Włoska beemka
BM-59 produkowano w uroczo położonym mieście Gardone Val Trompia, wśród wzgórz Lombardii, gdzie już od czasów Renesansu działało wiele manufaktur, warsztatów i fabryk wytwarzających broń. Po II Wojnie Światowej Włochy zostały co prawda objęte restrykcjami w tej dziedzinie, ale nie były one długotrwałe. Odtworzona armia włoska początkowo została wyposażona w amerykańskie Garandy, których licencyjną produkcję podjęła gardońska Beretta.
Szybko okazało się, że broń tę można poprawić, począwszy od zastosowania pudełkowego magazynka. W tym samym czasie trwał już proces standaryzowania naboju 7,62×51 i wiadomo było, że los Garandów w pierwszej linii jest przesądzony. Dlatego też Beretta kuła żelazo póki gorące i stworzyła BM-59 – karabin krótszy, lżejszy, składny, celny, niezawodny i wyposażony w szereg udoskonaleń względem M1 i wywodzącego się z niego amerykańskiego M14.
Beretta BM 59 na strzelnicy
Siła tradycji
BM-59 bez magazynka rzeczywiście bardzo przypomina amerykańskiego przodka, choć wyraźną wskazówką jest długie urządzenie wylotowe. Pełni ono rolę nasadki do miotania granatów oraz kompensatora. Pobór gazów z lufy ulokowano „po staremu”, niemal u samego wylotu, a nad lufą dostrzeżemy składany celownik do miotania granatów. Łoże wykonano z włoskiego (a jakże…) orzecha. Spoczywa na nim złożony lekki dwójnóg, a w kolbie ulokowano schowek na zestaw do czyszczenia. Broń jest składna i poręczna, choć krzepka – ale w tamtych czasach karabiny ważyły do pięciu kilogramów netto i na nikim nie robiło to wrażenia. Za to informacja, że gdzieś w Kalifornii jakiś tam Stoner pracuje nad karabinem o masie około trzy kilogramy, to była sensacja. „Jak to zniesie trudy walki, jak taką lekką bronią walczyć wręcz? To się na pewno nie przyjmie.” Beretta jest więc masywna, zbudowana z zapasem wytrzymałości i niemal „zachęca właściciela” do wyrabiania tężyzny fizycznej.
Sylwetka BM-59 zmienia się zupełnie po podpięciu dwudziestonabojowego magazynka. Po przeładowaniu można zabezpieczyć broń wpychając odziedziczony po ojcu bezpiecznik do wnętrza kabłąka. Muszka ma charakterystyczne uszy, chroniące ją przed uszkodzeniem. Przeziernik to kolejne rozwiązanie przejęte z Garanda: regulowany w pionie i w poziomie, skutecznie powstrzymuje pragnienie montażu optyki. U podstawy przeziernika znajduje się mostek do ładowania magazynka z łódki – rzecz przydatna gdy chcemy postrzelać nieco dłużej.
Wehikuł czasu
Muszka i przeziernik zgrane na tarczy, palec wskazujący odnajduje jeden z dwóch spustów, w jakie wyposażono ten karabin. Opór nie jest duży, podobnie jak odrzut – karabin kopie przyjemnie, poradzi sobie z nim nawet osoba drobnej budowy. Kolejne pociski opuszczają lufę, a mnie Beretta podoba się coraz bardziej. Rozkładam spust zimowy – to dźwignia znajdująca się tuż obok kabłąka, odchylona w dół współpracuje z językiem spustowym i umożliwia strzelanie nawet w masywnych, bezpalcowych rękawicach – dowód na to, że Włosi nie zapomnieli o walkach w Alpach podczas I WŚ i wycieczce do ZSRR w trakcie Drugiej. Po ostatnim strzale zamek zatrzymuje się w tylnym położeniu, z którego może być zwolniony przez wciśnięcie przycisku po lewej stronie łoża.
Sprawdzam komorę, podziwiając wykonanie i zaczynam rozumieć, o co chodzi w kolekcjonowaniu broni. Ludzie którzy wydobywali z drewna i stali tę broń, już prawdopodobnie nie żyją. Uczyli się całymi latami, zanim pozwolono im stanąć przy obrabiarkach i narzędziach ręcznych. Wynik tej nauki, pracy i rzemieślniczej rzetelności trzymam w rękach. Żołnierze którzy trzymali ją przede mną, myślą teraz o prezentach, które czarownica Befana przyniesie ich wnukom lub prawnukom. To wehikuł czasu, przenoszący do Rzymu, w którym Audrey Hepburn jeździ Vespą z Gregorym Peckiem, między Sophią Loren a Giną Lollobrigidą trwa zacięty pojedynek o tytuł najpiękniejszej Włoszki, a za Fiatem 500 biegną gromadki podnieconych chłopców.
Dziękujemy Leśnemu Dziadkowi za użyczenie broni na potrzeby artykułu.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.