PRL utrwaliła w Polakach przekonanie, że tatuaże są równie złe, co feminatywy, a jeśli ktoś nosi tatuaż to jest to albo marynarz, albo przestępca. Tymczasem tatuaż w Polsce od końca XIX wieku był dość popularny. Nie tak, jak choćby na Wyspach Brytyjskich, czy w Niemczech, ale jednak. W 1927 etnograf Kazimierz Sochaniewicz na łamach periodyka Lud pisał, że zwyczaj tatuowania jest najbardziej rozpowszechniony wśród marynarzy, (…) Szczególnie daje się on zauważyć u osób służących wojskowo, a przede wszystkiem u jednostek wchodzących w kolizję z kodeksem karnym.
Zdjęcie: Władysław Kosiniak-Kamysz via X
Właśnie wśród zawodowych żołnierzy, także oficerów tatuowanie było niezwykle popularne. Przede wszystkim wśród tych, którzy służyli w krajach zaborczych na placówkach. Sam Sochaniewicz miał tatuaże. Wspominał także, że tatuaże wykonywał jeden z oficerów pracujących w Sztabie Generalnym.
Nie jest znany procent żołnierzy, którzy posiadali tatuaże podczas wojny polsko-bolszewickiej i później w II Rzeczypospolitej. Prowadzono jedynie nieliczne badania w zakładach karnych, które zdeterminowały postrzeganie tatuaży na wiele lat. W 1925 Stanisław Batawia opublikował jedną z prac, w której 25 proc. badanych przyznało, że tatuaż zrobiło w wojsku na pamiątkę. W znakomitej większości byli to weterani Wielkiej Wojny i wojny z bolszewikami. Armii wówczas tatuaże nie przeszkadzały.
Dość powiedzieć, że reżyser pierwszego zwycięstwa Marynarki Wojennej pod odzyskaniu niepodległości, ówczesny por. mar. Borys Mohuczy nie dość, że nosił długie włosy, był wytatuowany, to jeszcze nosił kolczyk! Nawet srebrny kolczyk – maskotka zabobonnego marynarza, jakoś dziwnie sztywno sterczał w lewym uchu – opisywał swego dowódcę ppor. mar Karol Taube. Sam zresztą wytatuowany. Podobnie, jak Stanisław Hryniewiecki i Eugeniusz Pławski. Dwaj późniejsi znakomici dowódcy polskich niszczycieli.
Żadnemu z nich tatuaże i kolczyki nie przeszkodziły w spraniu tyłków bolszewikom, a potem Niemcom. Bo to nie tatuaż, czy broda walczą, a walczy człowiek. W boju liczą się umiejętności i to, co znajduje się w głowie, a nie na niej. Co wielokrotnie pokazywali żołnierze na całym świecie. Począwszy od Piktów, których nazwa wzięła się właśnie od tatuaży, przez żołnierzy napoleońskich, bohaterów w okopach I wojny światowej, aż po Ukraińców broniących obecnie swojego kraju.
Restrykcyjne przepisy
W 2015 ówczesny szef MON Tomasz Siemoniak podpisał rozporządzenie, które określało, że tatuaże twarzy, szyi i przedramion należy kwalifikować jako szpecące. O ile tatuaż na twarzy faktycznie można uznać za szpecący, tak ciężko zrozumieć, dlaczego w rozporządzeniu znalazło się przedramię, które i tak w większości przypadków, np. podczas oficjalnych wystąpień jest schowane w rękawach munduru.
Decyzją min. Siemoniaka do wojska nie trafiliby wybitni polscy oficerowie, ale także Jack Churchill, jeden z najbardziej odznaczonych brytyjskich żołnierzy, słynny komandos, walczący od Norwegii, przez Włochy, Jugosławię, aż po Birmę. Również Winston Churchill nie trafiłby do polskiej armii – miał wytatuowaną kotwicę na pamiątkę walk w Sudanie, kiedy służył w 21. Pułku Ułanów.
Zresztą wśród brytyjskich oficerów nie było to niezwykłe. Frederick Roberts jeszcze jako major zachęcał do tatuowania żołnierzy, mówiąc podczas wojny w Afganistanie: Każdy oficer w armii brytyjskiej powinien mieć wytatuowany herb pułkowy. To nie tylko wzmacnia esprit de corps, ale także pomaga w identyfikacji ofiar. Za odwagę w walce otrzymał Krzyż Wiktorii. Za inne zasługi cały szereg najwyższych brytyjskich odznaczeń i skończył służbę jako marszałek i naczelny dowódca brytyjskiej armii. Tatuaże mu w tym nie przeszkodziły.
W Siłach Zbrojnych RP służyło i służy olbrzymia grupa żołnierzy, którzy posiadają wytatuowane ramiona, plecy, torsy. Wszyscy przetrwali rozporządzenie Siemoniaka, bo już służyło w armii, więc nie można było ich usunąć. Wielu z wytatuowanych żołnierzy znam osobiście. To niesamowite jednostki. Odważni i zdyscyplinowali ludzie. Często odznaczeni Krzyżem Wojskowym, weterani Iraku i Afganistanu, laureaci Buzdygana. Postaci nietuzinkowe.
Czy tatuaże lub zarost przeszkodziły im w osiągnięciu najwyższej sprawności i zyskaniu uznania? Jasne, że nie. Cieszy, że MON poszło po rozum do głowy.
Komfort i bezpieczeństwo żołnierzy #WojskoPolskie to dla nas priorytet, dlatego od 1 IX zmienione zostaną przepisy Regulaminu Ogólnego Żołnierza Wojska Polskiego dotyczące noszenia zarostu i tatuaży. Zarost będzie mógł być dłuższy, a żołnierz będzie mógł eksponować tatuaż, o ile… pic.twitter.com/Psa7YybSWS
— Władysław Kosiniak-Kamysz (@KosiniakKamysz) August 21, 2024
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.