – dizajnem.
Wykonane z obrabianego cieplnie i ciśnieniowo aluminium 7075-T6 komora zamkowa i spustowa wyglądają, jakby ciosano je siekierą bądź rzeźbiono ciężkim nożem w drewnie. Brak tu obłości i subtelnych linii. Zamiast tego elementy obrabiane są na kąt, aczkolwiek w ostatnich etapach produkcji ostre krawędzie fazowane są tak, by nieco je zmiękczyć. Po takich zabiegach już na pierwszy rzut oka odróżniamy dobrze wykonaną broń, od taniej chińszczyzny, gdzie oszczędza się na dbałości o takie właśnie detale.
Oszynowanie karabinka kryjące właściwie całą lufę również wykonano z aluminium. Tu zastosowano odmianę 6061. To zrozumiałe – oszynowanie jest narażone na mniejsze siły niż podstawowy szkielet broni.

Zgodnie ze współczesnymi trendami jedyną stałą szyną montażową jest ta na grzebiecie broni, ciągnąca się od rączki przeładowania aż po koniec króciutkiej lufy. Na wszystkich pozostałych płaszczyznach oszynowania wyfrezowano podłużne otwory w standardzie m-LOK, które spełniają dwie funkcje: umożliwiają montaż akcesoriów i zmniejszają wagę całego elementu.
Wspomniana skromnych rozmiarów lufa zakończona jest imponującym urządzeniem wylotowym o średnicy niemal 3-krotnie większej niż ona sama – obnażona wygląda więc jak potężna buława.

Stoper Nienawiści. Bardzo to adekwatna nazwa i w moim mniemaniu powinna dotyczyć całej broni – przeznaczonej w końcu przede wszystkim do obrony posiadacza, jego rodziny i mienia. Bardzo trafna.
Z uwagi na długość lufy, broń trafia w ręce strzelca z zamontowanym fabrycznie ogranicznikiem uniemożliwiającym (bądź w dużym stopniu utrudniającym) wysunięcie ręki podtrzymującej przed lufę.
W górnej części M-lokowego łoża mamy też dwa szybkowyczepne punkty mocowania pasa nośnego. W jego dolnej części po prawej stronie znajduje się również PUNKT – wielki, sześciokątny, wystający łeb śruby z krzyżowym nacięciem pasujący do całej linii broni jak pięść do nosa. Kto i dlaczego postanowił użyć do ustabilizowania łoża tak zakończonej śruby – pozostanie tajemnicą na wieki. Dość stwierdzić, że strzelając z lewej ręki jako dominującej i podtrzymując broń prawą, przy każdym strzale uzmysławiamy sobie dokładnie, gdzie ta śruba się znajduje, a jej kształt niezawodnie odciska się w naszej dłoni. Wrażenie porównać można do tego, które ma się, jedząc kromkę świeżego chleba z pyszną wiśniową konfiturą i nagle trafia się zębami na pestkę…

Gwoli ścisłości – to jedyny ergonomiczny mankament, na który trafiłem, użytkując PDX-a.
Jeśli już o ergonomii mowa… Wszystkie manipulatory karabinka są zdublowane po obu stronach broni. Bez względu więc na to, jaki sytuacja wymusi chwyt – będzie wygodnie.
Kolba karabinka jest specyficzna – mamy tutaj do czynienia z osadzoną na dwóch prętach minimalistyczną stopką wyrżniętą z jednego aluminiowego kęsa.
Prowadnice kolby poruszają się wzdłuż komory spustowej tuż nad bezpiecznikiem i po całkowitym wsunięciu sięgają niemal do gniazda magazynka. Mamy do dyspozycji 4 pozycje, w których można je zablokować, co pozwala dostosować długość broni do warunków i naszego wyposażenia. Skrócony system automatyki broni pozwolił na uzyskanie długości złożonej kolby na poziomie 100 mm. Przy zlokalizowanym u dołu stopki przycisku zwalniającym blokadę umieszczono kolejne gniazdo pasa nośnego.
Chwyt pistoletowy Reptilia jest bliski pionu, ale nie całkiem pionowy, co ułatwia wygodny chwyt broni. Pokryto go również strukturą poprawiającą pewność chwytu i nieco skrócono, by dopasować do kompaktowego charakteru PDX-a.

Sposób, w jaki wyfrezowano komorę spustową i zamkową, oraz całkowicie metalowa (stalowe prowadnice, aluminiowa stopka) kolba powodują, że na pierwszy rzut oka karabinek wydaje się cięższy, niż jest w istocie. Jego faktyczna masa to około 2,5 kg skumulowane w krótkiej, zwartej sylwetce.
Szkoda, że wciąż pojawiają się nowe konstrukcje strzeleckie do tego samego naboju ważące niemal 4 kg.
Wnętrze
PDX-S ma zupełnie standardową budowę grupy spustu. To pozwoli użytkownikowi na dowolne kombinowanie i wymianę elementów tak, by praca języka spustowego pasowała do jego upodobań. Sam spust w broni wyjętej prosto z pudełka pracuje poprawnie. Nie jest delikatny, jak w broni przeznaczonej do wyczynowego sportu, ale powtarzalny, przewidywalny i dość twardy – dokładnie taki, jaki ma być w narzędziu zapewniającemu Obywatelowi bezpieczeństwo w kryzysowej sytuacji.

Zespół ruchomy zamka nie jest jednak zwyczajny. Wprowadzone weń zmiany pozwoliły skrócić prowadnicę, a tym samym całkowitą długość broni z całkowicie złożoną kolbą.
Sam zamek jest standardowy, ale suwadło zostało skrócone. Dzięki temu buffer (obciążenie) mieści się częściowo w długości suwadła, co pozwala na oszczędność w wymiarach całości.

Sprawną pracę całego zespołu ruchomego umożliwia regulator gazowy umieszczony w bloku gazowym na lufie karabinka. Przy tak krótkiej lufie jest on, jak podaje producent w dokumentacji dołączonej do broni, ustawiony właściwie i indywidualnie dla każdego karabinka.
W przypadku mojego egzemplarza niewątpliwie tak było, bo problemów nie miałem, używając do testu niezawodności swojej standardowej mieszkanki amunicji z dna szafy.
Po co takie dziwadło?
Może to pytanie wielu osobom wyda się całkowicie zbędne, zupełnie nie na miejscu i retoryczne. Ale mimo wszystko odpowiedź znajdzie się poniżej.
Broń PDW, w tym i Maxim Defence PDX-S, to narzędzie umożliwiające skuteczną obronę siebie, rodziny i mienia. Powinno być szeroko dostępne i powszechnie posiadane przez wszystkie zainteresowane nim osoby, które jednocześnie nie weszły w poważny, grożący wyrokiem za przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu konflikt z prawem.
Niewielkich rozmiarów, prosty w obsłudze i nieuciążliwy w działaniu, charakteryzujący się pomijalnym w zasadzie odrzutem i podrzutem karabinek jest nieporównywalnie skuteczniejszym narzędziem do obrony niż pistolet czy strzelba.

O półśrodkach w postaci broni improwizowanej (kij, patelnia, gaz pieprzowy , pałka, taser czy podobne) nie będę nawet wspominał, bo szansa powodzenia przy ich użyciu jest niebezpiecznie bliska zeru.
Nie ma żadnego równoważnego narzędzia mogącego zastąpić karabinek PDW, bo takiej broni będzie mógł użyć po minimalnym tylko przeszkoleniu każdy – od kilkunastoletniego wyrostka do osoby w podeszłym wieku. A wyposażenie takiej broni w proste optoelektroniczne przyrządy celownicze jeszcze tę łatwość zwiększa. Tego samego nie da się powiedzieć o pistolecie czy strzelbie, których użycie wymaga regularnego porządnego treningu.
Oczywiście broń w formie karabinka ma też swoje wady – trudno się z nią przemieszczać w sposób skryty, waży więcej niż krótka broń i zajmuje więcej miejsca w ekwipunku dźwiganym codziennie. Między wygodą i bezpieczeństwem zawsze musi zaistnieć jakiś kompromis. Trzeba położyć je na szalach i sprawdzić, co ważniejsze w danej sytuacji. O ile do biura niezbyt jest wygodnie targać ze sobą PDX-a, to położenie go przy łóżku, czy zabranie ze sobą na biwak w bagażniku samochodu nie stanowi żadnego problemu.
Niestety polska sytuacja prawna znacznie utrudnia takie – zgodne przecież ze zdrowym rozsądkiem – zachowania, a dobywanie broni z zamkniętej szafy klasy S1 nieco utrudnia samoobronę. Trzeba również pamiętać, że nasze opiekuńcze państwo ma niestety w zwyczaju ukarać Obywatela za skuteczną obronę życia i mienia.
Z drugiej zaś strony, nie bez znaczenia jest tu sytuacja geopolityczna, w jakiej (znów!) znaleźliśmy się ze względu na nasze geograficzne położenie. Patrząc z tego punktu widzenia docenimy, że PDX od Maxim Defence zasilany jest tą samą amunicją i w ten sam sposób (zgodność magazynków) co broń, z której korzystają żołnierze będący po Jasnej Stronie Mocy.
Pamiętajmy też, że jesteśmy jednym z ostatnich krajów na mapie Europy, gdzie oszalała władza jeszcze nie odebrała nam siłą takich narzędzi. Dbajmy o to i starajmy się, żeby osób faktycznie je posiadających było z roku na rok coraz więcej.
Kupą tu, waszmościowie, kupą! W kupie siła…