Karabinki AR...
Mówiąc w uproszczeniu: przeważająca większość dostępnych na polskim rynku karabinków AR-podobnych to konstrukcje bazujące na projekcie Stonera, a różniące się tylko niewiele wnoszącymi detalami. Każdy z nich oparty jest na prymitywnym, będącym koszmarem każdego flejtucha systemie gazowym pozbawionym tłoka, gdzie gazy prochowe odprowadzane przez boczny otwór w lufie oddziałują bezpośrednio na zamek (bolt carrier). Taka konstrukcja powoduje podatność na zabrudzenia i wymusza – słusznie! – dbałość o stan techniczny broni.
Zdarzają się od czasu do czasu konstrukcje tłokowe, ale to z kolei zwykle karabinki oparte na mechanizmie z krótkim skokiem tłoka – tłok nie jest trwale połączony z zamkiem.
Takie rozwiązanie ma swoje zalety: broń jest czystsza. Nic albo prawie nic z gazów prochowych nie przedostaje się do komory zamkowej. Ma to też jednak swoje wady: jako że nie ma bezpośredniego połączenia tłoka z zamkiem, a tłok jedynie punktowo uderza w niego, pojawia się możliwość przekoszenia zamka i nadmiernego zużycia elementów.
W karabinkach AR bolt carrier może się przekosić i powodować wycieranie się dolnej części buffer tube.
PWS jak AK
W karabinku PWS zastosowano jednie słuszną, błogosławioną przez samego Michaiła Kałasznikowa konstrukcję opartą na długim skoku tłoka.
Abominacja, owoc mezaliansu panów Kałasznikowa i Stonera: karabinek AR-15 w wersji z długim skokiem tłoka
Tak jak w wyżej opisanych systemach cała automatyka broni napędzana jest gazami prochowymi odprowadzanymi przez boczny otwór w lufie. Tu jednak tłok i zamek stanowią sztywny zespół. Długi tłok prowadzony przez rurę gazową, na sztywno połączony z zamkiem (bolt carrier) minimalizuje możliwość przekoszenia go wewnątrz komory zamkowej lub buffer tube. To zmniejsza tarcie, minimalizuje występowanie ewentualnego szybszego zużywania się elementów i sprawia, że praca karabinka jest bardziej płynna.
Ktoś może zarzucić mi tu mijanie się z prawdą, bo w Mk114 tłok nie jest jednym elementem, ale składa się de facto z dwóch. Takim osobom odpowiem, że to bez znaczenia ze względu na długość na stałe połączonej z zamkiem części tłoka oraz na sposób łączenia obu jego elementów.
Rozłożony na czynniki pierwsze zespół ruchomy karabinka
Wciąż w porównaniu z systemem o krótkim skoku tłoka cały zestaw tłok-zamek w PWS jest sztywny i działa tak, jak opisano powyżej.
Dodatkowo rozwiązanie zastosowane w tym karabinku pozwana na wykorzystywanie standardowych rączek napinania używanych w AR-15.
Co prawda proces składania rozłożonej broni staje się nieco trudniejszy niż w przypadku klasycznego AR, ale przecież to broń przeznaczona nie dla prostego wojska.
Pozostałe różnice
Nie tylko system przekazywania energii na zamek odróżnia PWS od klasycznego AR 15 – choć to podstawowa różnica. Druga co do ważności – a dla niektórych użytkowników może nawet najważniejsza – zmiana to zabudowany fabrycznie regulator gazowy. Trzy pozycje pozwalają dobrać właściwą dla danego rodzaju amunicji i warunków ilość gazów dostarczanych do tłoka tak, by automatyka broni działała właściwie, a strzelec nie cierpiał na skutek przegazowania i elementy składowe karabinka nie były poddawane nadmiernym obciążeniom.
Regulator gazowy PWS Mk114 Mod1-m
Tu można zastanowić się, czy kolejność jest właściwa: może dbanie o mechanizmy broni jest ważniejsze od komfortu użytkownika…? No nic, pozostawmy te dywagacje mądrzejszym i wróćmy do PWS.
Ostatnia z poważnych różnic względem tradycyjnego karabinka AR to prowadnica kolby (buffer tube). W tym wypadku zaprojektowano ją od początku i wykonano na maszynach CNC. W teorii ma być ona sztywniejsza niż oryginalna – dzięki wzdłużnym przefrezowaniom – oraz lepiej współpracować z zamkiem karabinu. Jej wejście ma lejkowaty kształt, co pozwala na łatwiejsze wejście tylnej części zamka do jej wnętrza.
Prowadnica kolby w PWS została wyposażona w nakrętkę zabezpieczoną przed samoodkręcaniem się. Stopka kolby i chwyt pistoletowy nie mają wiele wspólnego z prostymi odpowiednikami standardowego AR-15
Nakrętka prowadnicy (castle nut) również odbiega konstrukcją od tego co powszechnie znane. Nie ma tu potrzeby punktowego zbijania nakrętki z brzegiem komory zamkowej celem trwałego połączenia obu elementów i zapobiegnięcia samoczynnemu odkręcaniu się jej podczas strzelania. Zamiast tego zastosowano tutaj nakrętkę z grzechotką: osadzonym sprężyście elementem stawiającym na tyle duży opór, że nakrętka nie może odkręcić się sama, ale jednocześnie pozwalającym na odkręcenie elementu, jeśli to potrzebne. Płytka znajdująca się pod nakrętką (endplate) została wyposażona w gniazda szybkiego montażu pozwalające na zaczepienia pasa.
Szczegóły
Na wspomnianej przed chwilą prowadnicy osadzono regulowaną stopkę kolby Bravo Company, również wyposażoną w gniazda szybkiego montażu. Chwyt pistoletowy, który w swojej standardowej, ogólnowojskowej formie jest absolutnie nie do przyjęcia dla przedstawiciela homo sapiens dysponującego niezdeformowanymi kończynami górnymi, zastąpiono ergonomicznym chwytem również pochodzącym od Bravo Company. Zgodnie z obecną modą w chwycie umieszczono schowek na niepotrzebne drobiazgi.
Rączka napinania jest większa od klasycznej oraz dostosowana do operowania nią zarówno z lewej, jak i z prawej strony. Strona producenta opisuje ją jako Radian Raptor Ambidextrous Charging Chandle. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że jest wygodna.
Powiększona i przystosowana dla zarówno lewo-, jak i praworęcznych strzelców rączka napinania. Na pierwszym planie widać również silnie amortyzowaną stopkę kolby. Taka mięciutka poducha to prawdziwy overkill dla karabinka w kalibrze 223 Rem
Karabinek oczywiście sprzedawany jest bez przyrządów celowniczych, a szyna na grzbiecie komory zamkowej przechodzi w długą, 13-calową, umieszczoną na aluminiowej osłonie lufy. Górna szyna w przedniej części przerwana jest miejscem na klucz do regulacji systemu gazowego.
Grzbietowa szyna to jedyna, w jaką wyposażono karabinek. Poza nią po bokach oraz na dole (dla mówiących językiem taktycznym: na godzinie trzeciej, dziewiątej oraz szóstej) w aluminiowym handguard wyfrezowano standardowe otwory do montowania akcesoriów m-LOK. Wraz z dodatkowymi wycięciami tego elementu znacznie obniża to wagę. Oszynowanie oczywiście mocowane jest tylko w jednym punkcie – wokół nakrętki utrzymującej lufę w komorze zamkowej – i w żadnym miejscu nie styka się z lufą.
14-calowa lufa niewiele wystaje przed oszynowanie i zwieńczona jest urządzeniem wylotowym, będącym na pierwszy rzut oka skrzyżowaniem dwukomorowego kompensatora z klasycznym tłumikiem płomienia typu bird cage. Ten sprawnie działający kompensator firmowany jest przez PWS.
Minimalistyczne, zgodne ze współczesnymi trendami oszynowanie karabinka – tylko grzbietowa szyna oraz otwory m-LOK na dodatkowe odcinki szyn lub akcesoria w tym standardzie
Warto dodać, że po przeciwnej kompensatorowi stronie lufy nie znajdziemy zwykłej komory nabojowej, ale tę w rozmiarze .223 Wylde, która ponoć lepiej współpracuje z amunicją zarówno 223Rem jak i 5,56x45mm. Skok gwintu samej lufy to jeden obrót na 8 cali – również uniwersalny, sprawdzający się nieźle bez względu na masę wystrzeliwanego pocisku.
Spust, jaki zastosowano w Mk114, ma opór około 6 funtów i nazwany jest przez producenta ulepszonym spustem mil-spec. Faktycznie, jak na karabinek, w którego mechanizmach nikt nie grzebał, jest naprawdę niezły.
Na strzelnicy
Profesjonalne stanowisko do przystrzeliwania broni. PWS Mk114 to nie karabinek tarczowy. Imadeł i mikrometrów więc brak
PWS Mk114 okazał się pożeraczem amunicji. Z lunetą Vortexa strzelało się z niego nadzwyczaj dobrze. Nie jestem wybitnym purystą ani strzeleckim snobem, ale w moim odczuciu mechanizm z długim skokiem tłoka, zastępujący klasyczne rozwiązania Stonera stosowane bez zmian od kilkudziesięciu (sic!) lat, faktycznie poprawia kulturę pracy karabinka.
50m, amunicja Fiocci, karabinek oparty na plecaku. 5 strzałów
Spory udział w tej poprawie ma oczywiście kompensator, którego nie dane mi było zdemontować. Tak czy inaczej karabinek strzela miękko i nie próbuje wyrywać się z dłoni czy uciekać z celu podczas szybkiego oddawania kolejnych strzałów.
Przenoszenie się z celu na cel, poruszanie się z bronią czy pokonywanie toru z przeszkodami ułatwia króciutka lufa – choć chętnie skróciłbym ją jeszcze o kilka cali. Podejrzewam jednak, że system gazowy mid-length mógłby zacząć stroić fochy, gdyby wylot lufy znalazł się nagle zaraz za regulatorem gazowym. Fajnie byłoby to sprawdzić, ale potrafię sobie wyobrazić stanowczy i gwałtowny opór ze strony firmy użyczającej broni. Na myśl o tym gdzieś w tyle głowy pojawia się znany biblijny cytat o zapalczywym gniewie i srogiej pomście.
„Siednijcie se, dziadku, boście osłabli” –powiedział młodzian na strzelnicy z udawaną troską w głosie, widząc kartkę A4, w której ledwie zmieściłem się, strzelając z 30 metrów: stojąc… o własnych siłach… bez asekuracji.
Wracając do broni. Zwykle niemodyfikowane AR doprowadzają mnie do pasji z racji chwytu, który w żaden sposób nie jest kompatybilny z moją dłonią. Tu tego problemu oczywiście nie było.
Strzelanie z podparcia – tak, po prostu plecak EDC, a nie specjalne podpory – pozwoliło ocenić realną celność broni. Warunki z jednej strony polowe, z drugiej możliwie jak najbardziej stabilne, ale nie laboratoryjne. Jak widać na załączonych zdjęciach, skupienia są porządne. Niczego więcej od krótkiego karabinka wymagać nie trzeba. Bez względu na to, czy miałby służyć do odstrzału drapieżników w łowisku, czy do dynamicznych zawodów, czy – z właściwą amunicją – do obrony domu.
Dostarczony z bronią magazynek pracował bez zarzutu. Podobnie jak plastikowy Lancer i kilka przechodzonych już aluminiowych magazynków, które z racji wieku lubią sprawdzać w niektórych egzemplarzach broni pewne problemy i niespodzianki
Reasumując: PWS Mk114 sprawił się na tyle dobrze, że gdyby nie wyraźne żądania zwrotu do dystrybutora, poparte całkiem realnymi (i plastycznie opisanymi) groźbami naruszenia mojej nietykalności cielesnej, pewnie zostałby w mojej szafie.
Dziękujemy sklepowi Best Hunters, dystrybutorowi PWS w Polsce, za użyczenie broni do testów