Dziś Wojska Rakietowe i Artylerii są oczkiem w głowie polityków. Zwłaszcza odkąd na Ukrainie trwa pełnoskalowa wojna. Politycy wyciągają wnioski z działań wojennych na wschodzie i przeznaczyli znaczne fundusze na modernizację artylerii.
Na salonach pojawiły się samobieżne haubice Krab i samobieżne moździerze Rak. Artylerię rakietową najpierw wzmocniły systemy Langusta, a teraz pojawiły się systemy HIMARS i Chunmoo K239. Większość produkowana jest przez polskie firmy.
Jest to o tyle istotne, że polski przemysł zbrojeniowy ma do zaoferowania doskonałe rodzime rozwiązania, które zbierają bardzo dobre oceny na polu walki. Niestety tutaj politycy często zawodzą, co widać na przykładzie dywizjonowego modułu ogniowego Regina.
Światowa czołówka
Program Regina, którego trzonem jest haubica Krab rozpoczęto w 2000. Już dwa lata później prototyp podwozia wyjechał na pierwsze próby fabryczne. Niedługo później do władzy doszła partia Jarosława Kaczyńskiego i na trzy lata program został zamrożony. W 2008 podpisano umowy na pierwszą serię pojazdów.
Wówczas okazało się, że Bumar, który odpowiadał w ramach konsorcjum za budowę podwozia, miał ogromne problemy z zespawaniem wanny kadłuba. Testy poligonowe wykazały, że podczas strzelania zaczęły pojawiać się mikropęknięcia. Program spowolnił na kilka lat, podczas których Bumar obiecywał, że już lada chwila uda się rozwiązać problem. Nie udało się.
Zniecierpliwiony niemocą Bumaru ówczesny minister obrony, Tomasz Siemoniak, postanowił kupić licencję na produkcję podwozia w Korei Południowej. Produkcja ruszyła, a w 2017 roku do Sił Zbrojnych trafił pierwszy kompletny moduł ogniowy – 24 haubice i 19 pojazdów towarzyszących. Do dziś do polskich żołnierzy trafiło około 80 Krabów. Ponad 20 sztuk trafiło na Ukrainę, gdzie są żywą i bardzo dobrą reklamą polskiego przemysłu. W porównaniu do sojuszniczych rozwiązań radzą sobie lepiej, są znacznie łatwiejsze w obsłudze i bardziej wytrzymałe na wojenne trudy.
Obecnie podwozia z Korei Południowej są już niemal w całości spolonizowane. Produkcja Krabów jednak jest niewielka, jak na możliwości przemysłu. Brak zwiększenia mocy produkcyjnych należy zrzucić na karb indolencji i braku wyobraźni polityków. Gdy wybuchła wojna na Ukrainie zaczęto robić zakupy na szybko i często bez ładu i składu.
K9A1 Thunder / Zdjęcie: Grzegorz Sobczak, MILMAG
Polityczna bezmyślność
Ówczesny minister Obrony Narodowej, Mariusz Błaszczak jednym podpisem w zasadzie wyeliminował Koreańczykom poważną konkurencję na rynku zbrojeniowym zamawiając samobieżne haubice K9. Tymczasem dywizjonowy Moduł Artyleryjski Regina, zbiera bardzo dobre oceny podczas walk w Ukrainie, a Kijów zamówił w Hucie Stalowa Wola kolejne egzemplarze. To największy kontrakt kulejącej polskiej zbrojeniówki od początku istnienia III Rzeczpospolitej!
Tymczasem do końca listopada do Polski dotarło już 120 K9A1, a kolejne są w drodze. Przy całkowicie niedorzecznym kroku, jakim było zakupienie ponad dwustu pojazdów, będących bezpośrednim konkurentem dla rodzimej produkcji, trzeba przyznać, że MON wyciągnął wnioski z koreańskich doświadczeń i zadbał o to, by do polskich żołnierzy trafiły wozy, które już zostały zmodernizowane i, w których wyeliminowano najpoważniejsze wady.
Żołnierze narzekają jedynie na ergonomię pracy w koreańskiej wieży. W tym przypadku Krab jest lepiej zaprojektowany. Trudno jest zrozumieć decyzję MON. Bo o ile zakup interwencyjny pojazdów, które miałyby zastąpić w szkoleniu wozy wysłane na Ukrainę można zrozumieć, tak ciężko jest pojąć kupno tak wielkiej serii.
M142 HIMARS na podwoziu Oshkosh M1140 oraz Jelcz 3 / Zdjęcie: MON
Rakietowa potęga
Początkowo o sile polskiej artylerii rakietowej miały decydować amerykańskie zestawy rakietowe HIMARS. W maju 2022 ówcześni ministrowie Mariusz Błaszczak i Jarosław Kaczyński zapowiedzieli, że planują zakup 500 zestawów HIMARSów.
Dość szybko okazało się jednak, że zapowiedzi swoje, a realia rynku i możliwości przemysłu zbrojeniowego swoje. Amerykanie nie są w stanie dostarczyć w najbliższym czasie 500 systemów, ponieważ sami w ciągu 20 lat wyprodukowali nieco ponad 500 sztuk, a do tego mają długoterminowe zamówienia, m.in. dla Australii i Tajwanu.
Ponadto pojawiły się problemy z integracją wyrzutni z polskimi ciężarówkami Jelcz 882.57. Amerykanie stwarzali problemy nie godząc się na wprowadzenie modyfikacji, które ułatwiłyby proces integracji z polskim nośnikiem. Koreańczycy takich problemów nie robili.
K239 Chunmoo na podwoziu Jelcz jako Homar-K / Zdjęcie: Jakub Link-Lenczowski, MILMAG
Dlatego z półki i ponownie bez przetargu, resort podpisał umowę wykonawczą na zakup 218 koreańskich zestawów systemu K239 Chunmoo. Nowy rząd zwiększył zamówienie do 290 sztuk.
Na szczęście udało się wynegocjować duży udział polskiego przemysłu obronnego, co dotychczas nie było pewnikiem. Zmiana decyzji, co do rodzaju sprzętu, w ciągu niespełna roku, znakomicie pokazuje, jak chaotycznie działał poprzedni rząd. W tym przypadku cieszyć jedynie może, że znaczny udział będzie miał polski przemysł.
W Homarze-K nie tylko podwozie będzie polskiej produkcji. Systemy zostaną wyposażone w polski zautomatyzowany zestaw kierowania ogniem Topaz, którego producentem jest ożarowski WB Electronics, czy systemy łączności.
Do dziś do Polski dotarło 66 modułów, z których skompletowano nieco ponad 30 zestawów Homar-K.
M120K Rak na podwoziu KTO Rosomak / Zdjęcie: Rafał Muczyński, MILMAG
Najmniejszy skorupiak
Samobieżny moździerz kalibru 120 mm Rak to najmłodsze dziecko polskiego przemysłu obronnego. Pomysł na tego typu pojazdy wsparcia ogniowego pojawił się w Hucie Stalowa Wola w 2004, a już rok później rozpoczęto prace koncepcyjne.
Kompletna wieża pojawiła się zaledwie trzy lata później i została zaprezentowana na kieleckich targach jeszcze na podwoziu samobieżnej haubicy 2S1 Goździk. Potem pojawił się pomysł, aby osadzić ją na podwoziu transportera Rosomak i na Lekkim Podwoziu Gąsienicowym, produkowanym przez Hutę Stalowa Wola. Jest to całkowicie polska konstrukcja, której premiera miała miejsce w 2009.
Dosłownie na dniach dostarczony został ostatni z zamówionych zestawów. W sumie dostarczyła 124 moździerze M120 Rak, 61 wozów dowodzenia, 46 wozów amunicyjnych oraz 16 pojazdów wsparcia. Wedle polskiego etatu system Rak w docelowej konfiguracji składa się z ośmiu samobieżnych moździerzy kołowych, czterech artyleryjskich wozów dowodzenia – również zabudowanych na podwoziu Rosomaka, dwóch artyleryjskich wozów rozpoznawczych oraz pojazdów zabezpieczenia logistycznego, tj. trzech artyleryjskich wozów amunicyjnych i jednego Artyleryjskiego Wozu Remontu Uzbrojenia.
Są pojazdy, amunicji brak
Skala zakupów systemów artyleryjskich jest wręcz niewyobrażalna. Do tego stopnia, że sojusznicy zaczęli żartować, że Polakom należy wytłumaczyć, że HIMARSy można przeładować i nie są jednorazowe. W polskim przypadku niestety na razie tak właśnie jest, ponieważ produkcja amunicji w zasadzie nie istnieje.
Patrząc na obecne zamówienia na amunicję do 2035 i porównując do intensywności ognia artylerii na Ukrainie, Siły Zbrojne będą miały zapasy amunicji na trzy-cztery dni walk. Ma się to poprawić w związku z udziałem Polski w europejskim programie produkcji amunicji. Unia Europejska w połowie marca zdecydowała się przeznaczyć 500 mln euro na przyspieszenie produkcji amunicji. Ma to pozwolić na zwiększenie produkcji do końca 2025 do poziomu 2 mln sztuk (Program ASAP: 2 mld EUR dla europejskiego przemysłu na produkcję amunicji, Komisja Europejska ogłosiła zwycięzców pierwszego konkursu programu EDIRPA).
Ma to być impuls dla takich krajów, jak Polska, która nie produkuje własnej amunicji, a składa ją z importowanych komponentów, aby włączyła się w proces wspólnej budowy przemysłu obronnego. Na razie istnieje spora szansa, że Polska włączy się w proces produkcji amunicji kal. 155 mm. Grupa Niewiadów planuje uruchomienie fabryki, która ma rocznie produkować 210 tys. pocisków kal. 155 mm. Nadal jest to niewystarczająca skala, ale daje szansę na rozwój (Budowa fabryki amunicji 155 mm w Niewiadowie).
Rozwój i modernizacja polskiej artylerii idzie, w porównaniu z innymi programami modernizacyjnymi, wręcz podręcznikowo. Nawet mimo wielu wpadek i problemów, które wynikły głównie ze względów politycznych. W dodatku polski przemysł obronny potrafi stworzyć produkty na światowym poziomie, jak M120 Rak, system Regina, czy TOPAZ, który spina całość. Takiego skoku technologicznego i spokojnego, zrównoważonego rozwoju można życzyć całym Siłom Zbrojnym.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.