Sig Romeo-X: na pistolecie do codziennego użytku
Pierwsze kolimatory przeznaczone do montażu na pistoletach samopowtarzalnych były konstrukcjami komicznymi lub koszmarnymi w zależności od usposobienia użytkownika. Wielkie, nieporęczne, o krótkiej żywotności ze względu na konstrukcyjne niedostosowanie do montażu na ruchomych elementach broni były raczej realizacją potrzeby wyróżnienia się z tłumu niż rozwiązaniem realnego problemu.

Obecnie sytuacja jest skrajnie inna. Optyki na broń krótką jest wprost zatrzęsienie, a znalezienie naprawdę kiepskiego modelu wymaga sporo wysiłku. Wyjątkiem wciąż jest optoelektronika przeznaczona do rewolwerów. Zwłaszcza tych strzelających amunicją dla dorosłych mężczyzn – od .357 Magnum wzwyż. Tu nie wytrzymują montaże, sypią się elementy elektroniczne wewnątrz, rozjeżdża się przystrzelanie.
Swoją drogą, gdyby Sig zechciał dostarczyć egzemplarz Romeo-X do testów na lekkim rewolwerze w .44 Magnum, to zapraszam. Chętnie taki sprzęt dojadę. Na pistoletach samopowtarzalnych, zwłaszcza tych delikatnie traktujących strzelca – w kalibrze 9 mm x 19 Parabellum i słabszych, kolimatory sprawdzają się bez zastrzeżeń. Oczywiście jeśli użytkownik przeniesie swój tacticool na najwyższy poziom i do przeładowywania broni będzie używał kostki brukowej lub krawędzi drogowego gulika, to oczywiście celownik prędzej czy później rozwali. Broń i akcesoria do niej, tak jak każde inne narzędzia, produkowane są z myślą o cywilizowanych użytkownikach.

Celowanie przy użyciu Romeo-X
W czasach poprzedniej generacji pistoletowych kolimatorów, celowanie przy ich pomocy dość mocno odrzucało mnie od nich. Nie tylko dlatego, że jestem już stary i na nowości patrzę z wykrzywioną mordą godną Walta Kowalskiego, ale z powodu istnienia zjawiska zwanego pamięcią mięśniową. Po latach strzelania z krótkiej broni, na której poza muszką i szczerbiną nie było żadnych dodatkowych przyrządów celowniczych, znalezienie wysoko nad zamkiem mrugającej kropki kolimatora było dla mnie równie łatwe jak znajdowanie i nazywanie gwiazd migoczących na nieboskłonie celem dalszego zwodzenia na pokuszenie małolaty o oczętach pięknych niby u cielęcia. Równie łatwe, czytaj: niewykonalne. Miniaturyzacja zrobiła jednak swoje. Nie małolat, Szanowni Nieokrzesani Czytelnicy, ale optoelektroniki.

Konstrukcja Sig Romeo-X pozwala na korzystanie z broni tak, jakby kolimatora wcale na niej nie było. Złożenie się do strzału tak jak zawsze – znaczy: zgrywając przyrządy celownicze, powoduje pojawienie się znaku celowniczego dokładnie na muszce. Z drugiej strony: można złożyć się niechlujnie i kropka również jest widoczna. Po oddaniu strzału, pocisk trafi cel.
Sig Romeo-X ma tak niską sylwetkę, że zamontowany na odpowiednio przystosowanym pistolecie będzie mógł punkt celowniczy niemalże pokryć z muchą pistoletu. Przyzwyczajeń z prostych przyrządów celowniczych nie trzeba więc prawie zmieniać. Niewielki rozmiar niesie ze sobą jeszcze jedną korzyść – nie dla mnie wszak, gdyż nie mam w zwyczaju kierować własnej broni w swój ośrodek myślenia i nie noszę broni w formie appendix carry. Dla tych jednak, którzy broń w ten sposób noszą – nie każdemu przecież musi zależeć – malutki kolimator Siga przypadnie do gustu, gdyż nie będzie wbijał się w kałdun taktyczny i powodował jego podrażnienia…
Czas na szczegóły konstrukcyjne
Sig Sauer Romeo-X jest faktycznie niepozorny. Zarówno wagą jak i rozmiarami. Mierzy zaledwie 41 mm długości, 20 szerokości i 24 wysokości. Przekątna soczewki to zaś około 24 mm. Bez baterii waży raptem 27 g. Obudowa Romeo-X wykonana jest w całości z aluminium (typ 7075).
Znak celowniczy wyświetlany jest w trzech trybach: punkt o rozmiarze 2 MOA, okrąg o średnicy 60 MOA lub oba te symbole jednocześnie. Energii na deklarowane przez producenta 20000 godzin (ponad 800 dni, prawie 3 lata) ciągłej pracy dostarcza standardowa, dostępna niemal wszędzie guzikowa bateria CR1632. Czas pracy może się jednak znacznie wydłużyć, gdyż urządzenie wyposażono w czujnik ruchu (system: Motion Activated Illumination), który po samoczynnym wygaszeniu znaku celowniczego (2 minuty) uruchamia go ponownie dopiero po wykryciu ruchu. Jako że nie nosimy broni 24 godzin na dobę, czas pracy celownika nawet przy codziennym użytkowaniu przekroczy zapewne 10 lat z punktu widzenia baterii. Większość z nas zapewne wcześniej zmieni celownik lub broń na inny.

Wracając do meritum… położenie znaku celowniczego możemy regulować w poziomie i w pionie w zakresie 80 MOA dla każdej z płaszczyzn. Inkrement przesunięcia znaku to 1,5 MOA. Taka dokładność zapewne przekracza umiejętności strzeleckie wszystkich potencjalnych użytkowników celownika, a z pewnością wykracza poza oczekiwaną precyzję strzelania do celu żywego na odległości mniejszej niż 25 m. A do takiego przecież strzelania przeznaczone są pistolety kompaktowe i subkompaktowe, do których dedykowany jest Romeo-X Compact.
Sig Sauer Romeo-X Compact w rękach amatora przebranego za strzelca
Tak jak wspomniałem na wstępie, wyposażenie pistoletu w celownik kolimatorowy nie było nigdy moim marzeniem. Głównie ze względu na przyzwyczajenia i konieczność przetrenowania zupełnie innego chwytu i innego patrzenia na przyrządy celownicze. Poza tym, nosząc na co dzień broń w nerce, muszę zwracać uwagę, by nie miała zbyt wielu wystających dodatkowych elementów, które mogą zablokować możliwość sprawnego dobycia broni.

Oba te zastrzeżenia są w dużej mierze negowane przez Romeo-X. Pozycja strzelecka zmienia się nieznacznie w stosunku do klasycznej z uwagi na bardzo niskie osadzenie celownika i możliwość zgrania punktu celowniczego z mechanicznymi przyrządami pistoletu. Przy odrobinie szczęścia centralny punkt celowniczy wyświetla się na muszce, co sprawia, że strzelam tak, jak strzelałem zawsze.
Co prawda, wraz z ilością oddanych strzałów, przestawałem skupiać się na mechanicznych i coraz bardziej niechlujnie układałem broń względem oczu, co powodowało, że czerwony punkt rozjeżdża się z muchą. Nie ma to jednak znaczenia dla celności. To samo zjawisko powoduje, że znacznie łatwiej strzelać w dziwnych, wymuszonych pozycjach strzeleckich. Na przykład przez otwór w barierze umieszczony tuż przy ziemi. Zarówno pozycja jak i ułożenie broni w takiej sytuacji nie sprzyjają eleganckiemu zgraniu przyrządów… a tu: nie trzeba. Do strzelań dynamicznych i praktycznych – jak znalazł. Trudno też narzekać na obraz widziany przez szkła celownika: zmiana kolorów względem rzeczywistości jest subtelna, a przesunięcie obrazu praktycznie niezauważalne – o ile w ogóle istnieje.
Drugi teoretyczny problem: wystający element na zamku pistoletu. Romeo-X jest na tyle niewielki, że pistolet w niego wyposażony spokojnie mieści mi się wciąż w kaburze wewnętrznej mojej nerki. Jest jednocześnie na tyle obła, że nie próbuje się o nic zaczepiać podczas dobywania broni.
Jednocześnie sylwetka kolimatora jest na tyle duża, że taktyczne wygłupy, jak przeładowywanie broni o pasek od spodni, udo czy buta są zupełnie wykonalne. Prostopadły do zamka kontur przedniej powierzchni Romeo pozwala na sprawne przeładowanie. Próba używania drewnianych elementów powszechnie istniejącej infrastruktury (czytaj: krawędź stołu) ani nie oderwała celownika od zamka – obawiałem się o wyrwanie gwintu ze śrub mocujących, ani – dzięki głębokiemu osadzeniu soczewki – nie spowodowała zniszczenia celownika.
Reasumując: zostałem kupiony.
Dziękujemy M.K. Szuster za udostępnienie celownika Romeo-X Compact do testów.
Współpraca reklamowa. Testy produktów prowadzimy niezależnie, opinie są wyłączną oceną autorki lub autora. Reklamodawca nie ma możliwości ingerencji w treść recenzji