Polska od niemal trzech dekad próbuje kupić okręty podwodne. Zakupione w Norwegii okręty typu Kobben miały być rozwiązaniem pomostowym, w oczekiwaniu na docelowe jednostki. Kobbenów już dawno nie ma na stanie, a nowych okrętów nadal jak nie było tak nie ma.
Zdjęcia: Ministerstwo Obrony Narodowej
Prezydent RP Andrzej Duda, stwierdził, że potrzebne jest pilne podjęcie decyzji o pozyskaniu przez wojsko nowoczesnych okrętów podwodnych, a co za tym idzie, potrzebne jest przyspieszenie prac nad uruchomieniem programu 'Orka’. Dodał, że tylko państwo o silnym potencjale morskim zyska zaufanie sojuszników. Największym i najważniejszym wyzwaniem pozostaje dziś pilne podjęcie decyzji o rozpoczęciu procedury pozyskania nowoczesnych okrętów podwodnych.
Sam prezydent ma niewielkie możliwości wpływania na decyzje Ministerstwa Obrony Narodowej. To resort decyduje o tym, jaki kierunek przyjmą zakupy i rozwój Sił Zbrojnych. Nawet, kiedy ministerialną tekę nosili jego partyjni koledzy mógł jedynie wyrażać swoje zdanie. W 2018 pod patronatem Biura Bezpieczeństwa Narodowego powstała Strategiczna Koncepcja Bezpieczeństwa Morskiego. Dwa lata później zadeklarował potrzebę odbudowy Marynarki Wojennej i zapowiedział projekt ustawy, która zagwarantuje coroczne fundusze na jej modernizację.
>>>Zapowiedzi ministra obrony narodowej na Święcie Marynarki Wojennej<<<
Na zapowiedziach się zakończyło, ponieważ minister Mariusz Błaszczak nie był zainteresowany rozwojem sił podwodnych. Za to za krytykę bezczynności polityków zdymisjonowany został inspektor Marynarki Wojennej kontradmirał Mirosław Mordel. Jakiekolwiek zainteresowanie okrętami podwodnymi i obietnice zakupów Błaszczak zgłosił dopiero tuż przed końcem kadencji, kiedy niemal jasnym było, że Zjednoczona Prawica przegra wybory parlamentarne i Prawo i Sprawiedliwość zdecydowało się kupować wszystko, co wpadnie w ręce. Z kolei opis działań poprzednika Błaszczaka można umieścić na półce z tanią fantastyką.
Obietnice polityków
Obecny szef resortu obrony, Władysław Kosiniak-Kamysz, zapowiedział w Gdyni, że jeszcze w tym roku będzie uruchomiony program Ratownik. Klasa okrętów, choć kojarzona głównie ze wsparciem działań sił podwodnych, może wykonywać całe spektrum działań podwodnych. Planowane okręty przeznaczono do poszukiwania, lokalizacji, identyfikacji i wydobywania zatopionego sprzętu i wyposażenia, w tym również środków niebezpiecznych, jak odpady chemiczne, a także prowadzić prace podwodne na różnych głębokościach. Wyposażenie okrętu miało także pozwolić na kontrolowanie i zabezpieczenie infrastruktury podwodnej oraz prowadzenie podwodnych akcji ratowniczych.
Ze względu na mnogość zadań i poziom skomplikowania, planowana była spora jednostka, która, wedle pierwotnych założeń, miała wypierać ok. 6000 t przy długości 95,85 m i szerokości 18,8 m. Okręt miał rozwijać prędkość ok. 16 w. i posiadać autonomię pomiędzy 30 a 40 dni. Powstałaby jednostka, która byłaby jednym z najnowocześniejszych okrętów tej klasy w Europie. Będzie to duży skok cywilizacyjny dla dywizjonu Okrętów Wsparcia. Porównywalny do pojawienia się niszczycieli min z programu Kormoran II, czy wcześniej samolotów wielozadaniowych F-16C/D Jastrząb.
Pojawiła się także zapowiedź dozbrojenia patrolowca ORP Ślązak. Miłe, że kolejny rząd koalicji PO-PSL chce naprawić to, co poprzednia koalicja tych partii przed laty zaniechała, szukając oszczędności i podszeptów generałów Wojsk Lądowych. Wydaje się, że marynarze w końcu wzięli sprawy w swoje ręce i zaczęli się pojawiać na spotkaniach w MON. To kolejna dobra zmiana w postrzeganiu Marynarki Wojennej.
Ostrożny optymizm
Optymistyczne jest przede wszystkim to, że po woltach Antoniego Macierewicza, nastąpiła ciągłość decyzji, która jest kluczowa w długotrwałych programach wojskowych. Przypomnę, że Orka, czy Ratownik pojawiły się w Planie Modernizacji Technicznej na stałe w 2012! Od tamtej pory zmieniano plany, prowadzono kolejne prace analityczno-koncepcyjne, zamrażano projekty, odmrażano, a marynarze w pewnym momencie zaczęli mówić, że dobrze, że są zamrożone, a nie wywalone do kosza, bo daje to nadzieję na ich realizację.
Na szczęście wojna na Ukrainie pokazała, że bezpieczeństwo nie zostało dane raz na zawsze, a infrastruktura krytyczna na Bałtyku jest w poważnym niebezpieczeństwie. Co gorsze nie ma czym tego bezpieczeństwa zapewnić, ponieważ przez trzy dekady kolejne rządy traktowały Marynarkę Wojenną po macoszemu, a Wojska Lądowe utwierdzały MON w przekonaniu, że Polska jest krajem wybitnie lądowym, przywołując absurdalny przykład września 1939.
Czy to się zmieni? Są pierwsze oznaki, że tak. Wielu młodych zielonych generałów zauważa, że Marynarka Wojenna jest integralnym elementem systemu bezpieczeństwa kraju. Rozumieją jej potrzeby, zadania i wyzwania przed jakimi stoi. Miejmy nadzieję, że zapowiedzi, które marynarze usłyszeli 28 listopada nie są jedynie słowami rzucanymi na wiatr i Polska realnie będzie w stanie dbać o bezpieczeństwo swojego, w końcu całkiem sporego, kawałka Bałtyku.