Jako nowy zarząd wyznaczyliśmy spółce trzy priorytety. Po pierwsze, walne zwiększenie mocy produkcyjnych – multiplikacja tego co spółka potrafiła produkować. Drugi priorytet to budowa nie jednej a kilku odnóg eksportowych. Mamy też zamiar kontynuować i przyspieszać te programy i te projekty, które po pierwsze są obiecujące, są na koniec sprzedawalne lub stanowią odskocznię technologiczną dla czegoś większego – mówi dr inż. Przemysław Kowalczuk, prezes zarządu spółki PIT-Radwar w rozmowie z Jakubem Link-Lenczowskim i Grzegorzem Sobczakiem.
Przemysław Kowalczuk, prezes zarządu PIT-Radwar
Grzegorz Sobczak: Jaka jest obecna kondycja spółki PIT-Radwar?
Przemysław Kowalczuk: Kondycja spółki PIT-Radwar jest dobra. Zarówno pod względem finansowym jak i pod względem zasobów specjalistów, bo to zaczyna być największa bolączką – nawet niezależną od pieniędzy, nie tylko w wielu spółkach zbrojeniowych ale po prostu w przemyśle wytwórczym jako takim. Tu trzymamy rękę na pulsie i zwiększamy naszą obecność na uczelniach, nie tylko warszawskich, przy wsparciu innych spółek regionalnych. Wiemy, że kwestie personelu będą największym wyzwaniem w nadchodzących latach ze względu na zwiększanie produkcji i zwiększanie obecności inicjatyw wytwórczych, patrząc choćby tylko na potrzeby polskich Sił Zbrojnych.
Priorytetem nr 2 obok tego walnego zwiększenia zdolności wytwórczych i produkcji zmultiplikowanej w stosunku do tego co w PIT-Radwar występowało, jest budowa bardzo widocznych, dużych zdolności eksportowych, które dość naturalnie zamienią się w kontraktację. Do tego potrzeba nie tylko infrastruktury, którą budujemy w podwarszawskiej Kobyłce, jak też dostosowujemy możliwości produkcyjne tu na miejscu na ul. Poligonowej w Warszawie, ale przede wszystkim kadry specjalistów – od konstruktorów po lakierników, frezerów, czy tokarzy… Nie mówiąc już o takich specjalistach jak kontrolerzy zapewnienia jakości, którzy mają wiedzę o normach i systemach zapewnienia jakości branży lotniczo-kosmicznej.
Jakub Link-Lenczowski: Obecnie chyba najważniejszym dla PIT-Radwar jest program budowy wielowarstwowego systemu obrony powietrznej, w którym spółka prowadzi prace nad sensorami. Ja jednak chciałbym zapytać, czy dzieje się coś nowego w programie Sona?
PK: Wydaje się, że program Sona podlega reaktywacji i tutaj nasza spółka nie tylko jest obecna w programie, ale stanowi jego trzon merytoryczny po stronie przemysłowej. Staramy się odpowiedzieć na coraz precyzyjniejsze wymogi zamawiającego. Podstawową kwestią, o której przemysł nie może zapominać w żadnym aspekcie swojej działalności jest rozumienie potrzeb zamawiającego, potrzeb klienta, w naszym przypadku potrzeb wojska, i odpowiadanie na nie. Te potrzeby są różne i nie zawsze mogą być w danym czasie i miejscu spełnione. Ale rolą przemysłu jest też komunikacja, co jest fizycznie możliwe, co jest budżetowo możliwe i dlaczego. Nie ma miejsca na podejście typu „to niemożliwe” albo „widzimy to inaczej”. W przeszłości bywało z tym różnie.
Tutaj dużo się nauczyliśmy zarówno od strony wojskowej jak również ze strony naszych partnerów zagranicznych. Współpraca z naszymi partnerami, w szczególności z partnerami ze Stanów Zjednoczonych to nie tylko technologia ale także sposób organizacji pracy, procedury, normy, które są w zasadzie powszechne w całym cywilizowanym świecie, a w naszej rzeczywistości nie do końca funkcjonowały. Prawidłowo mimo, że jesteśmy członkiem NATO, dla wszystkich wspólne powinny być normy STANAG.
Współpraca pozwoliła nam też poznać ich podejście biznesowe, budowę tych modeli biznesowych, które są oparte o wzajemne zrozumienie. Nie oznacza to akceptacji wszystkich wymagań drugiej strony, ale zrozumienie ich punktu widzenia, i pewną zdolność do argumentacji, co może być dobre dla klienta, co niesie dla niego mniejsze ryzyka – i tego się nauczyliśmy, nie tylko w PIT-Radwar, ale w całym przemyśle zbrojeniowym.
JLL: Chciałbym jeszcze rozwinąć ten temat bo wiem, że na ostatnim briefingu prasowym dotyczącym obrony powietrznej padły również takie kwestie, że polski przemysł obronny będzie również rozwijał bardziej nowoczesne, przyszłościowe środki niszczenia celów. Czy możemy np. powiedzieć, że zostanie pozyskana technologia laserowa do programu Sona?
PK: Takich rozmów formalnie nie prowadzimy. Są jednak pewne inicjatywy jeśli chodzi o „broń wiązkową” bo laser jest tutaj jedynie hasłem. Najbardziej zaawansowaną z tych inicjatyw jest ta dotycząca niekinetycznego unieszkodliwienia dronów. Ponieważ u naszego partnera, WZE S.A. z Zielonki została opracowana bardzo obiecująca technologia, dla programu Sona, będziemy wspólnie oferować również takie rozwiązanie jako jeden z komponentów antydronowych.
GS: A co z programem tzw. energii skierowanej? Przecież prowadzony jest program badawczo-rozwojowy finansowany przez NCBiR, w którym PIT-Radwar ma istotny wkład.
PK: To prawda, NCBiR bardzo mocno angażuje się w różnorakie aspekty programu energii skierowanej. Te technologie ewidentnie są przyszłościowe i bardzo obiecujące, muszą być jednak aplikacyjnie skorelowane z bezpośrednimi potrzebami zamawiającego. Tu znów wracamy do tego samego o czym mówiłem wcześniej. Jeżeli potrzeby skierują się w stronę rozwiązań właśnie tego typu, my będziemy gotowi żeby odpowiedzieć. Jeżeli zostaną zgłoszone w trochę dalszej przyszłości to my będziemy mieć rozwiązania bardziej dojrzałe technologicznie, żeby zaoferować coś adekwatnego do wymagań zamawiającego. Jak większość programów NCBiR-u te prace też nie były bezpośrednio skorelowane z potrzebami wojska.
JLL: Wróćmy do wielowarstwowej obrony powietrznej. Dostarczacie sensory dalekiego zasięgu. Na dzień dzisiejszy tuz przed MSPO, jaki jest stan zaawansowania tych programów, jak przebiegają próby? Słyszałem, że sensory są rozstawione i „widzą” daleko.
PK: Jako nowy zarząd podjęliśmy kilka śmiałych decyzji dotyczących przyspieszenia wybranych aspektów lub programów strategicznych. Właśnie z powodu tego przyspieszenia i skierowania do prób – różnorakich, również polowych – na wystawie w Kielcach niektórych z naszych stacji radiolokacyjnych dalekiego zasięgu w tym roku nie zaprezentujemy.
Targi są ważnym elementem, również promocyjnym, chwilą na pochwalenie się gdzie jesteśmy. Niemniej jednak, szybkie doprowadzenie do produkcji seryjnej jest o wiele ważniejsze. Obecnie testowane są zarówno systemy aktywne jak i pasywne.
GS: Zapytam w takim razie o Sajnę. Jak zostało powiedziane na niedawnym spotkaniu z mediami w siedzibie PGZ, próby są mocno zaawansowane. Rozumiem, że nie usłyszymy szczegółowej odpowiedzi, ale z pewnym stopniem ogólności, jak mają się wyniki tych badań do założeń i oczekiwań odbiorcy?
PK: W wielu obszarach produkt nie jest jeszcze gotowy. Jest to zresztą zgodne z ostatnimi aktualizacjami harmonogramu programu. Przed nami jeszcze sporo pracy. Mówimy tu o perspektywie około 12 miesięcy, więc nie o latach ale o miesiącach. Na dłuższy czas nie ma zgody ani ze strony naszej armii ani systemu, ale także z naszego biznesowego punktu widzenia. Produkty, które podlegają opracowaniu muszą mieć szanse komercjalizacji w skończonym czasie. To jest jeden z elementów racjonalizacji całego procesu B+R przebiegającego w PIT-Radwar.
Powtórzę to co już mówiłem na początku, jako nowy zarząd wyznaczyliśmy spółce trzy priorytety. Była to zresztą odpowiedź na zadania przed jakimi zostaliśmy postawieni. Po pierwsze, walne zwiększenie mocy produkcyjnych, po drugie budowa nie jednej a kilku odnóg eksportowych, nad czym praca trwa kilku lat do pierwszych kontraktacji, jeśli mówimy o nowych inicjatywach. Ale to już się dzieje. Niedawno odbyłem spotkanie z firmą Raytheon, podczas którego rozmawialiśmy o tym jak walnie zwiększyć udział PIT-Radwar w ich łańcuchach dostaw. Mogę powiedzieć, że konkretne pomysły są już na stole. Trzecim priorytetem jest racjonalizacja całego procesu badań i rozwoju. Mamy zamiar kontynuować i przyspieszać te programy i te projekty, które po pierwsze są obiecujące, są na koniec sprzedawane lub stanowią odskocznię technologiczną dla czegoś większego.
Jeśli chodzi o wyniki prób Sajny, na tą chwilę mogę powiedzieć, że są więcej niż obiecujące. Niemniej jednak miesiące pracy jeszcze przed nami.
GS: A jak wyglądają postępy prac nad systemami P-18PL i SPL?
PK: Te programy są w znacznie bardziej zaawansowanym stadium. Przygotowujemy się do rozpoczęcia produkcji seryjnej – i to jest w tej chwili planowane. Przeprowadzane są ostatnie testy, które będą trochę trwały, ze względu na wymogi jakie zostały postawione. Dlatego nie zobaczymy stacji MSPO. W tej chwili prototypy przechodzą cykl badań i tak będzie jeszcze przez najbliższe miesiące.
JLL: Chciałbym w tym miejscu zapytać o coś co ma spinać nasz system obrony powietrznej, czyli system C2. Jak wygląda obecnie stopień współpracy z partnerami zagranicznymi? Chodzi mi zarówno o Amerykanów, jak i o Brytyjczyków. Wiem, że największym wyzwaniem było wpięcie Wisły w system C2.
PK: Mówimy tu o kilku poziomach C2. Jeżeli chodzi o średni i najwyższy poziom, to są to i tak polskie rozwiązania – Dunaj, Dunaj 2, nieco z boku Łowcza i Rega. Te systemy są już użytkowane i równolegle rozwijane zgodnie z potrzebami zamawiającego. To jest odświeżenie interfejsów, czy protokołów umożliwiających integrację. Natomiast, przynajmniej w mojej ocenie jako prezesa, jeszcze niedawno w spółce nie było wystarczającego zrozumienia dla konieczności współpracy i rozszerzenia naszej obecności w systemie C2, jaki jest w Wiśle, a za chwilę będzie w Narwi, bo będą bliźniacze.
JLL: Czyli IBCS?
PK: W otoczeniu IBCS. Współpraca z firmą Northrop Gumman była w mojej ocenie niewystarczająca. Jedną z pierwszych decyzji i działań jakie podjęliśmy był natychmiastowy zwrot strategiczny w kierunku zmaksymalizowania tej współpracy – czyli otwarcia na nowo dialogu z naszym amerykańskim partnerem. Zaowocowało to bardzo szybką wizytą w zasadzie pełnego zarządu koncernu Northrop Gumman, co też pokazuje jak pilna była potrzeba takiego dialogu, określenia kierunku, w którym idziemy, sposobu realizacji ale też samego faktu, że działamy w tym kierunku. Te decyzje zapadły i są obecnie realizowane.
To był pierwszy krok. Drugim krokiem było ponowne, tym razem już formalne, włączenie PIT-Radwar jako dostawcy systemów dowodzenia dla Wisła. To C2 się więc już materializuje. Tak jak zostało to zaanonsowane na ubiegłorocznym MSPO, prace są realizowane przez konsorcjum, którego liderem jest WZE, gdzie PIT-Radwar na dzień dzisiejszy stał się bardzo istotnym dostawcą komponentów dla systemu C2 dla Wisły i Narwi w otoczeniu IBCS-a. I to się już udało zrobić przez ostatnie dwa miesiące.
JLL: Zejdźmy więc do najniższego poziomu systemu obrony powietrznej. Z tego co było mówione wcześniej, ten system C2 miał również spinać tą najniższą warstwę obrony powietrznej. Czy mógłby Pan powiedzieć jak rozwija się system Poprad, bo słyszeliśmy, że dzieje się dużo – chociażby w Mesko, Piorun+ i Piorun 2. Przy okazji, czy Piorun 2 pozostanie MANPADS-em, czy będzie wykorzystywał wyrzutnię?
PK: Technologicznie najprawdopodobniej pozostaniemy przy rozwiązaniu typu wyrzutnia lub pojazd i wyrzutnia. Nie chodzi nawet o wielkość pocisku. Na takie odległości na jakie będzie odpalany, rzędu 15 km, sposób naprowadzania może się opierać w zasadzie tylko na dwóch koncepcjach. Pierwszy to naturalnie radiolinia z pociskiem – takie rozwiązanie ma swoje plusy i minusy – a drugi to naprowadzanie w wiązce lasera. Technicznie nazywa się to „laserowe pole informacyjne”. Tu jednak wydaje się, że rozwiązanie technologiczne nie doszło jeszcze go takiego poziomu żeby zrobić z tego MANPADS, chociaż za dwa lub trzy lata możemy zostać w tym aspekcie zaskoczeni.
Te rozwiązania są przygotowywane do dużej modernizacji systemu Poprad. Koncepcje te uzgadniamy z naszym głównym zamawiającym i głównym użytkownikiem, ale także z naszymi partnerami zagranicznymi – takie zapytania już mamy. Zainteresowanie jest nie tylko wokół Pioruna ale też wokół całego systemu opartego na Piorunie i jego następcach. Są jednak także niekinetyczne komponenty antydronowe. Te rozwiązania, które chcemy przedstawić dla Sony, równie dobrze mogą być zintegrowane ze zmodernizowanym Popradem.
JLL: Rozumiem, że jest to związane ze zmianą zakresu zadań, do których ma służyć Poprad. Nie tylko ochrona obiektów stacjonarnych ale także baterii systemu Narew i Wisła.
PK: …i wszystko czego nasi zamawiający sobie zażyczą. Wiemy, że to się zmienia i już teraz reagujemy na te możliwe zmiany. Nie stoimy też w miejscu w oczekiwaniu na wymagania klienta ale, będąc gotowymi do realizacji, możemy także proponować pewne rozwiązania.
JLL: Mam jeszcze jedno pytanie spoza dziedziny obrony powietrznej. Chodzi o Okrętowy System Uzbrojenia OSU-35K. Niedawno odbyło się przekazanie nowego niszczyciela min Kormoran, niestety jeszcze bez uzbrojenia. Jak więc obecnie wygląda sytuacja. Czy systemy te dotrą do Mewy i Albatrosa jesienią tego roku?
PK: Taki jest plan. Z naszej strony nie widzimy dużych ryzyk. Mogą się one oczywiście pojawić pomiędzy głównymi węzłami procesu, ale ważne jest, że kolejne implementacje dla nowych okrętów typu Kormoran to będzie tylko i wyłącznie OSU-35K w wersji kompozytowej. Dwa pierwsze okręty będą wyposażone już w te kompozytowe wersje armaty.
Armata morska AM-35K dla systemu OSU-35K
JLL: Rozumiem, że system stabilizacji funkcjonuje, że kwestie stabilizacji gdy zarówno cel jak i działo znajdują się w ruchu zostały już rozwiązane?
PK: Dodam, że od strony implementacyjnej, bo od strony systemowej wszystko było zrobione już dawno. Pod tym mogę się podpisać obiema rękami, ponieważ tego dotyczyła moja praca doktorska wdrożeniowa już parę lat temu. Jest to więc temat, który jest mi dobrze znany. Powinienem znać nawet większość bloków kodu wykonawczego (śmiech).
JLL: OSU-35K jest wyposażony w ciekawa armatę kal. 35 mm, która może być zasilana jednocześnie dwoma typami amunicji – programowalną i przeciwpancerną – co było też podnoszone w systemie Sona. Rozumiem, że pewne elementy będą przeniesione do OSU-35K i ta armata będzie mogła być wykorzystana również jako element obrony przeciwlotniczej.
PK: Tak, w pewnym zakresie.
JLL: Jak w takim razie wygląda kwestia głowicy, systemu celowniczego i systemu stabilizacji armaty?
PK: Według naszej wiedzy, system stabilizacji pod względem automatyki jest najprawdopodobniej najbardziej zaawansowanym rozwiązaniem tego typu na świecie – przynajmniej wśród znanych rozwiązań. To, że wykorzystuje on siłowniki elektryczne, a nie pneumatyczne, plus jeszcze kilka rozwiązań zaczerpniętych wprost z nowych implementacji teorii sterowania, pokazuje nie tylko siłę samej stabilizacji ale też predykcji tej stabilizacji w przypadku jakichkolwiek drobniejszych problemów technicznych pojawiających się choćby podczas działań bojowych – co jest nieuniknione. To rozwiązanie jest już gotowe od pewnego czasu.
Jeśli chodzi o głowicę i zintegrowanie tego w jeden działający system kierowania ogniem, bo o tym mówimy, na dzień dzisiejszy ten proces jest na bardzo dojrzałym poziomie. Praktycznie, w przypadku braku zmiany wymagań ze strony zamawiającego co do funkcjonalności, czasów reakcji, typów celów lub ich manewrowości, to nie są wymagane żadne zmiany, a jedynie konserwacja.
JLL: To w przypadku Kormorana, który jest na zaawansowanym etapie, co ułatwia sprawę. Wiemy jednak, że zbliża się projekt Miecznik, czyli okręt, który będzie podejmował znacznie bardziej agresywne działania bojowe. W tym miejscu chciałbym zapytać o rolę OSU-35K. Czy prowadzicie prace w jaki sposób ten środek bojowy mógłby być wpięty w systemy okrętu. Jak mógłby współpracować z systemem TACTICOS? Jak OSU-35K może sobie radzić w bardziej wymagającej roli np. jako system zwalczania pocisków przeciwokrętowych?
PK: W tym programie mamy dwóch partnerów – to Babcock i Thales – w szczególności na styku TACTICOS i poszczególne efektory. Ten dialog jest trudny. To jednak jest sytuacja normalna, gdy dwóch poważnych producentów rozwiązań styka się ze sobą i musi dojść do porozumienia, ale też w efekcie dostać coś więcej niż rozwiązanie, które mógłby zaoferować każdy z nich osobno. Parafrazując, to trochę tak jak w przypadku gdy zetknęły się ze sobą Lockheed Martin i Raytheon, i po krótkim „przeciąganiu liny” powstał system FGM-148 Javelin. Wiemy od naszych partnerów, że to nie był prosty proces.
GS: Jeszcze jeden temat ogólny. Wspominał Pan o rynkach zagranicznych. Jaki jest eksportowy potencjał PIT-Radwar, bo rozumiem, że obecnie nie jest to najsilniejsza część działalności spółki. Czego możemy się spodziewać niebawem?
PK: Na dzień dzisiejszy eksport jest szczątkowy – trzeba to wyraźnie powiedzieć. Stąd też jest to nasz priorytet nr 2. Mamy świetny punkt zaczepienia w postaci współpracy z firmą Raytheona, którą chcemy rozszerzyć i wykorzystać. Wymagania, które ta współpraca nakłada na spółkę jako całość, nie tylko na kawałek realizujący kontraktację na ich rzecz, chcemy przełożyć na zwiększenie atrakcyjności i kompatybilności PIT-Radwar z naszymi partnerami zachodnimi tak żeby wejść w ich łańcuchy dostaw. Ten proces udał się już w paru innych spółkach Polskiej Grupy Zbrojeniowej, dokładnie taką ścieżką, więc nie będziemy wyważać otwartych drzwi tylko powtórzymy ten proces, choć w troszeczkę innej skali. Będzie nas to kosztować całkiem poważne pieniądze, niemniej jednak nie ma innej możliwości. Żeby wejść w łańcuchy dostaw trzeba zmieniać się dla klienta. To nie znaczy, że klient robią coś lepiej od nas – robi to po prostu inaczej. Musimy być kompatybilni, transparentni i mentalnie funkcjonować tak jak świat zachodni, bo niezależnie czy jest to Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, czy Korea Płd., sposób funkcjonowania jest dokładnie taki sam.
Jeśli chodzi o potencjalne pola współpracy są to: stacje radiolokacyjne, elementy mikrofalowe, czyli poszczególne bloki i rozwiązania, wszystko to co jest wokół armaty kal. 35 mm. To są nasze naturalne kierunki wchodzenia w łańcuchy dostaw. Do tego dochodzi zadanie jakie postawiliśmy sobie jako nowy zarząd, czyli współpraca z Northrop Grummanem i wszystko co wokół różnorakich systemów C2 i C4ISR możemy zaoferować lub być uczestnikiem tego typu inicjatyw wraz z dostawami na rynki trzecie.
Samobieżny przeciwlotniczy zestaw rakietowy Poprad / Zdjęcia: PIT-Radwar
GS: Czyli skupiacie się bardziej na włączeniu w łańcuchy dostaw niż oferowaniu własnych wyrobów?
PK: Każdy model biznesowy, który sprawi, że dolary będą płynąć do Polski, a nie z Polski jest dobry, jednak tak jest szybciej i prościej.
Są tylko dwa modele eksportowe. Pierwszy – eksportujemy dla bogatego odbiorcy, który nie ma nawet szczątkowych własnych zdolności przemysłowych, ale stać go na rozwiązanie kompleksowe i z jakiegoś powodu go potrzebuje. Wtedy my dostarczamy jakiś system od A do Z i potem go serwisujemy. I tak podchodzimy na niektórych, bardzo wybranych rynkach do eksportu.
Większość inicjatyw eksportowych i udanych kontraktacji wymaga jednak czegoś innego. To zazwyczaj współdzielenie produktu, najczęściej z lokalnym przemysłem tak, aby z jednej strony w rozsądnym zakresie podzielić się technologią, z drugiej podzielić się produkcją i ustanawiać lokalne zdolności do utrzymania i rozwoju danego rozwiązania. To jest najbardziej rozpowszechniony model eksportowy i dokładnie tak robią wszystkie firmy zbrojeniowe, które mają sukcesy eksportowe. Wydaje się, że tej świadomości w przeszłości nam zabrakło – w tej chwili już jest.
JLL, GS: Dziękujemy za rozmowę.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.