Świeżutki SA58
Swoją drogą porównanie FN FAL i M14 to temat na osobny – ciekawy tekst.
DS ARMS swoją przygodę z FALem zaczęło od produkcji akcesoriów, części zamiennych i składania karabinków z części dostępnych na rynku. Popularność broni sprawiła, że opłacalnym okazało się rozpoczęcie produkcji od podstaw. Obecnie przedsiębiorstwo produkuje ponad 40 jej odmian. Oczywiście niektóre wersje różnią się mało istotnymi, lub niemal nieidentyfikowalnymi detalami, niemniej ilość świadczy o wciąż rosnącej popularności tej ponad 70letniej konstrukcji (narodziny FALa to późne lata 40te, wczesne 50te).
Historycznie broń była produkowana z 21 i 17 calowymi lufami i początkowo wcale nie było przesądzone, że będzie zasilana nabojem 7,62×51 mm NATO. Brytyjczycy – bo oni pierwsi testowali FALa – zażyczyli sobie kalibru .280 British (7,62x43mm). Ostatecznie jednak przyjęto 7,62×51 mm. DSA nie próbuje tu iść na szczęście własną ścieżką. Jednak, jako że broń sprzedawana jest niemal wyłącznie na rynek cywilny, oferta musiała zostać poszerzona i zróżnicowana. Żeby sprostać marudnemu i wybrzydzającemu odbiorcy. Dlatego poza standardowymi karabinkami z 21 calową lufą i stałą kolbą, oraz 18 calową kolbą i składaną na bok kolbą, pojawiły się odmiany w najróżniejszych dziwnych konfiguracjach. Począwszy od odmian z ultrakrótką 11 i 13 calową lufą (dostępnych na specjalne pozwolenie w USA), przez wersje całkowicie oszynowane, wzbogacone o regulowane kolby rodem z AR15, skończywszy na karabinach wyglądem i wyposażeniem wzorowanych na odmianach wojskowych z najróżniejszych zakątków świata. Świetnymi przykładami są Belgium Style – wersja RKM z ciężką lufą, albo Israeli Hebrew War Hammer – z cienką lekką lufą i w drewnianej osadzie.
SA58 ma sylwetkę klasycznego karabinu wojskowego minionej ery. Prosty, estetyczny i bez udziwnień
Cechą wspólną jest wewnętrzna mechanika. Ta jest zasadniczo jedna, choć występuje w dwóch „odcieniach”. Marginalne różnice zależą od tego czy korpus ma być wyposażony w kolbę stałą, czy składaną. Drugą wspólnym mianownikiem jest pokaźna cena… jak na konstrukcję z lat 50tych.
Warto też wiedzieć, że DS Arms nie stworzył swoich karabinków równymi. W zależności od odmiany, modelu, serii czy też lat produkcji, lufy i komory zamkowe wykonywane były w różnych technologiach – część według dawnej wojskowej specyfikacji (tej samej, według której budowano oryginalne FN FAL) a część nie. Według dostępnych informacji zdarzają się egzemplarze ze stalową komorą zamkową, jak również z komorą aluminiową. Lufy SA-58 występują jako kute na zimno lub nie. Obróbka cieplna (utwardzanie stali) również odbywała się według różnych technologii. Można więc zakładać, że poszczególne egzemplarze będą różniły się masą i trwałością niektórych krytycznych komponentów. Czy ma to znaczenie dla użytkownika-amatora? Zapewne niewielkie.
Pewne różnice w masie nie będą miały znaczenia, ze względu na możliwe zastosowanie SA58, ale o tym później. Trwałość podzespołów takich jak lufa może mieć większe znaczenie, ale też nie dla nas – niedzielnych strzelców-amatorów. Nam nie zdarza się katować swoich zabawek tysiącami wystrzelonych sztuk amunicji w ciężkich warunkach, brudzie i ekstremalnych temperaturach.
Szczegóły
SA58 w wersji wersji z 21 calową lufą i składaną na bok prętową kolbą mierzy 950 mm i ma masę blisko 4200 g, wraz z podpiętym magazynkiem choć bez amunicji. Grzbietowa szyna montażowa nieco jeszcze podnosi tę wartość. Lufę wieńczy bardzo skuteczny, jak się okazało na strzelnicy, kompensator z 12-ma otworami, zgrupowanymi w 4 zestawy po 3. Agresywnego wyglądu urządzeniu wylotowemu nadaje pierścień stalowych zębów u wylotu.
Agresywny kompensator SA58
Inaczej niż jest to współcześnie modne, spora część lufy (o umiarkowanym przekroju) jest odsłonięta. Okładki są krótkie i wykonane z tworzywa. Zakrywają nieco ponad połowę lufy, a rozpoczynają się od kolanka gazowego z regulatorem. Do kształtki umocowano również przedni uchwyt pasa transportowego. Nad kolankiem gazowym zlokalizowano muszkę regulowaną w pionie i osłoniętą mocnymi stalowymi skrzydełkami.
Przednia część amerykańskiego FALa ze zdemontowanym tłokiem i z wyjętą sprężyną.
Same okładki wyprofilowane są w trójkąt (w przekroju) i należą do przesadnie szerokich. Od spodu są wystarczająco płaskie, aby móc wygodnie oprzeć broń przy strzelaniu zza przeszkody/barykady. Znajdują się tu również podłużne zagłębienia – miejsca na ramiona dwójnogu.
Dość krótka komora zamkowa wykonana jest z odlewu ze stali 4140. W jej przedniej części umieszczono charakterystyczne dla FALa pół-gniazdo magazynka. Tworzą je osłony z których ta po prawej stronie jest wyraźnie dłuższa. Ma to ułatwić prawidłowe wprowadzenie magazynka. To nieoczywista potwarz dla osób leworęcznych. W latach 1950. poprawność polityczna na tym polu widocznie nie znalazła żyznego gruntu. Nad magazynkiem, w oknie wyrzutowym, widać zamek z charakterystycznymi wycięciami (miłośnikom kina skojarzą się one jednoznacznie z logo Weyland-Yutani Corp.) które w założeniu miały poprawiać niezawodność karabinu w warunkach zapiaszczenia i zabłocenia. Po przeciwnej stronie zamka umieszczono, nieruchomą podczas strzelania, rączkę napinania. Co ciekawe to rozwiązanie zastosowano w FAL już w latach 1950. Wiele lat później, inżynierowie projektujący karabin SCAR, nie dali rady osiągnąć tego poziomu finezji.
Komora zamkowa SA58. Zwraca uwagę duża dźwignia w tylnej części komory – służy do otwierania broni celem czyszczenia. Nie trzeba usuwać pinów, wystarczy po prostu przesunąć ją w tył.
Manipulatory
Pod rączką napinania, przy gnieździe magazynka, znajdują się dwa manipulatory. Na zewnątrz umieszczono dźwignię zwalniania/blokowania zamka w tylnej pozycji. Głębiej przewidziano przycisk zwalniający magazynek z gniazda. Używa się go podobnie jak w AK, przesuwając kciukiem do przodu. W przeciwieństwie jednak do radzieckiej konstrukcji, jest on raczej niewielki i mniej ergonomiczny. Tuż za magazynkiem, nad manipulatorami widać pin skręcany z dwóch elementów. Łączy on górną i dolną część komory zamkowej. Drugi punkt spajający, znajduje się z tyłu, przy zawiasie kolby. To dźwignia, którą należy obrócić, celem odblokowania zatrzasku.
W tej odmianie karabinu występuje dźwignia starszego typu – po długim i intensywnych użytkowaniu broni w warunkach wojskowych, często dochodziło do powstawania luzów na zatrzasku, a to powodowało samoczynne otwieranie się karabinu podczas strzelania. Ponoć szczególnie często zdarzało się to podczas mocowania granatów nasadkowych. Ładunek miotany obciążał lufę, co w połączeniu z obluzowanym zatrzaskiem prowadziło do odblokowania w najmniej oczekiwanym momencie. Granat nagle mierzył tuż pod stopy strzelca a śmiechom i żartom zapewne nie było kresu.
Zamocowany chwyt pistoletowy jest, jak na dzisiejsze standardy, mocno odchylony od pionu. Nad nim znajdziemy selektor rodzaju ognia – dźwignię pełniącą jednocześnie rolę bezpiecznika. W odmianie cywilnej ma oczywiście tylko dwie nastawy: zabezpieczony (w górę) oraz ogień samopowtarzalny (w dół). Zarówno chwyt pistoletowy jak i okładki lufy wykonano z tego samego czarnego tworzywa – nylonu wzmacnianego włóknem szklanym.
Pokrywa
Górną część komory zamkowej osłonięto pokrywą. W standardowym, wojskowym modelu, jest to blaszana wytłoczka demontowana podczas rozkładania broni. Tu, w testowanym egzemplarzu, zastąpioną ją aluminiową, grubościenną, frezowaną osłoną ze zintegrowaną grzbietową szyną montażową. Z tyłu, tuż za nią, ma swoje miejsce przeziernik z dwiema nastawami – 250 oraz 400 metrów. Zamocowano go na tzw. jaskółczym ogonie śrubą mikrometryczną co umożliwia regulację przyrządów w osi poziomej.
Przyrządy celownicze. Mimo swojej prostoty są wygodne i doskonale chronione przed uszkodzeniem
Pokrywa komory mocowana jest komory zamkowej za pomocą 10 śrub. Współpracują one z blaszkami montażowymi, zlokalizowanymi po wewnętrznej stronie. Mocowanie jest sztywne i pewne. Przy rozkładaniu bronie nie ma konieczności jej zdejmowania, więc zainstalowana na szynie optyka nie traci zera.
Całość uzupełnia, składana na prawą stronę, prętowa kolba pozbawiona regulacji długości. Po złożeniu, nie blokuje ona okna wyrzutowego ani spustu. Można strzelać z SA-58 w takiej konfiguracji. Trzeba jednak mieć na względzie, że w tej formie wymiana magazynka prawą ręką jest o wiele trudniejsza.
Karabin rozłożony do czyszczenia. Cała operacja jest prosta, jednak nieco inna niż w klasycznym FN FAL ze stałą kolbą.
Wady, zalety i osobliwości
Do redakcji trafiła dość dziwna odmiana SA-58, nie występująca w naturalnym (wojskowym) środowisku. Objawia się to doborem komponentów. Długą, 21 calową lufę o dość cienkim profilu połączono ze składaną na bok kolbą. Ta ostatnia jest właściwa karabinkom w wersji para, czyli przeznaczonym dla spadochroniarzy, oryginalnie kompletowanych z krótką, 17 calową. Do tego dołóżmy zupełnie współczesną, akcesoryjną pokrywę komory zamkowej z frezowanego aluminium i pokrytą szyną Picatinny. Wychodzi troszkę kundel, ni pies, ni wydra – moim krzywym spojrzeniem całkiem sensowne połączenie. Dziwność to rzecz gustu.
Ważniejsza jest jakość wykonania. Ta, poza drobiazgami wydaje się być bez zarzutu. Broń jest spasowana dobrze. Nie ma klekotów i poskrzypywań znanych nawet z co kosztowniejszych konstrukcji. Nawet elementy plastikowe, choć wzorowane na oryginale i przez to niekoniecznie ergonomicznie, sprawiają solidne wrażenie. „Wisienką” jest zatrzask łamanej kolby, wyważony w rzadko spotykany sposób – funkcjonuje komfortowo i jednocześnie zapewnia stabilność w pozycji roboczej.
Odstępstw od pozytywnych wrażeń jest zaledwie kilka. Nie spodziewajmy się kolorystycznego dopasowania między komorą zamkową a akcesoryjną pokrywą. To drobiazg, szczególnie że szyna została wyprodukowana z innego materiału (aluminium) i w inny sposób wykończono jej powierzchnię (twarde anodowanie).
Drugi minus, to odpryski powłoki zabezpieczającej elementy. Pierwsze pojawiły się w dość niecodziennym miejscu – tuż poniżej okna wyrzutowego. Wygląda na to, że łuski opuszczające komorę kierowane są w dół tak mocno, że ocierają o zewnętrzną ścianę komory i dopiero wtedy się odbijają. Podejrzewałem, że jest to wada tego konkretnego egzemplarza, ale po przeprowadzeniu badań na liczniejszej grupie testowej (czytaj: spędzeniu wieczoru z butelką bourbona i filmami na sieci) mogę śmiało powiedzieć, że to cecha charakterystyczna tego modelu. Drugie miejsce, gdzie erozja powłoki ochronnej następuje wyjątkowo szybko jest krawędź grzbietowej szyny montażowej. Zachodzi ona na okno wyrzutowe od góry, i tu właśnie powstają uszkodzenia.
Już po kilkudziesięciu strzałach widać ubytki powłoki zabezpieczającej dolną część komory zamkowej. Jeszcze bardziej widoczne są odpryski na akcesoryjnej pokrywie wewnątrz okna.
Internetowy risercz potwierdza tezę, że akcesoryjna pokrywa komory, będąc szerszą niż oryginalna blaszana, działa jak deflektor i kieruje łuski w dół, dewastując przy tym komorę zamkową i siebie. Trzeba tu zauważyć, że nie ma to wpływu na działanie karabinka. Nie zdarzyła mi się awaria broni spowodowane przez łuskę, która została skierowana z powrotem do wnętrza komory zamkowej. Taka sytuacja jest potencjalnie możliwa, mimo że w czasie mojego kontaktu z SA-58 nie miała miejsca. Wskazują na to uszkodzenia części wystrzelonych łusek. Otóż niektóre mają w charakterystyczny sposób wgniecione szyjki. Dlaczego? Niektóre łuski odbijając się od szyny i zostają skierowane w stronę okna wyrzutowego gdzie, szczególnych okolicznościach zostają trafione powracającym zamkiem. Szacuję, że zdarza się to w 10% przypadków. Uszkodzenia łusek są dostatecznie poważne, aby wykluczyć ich użycie do elaboracji. Jeszcze raz podkreślam – to dziwne, ale podczas żadnego strzelania w ramach testu nie doszło do ani jednego zacięcia z tego powodu.
Uszkodzone łuski. Najprawdopodobniej powracający zamek rozgniótł je o ściankę okna wyrzutowego
Wrażenia
SA58 z 21 calową lufą jest duży i ciężki. Nie jest to broń dla osób o drobnej i delikatnej budowie ciała. Prętowa kolba jest toporna, a tulenie się do niej policzkiem niekorzystnie wpływa na cerę. Masa też robi swoje, szczególnie że jest rozłożona całej długości broni. Z drugiej jednak strony, dodając do równania świetnie działający kompensator, odrzut mocnego naboju 308 Win, zostaje niemal całkowicie wyrugowany. Muszę przyznać że z SA58 strzela się o wiele przyjemniej, niż z AK w odmianie wyposażonej w podobnej konstrukcji kolbę. Odczuwalny odrzut wydaje się być mniejszy a mechanizmy działają z większą kulturą. Do tego spust, który jest co najmniej wyborny w porównaniu do tego który znamy z radzieckiej konstrukcji. Podobnie rzecz ma się, jeśli konkurencją będzie amerykański M14. Jankeska konstrukcja wydaje się być bardziej ciosana, niż FAL. Tak czy inaczej, karabinek DS Arms nie kopie, lub robi to w stopniu umiarkowanym.
SA80 na strzelnicy. Widoczna po lewej stronie głowy celu grupa to pierwsze 5 strzałów oddanych z tego egzemplarza. Odległość 50m. Pozycja stojąc.
Przyrządy celownicze w testowanej wersji są poprawne, proste, wojskowe. Przeziernik w karabinie o rodowodzie wojskowym zawsze był, w mojej opinii, bardziej przyjaznym narzędziem niż klasyczna szczerbina. Może nie jest aż tak precyzyjny, ale pozwala na szybkie i wygodne składanie się do strzału. W SA-58 umieszczono go tuż przed kolbą, więc linia celowania jest naprawdę długa, a to w pozytywny sposób przekłada się na celność. Skład jest intuicyjny i wygodny. Może się wydawać dziwny, a według współczesnych standardów zupełnie nieergonomiczny. Kąt nachylenia chwytu pistoletowego, mimo że niedzisiejszy, okazuje się całkiem wygodny i przeszkadza tylko wizualnie. Z drugiej strony, to nadaje broni charakteru i przypominaj o jej rodowodzie sięgającym Drugiej Wojny Światowej. Początki projektowania FALa to przecież Sturmgewehr 44 i nabój 7,92x33mm. Wypada więc wybaczyć pewne dizajnerskie nawiązania.
Manipulatory broni są rozmieszczone i działają poprawnie, o ile pamiętamy jak stara to konstrukcja. Jestem leworęczny i nie służy mi rączka napinania umieszczona po lewej stronie. Przywykłem jednak do obsługiwania jej słabszą ręką. Nie ma to tak wielkiego znaczenia w przypadku tej broni historycznej.
Obsługa jest przyjemna, dopóki nie próbujemy strzelać szybko, przenosić z celu na cel i na czas zmieniać magazynki. W dynamicznej zabawie przeszkadza masa i długość. Skuteczne i precyzyjne wymachiwanie metrowym, stalowym prętem, to niewdzięczne zadanie. Tego jednak można się nauczyć i wytrenować. Gorzej jest z magazynkami, mimo że podpiąć i odpiąć magazynek jest o wiele wygodniej niż u bezpośredniego konkurenta (M1A).Gdzie leży problem? Okazuje się, że magazynek można szybko podpiąć tylko przy zatrzaśniętym zamku. Ma dość szerokie szczęki co sprawia, że nie sposób go podpiąć do broni szybko/dynamicznie, gdy zamek jest zablokowany w tylnej pozycji. Jakie są efekty takiej próby? Pierwszy nabój całkowicie bądź częściowo opuszcza magazynek, kiedy ten zatrzaskuje się w gnieździe. To przy próbie zatrzaśnięcia zamka kończy się nabojem zaklinowanym kryzą w magazynku. To kiepski rezultat, gdyż celem dalszego prowadzenia ognia należy skorzystać z innego magazynka. Alternatywą jest odłożyć broń, wypiąć magazynek i usunąć zaklinowany nabój. Może też dojść do zaklinowania pomiędzy zamkiem a komorą nabojową. Wtedy jest nieco łatwiej bo wystarczy wypiąć i wytrząsnąć nieszczęsny nabój.
Efekty podpinania magazynka na otwartym zamku
W każdym jednak wypadku tracimy amunicję – cały magazynek bądź jedną sztukę – a to przy strzelaniu sportowym-dynamicznym może mieć kolosalne znaczenie. Jeśli jednak pamiętamy o tej jednej dolegliwości, strzelanie z SA-58 będzie przyjemne i bezproblemowe.
W celu
Z celnością jest dobrze. Stabilna pozycja pozwala bez specjalnego wysiłku trafiać na 100 metrów. Z wolnej ręki i dziwnych pozycji strzeleckich trafienie standardowych tarcz IPSC czy IDPA nie stanowi problemu. Nawet dla na wpół ślepego strzelca, takiego jak ja. Broń jest ciężka więc przyspieszony oddech wywołany wysiłkiem fizycznym nie przeszkadza tak bardzo, jak w przypadku AR-ów wagi piórkowej. Część niedociągnięć strzelca można skompensować mocując optoelektronikę. Na szczęście szyna Picatinny częściowo doprowadza broń do standardów XXI wieku. Co ciekawe, spośród „wojskowych surplusów” i współczesnych wariacji na ich temat, FAL / SA-58 zdecydowanie najlepiej radzi sobie z takimi dodatkami.
Dla kogo i po co?
Sa-58 najlepiej nadaje się do strzelania dla przyjemności. Da też radę w mniej wymagających (szybkościowo) zawodach – tych bardziej rekreacyjnych. DS Arms wytwarza też odmiany wzorowane na wersjach wojskowych różnych państw, więc dla miłośników historii, którzy lubią postrzelać ale żal im eksponatów, to nie lada gratka.
Zapewne przyprawię niektórych o drgawki czy inny atak szału, ale w mojej opinii SA-58 to świetna broń dla myśliwego. W tej wersji w sam raz do polowania z zasiadki. Krótkie egzemplarze, zwłaszcza te z regulowaną teleskopowo kolbą, mogą z powodzeniem służyć do podchodu. Warto też przyjrzeć się odmianie z lufą o długości zaledwie 11 cali. Przy swojej maksymalnej długości 80cm (teleskopowa kolba na najdłuższym ustawieniu) pozwalają na wyposażenie w (legalny w określonych okolicznościach) tłumik dźwięku, nie ryzykując rozbudowywania broni do rozmiarów rusznicy przeciwpancernej. Za stosowaniem SA-58 / FAL jako broni myśliwskiej przemawia też kaliber. 308 Win jest jednym z najpopularniejszych kalibrów na świecie, przez co jest dostępny w gigantycznej ilości odmian. Każdy zdoła dobrać amunicję najbardziej odpowiadającą potrzebom konkretnego polowania.
Dziękujemy firmie BUOS, dystrybutorowi na rynku polskim, za użyczenie broni do testów.
Artykuł został pierwotnie opublikowany w MILMAG 10/2020
Produkty marki DS ARMS dostępne są w Polsce za pośrednictwem dystrybutora, firmy BUOS.
Produkty z całej oferty dystrybucyjnej można obejrzeć i wybrać na platformie dystrybucyjnej B2B, a także odebrać w całej sieci sklepów partnerskich na terenie Polski, których lista dostępna jest tutaj.