Mały, ale wariat.
Mniejszy od paczki Twoich ulubionych niegdyś fajek (od dawna już nie jarasz, bo wiek przecież nie pozwala, yyy… tzn. rozsądek), masz wrażenie, że jest lżejszy od Snickersa i czarny – to na pewno – jak Twoje poczucie humoru. Tak w największym skrócie i jednym zdaniem można opisać najmniejszego z Nitecore’owej rodzinki powerbanka. Z tabliczki znamionowej za to wynika, że dziesięciotysiączka waży 150 g (jednak trochę więcej niż batonik) i mierzy 120x59x11 mm. Powerbank jest faktycznie kostką: żadnych wystających elementów, które dałoby się urwać, zahaczyć. Obudowa wydaje się być wykonana z włókna węglowego lub jest na nie dobrze wystylizowana. Dzięki niewielkim rozmiarom w połączeniu z relatywnie dużą wagą sprawia wrażenie solidnej konstrukcji. Nie wbijałbym nią gwoździ, ale sporo wytrzyma.
W dalszej części tabliczka znamionowa głosi, iż: pojemność urządzenia to 10000 mAh (znamionowe 3,85V), a tak zwana rated capacity to 6200 mAh (mierzone dla 5V i 2A). To w skrócie oznacza, że rozładowanego do zera standardowego smartfona załadujemy co najmniej raz do pełna. Bateria mojego Chińczyka ma 5000 mAh, więc niewiele mocy pozostało w Nitecore po zatankowaniu jej pod korek. Urządzenie wyposażono w dwa porty USB-C pracujące – przy obciążeniu obu – z wydajnością 3A (napięcie 5V). Poza portami, NB10000, może pochwalić się jednym przyciskiem, który służy głównie do sprawdzania stanu naładowania, poprzez zapalenie odpowiedniej ilość niebieskich diod. Od 1 do 4 w zależności od ilości wachy pozostającej w baku. Podczas ładowania diody wesoło mrugają.
Do urządzenia dołączono jedno akcesorium: przejściówkę z USB A (żeńskie) na USB C (męskie).
Powerbank Nitecore w praktyce.
Podczas ładowania telefonu udało mi się osiągnąć niecałe 2,5 A niezależnie od tego, z którego gniazda korzystałem. Co istotne, bez problemu działa w trybie pass through, co oznacza, że powerbank może ładować inne urządzenie będąc jednocześnie podłączonym do ładowania. To przydatne w sytuacji, kiedy dysponujemy jednym gniazdem zasilającym, a chcemy załadować i powerbanka, i docelowy odbiornik. W tym trybie korzystam z Nitecore’a na motocyklu.
Kompaktowe wymiary i niska (tym razem subiektywnie) masa urządzenia, sprawiają, że NB10000 jest dla mnie codziennym kompanem. Bez względu na to czy nie mam przy sobie żadnej torby (taka sytuacja zasadniczo się nie zdarza), czy mam tylko nerkę, czy plecak albo torbę na ramię, to 150 g urządzenia nie stanowi żadnego specjalnego problemu. W kieszeni dżinsów czy bojówek nie zajmuje więcej miejsca niż niewielki portfel. W ekstremalnej sytuacji bez problemu można przypiąć małego Nitecore bezpośrednio do plecków telefonu i korzystać z niego jak z rozszerzonej baterii.
Braki i podsumowanie.
Trudno ocenić urządzenie, takie jak powerbank, po krótkotrwałym użytkowaniu. Jakość gadżetu, który w całości opiera się na magazynowaniu energii, zależy przede wszystkim od trwałości ogniw przy częstych cyklach ładowania i rozładowania. W czasie, kiedy miałem okazję testować Nitecore NB10000 nie zauważyłem ani spadku pojemności, ani problemów z prądem ładowania, czy też rozładowywania. Urządzenie również nie grzeje się przesadnie – nawet w trybie pass through, co czasami ma miejsce w urządzeniach słabszej jakości.
Funkcjonalności, a w zasadzie poręczności również nie mam nic do zarzucenia. Szukając – nieco na siłę – czegoś do czego mogę się przyczepić, znajduję dwie kwestie – zamiast jednego z gniazd ładowania urządzenie mogłoby być wyposażone w zintegrowany elastyczny wtyk. Nie byłoby wtedy problemu z ewentualnym zgubieniem kabla. Druga sprawa, prostsza do realizacji przez producenta – brak możliwości zaczepienia jakiejkolwiek smyczy. Taka możliwość czyniłaby z NB10000 urządzenie bardziej outdoorowe.
Poza tym, trudno znaleźć wady malutkiej kostki mocy od Nitecore. Moc jest z nami!
Dziękujemy firmie NITECORE za przekazanie urządzenia do testów.
Współpraca reklamowa. Testy produktów prowadzimy niezależnie, opinie są wyłączną oceną autorki lub autora. Reklamodawca nie ma możliwości ingerencji w treść recenzji.
