Kiedy latem zaczęły docierać do Egiptu pierwsze amerykańskie czołgi M3, załogi brytyjskich pułków i batalionów, które otrzymały te wozy jako pierwsze, ochrzciły je natychmiast mianem Honey. Nie z powodu nadzwyczajnego uzbrojenia, które było de facto tylko nieco bardziej skuteczne przeciw niemieckim i włoskim czołgom, aniżeli brytyjska dwufuntówka na bliskich dystansach. A i to z racji stosowanej amunicji. Nie chodziło też o jakąś nadzwyczajną ochronę załogi, pancerz M3 oferował bowiem niewiele więcej, niż jego brytyjskie odpowiedniki. Nawet technologia produkcji, czyli nitowanie, była w pierwszych seriach produkcyjnych taka sama.
Rozładunek transportu czołgów M3 w Port Saidzie. Czołg malowany farbą US Olive Drab. Z tyłu kadłuba widoczne otwarte klapy przedziału silnikowego
Początki
Stronica z regulaminu walki Royal Armoured Corps. Podręcznik miał zapoznawać kandydatów na przyszłych czołgistów z podstawowymi zasadami, typu czym i po co jest czołg
Pod jednym względem M3 Stuart górował nad swoimi brytyjskimi odpowiednikami zdecydowanie. Był niezawodny, a nawet, jeśli przytrafiła się niewielka usterka, załoga mogła ją usunąć we własnym zakresie. Nie dało się tego powiedzieć o czołgach klasy Cruiser, czyli A9, A10 i A13. Lwią część strat brytyjskich jednostek pancernych wcale nie stanowiły straty bojowe. Wiele czołgów trzeba było po prostu porzucić, bo popsuły się dokumentnie. Tak na przykład brygada z 2. DPanc. rozpadła się wiosną 1941 roku w Cyrenajce wcale nie pod ciosami 5. Leichte Division, a z powodu usterek mechanicznych, które spowodowały, że na palcach dwóch rąk można policzyć te wozy, którym udało się schronić w Tobruku.
Podręcznik miał zapoznawać kandydatów na przyszłych czołgistów z podstawowymi zasadami, typu czym i po co jest czołg
Dwa bataliony brygady wyposażone były przede wszystkim w stosunkowo nowe czołgi serii A13 rozmaitych wersji, a także pewną liczbę dożywających swych dni A9 i A10. Trzeci batalion, czyli 6th RTR, uzbrojony był w zdobyczne czołgi włoskie, ale i tym daleko było do niezawodności. W każdym razie pierwszej ofensywy Rommla nie przetrwał żaden z nich. Brytyjskim czołgistom obiecywano dostawy nowych modeli czołgów. Miały to być przede wszystkim nowe brytyjskie Cruisery A15 Crusader, które jednak – jak się miało okazać – odziedziczyły wiele niedoskonałości po swych poprzednikach, ale także dostarczone przez amerykańskich kuzynów czołgi lekkie M3, które, według brytyjskiej doktryny, działać miały w takim charakterze.
M3 Stuart drugiej serii produkcyjnej, ze spawaną wieżą. Czołg ma już kilka brytyjskich modyfikacji. Wśród nich fartuchy na gąsienice i dodatkowa skrzynka na wyposażenie, przymocowana do pokrywy silnika. Postać po prawej, to amerykański instruktor. Obydwaj żołnierze noszą amerykańskie hełmy czołgowe, które w praktyce używano bardzo rzadko
A zaczęło się wszystko tak
Szwadron czołgów M3 w typowym dla „Pustyni Zachodniej” rozproszonym szyku. Na pierwszym planie wóz dowódcy szwadronu z proporczykami na antenie w pozycji „two up”. Rozkaz dzienny każdorazowo ustalał ten element. Była to jedna z metod szybkiego rozpoznawania „swój-obcy”
Walter Christie – wynalazca rewolucyjnego podwozia, które przyjęło się w czołgach sowieckich, a potem brytyjskich – na łamach pisma LIFE apelował, że skoro jego czołgi (sic!) wygrały wojnę w Afryce Północnej – chodziło o serię A13, które w istocie rozjechały Włochów – należy przesłać Brytyjczykom więcej amerykańskich produktów.
Niemal natychmiast po pojawieniu się na bliskowschodni TDW nowych czołgów, powstały regulaminy umieszczania wyposażenia. Jak to zwykle bywa, regulaminy to jedno, a praktyka to drugie…
Pierwszym typem był pierwowzór czołgu M3, czyli M2A4. Produkcja seryjna czołgu lekkiego M3 rozpoczęła się w USA w marcu 1941 roku. Już dwa miesiące później nadeszła z Wielkiej Brytanii prośba o pomoc materiałową. Wśród wielu pozycji na liście życzeń, znajdowały się tez i czołgi, które mogłyby zastąpić zdziesiątkowany walkami z lat 1940-1941 sprzęt brytyjski. Prezydent F. D. Roosevelt nie wahał się długo i nakazał natychmiastową – w miarę możliwości – realizację brytyjskiego zapotrzebowania. A jako że jedynym dostępnym czołgiem, spełniającym brytyjskie wymagania pod względem taktycznym był M3 – w US Ordnance uznano, że nie ma czasu na rozwijanie produkcji nowego typu czołgu – znalazł się on na liście priorytetów wśród materiału do wyekspediowania w ramach nowego programu Lend-Lease, czyli pożyczki i dzierżawy. Czołgi miały być kierowane bezpośrednio na Bliski Wschód.
M3 o wschodzie słońca, przed walką. Jak widać, załoga zdołała nagromadzić sporo własnego wyposażenia
Dostawy rozpoczęły się w czerwcu, a już pod koniec lipca w Egipcie znalazło się 84 czołgi M3, które Brytyjczycy z miejsca kurtuazyjnie nazwali General Stuart, lub też po prostu Stuart. A jeszcze lepiej – Stuart I. Przy czym na samym początku pierwsze 34 czołgi M3 omyłkowo znalazły się na Wyspach, a zaledwie cztery w Egipcie…
Jednak uczucia były mieszane. Chwalono czołg za niezawodność, a także za możliwość osiągania znacznych prędkości. Czołgiści podkreślali też, że konstrukcja podwozia czyniła jazdę czołgiem dużo mniej męczącą, aniżeli w przypadku czołgów brytyjskich.
Standardowa krzątanina wokół czołgu późnym popołudniem. Na pierwszym planie prymus, konserwy i inne drobiazgi świadczące o tym, że zbliża się pora kolacji
Jednak pojawiły się także inne głosy. Zanim czołgi M3 trafiły docelowo do 7. DPanc., z która miały wziąć udział w Operacji Crusader, niektóre wozy przewinęły się przez jednostki znajdujące się na zapleczu. Jedną z nich był 9th Queen’s Own Lancers, należący do nowoprzybyłej na Bliski Wschód 1. DPanc. Dziennik pułku zawiera takie oto uwagi na temat czołgu:
Podczas wizyty dowódcy dywizji zaprezentowano mu nowe czołgi M3, wskazując jednocześnie jego wady. Nakazał on dowódcy pułku sporządzenie oficjalnego raportu, który zawierał szereg uwag.
- Brak automatycznego mechanizmu obrotu wieży. Podłoga przedziału bojowego nie obraca się wraz z wieżą.
- Wysoki próg biegnący wzdłuż osi symetrii pojazdu, mieszczący układ przeniesienia napędu. Zmusza on załogę do przechodzenia przez niego ilekroć następuje obrót wieży.
- Celowniczy nie jest w stanie, a jeśli już, to z wielkimi trudnościami, korzystać z przyrządów podczas obrotu wieży i musi przekazywać swoje obowiązki innemu członkowi załogi.
- Pokrętło ręcznego mechanizmu obrotu wieży obsługiwane jest przez ładowniczego.
- Brak peryskopu. Widoczność zapewniać mają szczeliny obserwacyjne rozmieszczone wokół wieży.
- Ani kierowca, ani dowódca nie mogą zamknąć klap swoich włazów bez pomocy z zewnątrz.
Jednak kilka miesięcy później, w lutym 1942, po niezbyt szczęśliwym debiucie bojowym 1. DPanc. w styczniu tego roku, prawdopodobnie ten sam kronikarz notuje, że:
Należy przyznać, że M3, dla którego prędko przyjął się przydomek “Honey”, spotkał na początku z niesprawiedliwą oceną z naszej strony. To prawda, że jest niewygodny i jego konstrukcja jest przestarzała. Odgłosy wydawane przez silnik powodują, że ma się wrażenie, iż coś się psuje. Jednak okazał się czołgiem niezawodnym, dokonującym cudów wytrzymałości. Jego 37-milimetrowa armata nie jest gorsza o naszej dwufuntówki, choć – według niemieckich standardów – obydwie są zupełnie nieodpowiednie.
Tyle lansjerzy.
Na pierwszym planie M3 „Connecticut IV” ze spawaną wieżą. Inne czołgi tego plutonu, w głębi, maja już wieże walcowane. Zdjęcie wykonano na początku 1942 roku. Stelaż na fartuchach bocznych miał służyć do mocowania plandeki maskującej, która z odległości upodabniała czołg do zwykłej ciężarówki. Jednak najczęściej służył jako wieszak na drobiazgi załogi
Co do niedoskonałości czołgu, nie można nie oprzeć się wrażeniu, że były one spowodowane brakiem doświadczenia zarówno amerykańskich konstruktorów, jak i amerykańskich czołgistów. Jednak na ich usprawiedliwienie, należy podkreślić, że nie da się doświadczeń płynących z uczestnictwa w prawdziwej walce wykoncypować przy zielonym stoliku, czy przy stole kreślarskim.
Brytyjskie czołgi tych czasów – cruisery, albo czołgi piechoty, napędzane były silnikiem umieszczonym z tyłu kadłubów, z transmisją przełożoną bezpośrednio na tylne koła napędzające. W Stuarcie było inaczej. Silnik owszem był z tyłu, ale ten nieszczęsny układ przeniesienia napędu, utrudniał życie załodze.
A do tego ta szyna służyć powinna
Były to między innymi podpórka, umieszczona przed wieżyczką obserwacyjną dowódcy, która zapobiegała temu, że klapa po otwarciu jej od wewnątrz opierała się na górnym pancerzu wieży. Przedtem, trudno ją było samemu i szybko unieść i zamknąć z tej pozycji. Co gorsza, trudno było otworzyć klapę od wewnątrz. W sytuacji awaryjnej, której wolelibyśmy nawet sobie nie wyobrażać, dowódca miał wypychać klapę od środka, a jego kolega, stojąc na przednim pancerzu czołgu, miałby mu pomagać od zewnątrz…
Podobnie włazy mechanika/kierowcy i przedniego strzelca, będące jednocześnie fragmentami przedniego pancerza – każdy z nich ważył około 40 kilogramów. Zamknąć jeszcze jakoś się da. Ale otworzyć w pośpiechu?… Amerykański regulamin przewidywał, że do otwarcia włazów potrzebnych jest dwóch ludzi z zewnątrz…
Na wieży pojawiły się standardowe brytyjskie wyrzutnie granatów dymnych, a na obydwu tylnych błotnikach oraz prawym przednim, dodatkowe skrzynki na wyposażenie.
Unikalne fotografie Stuartów z 8th King’s Royal Irish Hussars ze składu 4. Lekkiej BPanc. wykonane przed Operacją „Crusader”. Widzimy tez lekka kanadyjską ciężarówkę Dodge 8 cwt
Jedną z bolączek czołgu M3 był stosunkowo niewielki zasięg. Błędnie podaje się, że powstały wówczas projekty dodatkowych zbiorników paliwa, które montowano z tyłu kadłuba. Owszem, miało to miejsce, ale przeszło rok później, dopiero w Tunezji. Wtedy to, po obydwu bokach pokrywy silnika montowano dwudziestopięciogalonowe beczki z paliwem, które pozwalały zwiększyć skromny zasięg M3 do około dwustu kilometrów. Paliwo pobierane było najpierw z dodatkowych zbiorników, które potem za naciśnięciem jednego przycisku można było odrzucić.
Brytyjscy czołgiści instalowali także powszechnie fartuchy przeciwpiaskowe, które zasłaniały górny fragment biegu gąsienic i ograniczały trochę dokuczliwość wszechobecnego i tak piachu. Na kadłubie pojawiały się także mocowania dla dodatkowych nakładek (ostróg) na gąsienice, które ułatwiać miały poruszanie się po mniej utwardzonym gruncie. Modyfikacje dotyczyły także wnętrza czołgu. W pierwszym rzędzie chodziło o znalezienie miejsca dla standardowego brytyjskiego zestawu nadawczo-odbiorczego No. 11.
Brytyjczycy podkreślali jednak cały czas we wszelkich relacjach i raportach, że siedmiocylindrowy, lotniczy silnik Continental, chłodzony powietrzem, zachowywał się dobrze w klimacie Pustyni Zachodniej.
W boju
Po niepowodzeniu prowadzonych na ograniczoną skalę Operacji Brevity i Battleaxe, przygotowywano decydujące uderzenie, któremu nadano kryptonim Crusader. Na tę okoliczność 7. DPanc. stała się niemal korpusem pancernym, grupującym trzy brygady pancerne, pozbawione jednak prawie piechoty, co miało srodze zemścić się podczas walk. Jedna z brygad – 4. BPanc. wyposażona została całkowicie w czołgi M3. Było ich 165 (na ogólną liczbę 300, które do jesieni 1941 dotarły na Bliski Wschód). Na czas Operacji Crusader brygadę przemianowano nawet z tej okazji na 4th Light Armoured Brigade, czyli brygadę lekką. Nowe czołgi brygada otrzymała we wrześniu. Nie obyło się bez kłopotów. Czołgi musiały pokonać dystans dzielący je od ostatniej kolejowej stacji wyładowczej w Mersa Matruh a granicą egipsko-libijską o własnych siłach. Liczba kołowych transporterów czołgów była wówczas zupełnie niewystarczająca. Zaobserwowano wówczas szybkie zużywanie się gumowych bloków ogniw gąsienic. Jednak już wkrótce okazało się, że choć z początkiem eksploatacji guma ściera się szybko, to po pewnym czasie proces ulega zahamowaniu i stabilizacji, a gąsienice nadają się do użytku.
Po Operacji „Crusader”. Widoczne biało-czerwono-białe znaki rozpoznawcze, charakterystyczne dla tej akcji. Czołg malowany jest we wzór Caunter Scheme – niewyraźna, ukośna linia podziału kolorów widoczna jest na lewym sponsonie. Widzimy także, jak klapa włazu dowódcy oparła się o sufit wieży. Umieszczenie stalowej ramy znacznie ułatwiało zamykanie i otwieranie tego ciężkiego kawałka pancerza
Przebieg samej Operacji Crusader to temat na niejedną opowieść, jednak my zajmiemy się tylko praktycznymi obserwacjami załóg, którym przyszło walczyć w czołgach M3 Stuart.
Plusy i minusy
Są to wnioski płynące z Operacji Crusader, a szczególnie z dziennika 8th King’s Royal Irish Hussars, należącego do 4. Lekkiej BPanc.
Zapotrzebowanie na wysokooktanowe paliwo, a raczej jego powszechny brak w ogniu walki, czyniło M3 zupełnie bezużytecznymi.
Amerykańscy badacze od sześćdziesięciu lat starają się udowodnić, że armata 37 mm była skuteczniejsza przeciw broni pancernej aniżeli dwufuntówka. Jednak już w roku 1943 przeprowadzono testy porównawcze, z których wynikało, że armata 37 mm w tym konkretnym przypadku przebijała każdą płytę pancerną o 10 milimetrów płycej aniżeli dwufuntówka. Próby prowadzono na odległości pięciuset metrów, a strzelano do jednolitej płyty pancernej, nachylonej pod kątem trzydziestu stopni.
Przejdźmy teraz do czynnika najważniejszego – do czynnika ludzkiego. Pierwsze warianty M3 nie miały żadnych siedzisk dla załogi znajdującej się w wieży. Walka w M3 przypominała nieco pierwsza wojnę światową, kiedy kierowca czołgu Renault FT ustawiał wóz na kierunek, a dowódca, celowniczy i ładowniczy w jednej osobie oddawał strzał…
To były jedyne jak dotąd amerykańskie doświadczenia z bronią pancerną, co widać wyraźnie na przykładzie projektu czołgu M3. Amerykański pomysł na współpracę załogi czołgu M3 wyglądał w teorii mniej więcej tak – dowódca czołgu jest jednocześnie celowniczym, więc wygląda na zewnątrz spoza swojej wieżyczki, a potem nurkuje do przyrządów…
W Stuarcie I nikt tego w ogóle nie przemyślał. Ładowniczy, który stał, nie siedział – bo nie miał na czym – musiał prawą ręką sięgać pod lub nad kolanami dowódcy czołgu, by sięgnąć pokrętła obrotu wieży. Robił to według wskazań dowódcy, który też nie mógł niczego dokładnie zobaczyć przez swój przyrząd dumnie zwany M22 Combination Gun Mount, bo także musiał dreptać za wieżą. Z braku kosza. Trzeba jeszcze uważać na nogi i nie zaplątać się w kable słuchawek interkomu…
Amerykanie zupełnie zapomnieli, że Brytyjczycy mieli precyzyjnie ten sam system działania załogi w wieży – dowódca dowodzi, celowniczy obserwuje i strzela, ładowniczy ładuje armatę i obsługuje zestaw nadawczo-odbiorczy. Trudno było się przyzwyczaić do braku automatycznego obrotu wieży. Miały go czołgi A13, A10 i A9. Był to więc dla wielu czołgistów krok wstecz.
Ale przede wszystkim – warto zwrócić uwagę – brytyjskie czołgi miały wieżyczki obserwacyjne dowódcy po przeciwnej stronie, aniżeli amerykańskie. Wymagało to wypracowania zupełnie innych zasad działania w wieży.
Mocno zdekompletowane M3 po walce o Sidi Resegh… W tym przypadku Brytyjczycy pozostali panami pola bitwy i z wyeliminowanych czołgów zdołali usunąć wszystko, co nadawało się jeszcze do użytku. Z armatą, sprzężonym kaemem i jarzmem na czele. 4th Light Armd. Bde, 7. DPanc. Brygada szczególnie skrwawiła się w rejonie lotniska w pobliżu Sidi Rezegh. Użyto jej w typowy wówczas sposób – same czołgi, bez wsparcia piechoty i artylerii… Po lewej oznaczenie dywizji, po prawej nietypowe oznaczenie kodowe, charakterystyczne dla Operacji „Crusader” – „B5” na czerwonym tle. Wyraźnie widoczny wspornik pod klapę włazu dowódcy. Barwy RAC Recognition Colours, czyli czerwono-biało-czerwone rozpoznawcze na okazje Operacji „Crusader”. Malowanie Caunter Scheme. W owym czasie malowano go dwoma, lub trzema kolorami. Pierwszy wariant to barwa piaskowa jako baza i nakładany pod skosem kolor trawiastozielony. W drugim, pomiędzy dwa wymienione, nakładano jeszcze stalowoszary
A zatem dla efektywnego modus operandi w czołgu Stuart I należało:
- umieścić zestaw nadawczo-odbiorczy w niszy z tyłu wieży (powiększenie niszy w razie potrzeby);
- przenieść ręczne pokrętło na prawą stronę wieży, na stronę celowniczego, by mógł w pełni odpowiadać za armatę;
- pomocnik mechanika/kierowcy musi opuścić swoje wygodne siedzisko z przodu kadłuba i stanąć tak, by sięgać zestawu nadawczo-odbiorczego;
- celowniczy, stojąc, musi wcisnąć się za siedzisko mechanika/kierowcy;
- dowódca siada wtedy wygodnie na kawałku grubego płótna, zahaczonym pomiędzy przeciwległymi ścianami wieży, rozbijając przy okazji nosy celowniczego i ładowniczego/radiooperatora. Chyba że zdecyduje się na dowodzenie z otwarta klapą – wtedy będzie tylko kopał po plecach celowniczego…
Wszystko to jeszcze pół biedy. Prawdziwe kłopoty zaczynały się, gdy – oprócz obrotu całą wieżą – sama armata wymagała przesunięcia o parę stopni w lewo lub w prawo. Cała trójka z wieży deptała wówczas plecy biednego kierowcy. A o oddaniu celnego strzału i tak nie mogło być mowy.
Nic zatem dziwnego, że większość zdjęć z epoki ukazuje brytyjskie Stuarty I z wieżą na wprost. Proszę się już teraz nie dziwić. Jesteśmy przekonani, że ich załogi unikały tego nieszczęsnego obrotu wieżą, jak tylko mogły.
Nic zatem dziwnego, ze nawet w przypadku późniejszych wersji Stuartów, polscy, brytyjscy, kanadyjscy i nowozelandzcy czołgiści z plutonów rozpoznawczych pułków pancernych pozbywali się wież tak prędko, jak tylko było to możliwe.
Źródła fotografii: AC Tank Museum, IWM, NA, Peter Brown, autor.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.