Górski Karabach przyjął w 2017 roku historyczną nazwę Królestwa Arcachu, ponieważ pierwotnie używana nazwa jest pochodzenia tureckiego – Kara bach – Czarny Ogród. Obecnie Arcach jest zamieszkany przez zaledwie 150 tys. osób i zajmuje 13% powierzchni Azerbejdżanu. Ma jednak ważne znaczenie geopolityczne, gdyż wraz z sąsiednim regionem Zangezoru blokuje połączenie Turcji z Azerbejdżanem. Z drugiej strony przedłuża też i to znacznie granicę armeńsko-irańską na rzece Araks. Znajduje się tu również Gandzasar – siedziba katolikosów – patriarchów ormiańskiego kościoła apostolskiego.
Toczący się od lat konflikt polityczny posiada też kontekst regionalny. Azerowie jako naród tureckojęzyczny wspierani są przez Turcję, natomiast Armenia należy do stworzonego przez Rosję sojuszu o nazwie Organizacja Układu o Zbiorowym Bezpieczeństwie. Ponadto, na jej terytorium znajduje się rosyjska baza wojskowa. Geograficzne położenie Armenii sprawia, że oprócz Rosji kraj ten nie ma alternatywy dla oparcia swojej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Sama Rosja jest wątpliwym sojusznikiem. Już fakt wspierania Azerbejdżanu poprzez dostawy systemów uzbrojenia podważa zaufanie Ormian do Moskwy. Jednakże, innego sojusznika Armenia nie ma.
Letni prolog
W lipcu bieżącego roku doszło do kolejnego wznowienia walk. Obie strony ogłosiły, że ich działania są jedynie reakcją na zachowanie nieprzyjaciela, jednak dziś możemy stwierdzić, że stroną, która rozpoczęła atak był Azerbejdżan. Do walk doszło w rejonie Tawusz w północnej Armenii. W kilkudniowych starciach, w których Azerbejdżan masowo używał m.in. zakupionych w Izraelu bezzałogowych statków latających, zginęło wówczas 12 żołnierzy azerskich oraz 6 wojskowych armeńskich.
Armenia ogłosiła zwycięstwo z uwagi na zabójstwo wysoko postawionego azerskiego generała (niektóre źródła mówią o dwóch oficerach tej rangi) oraz fakt zestrzelenia kilkunastu bezzałogowców używanych przez siły zbrojne Azerbejdżanu. Doprowadzono również do przesunięcia punktów kontroli na górze Karadasz.
O ile lipcowe walki można uznać za sukces Armenii, o tyle w polityce międzynarodowej poniosła klęskę. Starcia objęły bowiem terytorium Armenii. Ziemie te, na podstawie Układu o Zbiorowym Bezpieczeństwie z Rosją, są objęte rosyjskimi gwarancjami. W przypadku Arcachu, Rosjanie nie spieszą się z interwencją zbrojną, twierdząc, że Układ nie obejmuje tego państwa, które nie należy do Armenii i nie jest uznawane przez społeczność międzynarodową.
W lipcu z uwagi na naruszenie swojego terytorium Armenia wystąpiła do Rosji z prośbą o pomoc, która to została całkowicie zignorowana. Azerbejdżan nie ma takich problemów. W jego przypadku pełne poparcie ogłosiła Turcja. Nie ograniczyła się przy tym jedynie do politycznych przemówień i deklaracji, dostarczyła również różnorodne systemy uzbrojenia, w tym bezzałogowce, których zestrzeleniem chwaliła się Armenia. Po kilku dniach na terenie Azerbejdżanu przeprowadzono turecko-azerskie ćwiczenia wojskowe.
20 września prezydent Azerbejdżanu, Ilham Alijew, zaatakował słownie armeńskiego premiera, Nikola Paszyniana, stwierdzając, że negocjacje są pozbawione sensu. Sugerował jednocześnie wznowienie walk w ciągu najbliższych kilku dni. Jednocześnie pojawiły się informacje o tym, że Turcja przerzuca do Azerbejdżanu syryjskich dżihadystów z brygady Sultan Murad i innych oddziałów oskarżanych o liczne zbrodnie wojennej popełniane m.in. na terenie pogrążonej w konflikcie Syrii.
Nowe starcia
Walki wybuchły na nowo 27 września. Siłom azerskim udało się zdobyć kilka miejscowości i – najprawdopodobniej – strategiczne wzgórze w paśmie Murowdagu. Przez wzniesienie to przebiega jedna z dwóch strategicznych dróg łącząca Arcach z Armenią. Kontrola tego odcinka przez azerskie siły zbrojne uniemożliwia Armenii kontakt z Gorskim Karabachem.
Warto podkreślić, że również w tym przypadku stroną inicjującą starcia wydaje się być strona azerska. To ona pierwsza przeprowadziła mobilizację. Jednocześnie warto mieć na uwadze, że Azerbejdżan znajduje pod stałym naciskiem społecznym, który wymaga rozwiązania problemu niestabilnego regionu należącego do tego państwa. A jedynym dla nich rozwiązaniem jest likwidacja quasi-państwa i odzyskanie pełni kontroli nad własnymi terenami.
Atak azerski przebiegł wzdłuż tych samych linii, na których odbywały się walki w lipcu, co pozwala założyć, że działania sprzed trzech miesięcy były testem, pozwalającym wybadać słabe strony nieprzyjaciela, przed głównymi wydarzeniami. Po raz pierwszy od wojny z lat 1988 – 1994 pod ostrzałem znajduje się stolica nieuznawanego państwa – Stepanakert. Storna ormiańska potwierdziła śmierć 31 żołnierzy i dwóch cywilów (stan na 8 października). Niestety z uwagi na wojnę informacyjną prowadzoną przez obydwie strony, nie można z pewnością stwierdzić o wysokości strat ludzkich.
Trzeba wyraźnie zaznaczyć i podkreślać, że obecnie nie są prowadzone działania zbrojne między Armenią i Azerbejdżanem. Konflikt dotyczy Azerbejdżanu i Arcachu (Górskiego Karabachu) przy wsparciu tej drugiej strony przez Armenię.
Nierówna walka
Jeżeli porówna się potencjał militarny obydwu państw to można odnieść wrażenie, że Armenia, nie wspominając już o Arcachu, stoi na przegranej pozycji. Według Sztokholmskiego Instytutu Badań nad Pokojem (SIPRI) w 2019 roku wydatki na zbrojenia Azerbejdżanu wyniosły 1 854 mln dolarów, co stanowiło 4 proc. PKB tego państwa. Budżet militarny Armenii wyniósł zaś 673,3 mln dolarów, które odpowiadały 4,9 proc. krajowego PKB. Łączne wydatki militarne Armenii w latach 2009 – 2018 wyniosły 4,36 mld dolarów, podczas gdy w analogicznym okresie, Azerbejdżan wydał 23,56 mld dolarów, co stanowi kwotę o 540% wyższą.
Na pierwszy rzut oka siły zbrojne obu stron konfliktu mogą wydawać się wyrównane. Arcach i Armenia dysponują ok. 65 tys. żołnierzy (20 tys. i 45 tys.), podczas gdy Azerbejdżan 70 tys. Pierwsze różnice uwidaczniają się już jednak w potencjale mobilizacyjnym. Azerowie mają w rezerwie 300 tys. osób, podczas gdy połączone państwa Ormian jedynie 210 tys.
Wojska lądowe Azerbejdżanu mają w wyposażeniu ok. 440 czołgów, w tym T‑55 (95 egz.), T‑72 (244) i T‑90S (100). Azerowie dysponują również 850 opancerzonymi wozami bojowymi BMP‑1, BMP‑2 i BMP‑3, BTR‑80A, BTR‑82A, MT‑LB i Matador oraz 122- i 152-mm systemami artyleryjskimi. Arsenał uzupełniają m.in. moździerze samobieżne, wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych Grad, Smiercz, Kasirga, zestawy operacyjno‑taktyczne rakietowe Toczka systemy przeciwlotnicze Krug, Osa, Strieła, Igła i inne.
[1] W. Górecki, Kaukaski Węzeł Gordyjski. Konflikt o Górski Karabach, [Ośrodek Studiów Wschodnich], red. A. Eberhardt, K. Strachota, M. Zarębska, T. Strzelczyk, Warszawa 2020, s. miejsce i rok wydania, s. XX.
Kontynuacja konfliktu
Wracając do bieżącego konfliktu, po zajęciu strategicznego wzniesienia Murowdagu, azerska ofensywa wyhamowała. Nie udało się uderzyć w sam Arcach, który jest małą twierdzą otoczoną pierścieniem trzech linii fortyfikacji. Azerom nie udało się przerwać ani jednego. Za Karabachem przemawia naturalne ukształtowanie terenu. Duża liczba wzgórz, w których jest umieszczona artyleria, pozwala Ormianom na skuteczne zatrzymanie ofensywy Azerbejdżanu. Starcia przeszły w fazę walk pozycyjnych, polegających głównie na ostrzeliwaniu się ogniem artyleryjskim i operacjach za pomocą bezzałogowców.
Sytuacja zmieniła się 5 października wraz z ofensywą rozpoczętą przez Azerbejdżan. Efektem była utrata kontroli nad kilkoma miejscowościami, w tym prawdopodobnie nad Madagizem i Dżebraiłem. Weryfikacja stanu kolejny raz napotyka na trudności. Dodatkowo Ormianie zaprzeczają tym doniesieniom. Potwierdził je natomiast prezydent Azerbejdżanu, Alijew. W odpowiedzi strona ormiańska ostrzelała Gandże, największe miasto w regionie. Wartym zauważenia faktem jest sprawa zdjęć, które trafiły do Internetu przy okazji likwidacji strat w ostrzeliwanym mieście. Widnieją na nich żołnierze w tureckich mundurach, z tureckim oznakowaniem, chociaż oficjalnie Turcja nie wysłała wojsk w rejon walk ani nie bierze bezpośredniego udziału w działaniach. Informacje nie zostały potwierdzone przez Ankarę i Baku.
Sytuacja z 5.X.2020 roku
W nocy z 9 na 10 października doszło do rozmów pod przewodnictwem Rosji. Minister Spraw Zagranicznych FR, Siergiej Ławrow poinformował, że obie strony zgodziły się zawiesić działania militarne w południe 10 października. Miało to posłużyć wymianie jeńców i poległych. Rozejm został wielokrotnie złamany w ciągu następnych kilku godzin, o co wzajemnie oskarżały się obydwie strony.
Wnioski
- Trudno mówić o szansach zawarcia pokoju między dwiema stronami. Od ponad 30 lat stan walki występuje na przemian z okresami zawieszenia broni. Nie może być jednak mowy o trwałym pokoju, ponieważ żadna ze stron nie jest tym zainteresowana. Azerbejdżan nie chce zgodzić się na formalne istnienie, dotychczas nieuznawanego państwa, na własnym terytorium. Akceptacja takiego stanu rzeczy spowodowałaby oderwanie się dwóch regionów zajmowanych przez Górski Karabach i stworzenie teoretycznie niepodległego państwa, które z przeczuciem graniczącym z pewnością, bardzo szybko opowie się za przyłączeniem do Armenii. Problemem w takiej sytuacji będę pozostałych siedem regionów, oderwanych w 1992 roku, które są formalną częścią Azerbejdżanu okupowaną przez Ormian. Nawet w przypadku powstania niepodległego i uznawanego przez społeczność międzynarodową Arcachu, pozostanie kwestia właśnie tych terenów łączących ormiańską enklawę z Armenią właściwą. Konieczność wytyczenia eksterytorialnej autostrady czy dalsze odrywanie ziem od Azerbejdżanu prowadziłoby do następnej wojny. Rozsądnym rozwiązaniem może być tzw. „Plan Ławrowa” polegający na zwrocie siedmiu okupowanych regionów Azerbejdżanowi, ale to jest nie do zaakceptowania dla Erywania.
- W sferze realnej polityki na oderwanie się Górnego Karabachu w formie autonomii czy niepodległości nie będzie zgody władz Azerbejdżanu, dla których utrata kawałka kraju skończyła by się katastrofą polityczną. Podobnie sytuacja wygląda w Armenii. Jakakolwiek strata rejonów górskiego Karabachu będzie równoznaczna z upadkiem dotychczasowe rządu.
- Ani Azerbejdżan, mimo przewagi nad Arcachem, nie jest w stanie go zająć, ani Ormianie przy wsparciu Armenii, nie będą w stanie zagrozić Azerbejdżanowi. Na podtrzymywaniu konfliktu zależy głównie Rosji i Turcji. Moskwa chce zmarginalizować znaczenie partnerów z Grupy Mińskiej. Nie może dopuścić do sytuacji, w której inny kraj będzie decydował o terenach uważanych przez Rosję za ich strefę wpływów. Uchodzi za gwaranta pokoju między Armenią a Azerbejdżanem, prowadząc rozmowy pokojowe i wymuszając zaprzestanie działań zbrojnych. Z drugiej strony destabilizuje region za pomocą dostaw uzbrojenia dla dwóch stron konfliktu. Rosja jest jedynym sojusznikiem Armenii w regionie, przy czym jest to sojusznik wyjątkowo niepewny. Świadczy o tym zignorowanie prośby Armenii o zwołanie posiedzenia OBWE. Sojusz z Rosją nie jest też gwarantem bezpieczeństwa Górskiego Karabachu, ponieważ dotyczy tylko Armenii a nie ormiańskiej enklawy, de facto i de jure znajdującej się w Azerbejdżanie. Celem nadrzędnym Rosji jest utrzymanie pozycji regionalnego lidera i jedynego decydenta w kwestii Kaukazu. Bardzo możliwy jest scenariusz, w którym Moskwa w zamian za wygaszenie konfliktu zmusi niezdolną do obrony Stepankertu Armenię do zrzeczenia się części terenów na rzecz Azerbejdżanu. Może to być nawet wzgórze Murowdag. Z punktu widzenia strategicznego, obszar o niewielkim znaczeniu, którego utrata umożliwi odsunięcie od władzy premiera Nikola Paszyniana, wyjątkowo niechętnego Moskwie.
- Sama Rosja zwlekała z zaangażowaniem dyplomatycznym. Być może jest to spowodowanie koniecznością ograniczenia frontów działań. Zaangażowanie na Białorusi, w Syrii, w Libii, trwający konflikt na Ukrainie, koronawirus uderzający w państwo i kryzys ekonomiczny wywołany spadkiem cen surowców zmuszają Moskwę do ostrożnego otwierania nowych frontów. Najbardziej optymalnym dla Rosji rozwiązaniem byłoby wprowadzenie do Górnego Karabachu sił pokojowych.
- Z drugiej strony jest Turcja, angażująca się w działania Azerbejdżanu, tak silnie jak nigdy wcześniej nie miało to miejsca. Prezydent Erdogan nie ogranicza się już jedynie do dostarczania sprzętu wojskowego, czy organizowania ćwiczeń wspólnie z Azerami, ale zaapelował bezpośrednio do Ormian, aby rozliczali swój rząd z porażek na froncie.
- Obydwie strony są skazane na utrzymanie status-quo. Azerbejdżan nie pogodzi się z utratą terytorium ani Armenia nie wyrazi zgody na stratę historycznych terenów i zamieszkujących je współbraci. Bieżący stan będzie utrzymywany za zgodą Rosji i Turcji, formalnie dążącej do wyparcia Ormian, a realnie gotowej zrezygnować ze spierania Azerów pod warunkiem uzyskania przewagi nad Rosją w innych regionach świata. Utrzymywanie wojny w zawieszeniu jest korzystne dla Moskwy. Zagrożenie wpycha Armenię w ręce Moskwy, jako jedynego sojusznika, o którego może się oprzeć, mimo, że jest on postrzegany jako zdradliwy i niepewny. Współpraca z Moskwą nie zapewni Erywaniowi zwycięstwa nad Azerbejdżanem, ale bez niej w bliższej lub dalszej perspektywie czasu, Azerowie w końcu zdobędą przewagę nad Górskim Karabachem.
Artykuł został pierwotnie opublikowany w MILMAG D&S 10/2020