Polska flota podwodna od lat stoi na krawędzi, a wycofanie okrętów typu Kobben spowodowało, że marynarzom do podtrzymywania zdolności pozostał jedynie leciwy ORP Orzeł. Ministerstwo Obrony Narodowej zapewniało, że załogi okrętów podwodnych będą podtrzymywały swoje nawyki oraz umiejętności podczas szkolenia morskiego na ORP „Orzeł”.
ORP „Orzeł” jest okrętem podwodnym trzeciej generacji projektu 877E Pałtus. Został zbudowany w sowieckiej stoczni Krasnoje Sormowo w Gorki w 1985. Okręt ma 72,6 m długości, 9,9 m szerokości, 2460 t wyporności na powierzchni, 3180 t wyporności w zanurzeniu. Zanurzenie testowe wynosi 250 m, a maksymalne 300 m / Zdjęcia: Przemysław Gurgurewicz, MILMAG
Ten jednak nie tylko nie jest w stanie zapewnić kompleksowego szkolenia, a już teraz jego możliwości operacyjne są mocno dyskusyjne. Powoduje to coraz większą frustrację marynarzy, a w końcu daje się odczuć niesamowite zniechęcenie i rezygnację. Po prostu podwodnicy przestali wierzyć w jakiekolwiek obietnice polityków. Ci od ponad dekady na zmianę obiecują rychły zakup, aby skasować program.
>>>ORP Orzeł powrócił do służby operacyjnej<<<
Program Orka ciągnie się już ponad dekadę. Faza analityczno-koncepcyjną została zapoczątkowana za rządów koalicji PO-PSL. Wówczas Polska miała zamiar kupić trzy okręty podwodne z dostawą do 2022. Od tego czasu pojawiło się kilka koncepcji, pomysłów i obietnic (Orka: Jedenastu chętnych w konsultacjach rynkowych).
Początkowo umowa miała zostać podpisana w 2013, przeciągnęła się jednak część analityczna ze względu na różne koncepcje dotyczące systemów uzbrojenia. Kiedy już wojsko i politycy doszli do konsensusu zmienił się rząd i nowy minister zmienił wymagania. Wszystko zaczęło się niemal od początku. Potem znów i jeszcze raz. W końcu pojawili się nowi oferenci, kuszący swoją ofertą i MON stanęło niczym przysłowiowy osioł przy żłobach – W jeden owies, w drugi siano. Uchem strzyże, głową kręci, I to pachnie i to nęci; Od któregoż teraz zacznie.
Ile Polska ma czasu?
Problemem jest czas, który nieubłaganie biegnie. Nowego okrętu podwodnego nie można kupić z półki, jak Abramsów, MRAPów, czy S-70i Black Hawk. Nie czekają w stoczniach, czy na pustyni, aż się zgłosi chętny. Na świecie nie ma zbyt wielu producentów tego specyficznego sprzętu, a kolejka chętnych jest długa.
Samo postępowanie zakupowe przeprowadzone zgodnie z prawem może zająć, patrząc bardzo optymistycznie, trzy lata. Potem czekanie na wolne moce przerobowe w stoczniach. Następnie budowa, która może pochłonąć kolejne trzy lub cztery lata na jedną jednostkę. Jest to minimum siedem lat, a realnie patrząc dziesięć. I to pod warunkiem, że wszystko pójdzie bez większych komplikacji z zawirowań politycznych.
To oznacza, że przy olbrzymim szczęściu pierwszy z okrętów pojawi się w 2035. Wówczas ORP Orzeł będzie miał 49 lat. Oczywiście jeśli dotrwa, co jest bardzo mało prawdopodobne. Choć nie niemożliwe. Kobbeny, kiedy wycofywano je ze służby miały ponad 50. lat. I miały być rozwiązaniem pomostowym, które okazało się niezwykle trwałe.
Dlatego Polska nie ma już czasu jeśli myśli o utrzymaniu sił podwodnych, a oferent, który zostanie wybrany musi nie tylko wybudować nowe okręty podwodne, ale także dobrze by było, gdyby zagwarantował rozwiązanie pomostowe, które w kompleksowy sposób gwarantowałoby szkolenie załóg. Bo te się w końcu wykruszą, a zbudowanie nowych kadr zajmie wiele lat i będzie kosztowało wiele milionów.
Załogi okrętów
Przedłużające się procedury zakupowe i brak działania w kwestii dzierżawy okrętów, jako rozwiązania pomostowego może oznaczać, że Polska może stracić największy potencjał – świetnie wyszkolonych i zaprawionych w najtrudniejszych zadaniach marynarzy. A o tych naprawdę trudno.
Problem braku odpowiedniego materiału ludzkiego do ciężkiej służby na okrętach podwodnych jest globalny i marynarki na świecie robią wszystko, aby zatrzymać doświadczonych i wyszkolonych marynarzy.
W Polsce nikt się tym nie przejmował po wycofaniu z linii starych okrętów typu Kobben. Część odeszła ze służby, innych przeniesiono na jednostki nawodne, a podwodników zostało niewielu.
Szkolenie specjalistów podwodników trwa wiele lat. Jeśli MON nie zadba w najbliższym czasie o okręty przeznaczone nie tylko do szkolenia, ale rejsów operacyjnych, to kolejne lata zajmie szkolenie, które będą musieli przechodzić w sojuszniczych flotach. A to znów kosztuje. I koło się zamyka.
Nadzieja na zakup nowoczesnych okrętów podwodnych umiera ostatnia, ale jest coraz mniejsza. Szkoda by było, aby Polska utraciła tak unikatowe i niezwykle cenne zdolności. Zwłaszcza w perspektywie zaostrzającej się sytuacji międzynarodowej.
https://twitter.com/MarWojRP/status/1808913025836966043
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.