Prosto z pudełka…
… ponieważ przybywszy na ulicę Marconich w Warszawie, do siedziby przedstawiciela Benelli na Polskę, firmy Incorsa, dostałem do testów egzemplarz fabrycznie nowy. Daje to jednak inne spojrzenie na produkt – nie otrzymujemy egzemplarza, którym ktoś się już zajął, sprawdził, czy wszystkie mechanizmy są sprawne, nasmarował elementy ruchome, ustawił przyrządy celownicze. Pozwala to opisać broń w takim stanie, w jakim wychodzi od dystrybutora i w jakim otrzymuje ją do rąk przeciętny klient.
Pudełko na ladzie. Zostaje sprawdzić numery seryjne, podpisać dokumenty i można zabierać broń do domu
Broń jeszcze niezłożona, wszystkie części w zgrzanych w fabryce opakowaniach z tworzywa
Poszczególne elementy są zabezpieczone smarem fabrycznym w niedużej ilości – na tyle, by zapewnić dobre warunki przechowywania, a jednocześnie by ten nie wylewał się zewsząd. Po usunięciu folii zabezpieczającej wystarczy broń przetrzeć, dodać odrobinę smaru na elementy ruchome, zmontować – i można iść na strzelnicę. Całość zajęła mi może 10 minut
Akcesoria. Awantaże do kolby, czoki, uchwyt do przedłużonego magazynka, klucze, oliwiarka, dźwignia przeładowania
System inercyjny, czyli Inertia Driven System
W zasadzie wszystkie włoskie strzelby samopowtarzalne oparte na systemie inercyjnym korzystają z jednego patentu – zgłoszonego w 1966 r. przez Bruno Civolaniego Sistema Inerzialle Benelli.
Nie inaczej jest w tym przypadku – rewolucji technologicznej nie ma, jeśli chodzi o mechanikę działania broni, otrzymujemy praktycznie to samo, co w wersji M2 oraz poprzednich modelach strzelb samopowtarzalnych (jak Benelli M1 Super 90) ze stajni Benelli.
Rysunek z oryginalnego patentu Bruno Civolaniego opisującego konstrukcję strzelecką działającą na zasadzie wykorzystania energii odrzutu całej broni / Rysunek: USPTO
Opisując go w dwóch zdaniach – zamek po odepchnięciu przez sprężynę siłą bezwładności wraca na pozycję początkową, podając nabój do komory nabojowej i ją ryglując. Pomysł po włosku prosty i elegancki. Do jego niewątpliwych zalet należą mała liczba elementów (czyli mniejsze prawdopodobieństwo awarii), a także brak układu gazowego – co oznacza, że gazy nie wracają przez kanały gazowe na tłok (bo ich nie ma) oraz zamek, czyli nie ma możliwości ich zatkania, a co za tym idzie: awarii broni. Powoduje to również słabszy odrzut – masa zamka jest niższa niż przy obecności tłoka gazowego. Zmniejsza się też całkowita masa broni.
Minus jest w zasadzie tylko jeden – specyfika działania systemu wymaga od użytkownika mocnego dociśnięcia broni do ramienia. W innym przypadku (strzelania w powietrzu), sprężyna nie napotka na opór i broń się nie przeładuje. Szczególnie przy zastosowaniu słabszej amunicji (24 g) i, co za tym idzie, cofaniu zamka z mniejszą energią kinetyczną.
Dane techniczne oraz co mamy nowego w porównaniu do M2?
Benelli M2 SP Comfortech w całej okazałości
Dane techniczne:
- Kaliber: 12/76
- Długość lufy: 610 mm (24″) lub 660 mm (26″)
- Czoki: 3 szt.(**/***/****)
- Magazynek: 12-nabojowy (naboje 12/70), 11 nabojowy (przy załadowaniu amunicji 12/76)
- Masa: 3300 g
- Długość całkowita: 1020 mm
Co ciekawe, według graweru broń została wyprodukowana we Włoszech, ale nosi oznaczenia zarówno włoskiej, jak i amerykańskiej spółki
Jak widać, w konstrukcji oraz podstawowych parametrach technicznych rewolucji nie ma.
Zatem gdzie znajdziemy różnicę? Odpowiedź brzmi: w detalach. Zastosowano trzy nowe rozwiązania.
Pierwsze z nich o nazwie AirTouch™ to porowata struktura, którą możemy zaobserwować na chwycie oraz łożu broni. Ma ona zapewnić lepszy chwyt oraz odprowadzanie potu z dłoni, tak aby nie ślizgała się po tworzywie.
Drugie, ComforTech™, to zabudowana wewnątrz kolby elastyczna struktura, która ma absorbować odrzut. Według producenta w połączeniu z CombTech (taka sama struktura, umiejscowiona na styku kolby z policzkiem) mają łącznie zmniejszyć odrzut broni o 47%, podrzut o 32%, a redukcja czasu potrzebnego do ponownego naprowadzenia broni na cel wynosi 34%.
Trzecią nowością jest B.E.S.T. To rozwiązanie wpływające na czynność, strzelania, ale także na utrzymanie broni. Polega na pokryciu elementów metalowych broni wielowarstwowym zabezpieczeniem. Pierwszą warstwą, przylegająca do stali, jest węglik chromu, następnie na niego nakładane są warstwy węglowa i grafitowa. Całość ma nie tylko zredukować odblaski, ale przede wszystkim zapewnić wyższą odporność na rdzę, ułatwić czyszczenie oraz umożliwić sprawniejszą pracę elementów ruchomych (takich jak np. zamek) poprzez obniżenie oporów tarcia.
Jak te rozwiązania sprawdzają się w praktyce? Przejdźmy do testów.
Amunicja: Eley i FAM Pionki
Jako że strzelby samopowtarzalne potrafią być kapryśne, jeśli chodzi o amunicję, postarałem się przetestować broń na możliwie szerokim przekroju nabojów – zarówno kulowych, jak i śrutowych, w tym naważek najczęściej używanych w konkurencjach dynamicznych.
Wspomniałem wcześniej o problemach z przeładowywaniem broni podczas używania słabej amunicji (co jest zazwyczaj głównym zarzutem w stosunku do systemu inercyjnego). Żeby sprawdzić, jak radzi sobie M2 SP Comfortech, zadbałem o nadreprezentację (ilościową) amunicji o naważce 24 g – wystrzeliłem jej około 250 sztuk na 600 wszystkich nabojów podczas testów. Zacięcia (a właściwie brak przeładowania broni) zdarzyły się tylko 3 razy (w tym ani razu na mocniejszej amunicji). Z dużym prawdopodobieństwem mogę stwierdzić, że winą był właśnie brak należytego dociśnięcia kolby do ramienia – np. oddanie strzału zaraz po zmianie pozycji na torze, ułamek sekundy za wcześnie, zanim kolba trafiła w dołek strzelecki.
Poza tym – zjada wszystko, nie grymasi.
Na torze
Jest to broń zaprojektowana do strzelania dynamicznego, więc zabrałem ją na tor dynamiczny
Ergonomia – bez zarzutu. Wszystkie manipulatory są duże, łatwe do obsłużenia. Po prostej regulacji (długość kolby, awantaż) strzelba sama wskakuje w dołek strzelecki, a oko trafia dokładnie na linię celowania. Same przyrządy celownicze są duże i wyraźne. Szczególnie dobrze się sprawdza światłowodowa muszka. Nawet w pochmurny dzień wyraźnie się odznacza na tle tarczy (lub metalowego celu). Dopiero ciemna (z wyłączonym sztucznym oświetleniem), zamknięta hala lub zmrok ograniczają jej przydatność – sprawdza się dużo lepiej niż zwykłe przyrządy mechaniczne.
Składana szczerbina to rzecz wygodna…
…ale celowanie po lufie z światłowodową muszką w zupełności wystarcza
Wygodne w obsłudze dźwignie przeładowania i zrzutu zamka
Odrzut i podrzut – cóż, w zasadzie minimalne. O ile trudno zweryfikować organoleptycznie (bez wkręcenia strzelby w imadło z miernikami) podane przez producenta wartości procentowe, to na oko mogę powiedzieć, że się zgadzają. Nawet na silnej amunicji odrzut jest niewielki, a lufa bardzo szybko wraca na cel. Na słabej broń praktycznie stoi w miejscu. Pozwala to na oddanie nawet 200-300 strzałów w ciągu dnia bez bólu ramienia. Środek ciężkości broni jest przesunięty delikatnie w kierunku kolby, co ułatwia panowanie nad nią oraz zmniejsza obciążenie mięśni rąk.
Sprężyna w magazynku jest dobrze dobrana – zarówno przy załadowanym do pełna, jak i przy wrzuconych pojedynczych nabojach kolejne sztuki amunicji wchodzą na łyżkę i do komory gładko, nie ma zacięć ani problemu z dopychaniem ostatnich sztuk amunicji przy ładowaniu.
Port ładowania fabrycznie podcięty jest dość głęboko. Nie stwierdziłem problemów przy ładowaniu amunicji zarówno dubletami, jak i quadami. Dopiero przy ładowaniu prawą ręką (dla strzelców leworęcznych) pojawia się kłopot – jest on podcięty jednostronnie, ewidentnie z myślą o strzelcach praworęcznych. Mańkutom polecam jednak dodatkową przeróbkę i wycięcie symetryczne.
Leworęczni strzelcy mają trochę trudniej
Wreszcie na plus długi fabryczny magazynek – podczas strzelania dynamiki pojemność robi różnicę, szczególnie jeśli regulamin konkurencji pozwala na start z załadowaną bronią. Praktycznie każdy strzelec, którego znam, w końcu stwierdza, że mniej niż 10 sztuk nie ma sensu. Tutaj mamy to od razu, nie trzeba dokupywać przedłużki magazynka, dobierać sprężyny itp.
Jednocześnie, dobry rozkład masy sprawia że pomimo długości, ręce nie męczą się szybko
Spust pracuje lekko, ale wyraźnie – przy niskim oporze dokładnie czuć moment przełamania i oddania strzału. Trzeba się naprawdę postarać, żeby zerwać strzał.
Załączone czoki (**/***/****) na początek w zupełności wystarczają – strzelając do różnych celów, nie odczuwałem potrzeby powiększenia zestawu. Dopiero przy dyscyplinach parkourowych można by się pokusić o dołożenie kolejnych. Z czym nie będzie problemu: pasują wszystkie przeznaczone do strzelb Benelli.
Mogę stwierdzić, że awaryjność (a właściwie to bezawaryjność) nie pozostawia nic do życzenia. Jak opisałem wcześniej, na słabej amunicji zacięcia zdarzały się z winy strzelca, na mocniejszej nie zaobserwowałem absolutnie żadnych problemów. Wszystkie mechanizmy pracują gładko, przeładowanie, zrzut zamka oraz inne operacje broń wykonuje od dotknięcia, nie trzeba się z nią szarpać. Dokładnie to, czego oczekuję od broni.
Chciałbym się do czegoś przyczepić, ale w zasadzie oprócz jednostronnie podciętego portu ładowania nie jestem w stanie wyszukać wad.
Słowo na koniec
Jak widać na zdjęciach, strzelba przeszła przez ręce kilku osób i, co istotne, nikt nie miał negatywnych uwag. Niezależnie od wielkości ciała, długości rąk, przyzwyczajeń (lub ich braku), układu toru, wszyscy byli w stanie z nią sprawnie poruszać się na torze i celnie strzelać.
Broń jest lekka, ma mały odrzut i nawet przy długich torach nie pojawia się zmęczenie mięśni Operacje manipulatorami robi się szybko i sprawnie, elementy ruchome pracują gładko, ładowanie jest wygodne i bezproblemowe. To wszystko razem pozwala na osiągnięcie naprawdę dobrych wyników na torze.
Czy Benelli M2 SP Comfortech to ideał do konkurencji dynamicznych? Nawet jeśli nie, to jest do niego bardzo blisko.
Dziękujemy firmie Incorsa za użyczenie broni do testów.