Przejdź do serwisu tematycznego

Helikon Service Case

Lis poleca #2

Muszę się przyznać – gdy pierwszy raz zobaczyłem Helikon Service Case, do głowy przyszła mi myśl: „Po co to komu? Przecież skrzynka narzędziowa będzie równie dobra”. Nie wiedziałem, jak bardzo jestem w błędzie.

Minęło kilka miesięcy. W tym czasie wiele razy dane mi było wizytować różne strzelnice i testować nową broń. Dorobiłem się nawet pierwszych własnych egzemplarzy, a kwestia czyszczenia broni szybko awansowała na liście priorytetów. Kupiłem, co konieczne, a także sporo mniej potrzebnych dodatków – na próbę. Wszystko ładnie ułożyłem w torbie strzeleckiej i odtrąbiłem sukces.

Nie do końca sukces

Już po kilku dniach w torbie panował rozgardiasz, nad którym nie sposób było zapanować. Podczas wizyty u redakcyjnego kolegi przyszło mi czyścić broń, ale brakło mi kilku większych narzędzi – pobijaka do wyjmowania pinów, porządnego zestawu wkrętaków, długich wyciorów i czegoś, na czym można by to wszystko położyć. Wyjął dla mnie z szafki olbrzymią skrzynkę narzędziową. Wewnątrz panowała prawdziwa entropia. Jakoś znalazłem, czego potrzebowałem, w tym „superspecjalną” matę do czyszczenia broni – czarną jak wszystkie drobne elementy broni, które przyszło mi „obsłużyć”. Obiecałem sobie, że to ostatni raz.

Miłość od drugiego wejrzenia

Wróciłem, skąd przybyłem – w strzelnicowym sklepie ponownie zobaczyłem Service Bag. Nieśmiało podszedłem i zacząłem oglądać, a było co. Wewnątrz zaczepy, pętle, kieszenie. Oniemiałem. W głowie zobaczyłem, jak elementy mojego zestawu gładko wskakują na właściwe miejsca. Service Case mnie zauroczył. Chwilę trwało, zanim wreszcie zdobyłem własny egzemplarz. Piękny i szary – tak jak lubię. Po wyjęciu z opakowania od razu przystąpiłem do dokładnej inspekcji.

Z zewnątrz

Na przedniej powierzchni prostej, prostokątnej torby znalazłem płaską kieszeń zamykaną zamkiem. Wewnątrz natychmiast zamieszkały czyste szmatki i skromny zapas ręczników papierowych. Na wierzchu naszyto rzep na oznaczenia. Trywialne – wiem – ale odkąd nie każdy produkt Helikona je ma, zacząłem je doceniać. Po latach mam sporo ładnych naszywek na rzepie i lubię, gdy produkt nabiera charakterystycznego wyglądu – staje się jakby „bardziej mój”.
Po bokach głównej komory umieszczono dwa duże, bliźniacze uchwyty. Nie do końca rozumiem, czemu są akurat dwa i czemu po bokach. Wprawdzie znacznie odróżnia to Service Case od produktów konkurencji, ale wciąż mi się wydaje, że nie odkryłem pełni możliwości i funkcji, jakie kryją się w tych uchwytach.

Mata

Pod spodem zasobnika na elastycznej lince zamocowano zrolowaną matę. Trzeba się nauczyć ją wyjmować i wkładać pod oplot, bo robienie tego bez wcześniejszego przećwiczenia potrafi zagotować krew w człowieku. Ja uwalniam najpierw końce, co luzuje splot na tyle, by spokojnie wyjąć matę. Wkładam w odwrotnej kolejności – najpierw pod skrzyżowane sekcje, a następnie naciągam krańcowe pętle na rolkę.

Sama mata miło mnie zaskoczyła swoją konstrukcją. Można było zrobić zwykły kawałek nylonowej szmaty, ale Helikon najwyraźniej uznał, że to poniżej ich standardów. Szanuję takie podejście. Krawędzie maty usztywniono lamówką z grubej taśmy. Tworzy to barierę zatrzymującą turlające się przedmioty – szczególnie przydatne w przypadku małych śrub i tulejek. Nieco utrudnia to zwijanie, ale jestem gotów ponieść ten koszt jako użytkownik. Sama mata nie jest nieprzemakalna, więc jeśli ją zalejecie olejem, to znajdziecie plamy na stole pod spodem. Jest jednak wystarczająco odporna, by położyć na niej brudne elementy i utrzymać otoczenie w czystości.


Mata mierzy jakieś 70 × 55 cm

Do namaczania

Na jednym z boków maty naszyto rzepy mocujące materiałowy pojemnik. Jego wnętrze pokrywa gruba, gumowa powłoka i to jest prawdziwe mistrzostwo. Dzięki takiemu rozwiązaniu mamy miejsce odpowiednie do pryskania naszą chemią czyszczącą. Możemy też bez strachu odłożyć tu mniejsze elementy do odmoczenia i nie poplamimy wszystkiego wokół. Szczególnie, że środki czyszczące nie są zbyt przyjazne środowisku i lepiej z nimi uważać. Po skończonej pracy wystarczy wytrzeć wnętrze szmatką lub ręcznikiem papierowym – po prostu rewelacja. Powłoka jest jaskrawo żółta, co ułatwia odnalezienie i rozpoznanie drobnych elementów. Jeśli „kuweta” ubrudzi się za bardzo i obawiamy się pakować ją wraz z torbą między resztę rzeczy, możemy ją oddzielić od maty i zwinąć osobno. Z boku naszyto pętlę z elastycznej taśmy, która zapobiegnie rozkładaniu. Teraz pozostaje wrzucić zawiniątko do plastikowego worka i doczyścić w domu.

Klapa z narzędziami

Wnętrze Service Case to prawdziwy kalejdoskop kieszonek, uchwytów i innych przydatnych rozwiązań.
Na pierwszy ogień idzie wypinana klapa pełniąca rolę przegrody. Na jednej stronie naszyto dwa rzędy elastycznych taśm. Ja zwykłem mocować tu pędzel, niewielki zegarmistrzowski młoteczek do wybijania pinów, długą pincetę, dwa uchwyty wyciorów (pistoletowy hak i karabinowy z rączką) oraz pędzel. Nad nimi umieszczono zamek błyskawiczny prowadzący do dużej, płaskiej kieszeni. Trzymam tu kolejne czyste szmatki, kawałki ręcznika papierowego i klucz do kominków broni czarnoprochowej.

Po drugiej stronie przegrody umieszczono trzy kieszenie. Dwie górne zamykane są klapą na rzepie. W pierwszej trzymam szczotki wyciorów. Wnętrze drugiej przewidziano na sznury do czyszczenia luf. Od środka pokrywa ją taka sama gumowa powłoka, jak w przypadku pojemnika na macie, o którym wspominałem wcześniej. Sznury zawsze będą lekko wilgotne od środków czyszczących i w tej kieszeni możemy je przenosić bez obaw. Ja dołożyłem tu kilka szmatek, którymi zbieram nadmiar oleju. Pod spodem umieszczono jeszcze szeroką kieszeń zamykaną zamkiem, w której trzymam szczotki i skrobaki.
Możliwość odpięcia takiego zasobnika narzędzi potrafi być przydatna sama w sobie. Gdy mamy na stole rozłożone dziesiątki elementów różnej wielkości, łatwiej jest operować małym zasobnikiem narzędzi nie strącając wszystkiego. Wygodne rozwiązanie, gdy go potrzebujemy. Gdy nie – możemy klapę zostawić wpiętą wewnątrz Service Case.

Service Case

Wnętrze głównego modułu podzielono na dwie części – płaską klapę i głęboką “kuwetę”w kształcie pudełka. Od wewnątrz na klapie naszyto kolejne dwa rzędy taśm elastycznych. Ja trzymam tu dwa wiertła modelarskie. Pierwotnie miały służyć do nawiercania kul ołowianych przy niewypałach, ale do tego celu sprawdzają się słabo. Docelowo zamiast nich będzie wisieć podobne narzędzie, ale zdolne do obsługi większych wierteł. Pod nimi trzymam dodatkowe segmenty do wyciora. To miejsce jest dla nich idealne, bo wokół klapy przebiega rant z materiału, który zapobiega ich wysuwaniu. Pod taśmami umieszczono dwie kieszenie z siatki zamykane klapkami na rzepie. Trzymam w nich zapasy – czysty sznur i mały wycior, który – choć zbędny – nie ma swojego miejsca nigdzie indziej. Przewiduję, że w razie czego wylądują wewnątrz elementy broni, która uległa awarii i nie trzyma się w całości.

Dolna część Service Case to przestrzeń na środki czyszczące, smary i zestaw narzędzi. Trzymam tu smar, ustalacz do gwintów, olej i zestaw krętaka z wymiennymi końcówkami. Również tutaj dno pokryto nieprzemakalną, żółtą gumą. Ja zwykłem odkładać tu elementy czyste lub takie, które odmakają, ale już z nich nie cieknie.

Lis poleca

Jestem typem, który lubi mieć wszystko posegregowane, popakowane, najlepiej w jeden zestaw. Helikon Service Case zaoferował wszystko, czego oczekiwałem, a także kilka dodatków, o których bym nie pomyślał. Co więcej – mieści się do mojej torby strzeleckiej Helikon Range Bag. Wprawdzie zajmuje połowę przestrzeni, ale jak dotąd nie stanowiło to przeszkody. Gdybym chciał odzyskać przestrzeń, położyłbym Service Case na torbie, a szelkę przepuścił przez uszy, tworząc spójny komplet, który się nie rozleci podczas przenoszenia. Jak do tej pory nie znalazłem niczego, co byłoby przyjemniejsze w użytkowaniu podczas czyszczenia broni. Używam Helikon Service Case w terenie oraz w domu i nie zamieniłbym go na nic innego. Polecam.

Komentarze

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.

Dodaj komentarz

X