Europejscy sojusznicy Stanów Zjednoczonych patrzą na działania Donalda Trumpa z nieskrywanym zaskoczeniem i obawą. Może to dość mocno dziwić, zważywszy, że już jedną kadencję spędził w Białym Domu i nie była ona najlepszą pod względem relacji. W trakcie czteroletniej przerwy i podczas kampanii wyborczej Trump zachowywał się bardziej jak showman niż mąż stanu. Oczekiwanie, że będzie się zachowywał inaczej po objęciu urzędu było wielką naiwnością (Jaki pokój dla Ukrainy? Nadchodzi druga kadencja Donalda Trumpa).
Ostatnie spotkanie Putina z Trumpem podczas Szczytu G20 w Osace w 2019 / Zdjęcia: Shealah Craighead, służba prasowa Białego Domu
Dlatego dziwić może, że europejscy politycy są zaskoczeni krokami, jakie podjął, choć już w kampanii zapowiadał, że ma zamiar rozmawiać z Putinem. W wypowiedziach również jasno dawał do zrozumienia, że stoi po stronie Putina i Ukraina powinna oddać swoje ziemie, a proeuropejskie ambicje odłożyć ad acta.
Dlatego ponownie dziwi zdziwienie wielu polityków i komentatorów, kiedy jasno wyraził, że powrót Ukrainy do granic sprzed 2014 i jej przystąpienie do NATO są nierealne. To właśnie zapowiadał podczas kampanii i taką politykę konsekwentnie prowadzi.
Jedyną niewiadomą było to, czy ograniczy pomoc dla Ukrainy, czy też nie. Jest jednak tajemnicą Poliszynela, że Trump jest bardzo przeczulony jeśli chodzi o pieniądze i swój wizerunek. W rozmowach ukraińscy politycy mówili po wyborach w USA, że mają nadzieję, że amerykańskie koncerny zbrojeniowe wytłumaczą mu, że przekazywanie broni Ukrainie to znakomity biznes i dzięki temu amerykańska pomoc nie zostanie ograniczona.
Wytłumaczyły. I przy okazji napomknęły, że Ukraina posiada całkiem spore złoża rzadkich metali. Trump chce po prostu je dostać niezależnie od przyszłych losów Ukrainy. Prezydent USA powinien jednak zrozumieć, że polityka to nie tylko pozycje w arkuszu kalkulacyjnym, ale zawiłe relacje budowane przez lata. Te relacje psują się obecnie w tempie wręcz ekspresowym.
Polityka zagraniczna dla początkujących
Trump wykazywał już w poprzedniej kadencji, że międzynarodowa polityka w zakresie bezpieczeństwa nie jest jego najlepszą domeną. Najdobitniej pokazał to w czasie negocjacji i procesu wycofywania wojsk z Afganistanu, a teraz grożąc sojuszniczej Kanadzie i Danii, oraz wysuwając żądania terytorialne wobec Panamy.
Ponadto jego elektoratu nie interesują kwestie polityki zagranicznej. Jedynie 5 proc. wyborców interesuje się polityką zagraniczną, a połowa uważa, że pomoc Ukrainie jest zbyt duża. Podobne zdanie ma wiceprezydent elekt J.D. Vance, który tuż po rozpoczęciu pełnoskalowej wojny w lutym 2022, stwierdził, że tak naprawdę nie obchodzi mnie, co się stanie z Ukrainą w taki czy inny sposób. Podobne zdania wyrażał Trump. I to jest poważny problem nie tylko dla Ukrainy, ale i Europy.
Donald Trump kreuje na silnego przywódcę, który może zrobić wszystko dzięki wykonaniu jednego telefonu. Pokazał to dzwoniąc do Putina bez wcześniejszych konsultacji z sojusznikami, co jest sporym afrontem i pokazaniem innym miejsca w szeregu. Jednak taki sposób prowadzenia polityki może uderzyć rykoszetem jeśli nie uda mu się osiągnąć porozumienia pokojowego, a Europa nadal kolektywnie będzie wspierała Ukrainę. Wówczas jego wizerunek może ucierpieć
Takie zachowanie wywołuje szczególny niepokój w Kijowie, gdzie obawiają się, że Trump będzie prowadził rozmowy pokojowe nad głowami Ukraińców. Co nie jest nierealnym scenariuszem, zważywszy jak Trump przedmiotowo traktuje Wołodymyra Zełeńskiego.
Premier Wielkiej Brytanii Neville Chamberlain z brytyjsko-niemiecką deklaracją (postanowieniem) układu monachijskiego / Zdjęcie: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Historyczne odniesienia
Dlatego historyczne odniesienia, jakie pojawiają się w przestrzeni publicznej są jak najbardziej słuszne. W Monachium Brytyjczycy i Niemcy zdecydowali o przyszłości Czechosłowacji nad głowami samych zainteresowanych, a w Jałcie Amerykanie z Sowietami najpierw postawili przed faktem dokonanym Brytyjczyków, a potem całą Europę.
Trump również niczym Chamberlain wymachuje kartką, mówi, że przynosi pokój, a oddanie Hitlerowi Sudetów zagwarantuje Europie długie lata pokoju. Teraz zapewne podobnie skończy się oddanie Putinowi całego Krymu, Donbasu i okupowanych części obwodów zaporoskiego i chersońskiego. Pokój miały już zagwarantować porozumienia mińskie, które Władimir Putin zerwał, kiedy uznał, że została zakończona reforma armii.
Cóż stoi na przeszkodzie, aby zrobił tak samo za kilka lat, kiedy odbuduje potencjał? Ano nic. A Trump hoduje jedynie pewność siebie Putina, niczym Chamberlain zbudował pewność siebie Hitlera. Kilka miesięcy później Europa pogrążyła się w wojnie, która przerodziła się w światowy konflikt. W tym przypadku na szczęście Rosja będzie potrzebowała około dekady, aby otrząsnąć się po solidnym laniu na Ukrainie i odbudować swój potencjał.
Trump w dodatku nadal nie ma planu, jak tę wojnę skończyć. I długo nie będzie miał, ponieważ problemy na Stary Kontynencie nie są jego priorytetem. Na pewno Europa powinna zacząć myśleć o tym, aby o swoje bezpieczeństwo zadbać w warunkach malejącego wsparcia USA, a na pewno przyspieszyć rozwój, zaawansowanych technologii, własnego przemysłu zbrojeniowego i bezustannie zwiększać nakłady na rozwój sił zbrojnych. Bez tego nie można myśleć o bezpieczeństwie w regionie.
Czytaj także:
- Rosyjska ofensywa energetyczna przeciwko Ukrainie
- Wojna Putina a stosunki między zwaśnionymi Koreami
- Czy konflikt na Bliskim Wschodzie wpłynie na specoperację?
- Rosyjskie zbrodnie wojenne: Tradycja z dziada pradziada
- Unia za Wołyń, czy czołgi? Jak rozegrać polityczną grę na Ukrainie?
- Groźby Kremla. Rosja nie ma granic, Putin tym bardziej
- Ukraina-Rosja: Pokój za ziemię?