Wybór Donalda Trumpa na prezydenta powinien zapalić w wielu miejscach czerwoną lampkę. Przede wszystkim dla sojuszników, którzy uważają go za zbawienie. Już podczas pierwszej kadencji otwarcie mówił o możliwości wycofania Stanów Zjednoczonych z NATO. Potem ze Światowej Organizacji Zdrowia. Dla niego, jak dla Putina, wszelkie międzynarodowe ustalenia są jedynie świstkiem papieru. W końcu Trump słynie ze zdradzania.
Prezydent-elekt Donald J. Trump z wiceprezydentem-elektem J.D. Vance’em / Zdjęcie: Donald J. Trump via Facebook
Wielokrotnie zdradził swoich biznesowych partnerów. Od tych najmniejszych, jak budowniczowie jego kasyn w Atlantic City, aż po tych, którzy mogli się mienić jego przyjaciółmi, jak Roy Cohn. Zdradził też swoją pierwszą żonę, Ivanę. I to nie jeden raz. Lista jego kochanek jest bardzo długa, jak przystało na prawicowego polityka, przywiązanego do wartości rodzinnych.
Te zdrady kończyły się licznymi procesami, ugodami i porozumieniami. Strat moralnych i psychicznych nikt nie liczył. W końcu dla Trumpa liczyły się pieniądze, jak stwierdził wieloletni dyrektor finansowy Trumpa, Allen Weisselberg, kiedy zeznawał w procesie dotyczącym defraudacji i unikania podatków. Zdrady Trumpa jako prezydenta światowego mocarstwa kończyły się cierpieniami milionów i śmiercią setek.
Zbędni sojusznicy
Już podczas pierwszej prezydentury Trump udowodnił, że nie można mu w żaden sposób zaufać. W rozmowie z ministrem Spraw Zagranicznych Sergiejem Ławrowem, zdradził tajne informacje przekazane przez jordański wywiad, ujawniając przy okazji źródło. Kreml dość szybko przekazał wieści zaprzyjaźnionym państwom na Bliskim Wschodzie, w tym Iranowi, który nie jest zbyt pozytywnie nastawiony do USA. Czy Trump przejął się tym, że zdekonspirował współpracowników zaprzyjaźnionego wywiadu? Skąd!
Jako prezydent chciałem podzielić się z Rosjanami (podczas publicznie zaplanowanego spotkania w Białym Domu), do czego mam absolutne prawo, faktami dotyczącymi terroryzmu i bezpieczeństwa lotów. Z powodów humanitarnych i dlatego, że chcę, by Rosja zwiększyła swoje wysiłki w walce z ISIS i terroryzmem – napisał Trump.
As President I wanted to share with Russia (at an openly scheduled W.H. meeting) which I have the absolute right to do, facts pertaining….
— Donald J. Trump (@realDonaldTrump) May 16, 2017
Niedługo później zdecydował o wycofaniu wojsk z Syrii i porzuceniu na pastwę losu Kurdów, którzy byli jednymi z najbliższych sojuszników Waszyngtonu w regionie. Kurdowie nazwali to „wbiciem noża w plecy”. Oburzeni byli nawet Republikanie.
Moje poglądy na temat traktowania sojuszników z szacunkiem i trzeźwego oceniania antagonistów i strategicznych rywali nie uległy zmianie. A ponieważ ma Pan prawo do posiadania sekretarza obrony, którego poglądy lepiej odpowiadają pańskim (…), uważam za słuszne, by zrezygnować z urzędu – napisał sekretarz obrony, Jim Mattis, kiedy składał rezygnację.
Trump wówczas stwierdził, że nic nie jest winien Kurdom, ponieważ nie pomogli nam w czasie II wojny światowej. Nie pomogli nam na przykład w Normandii.
Na koniec kadencji pozostawił Joe Bidenowi kukułcze jajo w postaci porozumienia z Talibami, dotyczącego wycofania wojsk z Afganistanu, porzucając na pastwę islamskich ekstremistów setki tysięcy osób, które współpracowały z Amerykanami i miały nadzieję na budowanie demokratycznego państwa.
Dziś islamski rząd nie jest uznawany przez żaden kraj na świecie. W Afganistanie znów przywrócono prawo szariatu. Zakazano kobietom uczęszczania do szkół, nie mogą samodzielnie wychodzić z domu, a nawet rozmawiać w miejscach publicznych. Chłostą jest karane słuchanie muzyki, taniec, czy też czytanie nieprawomyślnych książek. Afgańczycy nie mogą także trzymać zwierząt domowych, a nawet robić im zdjęć.
Za co, do cholery, oni wszyscy zginęli? – grzmiał tytuł na pierwszej stronie Daily Mail. Do dziś nie wiadomo, jakie pobudki kierowały Trumpem, kiedy podejmował tę decyzję. Za to sprawa porzucenia Kurdów i Afgańczyków stała pretekstem do podawania w wątpliwość amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa dla sojuszników.
I nie bez przyczyny teraz powraca kwestia lojalności wobec sojuszników i dotrzymywania zawartych umów oraz porozumień. W końcu przed laty Waszyngton obiecał, że zapewni Ukrainie bezpieczeństwo.
Zelenskyy and Trump at a “conference” (which wasn’t publicly available to ANY press) post meeting at the Trump Tower. pic.twitter.com/tnbHEs8hBR
— Olga Nesterova (@onestpress) September 27, 2024
Gwarancje dla Ukrainy
Po rozpadzie ZSRR Ukraina otrzymała w spadku trzeci co do wielkości arsenał atomowy, liczący około 1800 strategicznych głowic jądrowych i 176 międzykontynentalnych rakiet balistycznych. Wcześniej kwestie atomowego arsenału USA i ZSRR regulowały dwustronne porozumienia o redukcji strategicznych zbrojeń. Oznaczały one koniec wyścigu zbrojeń i perspektywy atomowej zagłady świata.
Rozpad Związku Radzieckiego nieco skomplikował sytuację prawną, jednak wszystkie niepodległe państwa, posiadające broń atomową – Federacja Rosyjska, Ukraina, Białoruś i Kazachstan, przystały na warunki zawarte w traktacie i START I wszedł w życie w grudniu 1994.
Ukraińcy nie do końca byli przekonani co do pozbywania się atomowego arsenału. Wielokrotnie podnoszono głosy, że jest on gwarantem utrzymania niezależności i niepodległości. Po dość sprawnych negocjacjach podpisano Memorandum Budapesztańskie, które gwarantowało utrzymanie niezależności i suwerenności istniejących granic Ukrainy, a sygnatariusze zobowiązali się, że nie zastosują groźby lub użycia siły przeciw integralności terytorialnej bądź politycznej niezależności Ukrainy.
Ponadto Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej oraz Stany Zjednoczone Ameryki potwierdzają swoje zaangażowanie w poszukiwanie natychmiastowych działań Rady Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczonych celem dostarczenia pomocy Ukrainie, (…), gdyby Ukraina stała się ofiarą aktu agresji lub obiektem groźby agresji, w których stosowana jest broń jądrowa.
Dwa lata później ukraińska broń atomowa została przewieziona do Federacji Rosyjskiej i zneutralizowana. W 2014 Kreml zerwał porozumienie i zaatakował Ukrainę. Osiem lat później rozpoczął pełnoskalową wojnę. Słuchając Trumpa i jego wiceprezydenta-elekta, J.D. Vance’a, można przypuszczać, że również Waszyngton zerwie porozumienie. Czy można ufać takiemu sojusznikowi?