Decyzja prezydenta Karola Nawrockiego o niepodpisaniu nominacji na pierwszy stopień oficerski dla absolwentów kursu wywiadu i kontrwywiadu jest czymś więcej niż zwykłym gestem administracyjnym i elementem politycznych rozgrywek. To akt podważenia zaufania między państwem a tymi, którzy dopiero zaczynają mu służyć. W strukturach, gdzie lojalność, dyscyplina i poczucie wspólnoty mają fundamentalne znaczenie, takie gesty powoli, ale skutecznie niszczą fundament esprit de corps.
Zdjęcie: Mikołaj Bujak, Kancelaria Prezydenta RP
Dla młodych oficerów moment wręczenia nominacji to nie tylko formalność. To chwila, w której państwo mówi: ufamy ci. A odmowa podpisania nominacji, niezależnie od powodów, to w praktyce komunikat odwrotny: nie jesteś godny zaufania. W służbach specjalnych taki sygnał ma ogromny ciężar psychologiczny.
W odróżnieniu od innych formacji, funkcjonariusze wywiadu i kontrwywiadu nie trzymają parasolek nad politykami ani maszerują na paradach. Ich praca to codzienność w cieniu, często w warunkach, których społeczeństwo nie ma prawa znać. Właśnie dlatego lojalność wobec instytucji, które ich formują i promują, jest dla nich kluczowa. A ta lojalność nie rodzi się z przysięgi składanej na papierze, lecz z poczucia, że państwo stoi za nimi murem. A ponoć jest murem za polskim mundurem. Jeśli w chwili wejścia do służby ktoś im ten mur usuwa spod nóg, trudno oczekiwać, że później będą w stanie ufać instytucjom bez zastrzeżeń.
Warto też pamiętać, że służby specjalne to nie tylko ludzie, lecz także kultura organizacyjna. Każdy jej element służy budowaniu więzi i tożsamości. Zawieszenie lub opóźnienie nominacji nie jest więc neutralnym aktem. To cios w strukturę, która opiera się na zaufaniu i rytuałach. W wojsku czy służbach nie ma nic bardziej destrukcyjnego niż poczucie, że decyzje personalne zapadają z powodów politycznych lub ambicjonalnych.
Prezydent, który z racji konstytucyjnej funkcji jest zwierzchnikiem sił zbrojnych, ma szczególny obowiązek dbania o morale tych, którzy noszą mundur. Także tych niewidocznych dla opinii publicznej. Jego podpis pod aktem nominacyjnym to nie tylko formalność, ale sygnał, że państwo działa stabilnie, że tradycja i ciągłość służby mają znaczenie. Tym bardziej, że państwo, które prowadzi intensywną działalność wywiadowczą i kontrwywiadowczą w warunkach realnego zagrożenia, potrzebuje ludzi pewnych swego miejsca. Dziś Polska znajduje się w epicentrum rosyjskiej wojny hybrydowej – z atakami dezinformacyjnymi, sabotażami, prowokacjami na granicy i próbami rozbicia wewnętrznego zaufania do instytucji publicznych. W takim momencie gest braku zaufania wobec własnych służb nie jest tylko błędem politycznym. To działanie, które obiektywnie osłabia zdolność państwa do obrony przed wrogiem.
Młodzi oficerowie powinni widzieć, że państwo, któremu będą oddawać swoje najlepsze lata, nie zawaha się wobec nich. Że potrafi honorować ich trud i gotowość do służby w najtrudniejszych okolicznościach. Jeśli w ich pierwszym kontakcie z najwyższym urzędem spotyka ich chłód i brak decyzji, uczą się nie lojalności, lecz dystansu. Takie gesty mają długofalowe skutki. Każdy, kto kiedykolwiek dowodził ludźmi, wie, jak trudno odbudować morale, gdy ktoś na górze pokazuje, że zaufanie jest towarem reglamentowanym.
W świecie służb, gdzie hierarchia i poczucie wspólnego celu są wszystkim, utrata tego zaufania to utrata sensu misji. A w świecie, w którym przeciwnik prowadzi wobec nas wojnę psychologiczną i informacyjną, takie decyzje są darem nie dla obywateli, lecz dla wroga. Państwo, które nie potrafi okazać elementarnego szacunku swoim oficerom w dniu ich awansu, wysyła im jasny komunikat: jesteście zbędni, dopóki nie staniecie się politycznie użyteczni. Tylko że wywiad i kontrwywiad nie służą polityce, lecz mają służyć państwu.
