Putin od początku wojny zachowuje się jak dziecko, które rysuje na plaży kolejne linie i grozi morzu, że jeśli przekroczy następną, to dopiero mu pokaże, po czym kolejną rysuje 20 cm dalej, ale i ta jest zmywana przez falę. Sytuacja się znów powtarza i linie są coraz dalej, groźby zdają się być coraz śmieszniejsze, a grożący zaczyna przypominać klauna (Ukraina-Rosja: Pokój za ziemię?).
Po ukraińskim ataku na obwód kurski rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wystosowało do ambasad USA i Włoch protest dotyczący obecności dziennikarzy na rosyjskim terytorium. Kreml oskarżył ich o nielegalne przekroczenie granicy i… udział w działaniach wojennych po stronie terrorystów. Zagrozili dziennikarzom, że jeśli pojawią się na terytorium Federacji Rosyjskiej, zostaną aresztowani i postawieni przed sądem (Ukraiński atak na obwód kurski – gorzka lekcja dla Polski).
Tego rodzaju groźby nie są niczym nowym. Odkąd Rosja nie radzi sobie na froncie zbyt dobrze, powtarzają się regularnie niemal wobec każdego kraju wspierającego Ukrainę. Pierwsze pojawiły się tuż po odwrocie spod Kijowa, w marcu 2022. Wówczas Kreml groził, że jeśli NATO zacznie dostarczać Ukrainie broń, poczuje siłę odwetu Rosji (Szczyt NATO: Nic o Ukrainie bez Ukrainy).
Nic się nie stało, kiedy trafiły pierwsze czołgi, zupełnie nic się nie stało, kiedy dotarły systemy HIMARS i Patriot. Kiedy pojawiły się pociski dalekiego zasięgu, do MSZ wezwany został ambasador Wielkiej Brytanii, Nigel Casey. Potem Moskwa wydała komunikat, w którym ostrzegła, że ukraińskie ataki na terytorium Rosji z użyciem broni dostarczonej przez Wielką Brytanię mogą spowodować ataki odwetowe na brytyjskie obiekty i sprzęt wojskowy na terytorium Ukrainy lub gdzie indziej.
Ataki powtarzają się od ponad roku, rafinerie płoną regularnie, bombowe lotnictwo strategiczne musiało się wyprowadzić pod Murmańsk, a okręty uciekły z Krymu z podkulonymi ogonami. I co? Nadal nic. Rosyjskie groźby nie mają żadnego pokrycia (Defilada Zwycięstwa czasów wojny: Równia pochyła).
Pożar bazy paliwowej w Proletarsku po ukraińskim ataku bezzałogowców / Zdjęcia: Internet
Pitbull Putina
Dyżurnym grożącym jest były prezydent, a obecnie wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej Dmitrij Miedwiediew. Jest pieskiem Putina, który szczeka w imieniu swego pana, strasząc zachodni świat. Ostatnio w lutym groził atomowym atakiem wobec USA, Wielkiej Brytanii, Niemiec i Ukrainy, jeśli Kreml straci okupowane terytoria, które uważa za integralną część Federacji.
Wcześniej groził atakiem w lipcu 2023, jeśli Zachód nie przestanie dostarczać broni Ukrainie. Z tego samego powodu ostrzegał, że Rosja zaatakuje atomem w czerwcu, marcu i styczniu ubiegłego roku, a dwa lata temu w sierpniu, wrześniu i październiku. Wciąż powtarzało się, że Rosji pozostaje coraz mniej opcji innych niż bezpośredni konflikt z NATO. Jego groźby jednak nie robią już na nikim wrażenia.
Nie miało znaczenia, którą linię przekroczyli Ukraińcy i ich zachodni sojusznicy. Czy dostali czołgi, systemy rakietowe, czy w końcu samoloty. Mimo gróźb Ukraińcy prędzej czy później je otrzymali, a III wojna światowa się nie rozpoczęła.
Rosyjskie groźby są przede wszystkim obliczone na wytworzenie strachu przed ewentualną eskalacją wojny i zniszczeniem zachodniego stylu życia. Rosyjskie trolle wciąż powtarzają śpiewkę o pchaniu Polski, Niemiec, czy Litwy w stronę wojny z Rosją, która doprowadzi do upadku zachodniej cywilizacji. Więc już teraz lepiej by było, jakby Zachód przestał pomagać Ukrainie, bo ściągnie na siebie nieszczęście (Ukraińcy z Polski trafią na front? Kijów wprowadza zmiany w prawie).
Pożar w Proletarsku. Jak trwoga to do Boga?
Realne możliwości
Rosja już do znudzenia gra kartą wojna z Zachodem, jednak czy ma realne możliwości zaatakowania krajów NATO? W otwartej walce niemal żadnych. Zwłaszcza patrząc na możliwości zachodniej obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej w stosunku do rosyjskiej broni ofensywnej i słabość rosyjskiej, którą Ukraińcy punktują podczas niemal każdego ataku (Ukraina: Operacje specjalne wzmacniają morale).
Na Kremlu są tego świadomi, a jeśli jeszcze mają jakieś wątpliwości powinni spojrzeć na zbiorniki bazy paliwowej w Proletarsku, które płoną już niemal tydzień. Płonie połowa z 74 zbiorników zawierających po 5 tys. ton ropy każdy. Z pożarem walczy ponad 500 strażaków, trzy specjalistyczne pociągi gaśnicze i cztery samoloty.
Podobne ataki powtarzają się na tyle często, że Kreml musi zdawać sobie sprawę, że w otwartej walce z NATO nie ma najmniejszych szans, a konflikt atomowy nie wchodzi w grę z tych samych powodów. Moskwa jest świadoma tego, że wybuch wojny atomowej zepchnie Rosję do średniowiecza.
Sam spory arsenał atomowy nie daje gwarancji wygrania takiego starcia. Rosyjskie systemy wczesnego ostrzegania i przeciwrakietowe są znacznie gorsze od zachodnich. Wymiana atomowych ciosów pomiędzy Rosją a NATO skończy się rosyjską przegraną. W dodatku nie ma pewności, że w ciągu dowodzenia jakiś element nie zawiedzie i któryś z oficerów nie odmówi wykonania rozkazu odpalenia międzykontynentalnych rakietowych pocisków balistycznych. Dlatego Kremlowi pozostało jedynie machanie szabelką i liczenie na to, że jeszcze kogoś uda się im przestraszyć.