(*Tak, wiem, że to nie jest najpoprawniejsze i najkonkretniejsze określenie wielowirnikowego bezzałogowego statku powietrznego ale pozwólcie, że będę się posługiwał nomenklaturą potoczną dla waszego i mojego dobra.)
Zastanawiacie się pewnie dlaczego w takim razie piszę o nim tekst. Mam nadzieję, że obronię się tym materiałem, a tenże przypadnie wam do gustu i pokaże opisywany ciekawy sprzęt od innej strony. Nie bójcie się jednak, w dalszej części tego materiału znajdziecie również spojrzenie na opisywany system już ze stricte taktyczno-operacyjnej perspektywy.
Bezzałogowiec Sky Hearo Loki Mk 2 z kontrolerem to tylko część zestawu
Zanim przejdę do wrażeń z moich lotów chciałbym krótko scharakteryzować naszego bohatera. Sky Hero Loki w wersji drugiej to sprzęt przeznaczony dla służb specjalnych i policji. Ma za zadanie wyposażyć jednostkę go użytkującą w informacje o niebezpieczeństwach kryjących się w szturmowanym pomieszczeniu lub budynku. Już tutaj widzimy, że nie będzie on miał wiele wspólnego z tradycyjnymi wielowirnikowcami takimi jak te pewnej popularnej, trzyliterowej, chińskiej firmy. Nie znajdziemy tu zatem pozycjonowania GPS jako podstawowego wyznacznika pozycji statku powietrznego. Nie jest on też dronem FPV w pełnym rozumieniu tego terminu. Jest czymś pomiędzy. Wykorzystuje różne cechy i zalety poszczególnych rozwiązań w celu maksymalnego dostosowania do powierzanych mu zadań.
Nie tylko dron
Żeby uzmysłowić Wam pokrótce czym jest Sky Hero Loki Mk 2 opowiem co znajduje się w zestawie tego systemu bo de facto Loki to właśnie cały system a nie sam bezzałogowiec. Podstawowy zestaw Mk2 to dwa drony Loki Mk 2, kontroler, ładowarka i aż sześć akumulatorów. Dodatkowo w sztywnej, czarnej walizce znajdziemy mały zestaw serwisowy z takimi elementami jak zapasowe śmigła i ich osłony (o nich więcej później). Wszystko to by zabrany na akcję system mógł zachować swoją operacyjność w możliwie największej ilości niekorzystnych scenariuszy.
Zagłębianie się w skład zestawu zacznijmy od kontrolera. Jest to solidny, ważący ponad pół kilograma kawał elektroniki z centralnie umieszczonym, chronionym szkłem Gorilla Glass 5 ekranem o przekątnej 5,5 cala. Po bokach umieszczone zostały dżojstiki a także po cztery przyciski funkcyjne. Warto w tym miejscu wspomnieć, że dżojstiki umieszczono w zagłębieniach dzięki czemu nie wystają one poza bryłę kontrolera. Ma to moim zdaniem jednak również swoje minusy o czym w dalszej części artykułu. Samo urządzenie sprawia wrażenie bardzo solidnego i wytrzymałego a pokaźna bateria sprawia, że latać możemy ponad trzy godziny bez przerwy na ładowanie. Ciekawe jest również to, że aparatura obsługuje do czterech dronów umożliwiając łatwe przełączanie się pomiędzy nimi w trakcie akcji. Jak podaje producent łączność pomiędzy kontrolerem a bezzałogowcem jest szyfrowana zarówno w zakresie odpowiadającym za sterowanie jak i przesył obrazu wideo.
Wnętrze walizki jest dwupoziomowe, na górze znajdziemy dwa drony a pod spodem pozostałe elementy
Zanim przejdę do samego drona (a w zasadzie dwóch) chciałbym wspomnieć jeszcze o bateriach. Zestaw podstawowy zawiera 6 kompletów akumulatorów LiPo 3S o pojemności 2400 mAh. Same ogniwa są na pierwszy rzut oka uniwersalnym pakietem w plastikowej obudowie ułatwiającej montaż na bezzałogowcu oraz chroniącej podczas ewentualnych upadków. Jedno kompletne ogniwo waży prawie 150 g i umożliwia lot do 15 min. Jest to jednak czas jeszcze bardziej orientacyjny niż w przypadku dronów cywilnych. Powodem jest mnogość trybów w jakich możemy używać zestawu.
Co jeszcze znajdziemy w walizce? Zestaw ładowarek oraz części naprawczych – śmigła i… wewnętrzne części osłon wirników. Pierwsza moja myśl po zobaczeniu tych drugich to ale po co?. Szybka analiza i przede wszystkim leżący w walizce zużyty komplet szybko dały odpowiedź. Dron przystosowany jest do pracy w takich warunkach, że kurz, piach i inne drobne elementy zaciągane przez śmigła ścierają plastik osłon, który następnie trzeba wymienić. Ot kolejna ciekawostka dla laika…
Sama walizka to pokaźny kawał solidnego plastiku. Ta czarna skrzynia kryje w sobie miejsce na wszystkie elementy zestawu jednocześnie posiadając dwie warstwy piankowych organizerów idealnie mieszczących i zabezpieczających zarówno dwa drony, kontroler jak i pozostałe akcesoria. Czuć, że to nie jest pudełko na zabawki.
No to teraz nasz główny bohater. Pierwsze wrażenie po wzięciu urządzenia do ręki to to, że redukcja masy nie była tutaj priorytetem. Dron może nie waży przesadnie dużo bo z akumulatorem ledwo przekracza 500 g ale przy tym rozmiarami najbliżej mu do pewnego znanego drona do 249 g gotowego do lotu. Sprawia to, że całość wygląda niezwykle solidnie i pancernie. Wszystkie cztery wirniki mają masywne osłony przechodzące płynnie w pozostałą część drona tworząc jedną, wspólna bryłę. Robi wrażenie. Wydaje się wręcz, że można nim ściany przedstawiać, co jak się później okaże, nie jest dalekie od prawdy. Nawet czujniki i system montażu baterii zdają się nie bać ciężkich warunków pracy. Sama kamera jest na sztywno osadzona w korpusie – ewidentnie poświęcono tu stabilizację obrazu na rzecz wytrzymałości konstrukcji. Urządzenie nie ma włącznika i kilka sekund po włożeniu baterii jest gotowe do lotu. Brak GPS sprawia, że możemy zapomnieć o łapaniu satelitów przed startem. Zatem… czas polatać!
No to lecimy
Szybkie połączenie z aparaturą, podgląd z kamery widoczny, czas wznieść się do góry. Pierwsze zaskoczenie – jaki on jest głośny! Intensywności dźwięku nie da się tu porównać do żadnego drona cywilnego jakim latałem. Nawet sporo większe drony nie wydają z siebie tak głośnego szumu. Jest to zapewne zasługa masy ale i trzyłopatowych, masywnych śmigieł. Początkowo byłem tym bardzo zdziwiony bo w mojej głowie rodził się obraz wykorzystania tego drona do zwiadu, a więc cichego pozyskania informacji bez wiedzy inwigilowanych osób. Później jednak, między innymi za sprawą poznania systemu uwalniania ładunków hukowych (raczej nie są one dyskretnym narzędziem szpiegowskim) zbudowałem sobie w głowie obraz działania systemu jako bezpośrednie wsparcie uderzenia, bez konieczności pozostawania w ukryciu, a bardziej jako forpoczta grupy uderzeniowej – czy w pełni prawidłowy to obraz, nie wiem, ale dowiecie się tego na pewno z dalszej części materiału.
Przechodząc do samych wrażeń z lotu. Na początku było w tym dużo chaosu. Dron zdawał się nie słuchać poleceń wydawanych przeze mnie przy pomocy kontrolera a lot był niestabilny. Jak się później okazało mój egzemplarz miał wyłączoną funkcję pozycjonowania wizyjnego. Jej aktywacja w menu pomogła choć nadal do płynnego lotu było daleko. W pilotowaniu przeszkadzały mi zapewne nawyki z dronów cywilnych. Najtrudniejszą rzeczą do przeskoczenia okazały się dla mnie liczne tryby wspomagające pilota. No właśnie, wspomagające… Kluczową kwestią do przeskoczenia w głowie pilota jest tutaj to, że tryby takie jak pełzanie (do przeciskania się małymi szczelinami, np. pod bramą czy drzwiami) są po to by pomóc a nie wyręczyć pilota. Po przyjęciu tego do wiadomości zacząłem dużo lepiej dogadywać się z dronem.
Pozostało w zasadzie tylko jedno ale. Drążki sterujące, dżojstiki czy jak macie w zwyczaju je nazywać. Przez cały czas testów wydawały mi się nie precyzyjne głównie ze względu na swoją bardzo małą długość. Tak, wiem, to wszystko po to żeby aparatura była kompaktowa, a drążki z niej nie wystawały. Naprawdę jednak nie dało się tego rozwiązać inaczej? Jasne, że da się do tego w jakimś stopniu przyzwyczaić, mi się jednak nie udało zrobić tego w pełni. Pozostałe parametry lotu jasno wskazują, że jest to dron do lotów głównie w pomieszczeniach. Mam tu na myśli zwłaszcza tryb powolnego lotu, który nawet mimo wspomnianej cechy kontrolera pozwala bardzo precyzyjnie manewrować dronem. Dzięki jego masie nie są mu nawet straszne podmuchy odbijających się od podłoża strug powietrza. Podsumowując temat lotu – bezzałogowiec ten ma swoje specyficzne zachowania i cechy ale całościowo wydaje się być dobrze przemyślaną pod względem zastosowań konstrukcją.
Sky Hero Loki Mk 2 zachowuje się stabilne w powietrzu a obraz na podglądzie jest czytelny
Wart oddzielnego akapitu jest także obraz przekazywany nam z kamery. Jest to transmisja analogowa co w tych zastosowaniach ma swoje niewątpliwe zalety. Oscara za nagrania tym dronem na pewno nie dostaniemy ale obraz jest czytelny a opóźnienia bardzo małe. W momencie spadku jakości połączenia zaczyna natomiast śnieżyć a nie zacinać się jak ma to miejsce w przypadku połączeń cyfrowych.
No właśnie, zasięg połączenia. O ile przez dwie czy trzy standardowe ściany problemów z transmisją nie było żadnych to już gdy bezzałogowiec był z drugiej strony całego bloku zaczynały się pierwsze problemy. Wiadomo, dochodzi tu jeszcze kwestia całego, pokaźnego w dzisiejszych czasach spectrum zakłóceń elektromagnetycznych ale ich nie unikniemy nigdzie. Oczywiście nie tracimy w takim przypadku podglądu ale jest to moment, w którym zaczyna tracić on na jakości. Obawiam się, że podczas akcji w budynku z bardzo grubymi ścianami gdy operator będzie znajdował się na zewnątrz ten spadek jakości może być problematyczny. Co ważne jednak nie udało mi się zerwać połączenia całkowicie. Nawet w mieście, oddalając się od drona na 500-600 m w linii prostej podgląda nadal był i chodź jego jakość pozostawiała wiele do życzenia to nadal dawał się wykorzystać. Nie widziałem też sensu przemieszczania się na większe odległości ponieważ nie do tego został stworzony ten system.
Crème de la crème
Pora przejść do tego co w tym dronie najciekawsze. Mnogość i ciekawość funkcji robią wrażenie. Jak jednak się do nich dostać? Odpowiedzią jest tutaj toporne na pierwszy rzut oko menu kontrolera. Po zapoznaniu się z nim dochodzimy jednak do wniosku, że toporność i brak wodotrysków są jego dużą zaletą bo ułatwiają poruszanie się po nim nawet pod presją czasu. Nie powiem, że jest ono intuicyjne ale po chwili (raczej dłużej niż krótszej) jesteśmy w stanie dość łatwo znaleźć interesującą nas funkcję. A jest ich sporo. Zaczynając od wspomnianego już pełzania (nazwanego przez producenta trybem żółwia) przez tryb nasłuchu audio-video przy wyłączonych silnikach, na mnogości ustawień parametrów lotu kończąc. Ja jednak chciałbym wspomnieć o dwóch cechach, które na laiku zrobiły największe wrażenie.
Pierwsza to możliwość przywrócenia drona do właściwej orientacji praktycznie w każdym możliwym scenariuszu. Nie ważne, czy dron jest lekko przechylony, czy leży całkiem na pleckach. System czujników wykrywa jego orientację i jednym kliknięciem jesteśmy w stanie postawić go na nogi. Można to zrobić nawet gdy na dronie coś leży! Sprawdziłem to przy pomocy ważącego prawie 300 g kartonowego pudełka, które nie stanowiło problemu. Jedno kliknięcie i po problemie. Coś czuję, że wielu fanów lotów FPV dałoby dużo za taki system, który oszczędziłby im kilometrów przebytych w drodze po swoje zabawki.
Media error: Format(s) not supported or source(s) not found
Pobierz plik: https://milmag.pl/2021/wp-content/uploads/2022/12/Video-Loki01.mp4?_=2
Jako drugą funkcję chciałbym wspomnieć możliwość lotów w całkowitej ciemności. Tak, wiem, nie jest to żadna kosmiczna technologia, ale w kontekście bezzałogowca robi spore wrażenie. Dron mimo całkowitych ciemności nie ma problemu z utrzymywaniem pozycji a obraz pokazywany na ekranie kontrolera jest, przynajmniej na odległości kilkunastu metrów, bardzo wyraźny i czytelny. Jest to odległość w pełni wystarczająca do lotów w pomieszczeniach. Wrażenia z pilotowania w miejscu, w którym nie widać czubka własnego nosa są czymś wyjątkowym. Od strony technicznej za całość odpowiada doświetlanie diodami podczerwonymi, których światło jest następnie wychwytywane przez kamerę i przekazywane do kontrolera jako biało-czarny obraz o całkiem dużej szczegółowości i czytelności.
Wielowirkoniwiec został wyposażony w liczne czujniki oraz port umożliwiający podczepienie i późniejsze uwolnienie ładunku hukowego
Wszystkie te opcje i możliwości robią spore wrażenie, zwłaszcza gdy obcowało się do tej pory jedynie ze sprzętem cywilnym. Myślę jednak, że ich kompleksowość i jakość przekonują także osoby mające pojęcie o bojowych zastosowaniach tego typu sprzętu. Potwierdzeniem jest tu na pewno fakt użytkowania Lokiego przez służby na całym świecie.
Zdjęcia: Maciek Urbaniak
Przydatny w działaniach bojowych?
No właśnie, czy takie urządzenie jest przydatne w działaniach bojowych? Producent oczywiście zapewni, że tak. Popatrzymy w tym kontekście na działania na Ukrainie. Choć najbardziej spektakularne informacje to te o atakach uzbrojonych bezzałogowców albo dronów kamikadze, czyli amunicji krążącej. W internecie jest także dużo filmików z systemów obserwacyjnych (być może takich jak FlyEye?). Jednak najszerzej używane są właśnie małe wielowirnikowce pozwalające na rozpoznanie najbliższego otoczenia – co w warunkach konfliktu ukraińskiego obejmuje kilka kilometrów. Co więcej, te niewielkie wielowirnikowce często są wykorzystywane do przenoszenia i zrzutu niewielkich ładunków wybuchowych. Na filmikach widać atakowanych w ten sposób pojedynczych rosyjskich żołnierzy. Ukraińcy produkują tanie niewielkie wielowirnikowce, które może nie mają efektownego wyglądu, jednak spełniają swoje zadanie.
O szczegółach prowadzonych walk nie mamy zbyt wielu sprawdzonych informacji. Z dostępnych przekazów możemy jednak zauważyć, że działania frontowe często przyjmują formę walki artyleryjskiej. Tu ważne jest rozpoznanie na dość duże odległości – więc rozwiązanie takie jak Sky Hero Loki Mk 2 nie sprawdzi się ze względu na ograniczony zasięg. Jednak gdy dochodzi do starć w rejonach zurbanizowanych, a mają one miejsce dość często, Sky Hero Loki Mk 2 może zapewnić to o czym marzyli żołnierze z wojen toczonych w przeszłości – dostarczą informacji, co lub kto kryje się w sąsiednich pomieszczeniach lub za najbliższym budynkiem. Że Loki nie jest specjalnie cichy – nie powinno to stanowić problemu w sytuacji gdy przeciwnik i tak już wie, że jest atakowany. Ba, czasem nawet zaobserwowana obecność takiego drona może wywrzeć efekt psychologiczny, jeżeli przeciwnik wie, że za chwilę czeka go coś nieuchronnego…