PCC
Kto choć trochę orientuje się w strzelectwie i sprzęcie do jego uprawiania, wie, że amunicja, którą karmimy karabiny i karabinki, co do zasady bardzo różni się od amunicji przeznaczonej do pistoletów. Kształt łuski, rodzaj prochu, kształt pocisku – to wszystko determinuje z jakiego rodzaju amunicją mamy do czynienia. W największym skrócie i gigantycznym uogólnieniu – bo oczywiście od tej zasady istnieją wyjątki – amunicja karabinowa to naboje smuklejsze, o mocno zwężającej się ku górze łusce w kształcie butelki i długim wąskim pocisku. Naboje pistoletowe natomiast są krótsze, łuska kształtem przypomina walec, a pocisk jest krępy.
Dlaczego o tym wspominam?
Bo tematem dzisiejszego odcinka nie są femme fatale czy inne wyjące zjawy, ale karabinek zasilany amunicją pistoletową.
PCC to karabinki zasilane nabojem pistoletowym, diametralnie innym od amunicji karabinowej
Taki potworek Frankensteina, który w ostatnich latach zdobywa nie lada popularność.
Popularność, bo istnieje już w różnych odmianach od wczesnych lat 40. Archetypem PCC (pistol caliber carbine – karabinek na amunicję pistoletową) jest M1 Carbine, broń produkowana w USA na potrzeby wojska w czasach, kiedy w armii królował Garand.
Garand to ciężki kawał żelastwa i drewna zasilany amunicją 30-06 – bardzo mocną, jak na dzisiejsze standardy. Piechur wyposażony w tę broń był zdecydowanie dobrze uzbrojony. Moc obalająca i zasięg 30-06 wciąż doceniane są wśród myśliwych na całym świecie. Powszechnie wiadomo, że ten nabój radzi sobie świetnie z położeniem sporo większych i bardziej żywotnych niż homo sapiens stworzeń.
Niemnie jednak przy wszystkich swoich zaletach są sytuacje, kiedy korzystanie z pełnowymiarowego Garanda jest jak wywijanie halabardą w łożu z baldachimem. Czasami potrzeba nieco bardziej subtelnego narzędzia.
Tym powiewem subtelności okazał się M1 Carbine – mały, lekki i niesamowicie składny karabinek na nabój .30 Carbine. W porównaniu do 30-06 ten nabój to jak splunięcie. Okazało się jednak, że wyposażenie w tak (wydawałoby się) słabą broń żołnierzy, którzy nie służyli w pierwszej linii, a dawniej mieli do dyspozycji wyłącznie broń boczną – pistolety Colt 1911 – zwiększyło ich bojowe możliwości nie obciążając jednocześnie ogromnym Garandem.
Co równie ważne, M1 Carbine zasilany jest z 15 i 30 nabojowych magazynków, a Garand z 8 nabojowych klipów. Jak ten fakt zmienia komfort użytkowania nie trzeba nawet nadmieniać.
...wracając do CMMG
Chcąc w pełni trzymać się faktów muszę w tym miejscu nadmienić, że przygotowując się do tego tekstu nie miałem do dyspozycji kompletnego karabinka CMMG Banshee w kal. 9x19mm, ale tylko górną połowę komory zamkowej (upper) z zespołem ruchomym zamka, lufą i osadą. Dolna połowa komory (lower) wraz z zespołem spustu, chwytem i kolbą została pożyczona z chińskiego Norinco.
Do redakcyjnych testów otrzymaliśmy upper receiver CMMG Banshee w kalibrze 9×19 wraz z lufą i łożem/oszynowaniem. Całość wraz z dedykowanym magazynkiem pasuje na dowolny lower (komorę spustową) AR-15
Fakt, że upper Banshee bez najmniejszego problemu współpracował z chińskim lowerem, bez konieczności doboru sprężyny powrotnej czy buffera, świadczy o uniwersalności konstrukcji CMMG.
Mimo wzorowej współpracy obu komponentów trzeba jednak mieć na uwadze, że chiński lower wyposażono w standardowy jednostopniowy spust o zaledwie przyzwoitej kulturze pracy absolutnie nieporównywalny ze spustami montowanymi przez CMMG w swoich konstrukcjach. O różnicy pracy obu mechanizmów mogłem się przekonać strzelając w czasie jednego pobytu na strzelnicy z Banshee osadzonej na Norinco i z kompletnego Resolute CMMG. Różnica jest tak ogromna, że nawet taki cham i prostak strzelecki jak ja potrafił ją dostrzec.
Kupując kitową wersję Banshee (upper z wyposażeniem) w kalibrze 9×19 możemy wybrać lufę o długości od 5 do 8 cali. Standardowo łoże (foregrip) Banshee to aluminiowa konstrukcja z systemem do mocowania akcesoriów M-Lok. To pozwala doposażyć karabinek w sposób ograniczony zaledwie wyobraźnią i zasobnością portfela.
Chińsko-amerykański join-venture sprawdził się świetnie
Komora zamkowa – jak przystało na broń w formacie AR-15 – zwieńczona jest szyną montażową Picatinny. Jako że broń sprzedawana jest bez żadnych przyrządów celowniczych, szyna jest koniecznością. Standardową rączkę napinania zastąpiono powiększoną, wyposażoną w zatrzaski z obu stron, zaprojektowaną przez CMMG.
Powiększona i odblokowywana obustronnie rączka napinania pozwala na obsługę karabinka nie dość, że lewą lub prawą ręką, to jeszcze na tysiąc innych, dziwacznych sposobów
Takie rozwiązanie ułatwia pracę z karabinkiem. Niemniej jednak, tak jak w przypadku każdego AR-15, rozsądnym jest montowanie optyki w takim miejscu, żeby (o ile to możliwe) luneta nie sięgała za rączkę napinania.
Z kompletnie niezrozumiałych powodów karabinek CMMG ma dopychacz, urządzenie działające wbrew zdrowemu rozsądkowi
Po prawej stronie uppera CMMG nie mogło oczywiście zabraknąć dopychacza, służącego do siłowego domknięcia zamka, jeśli z jakiś powodów domknąć się on nie chce. Odkąd strzelam, nigdy nie użyłem tego urządzenia. Nigdy też nie widziałem nikogo, ani nawet nie słyszałem o nikim, kto musiałby go użyć. Pewien mądry starszy pan – Clint Smith – raczył był stwierdzić, że dopychacz w AR-15 stwarza więcej problemów, niż rozwiązuje, bo jeśli coś (jakiś konkretny nabój) nie chce wejść do komory nabojowej wyłącznie pod wpływem naturalnie działających w karabinku sił, to wpychanie go tam na siłę na pewno nie jest dobrym pomysłem. Trudno polemizować.
Sylewetka Banshee jest zwarta. Poruszając się z tak krótkim karabinkiem ma się wrażenie, że to tylko połówka, a reszta gdzieś się zapodziała. Warto zamontować tłumik
Z powyższego wynika, że upper CMMG Banshee nie jest niczym specjalnie widowiskowym ani wybitnym. Diabeł jednak tkwi w szczegółach, a w zasadzie we wnętrzu uppera.
Zdecydowana większość karabinków PCC działa na zasadzie odrzutu zamka swobodnego. Taki mechanizm jest w świecie broni palnej (samopowtarzalnej i samopowtarzalnej-samoczynnej) najprostszym z prostych. Ma jednak pewną cechę, która w przypadku korzystania z platformy AR-15 staje się zasadniczą wadą. Zamek konstrukcji opartych na zasadzie odrzutu zamka swobodnego musi być ciężki, żeby zamek nie otwierał się zbyt wcześnie. W upperze AR-15 brak miejsca na odpowiednio ciężki zamek. Konstruktorzy posiłkują się więc ciężkim bufferem i maksymalnie dociążonym zamkiem. Mimo to karabinki AR-15 zasilane amunicją pistoletową, działające na zasadzie odrzutu zamka swobodnego, mają spory i często nieprzyjemny odrzut.
Lufa zwieńczona dwukomorowym kompensatorem. Z urządzeniem na lufie karabinek generuje odrzut jakby był wykonany z bardzo gęstej żelatyny. Po zdemontowaniu odrzut jest krótki, jak uderzenie. Ale nadal bardzo słaby
CMMG postanowiło podejść do sprawy po swojemu.
O firmie zrobiło się głośno, kiedy wypuściła na rynek pierwszą iterację swojego AR-15 zasilanego amunicją 7,62×39 z magazynków AK. „Mutant” na początku nie funkcjonował prawidłowo, jednak jego najnowsza generacja – Resolute – to już w pełni sprawna konstrukcja.
Dość, że CMMG nie podchodziło do swoich produktów tak, jak większość pozostałych producentów. Bliżej im do KelTeca – też próbują robić rzeczy po swojemu, nie wpisując się idealnie w obowiązujące trendy. To dość sprytna taktyka marketingowa.
Narodziny Banshee
W czasach pierwszego Mutanta zaczęła pojawiać się moda na karabinki PCC, cały amerykański świat producentów broni projektował, budował i sprzedawał takie karabinki na nabój 9×19. Podążając za trendem na swój sposób CMMG postanowiło zaatakować rynek karabinkiem zasilanym amunicją .45 ACP, oczywiście przy użyciu „glockazynków”.
Karabinek miał być prosty, opierać się na zasadzie odrzutu zamka swobodnego…
Tak jak wszystkie inne.
Okazało się jednak, że broń jest zaledwie „prawie sprawna”. „Prawie”, bo w 98 – 99 procentach. W pozostałych przypadkach pojawiały się zacięcia. Zasadniczo jeden rodzaj zacięć: tak zwany failure to feed, czyli sytuacja, w której broń nie jest w stanie wprowadzić naboju do komory po usunięciu pustej łuski.
W diagnozie przyczyn problemu pomogły filmy kręcone z prędkością setek klatek na sekundę. Okazało się, że znaczny odrzut, który cechuje konstrukcje oparte na odrzucie zamka swobodnego, oraz zasada bezwładności powodowały przesuwanie się pierwszego naboju w magazynku w przód, gdy zamek znajdował się w swojej najbardziej do tyłu wysuniętej pozycji. W tym momencie cały karabinek porusza się w tył wbijając się w ramię strzelca. Tymczasem nabój w magazynku zgodnie z zasadą bezwładności zaczyna poruszać się w przód. W większości przypadków ruch naboju nie powodował żadnych konsekwencji, ale w 1-2% strzałów skutkiem tego ruchu było wypadnięcie naboju ze szczęk magazynka, co powodowało zacięcie.
W świecie, w którym mamy do wyboru bardzo wielu producentów i jeszcze więcej modeli broni, konstrukcja, która działa zaledwie w 98% przypadków nie ma szans na komercyjny sukces. Zaczęto szukać więc rozwiązania.
Pierwsze próby to powrót do mechanizmu gazowego – dokładnie takiego jak w AR-15: bez tłoka i tłoczyska, czyli takiego, gdzie gazy prochowe odprowadzane przez boczny otwór w lufie oddziałują bezpośrednio na zamek broni.
W toku prac okazało się, że dla sprawnego działania mechanizmu, jeśli konstrukcja strzela nabojem pistoletowym, boczny otwór w lufie i kolanko gazowe muszą być tuż przed komorą nabojową. Efekt – wielkie ilości gazu kierowane w tył, sprawnie działająca broń, ale… wymagająca konserwacji i czyszczenia co kilkaset strzałów. Gdyby chodziło o samopowtarzalną strzelbę, nie byłoby to nic dziwnego i byłoby komercyjnie akceptowalne. Ale w przypadku karabinka była to sytuacja nie do pomyślenia.
CMMG miało więc w tym momencie opracowane dwie konstrukcje: pierwszą opartą o odrzut zamka swobodnego, która działała prawie zawsze, i drugą opartą o system gazowy działającą zawsze, o ile była często czyszczona.
Pozostawało opracować coś, co faktycznie zadziała. Z pomocą przyszła lekcja historii. W czasie II Wojny Światowej amerykańska armia adaptowała pistolet maszynowy działający na zasadzie odrzutu zamka półswobodnego (delayed blowback) – Resing SMG. Tę samą zasadę postanowiono wykorzystać ratując projekt PCC w CMMG. Oczywiście sposób rozwiązania opóźnienia otwarcia zamka jest inny niż w pistolecie maszynowym Resinga, jednak efekt pozostaje ten sam.
Serce Banshee bije w specyficznym systemie zamka półswobodnego. Znający budowę AR-15 dostrzegą od razu co jest nie tak na z zamkiem karabinka: dodatkowa sprężynka, dziwacznie ukształtowany cam pin i ścięte pod kątem 45 stopni rygle zamka. Te niewielkie zmiany zdecydowały o sukcesie Banshee
Broń działa bez systemu gazowego, a jednocześnie nie potrzebuje tak masywnego zamka, jak broń oparta o zasadę odrzutu zamka swobodnego. Jak mówi staropolskie przysłowie: lis syty i owca cała.
Fakt, że zamek Banshee nie musi być specjalnie masywny, pozwala na użycie standardowego – z lekkimi tylko modyfikacjami – zamka AR-15. Gdy uważnie przyjrzeć się temu elementowi, widać dodatkowy otwór w jego tylnej części. Jest to otwór na bolec sprężysty mocujący dodatkowe, fakultatywne obciążenie. Nie jest ono konieczne poza szczególnymi przypadkami. Broń, którą używaliśmy do redakcyjnych strzelań, nie miała tego obciążnika i sprawowała się bez zarzutu bez względu na to, jaką amunicją ją karmiliśmy.
Kupujemy?
Tak.
Tu następuje koniec czytania dla bardziej leniwych Czytelników. Można jednak poświęcić jeszcze kilka minut i dowiedzieć się dlaczego.
Jeśli ktoś ma już AR-15 i „wypasł” go wielce wydając straszliwe pieniądze na akcesoria: spust, kolbę, chwyt, akcesoryjne manipulatory, to zakup samego uppera Banshee oszczędzi mu dodatkowych wydatków. Tym bardziej jeśli sprzęt strzelnicowy – zwłaszcza ładownice na magazynki – ma również już kupione. Magazynki bowiem z wkładką CMMG będą pasowały przecież do każdej ładownicy AR-15.
Zdecydowanie przygarnąłbym Banshee. Zwłaszcza, że….
Tu drobna wada: zakup uppera jest w Polsce traktowany (teraz nasze paranoiczne prawo) jak zakup kolejnej sztuki broni. Trzeba więc zużyć na taki zakup promesę. Są jednakowoż sposoby, żeby nie łamiąc prawa obejść tę trudność.
Jeśli ktoś AR-15 jeszcze nie posiada (dlaczego?!), to polecam zakup kompletnego karabinka Banshee. Jakość zespołu spustu bez wątpienia usprawiedliwia taki zakup.
Tu jednak są dwie drogi i, co za tym idzie, konieczność dokonywania wyborów.
Osoba chcąca strzelać na zawodach przede wszystkim PCC – a coraz więcej jest zawodów dynamicznych i wielobroniowych pod ten rodzaj karabinków – może śmiało decydować się na konstrukcję z dedykowanym pod „glockazynki” lowerem. To pozwoli takiemu strzelcowi mieć od razu gotowy na zawody karabinek, bez konieczności wielkich modyfikacji. Drugą korzyścią jest możliwość skompletowania pary broni na zawody: CMMG Banshee i dowolna odmiana Glocka. To pozwoli na ujednolicenie zakupów magazynków i oporządzenia. Ważne, że magazynki do Glocka są sporo tańsze niż magazynki AR-15 z wkładką na 9×19.
…świetnie mieści się nawet w najmniejszym plecaku, jaki mam
Druga droga to zakup kompletnego Banshee z lowerem wyposażonym w gniazdo AR-15 i magazynków z wkładką. W późniejszym czasie można zestaw uzupełnić o dowolny upper zasilany amunicją .223 Rem lub .300 Blackout.
Ja, jako że mam zasadniczy problem z podejmowaniem decyzji, kupiłbym po prostu trzy karabinki: jeden zasilany z „glockazynków”, drugi w .223 Rem, a trzeci… Resolute.
Rezolutnie?
Dziękujemy firmie BUOS, dystrybutorowi CMMG na rynku polskim, za użyczenie broni do testów.
Produkty marki CMMG dostępne są w Polsce za pośrednictwem dystrybutora, firmy BUOS.
Produkty z całej oferty dystrybucyjnej można obejrzeć i wybrać na platformie dystrybucyjnej B2B, a także odebrać w całej sieci sklepów partnerskich na terenie Polski, których lista dostępna jest tutaj.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.