W połowie stycznia do Polski dotarło pierwszych 28 Abramsów M1A2SEPv3, co spowodowało kolejne przepychanki polityczne. I o ile wypominanie, że zostały kupione bez przetargu, nieodzownej fazy analityczno-koncepcyjnej i offsetu dla polskiego przemysłu obronnego jeszcze ma trochę sensu, bo po prostu jak zwykle w przypadku byłego szefa MON, Mariusza Błaszczaka, wszystko stało na głowie.
Ukraiński M1A1SA-UKR / Zdjęcie: KILLPUKIN via Telegram
Tak sugerowanie, że zakup czołgów to marnowanie pieniędzy, bo jeden zagraniczny czołg kosztuje tyle, co 800 dronów kamikadze, które masakrują czołgi, bwp i haubice po obu stronach wojny na Ukrainie, jak pisał przed kilku laty obecny wiceminister obrony, Paweł Bejda, to czysta demagogia i stawianie na głowie doświadczeń z Ukrainy. Te dowodzą zupełnie coś innego.
Jeden zagraniczny czołg @mblaszczak kosztuje tyle co 800 dronów kamikadze, które masakrują czołgi, bwp i haubice, po obu stronach wojny na Ukrainie. Wg @nowePSL to właśnie systemy dronów będą przyszłością nowoczesnych armii.https://t.co/bakbskHvdV
— Paweł Bejda (@pawelbejda) June 28, 2023
Koniec czołgu
Wieszczyciele końca czołgów, jako podstawowego narzędzia na froncie pojawiają się co jakiś czas, odkąd wynaleziono czołgi. Jeszcze podczas Wielkiej Wojny ich żywot miała zakończyć artyleria. W okresie międzywojennym do lamusa czołgi miały odesłać działa przeciwpancerne. Potem przeciwpancerne granatniki strzelające pociskami kumulacyjnymi, jak Panzerfaust, czy PIAT. Po drugiej wojnie światowej czołgi miały zostać zdmuchnięte przez kierowane pociski przeciwpancerne, śmigłowce, aż w końcu w ostatnich trzech latach przez bezzałogowce.
Od początku wojny kilku znanych geopolityków wieszczyło koniec czołgu, jako podstawowego narzędzia podczas prowadzenia wojny lądowej. Jako przykład podawali niezwykłą skuteczność przenośnych systemów przeciwpancernych. Problem w tym, że takie wnioski wysnuli jedynie na podstawie opublikowanych w sieci filmów, które były wrzucane jako materiały propagandowe.
W rzeczywistości większość czołgów i bojowych wozów piechoty padła ofiarą artylerii lufowej, kierowanej przez bezzałogowce oraz lądowe mobilne grupy przeciwpancerne. Te ostatnie w głównej mierze likwidowały niedobitki, które umknęły pogromowi.
W pierwszych miesiącach wojny ukraińskie służby prasowe specjalnie publikowały filmy pokazujące dzielnych chłopców niszczących potężne czołgi. Miało to utwierdzić światową opinię publiczną w przekonaniu, że Ukraińcom należy jak najszybciej wysłać pomoc militarną. Przy tym żadnego końca czołgów nie było, a kolejne miesiące wojny pokazały, że broń pancerna ma się nieźle. Choć nie jest niezniszczalna.
Potężne czołgi
Rosyjska propaganda zachwycała się zniszczeniem każdego zachodniego czołgu. Kremlowskie trolle od razu podchwyciły narrację o kiepskich i przereklamowanych amerykańskich Abramsach i niemieckich Leopardach.
Problem w tym, że zachodnie pojazdy mimo uszkodzeń, czy zniszczeń wypełniły swoje podstawowe zadanie – ochroniły załogę przed śmiercią. Zachodnie czołgi z silnym opancerzeniem i odseparowanym magazynem amunicji, który od przedziału bojowego oddzielony jest przesuwnymi drzwiami pancernymi, przez które automat podaje pociski znacznie lepiej radzą sobie na froncie niż wozy radzieckiego pochodzenia.
Straty wynikły przede wszystkim z błędnej taktyki i niezbyt wysokiego poziomu wyszkolenia załóg. W pierwszym przypadku spowodowało to utratę Leopardów podczas zeszłorocznej kontrofensywy, a w drugim stratę Abramsów, które zostały porzucone przez niedoświadczone załogi. A właściwie załogi, które wcześniej miały doświadczenie z czołgami radzieckiej produkcji.
Być może wynika to z doświadczeń pancerniaków, którzy wcześniej służyli na czołgach radzieckiej konstrukcji, które takich ciosów nie były w stanie przeżyć. I zapewne jeszcze kilka Leopardów oraz Abramsów, które zostały trafione zobaczymy. To nie jest tak, że pociski magicznie się ich nie imają. Jednak nadal są podstawowym narzędziem podczas zajmowania terenu.
Pokazały to operacje pod Izium we wrześniu 2022, walki pod Wuhłedarem, gdzie w 2023 miała miejsce największa bitwa pancerna wojny, czy ukraińska ofensywa w obwodzie kurskim. Tam to właśnie czołgi szły na szpicy natarcia. W dodatku polskie czołgi PT-91, które Ukraińcy bardzo sobie chwalą za prostotę obsługi i wytrzymałość.
Dron sam wojny nie wygra
Mimo powtarzających się twierdzeń, że drony pokazały na Ukrainie, że mogą samodzielnie prowadzić działania, jest to mit. Bezzałogowiec sam nie zajmie terenu, nie powstrzyma ofensywy, czy rozbije natarcie. Na razie jest jedym z narzędzi. Zupełnie jak Panzerfausty, czy ppk Malutka. W dodatku tanim narzędziem, którego użycie znacznie obniża koszt wojny.
Należy przy tym pamiętać, że konstruktorzy czołgów nie zasypiają gruszek w popiele i konstruują systemy antydronowe, które chronią pojazd przed zniszczeniem. I mowa tu nie tylko o kratownicach, klatkach, czy dodatkowym pancerzu, ale o systemach elektronicznych.
Wyścig pomiędzy czołgiem a systemami jego niszczenia trwa w najlepsze i jak na razie nie ma zdecydowanego lidera. Ponownie jednak zapowiedzi o zmierzchu czołgów okazują się przedwczesne. Dlatego dobrze, że do Polski trafiają nowoczesne pojazdy. Szkoda tylko, że kupowane na wariackich papierach.