Symbol statusu
Jest na przykład broń znakomitym narzędziem wyznaczania statusu. Od zarania dziejów dzieli się ludzkość na tych, którzy posiadają prawo jej posiadania i – domyślnie stosowania – oraz osoby prawa tego pozbawione, w najoczywistszy sposób – bezbronne. Ma zatem prawo dzierżyć włócznię spartański hoplita, lecz nie jego niewolnik. Rycerz, samuraj, szlachcic pod wąsem – wszyscy noszą przy boku żelazo, na której z zazdrością popatrywać może osoba niższego statusu.
Przy tym wydając prawo posiadania oręża zakazuje jednocześnie kultura jego stosowania. Barbarzyńcą i łajdakiem jest ten, kto pod byle pretekstem zacznie wywijać mieczem czy strzelać. Wolno to uczynić wyłącznie w ustalonym miejscu i czasie, przestrzegając surowych reguł pojedynku i wojny.
Pełna swoboda jest domeną tych, którzy broni posiadać nie mogą, lecz używają jej wbrew prawu i regułom. W ten sposób nóż, błyskający w ciemnym zaułku równie precyzyjnie wyznacza status społeczny posiadacza – pozbawionego sumienia społecznego męta najpodlejszego gatunku.
Wtajemniczeni i ignoranci
Ale broń czyni nie tylko rozróżnienie na policjantów i złodziei. Równie bezlitośnie dzieli ludzkość na tych, którzy się na broni znają i nieświadomy motłoch. Pierwsi wtajemniczeni są zatem w arkana czynienia krzywdy, drudzy całą wiedzę czerpią z popularnych przedstawień. W dodatku, co widzi każdy posiadacz zdrowych oczu, wytwórcy tych ostatnich dzieł do eksperckiej elity zwykle nie należą. Oglądając zatem film albo czytając powieść co jakiś czas znawca może zanieść się sarkastycznym chichotem albo zakrzyknąć ze zgrozy. Jak ci aktorzy i postaci zmyślone nie potrafią posługiwać się bronią! Najwyraźniej twórca nie ma pojęcia o tym, jak naprawdę wygląda walka.
Weźmy takiego Homera, przedmiot licznych kpin swoich współczesnych. Jego bohater, zbrojny w tarczę i włócznię, sam jeden rzuca się we wrogie szeregi, siejąc śmierć. Zamiast pozostać ze swoim znakomitym oddziałem, idiotycznie naraża się w walce z gotowym otoczyć go przeciwnikiem. A kiedy stanie do walki sam na sam, najpierw w nieskończoność wymieniać będzie ciosy, od których drży ziemia, a potem siedem razy obiegnie miasto, zanim wreszcie zdybie swojego przeciwnika. Wszystko to na oczach sojuszniczej armii, której żołnierze ani palca nie podniosą by ochronić bezcennego dowódcę. Ani nie pomagają mu wyprawić na tamten świat nieprzyjaciela, skądinąd wrogiego księcia.
Poetyka w obronie Iliady
Zarzuty te nie są czcze i niemal z pewnością powszechnie dotyczyły Iliady w czasach antycznych. Czytamy bowiem w Poetyce argumentację Arystotelesa, który czuje się w obowiązku bronić poety przed krzywdzącym zarzutem. Oczywiście filozof wie doskonale, że znawcy broni mają słuszność. Pojedynek Achillesa z Hektorem kipi od niedorzeczności. Co więcej, gdyby wystawić go na scenie, widzowie trzęśli by się ze śmiechu na widok nieporadnych zmagań syna Peleusa z następcą Priama.
Ale, argumentuje mędrzec, nie o to zgoła idzie. Homer naśladuje rzeczywistość w sposób najdoskonalszy, bo nie przekazuje jej postaci – która jest nieciekawa i każdy może zobaczyć ją sam – ale najgłębszą istotę. W tym przypadku opowiada, jak wielkimi bohaterami są Achilles i Hektor. Przesadnie i bez znawstwa przedstawiając ich tytaniczne zmagania. I cóż z tego, że żaden człowiek nie zdołałby takiego pojedynku stoczyć? Przecież bohaterowie nie są ludźmi, są kimś znacznie ważniejszym.
Homerycki duch kultury
I to właśnie ten homerycki duch przenika naszą kulturę po dziś dzień. Bo przecież to najpopularniejszy sposób używania broni: patrzyć, jak stosuje ją ktoś inny. Oglądać w telewizji, poznawać z kart książek, słyszeć o niej w mediach. Wprawdzie tak stosowana, nie pozwoli pozbawić nikogo życia, ale bezbłędnie umożliwia użytkownikowi rozróżnić status oglądanej osoby, rozpoznać jej charakter oraz społeczne funkcje.
Bohater sam jeden spada na grupę wrogów, którzy nie potrafią trafić go z bezpośredniego dystansu, podczas gdy on nie zwalniając biegu nigdy nie chybia? To dlatego, że jest ważniejszy od swoich przeciwników. Nieprawidłowo mierzy, oddaje niemożliwy strzał – i sięga celu? O tyle właśnie przerasta zwyczajnego strzelca. Do refleksji ja bym tak nie zrobił, bo by mnie zabili Arystoteles poleca zatem dodać pewne podziwu a jemu jednak się udało!
Póki bohaterowie wywijają bronią białą, zasada statusu sprawdza się świetnie. Gwardziści kardynała Richelieu padają pod szpadami trzech muszkieterów jak muchy, złowrogi natomiast Rochefort to przeciwnik, z którym można walczyć przez długie minuty. Broń palna nie daje jednak takiego komfortu. Kula niesie śmierć równie szybko maluczkim jak potężnym. I choć prawda ta znana jest powszechnie, duch Homera okazuje się potężniejszy.
Zrozumieć świat i bohatera
To właśnie sytuacja walki zmyślonych herosów uzbrojonych w karabiny pozwala najdobitniej uświadomić, do czego tak naprawdę służy uzbrojenie. Ileż istnieje sztuczek, by uniknąć problemu natychmiastowej śmierci i przedłużać zmaganie, by zmieniło się w starcie Achillesa z Hektorem!
Bohaterowie westernu stają naprzeciw siebie, czas zwalnia, a moment gdy sięgną po rewolwery odwleka się w nieskończoność. Postaci filmu przygodowego spadają w przepaść, tracąc przy tym oręż, i potem okładać się muszą pięściami. W grze komputerowej najważniejszy przeciwnik okazuje się cudownie odporny na pociski. Łotr w filmie wojennym tak długo słać będzie swych bezmyślnych podwładnych, aż bohaterowi skończy się amunicja. I to nie dlatego przecież, że twórcy tekstu nie wiedzą, do czego służy broń komu.
Przeciwnie, dobrze przyswoili – albo rozumieją to przez skórę – lekcję Arystotelesa. I wiedzą, że na każdego użytkownika broni, który faktycznie trzymał ją kiedyś w rękach, przypadają dziesiątki takich, które znają ją wyłącznie z fikcji. Ale przecież nie gorzej! Patrzą na oręż w rękach postaci przez dziesiątki godzin, obserwują, jak się go używa, w jakim celu i z jakim skutkiem. Czy tym razem niesie śmierć, czy tylko groźby. I tak właśnie broń służy znakomitej większości ludzkości – pomaga zrozumieć świat i rolę, którą odgrywa w nim bohater.