Przejdź do serwisu tematycznego

Zatrzymać Smoka – polityka USA wobec Chin za prezydentury Bidena?

Jednym z głównych celów administracji Donalda Trumpa było zakończenie tzw. polityki zaangażowania wobec Chińskiej Republiki Ludowej, którą poprzednie administracje amerykańskie prowadziły od czasu ustanowienia formalnych relacji w 1979 roku. Czy pomimo diametralnych różnic w wielu dziedzinach polityki, jakie prezentuje Joe Biden, podejście USA do ChRL pozostanie bez zmian?

Według Strategicznego Podejścia Stanów Zjednoczonych do Chińskiej Republiki Ludowej – dokumentu opublikowanego przez Biały Dom w maju 2020 roku, zgodnie z ustawą o autoryzacji obrony narodowej na 2019 rok – “polityka Stanów Zjednoczonych wobec ChRL [Chińskiej Republiki Ludowej] była w dużej mierze oparta na nadziei, że pogłębienie zaangażowania pobudzi fundamentalne otwarcie gospodarcze i polityczne w ChRL i doprowadzi do jej wyłonienia się jako konstruktywnego i odpowiedzialnego globalnego interesariusza, z bardziej otwartym społeczeństwem.” Jednak 40 lat później stało się jasne, że takie podejście nie sprawdza się. Aby uniemożliwić Pekinowi „przekształcenie porządku międzynarodowego na swoją korzyść”, kontynuują autorzy dokumentu, “administracja przyjęła konkurencyjne podejście do ChRL, oparte na (…) tolerancji dla większych dwustronnych tarć”[1].

[1] United States Strategic Approach to the People’s Republic of China, https://china.usembassy-china.org.cn/wp-content/uploads/sites/252/U.S.-Strategic-Approach-to-The-Peoples-Republic-of-China-Report-5.24v1.pdf

Długa historia relacji

/ Zdjęcie: Departament Stanu USA

Zwrot w polityce zagranicznej wobec Chin można zaobserwować w raz z początkiem XXI wieku, choć obydwa państwa łączą stosunku dyplomatyczne począwszy od 1784 roku. W ciągu tych 237 lat, przedział czasowy w którym dochodziło między nimi do wrogości wynosi 21 lat (1950-1971). Wzajemne relacje między USA i Chinami warunkowały kształtowanie się terytorialne Stanów Zjednoczonych – to ono zadecydowało o rozszerzeniu obecności USA na wybrzeżu Pacyfiku.

Z drugiej strony, kiedy Stany Zjednoczone zaangażowały się w “konfrontację o globalną dominację” z ZSRR, to właśnie sojusz z Chinami zapewnił im zwycięstwo. Pod koniec zimnej wojny USA zdecydowały się na zintensyfikowanie transferu firm i kapitału do Chin, co obecnie jest wskazywane jako początek upadku potęgi gospodarczej Stanów Zjednoczonych. Z kraju, który produkował i eksportował towary na swym terytorium, USA dzięki wykorzystaniu taniej siły roboczej i braku norm prawnych wobec pracowników w Chinach, zmieniły się w państwo oparte na konsumpcji.

Kryzys gospodarczy w l. 2007-2008, który szczególnie dotknął Stany Zjednoczone, stał się sprężyną gospodarczą dla Pekinu. Eksport kapitału pozwolił konkurować Chinom już nie tylko z sąsiednim mocarstwem ekonomicznym, jakim była Japonia, ale także rzucić wyzwanie USA.

Początek prezydentury Baracka Obamy ogniskował się wokół unikania niepotrzebnych konfrontacji we wzajemnych relacjach z Chinami, skupiając się na próbach zakończenia konfliktów na Bliskim Wschodzie. Z tego też powodu Obama ograniczył działania Departamentu Obrony, pomimo uwag swoich czołowych doradców wojskowych, którzy chcieli sprzeciwić się działaniom Pekinu polegającym na budowaniu sieci sztucznych wysp na Morzu Południowochińskim. To z kolei spotkało się z mieszaną reakcją regionalnych sojuszników USA, takich jak Australia, Japonia czy Republika Korei. Sam Obama zakładał ostrożne podejście do wzrostu znaczenia Chin, próbując przekształcić Pekin w strategicznego partnera, który nie stanowiłby zagrożenia dla kierowanej przez USA struktury bezpieczeństwa na Pacyfiku

Od tego czasu stanowisko Obamy wobec Chin uległo jednak zaostrzeniu. Początek kryzysu w relacjach między USA a Chinami nastąpił, gdy Stany Zjednoczone ogłosiły – “Pivot to East Asia”. Miało to miejsce podczas przemówienia w Darwin w Australii 17 listopada 2011 roku. Oficjalnie amerykański prezydent poinformował, że chodzi o wzajemne wzmocnienie gospodarcze, jednak zarysowane wówczas plany miały charakter czysto militarny – Partnerstwo Transpacyficzne (TPP) zaczęto negocjować w 2008 roku, a podpisano w 2015, a więc na przekór “pivotowi”, który jest dziś określany jako największa porażka Obamy w polityce zagranicznej[1].

Reakcja Chin była typowa: w 2011 roku zainicjowały Regionalne Kompleksowe Partnerstwo Gospodarcze (RCEP), własną wersję  porozumienia o wolnym handlu, aby przeciwstawić się TPP. W 2013 roku uruchomiły Inicjatywę Pasa i Drogi (BRI), oferując alternatywę dla niespełnionej obietnicy globalizacji: efektywnego światowego obiegu towarów. Plan zakłada zjednoczenie Eurazji, od Tokio do Rzymu. W tym samym roku Chiny utworzyły Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB), gdyż Azjatycki Bank Rozwoju (ADB) był kontrolowany przez Amerykanów.

W dziedzinie wojskowości modernizacja uległa znacznemu przyspieszeniu. Wszystkie posiadane obecnie przez Chiny niszczyciele i krążowniki (09 Typ-52D; 01 Typ-55), a także lotniskowce i samoloty bojowe piątej generacji zostały zbudowane po „Pivot for Asia”.

[1] https://thediplomat.com/2017/01/the-pivot-to-asia-was-obamas-biggest-mistake/

Wojna Handlowa – kadencja Trumpa

/ Zdjęcie: Departament Stanu USA

Baracka Obamę na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych zastąpił Donald Trump, wygrywając w 2016 w wyborach z byłą Sekretarz Stanu i domniemaną kontynuatorką polityki Obamy – Hilary Clinton. Wybór ten był zaskakujący, a jego międzynarodowe skutki – niepokojące, wywołując krytykę jednych i milczenie innych. Wygrał z Demokratami, mediami, wojskiem, a nawet z establishmentem własnej partii, dzięki swojej lekkomyślnej przedsiębiorczości i instynktowi zdobywcy. Sukces ten, niezrozumiały dla dużej części świata, doskonale wyjaśnił André Araújo: „Donald Trump jest punktem poza krzywą, […] nie jest częścią establishmentu, […] nie ma doświadczenia ani inteligencji politycznej, [i] spowoduje wiele zamieszania. […] Istnieje on jednak z konkretnego powodu. Globalizacja przyniosła jednej warstwie społecznej w USA korzyści, a innej ogromne straty. Wbrew temu, co głosił Konsensus Waszyngtoński, globalizacja jest procesem niezrównoważonym i nieefektywnym. […] Trump jest wynikiem końca marzenia, ale nie rozwiązaniem, które pozwoli je przeżyć na nowo”[1]. Trump jednak mimo zwycięstwa z ramienia Partii Republikańskiej nie prowadził polityki, zgodniej z reprezentowanym stronnictwem. Uważał, że wysiłki militarne powodują wzrost obciążeń budżetowych, a gospodarka amerykańska, według danych Banku Światowego z 2016 roku, rosła w latach 2011-2016 poniżej 0,7% rocznie lub wręcz kurczyła się. Podstawą programu wyborczego Trumpa był wzrost gospodarczy. Obietnice dotyczyły osiągnięcia pokoju – w przeciwieństwie do Obamy, Trump nie rozpoczął żadnej wojny – oraz zmierzenia się z deficytem giełdowym i fiskalnym. W 1991 r. deficyt handlowy USA wynosił zaledwie 66 mld USD, podczas gdy w 2020 roku wynosił 729 mld USD. Aby stawić czoła temu wyzwaniu i ożywić wzrost gospodarczy, zaproponowano plan zainwestowania półtora biliona dolarów w infrastrukturę i ponownego skoncentrowania produkcji towarów w kraju.

W 2017 r. deficyt handlowy USA z Chinami wyniósł 395 mld USD. Trump widział przyczynę pogarszającej się amerykańskiej ekonomii w Chinach, z którymi w roku następnym rozpoczął wojnę handlową. Pierwsze miesiące prezydentury Trumpa upłynęły jednak pod znakiem dialogu między Chinami a USA, którego kulminacją było kwietniowe porozumienie handlowe z 2017 r. oraz osobiste pochwały Trumpa pod adresem prezydenta Xi. Komplementy, ewentualne ustępstwa, Waszyngtonu w kwestii stosunków z Tajwanem oraz milczenie w sprawie Morza Południowochińskiego były zapewne próbą zachęcenia Pekinu do poskromienia rządu Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej. Jednak niepowodzenie lub niezdolność Chin do wywarcia presji na Pjongjang, późniejsze groźby wojny nuklearnej z KRLD oraz nieuzyskanie przez Waszyngton znaczących korzyści w negocjacjach handlowych pociągnęły za sobą zmianę strategii.

Trump odszedł od pojednawczego tonu, który miał zachęcić Xi do współpracy w ograniczaniu nuklearnych ambicji KRLD, na rzecz siłowej postawy amerykańskiej w regionie Azji i Pacyfiku, z groźbami jednostronnej akcji militarnej wobec sąsiada Chin. Niezdolność amerykańskiego wywiadu do dokładnego przewidzenia potencjału nuklearnego i rakietowego Korei Północnej była najbardziej prawdopodobnym czynnikiem amerykańskiej presji na Chiny. Przed rozpoczęciem wojny Trump ogłosił plan zawarcia lepszej umowy z Chinami, która miała pomóc amerykańskim firmom i pracownikom konkurować z towarami z Azji. Trump przedstawił czteroczęściowy plan lepszego porozumienia z Chinami: ogłoszenie Chin manipulatorem walutowym; konfrontacja z Chinami w kwestii własności intelektualnej i wymuszonego transferu technologii; zakończenie stosowania przez Chiny subsydiów eksportowych oraz pobłażliwych standardów pracy i ochrony środowiska; oraz obniżenie amerykańskiej stawki podatku dochodowego od osób prawnych, aby uczynić amerykańską produkcję bardziej konkurencyjną.

Inną tezą przyczyn wojny handlowej jest próba wpisana działań Trumpa w realizację koncepcji Wielkiej Amerykańskiej Strategii, jaką jest uniemożliwienie Chinom ustanowienia hegemonii w Azji i na Pacyfiku. Michael J. Green, specjalista od Azji i Japonii, wiceprzewodniczący Centrum Strategii i Studiów Międzynarodowych, w swojej książce By More Than Providence: Grand Strategy and American Power in the Asia Pacific since 1783 mówi tak: „przez ponad dwa stulecia interes narodowy Stanów Zjednoczonych był identyfikowany przez kluczowych przywódców jako zapewnienie, że Ocean Spokojny pozostanie przewodnikiem dla amerykańskich idei i towarów, aby płynąć na zachód, a nie dla zagrożeń, aby płynąć na wschód w kierunku ojczyzny”.

Niezależnie od tego czy staniemy po stronie ideologicznej czy ekonomicznej przyczynie wojny handlowej, ta ostatecznie wybuchła. Celem było wywarcie presji na Pekin, by wprowadził znaczące zmiany w tych aspektach swojego systemu gospodarczego, które ułatwiają nieuczciwe chińskie praktyki handlowe, w tym wymuszony transfer technologii, ograniczony dostęp do rynku, kradzież własności intelektualnej i subsydia dla przedsiębiorstw państwowych. Trump argumentował, że jednostronne taryfy zmniejszyłyby deficyt handlowy USA z Chinami i spowodowałyby, że firmy sprowadziłyby miejsca pracy w produkcji z powrotem do Stanów Zjednoczonych. W okresie od lipca 2018 r. do sierpnia 2019 r., Stany Zjednoczone ogłosiły plany nałożenia taryf na ponad 550 mld USD dla chińskich produktów, a Chiny odpowiedziały taryfami na ponad 185 mld USD dla amerykańskich towarów. Najsławniejszym przykładem był nałożony w maju 2019 roku zakaz działalności Huawei Corporation w kraju.

/ Zdjęcie: Departament Stanu USA

Badanie Moody’s Analytics z września 2019 r. wykazało, że wojna handlowa kosztowała gospodarkę amerykańską prawie 300 000 miejsc pracy i szacunkowo 0,3% realnego PKB. Inne badania określały stratę dla amerykańskiego PKB na około 0,7%. Raport Bloomberg Economics z 2019 roku szacował, że wojna handlowa będzie kosztować gospodarkę USA 316 miliardów dolarów do końca 2020 roku, podczas gdy nowsze badania z Banku Rezerwy Federalnej Nowego Jorku i Uniwersytetu Columbia wykazały, że amerykańskie firmy straciły co najmniej 1,7 biliona dolarów w cenie swoich akcji w wyniku amerykańskich taryf nałożonych na import z Chin[2]. Wojna okazała się ciężka dla obydwu stron, ostatecznie zdecydowano się ogłosić rozejm podczas uroczystej ceremonii podpisania porozumienia w Białym Domu z udziałem prezydenta Trumpa i wicepremiera Chin Liú Hè. Chociaż pełny tekst porozumienia nie został upubliczniony, raporty mówią, że umowa zobowiązuje Chiny do zakupu dodatkowych 200 miliardów dolarów w amerykańskich produktach w ciągu dwóch lat powyżej poziomu z 2017 roku. Tekst umowy, który został upubliczniony, pokazuje, że Chiny zobowiązują się do ochrony amerykańskiej własności intelektualnej, wstrzymania przymusowego transferu technologii i powstrzymania się od używania dewaluacji waluty jako broni handlowej. Zawarto w nim również mechanizm egzekwowania, który umożliwiłby nałożenie ceł importowych, jeśli spory nie zostaną rozwiązane.

Donald Trump ogłosił się zwycięzcą jednak w ciągu sześciu miesięcy od podpisania porozumienia perspektywy osiągnięcia przez Chiny celów zakupowych znacznie się pogorszyły. Według wyliczeń Bloomberga opartych na danych Chińskiej Administracji Celnej, Chiny w pierwszej połowie 2020 roku zakupiły jedynie 23% całkowitego celu zakupowego na ten rok[3]. Częściowo jest to spowodowane zakłóceniami w przepływie handlowym spowodowanymi przez COVID-19, jednak duża część tej luki wynika z niepraktyczności samego porozumienia. W ramach pierwszej fazy porozumienia Chiny zobowiązały się do zakupu towarów amerykańskich o około 60 mld USD więcej niż w 2017 r. – czyli około 180 mld USD w towarach amerykańskich w 2020 roku. Jednak eksport amerykańskich towarów do Chin jest obecnie znacznie niższy niż w 2017 roku. Innymi słowy, Pekin w zapłacił za umowę obietnicą nadzwyczajnych zakupów amerykańskich towarów, z których nie zamierza się wywiązać.

/ Zdjęcie: Departament Stanu USA

 

[1] Araújo André, Trump em 200 anos de Historia [w:] „Solidariedade Ibero-Americana.”, Rio de Janeiro: MSI, p.9., 2017

[2] Trade War Chicken: The Tariffs and the Damage Done, https://www.moodysanalytics.com/-/media/article/2019/trade-war-chicken.pdf

[3] China is Buying American but not Enough to hit Trade Deal Target

https://www.bloomberg.com/news/articles/2020-07-27/china-is-buying-american-but-not-enough-to-hit-trade-deal-target

Presja militarna na ChRL

/ Zdjęcie: Chief Mass Communication Specialist Elliott Fabrizio, US Navy

Oprócz działań ekonomicznych wzrosła również presja militarna. Region Morza Południowochińskiego jest określany jako jeden z dwóch najbardziej zapalnych miejsc na świecie. Dzieje się tak z uwagi na strategiczne znaczenie tego obszaru i nakładające się na to działania rządu w Pekinie, który dąży do objęcia całkowitej kontroli nad akwenem. Mając na uwadze przewagę populacyjną, gospodarczą i militarną nad sąsiednimi państwami regionu, Stany Zjednoczone są jedynym państwem mogącym zatrzymać chińskie aspirację. Zdawał sobie z tego sprawę Donald Trump i jego tego świadoma administracja Joe Bidena. Katalizatorem zdarzeń był wybuch pandemii Covid-19. W Chinach Partia Komunistyczna rozpoczęła walkę w nienajlepszy sposób, karząc lekarzy i dziennikarzy, którzy starali się bić na alarm w związku z jej rozprzestrzenianiem się wirusa w Wuhan na przełomie grudnia i stycznia 2019 roku. Jednak gdy władze centralne podjęły działania, przedstawiciele władzy na różnych szczebli byli w stanie wykorzystać swoje niekontrolowane, autorytarne, uprawnienia do powstrzymania wirusa. Dzięki temu chińska gospodarka odbiła się od dna. W USA Trump albo okłamywał opinię publiczną, albo wprowadził ją w błąd w sprawie pandemii. Wahał się między chwaleniem Xi i obwinianiem go za epidemię, a następnie wykorzystał tę kwestię do ataku na przeciwników politycznych. Tym samym pozycja amerykańskiego przywódcy spadła, a Chiny zajęły się rozciąganiem swoich wpływów w rejonie Morza Południowochińskiego, ku przerażeniu sojuszników USA. Waszyngton nie pozostał jednak bierny, zdając sobie sprawę z przewagi na morzu nad Chinami, dążył do podkreślenia dominacji jednocześnie zapewniając sojuszników o bezpieczeństwie. W maju 2020 roku okręty Marynarki Wojennej USA (US Navy) i bombowce B-1 Sił Powietrznych (USAF) podjęły misje w regioniee. Następnie z bazy w Guam został wysłany lotniskowiec USS Theodore Roosvelt. Znacznie wzrosła też presja na realizację polityki „Swobodnej żeglugi” (FoN – Freedom of Navigation). „W dalszym ciągu realizujemy globalny program operacyjny Freedom of Navigation, w którym okręty US Navy bezpiecznie i profesjonalnie kwestionują nadmierne roszczenia morskie, w tym te na Morzu Południowochińskim. Przeprowadzamy również rutynowe tranzyty przez Cieśninę Tajwańską, aby jeszcze bardziej zademonstrować, że Stany Zjednoczone będą latać, żeglować i działać wszędzie tam, gdzie pozwala na to prawo międzynarodowe” – powiedział rzecznik Dowództwa Indo-Pacyfiku Amerykańskiej Marynarki Wojennej kpt. Michael Kafka, co było jasnym przekazem strategii Waszyngtonu[1].

/ Zdjęcie: Mass Communication Specialist 2nd Class Paul L. Archer, US Navy

USA zdecydowało się również na tranzyt przez Cieśninę Tajwańską, gdzie został skierowany niszczyciel rakietowy US Navy, USS McCampbell. Miejsce to ma znaczenie strategiczne ponieważ oddziela Chiny od Tajwanu. Działania te spotykały się z protestami Pekinu, jednocześnie chińskie statki badawcze skupiły się na nękaniu malezyjskiej państwowej firmy naftowej, która wysłała pływający pod panamską banderą statek wiertniczy West Capella, aby zbadać teren w poszukiwaniu ropy. Wykorzystanie flotylli statków badawczych do nękania stron roszczeniowych na Morzu Południowochińskim jest sprawdzoną chińską strategią, jednak tym razem spotkała się ona z amerykańską odpowiedzią. USA dwukrotnie przepłynęło okrętami wojennymi w pobliżu statku wiertniczego, co było pokazem siły mającym zasygnalizować Pekinowi, że US Navy może rzucić wyzwanie wszelkim chińskim próbom przejęcia zasobów w tym rejonie.

[1] https://www.cbs58.com/news/us-increases-military-pressure-on-china-as-tensions-rise-over-pandemic

Nowy rozdział – stare sprawy

/ Zdjęcie: Mass Communication Specialist 3rd Class Kevin V. Cunningham, US Navy

Wraz z początkiem roku 2021 na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa zastąpił przedstawiciel demokratów Joe Biden. Doświadczony polityk od wielu lat poruszający się wśród przedstawicieli amerykańskiej administracji, za czasów prezydentury Baracka Obamy dwukrotnie pełnił funkcję wiceprezydenta. Była to zmiana z jednej strony przyjęta z ulgą a z drugiej z rozczarowaniem, można jednak odnieść wrażenie, że rozczarowanie było większe wśród sojuszników USA w Azji wschodniej. O ile działania Donalda Trumpa przeciw Chinom można odbierać jako niekonsekwentne, a działania w ramach sojuszu NATO jako ograniczone, to państwa takie jak Filipiny, Japonia czy Wietnam skorzystały na agresywnej polityce Waszyngtonu wobec Chin. Głosy płynące z Tokio podsumowały działania amerykańskie w następujący sposób: „dla krajów, które są odbiorcami chińskiego przymusu, twardsze stanowisko USA w sprawie Chin jest ważniejsze niż jakikolwiek inny aspekt amerykańskiej polityki”. Sami przedstawiciele Pekinu uznawali działania Trumpa za bardzo odważne, zdając sobie sprawę, że nieskłonny do konsultacji polityk, który doświadczenie zdobywał w biznesie, jest w mniejszym stopniu dyplomatom a większym realizatorem swojego hasła „America First”. Tym samym działań amerykańskiego prezydenta względem Chin nie dało się przewidzieć, a niekonwencjonalne decyzje podejmowane, często samodzielnie, zaskakiwały przedstawicieli chińskiej władzy. Tym bardziej, że od czasu do czasu administracja Trumpa porzucała pozory strategii i używała brutalnej siły, aby osiągnąć swoje cele dyplomatyczne wobec Chin, co przynosiło znaczące rezultaty.  Mimo to, niezależnie od tego, jak bardzo krytycy Trumpa chwalili zdolność prezydenta do wywierania presji na Chiny, z lekceważeniem odnoszą się do sposobu, w jaki je roztrwonił. O ile diagnoza Trumpa dotycząca polityki zagranicznej Ameryki była słuszna, o tyle jego recepty na lekarstwo zawiodły.

/ Zdjęcie: Mass Communication Specialist 1st Class Nathan Laird, US Navy

Na tym skupiła się ostatecznie krytyka Trumpa w sprawie Chin. Zasiał chaos w kraju i za granicą, pozostawiając sobie niewielką zdolność do realizacji jakiejkolwiek trwałej strategii w obu tych miejscach. Trump nieustannie atakował Republikę Korei, na przykład z powodu kosztów utrzymania wojsk w tym kraju i groził zarówno Seulowi, jak i Tokio, dwóm sojusznikom, nałożeniem ceł na samochody. Zraził też do siebie wielu w Europie, zwłaszcza Niemcy, poprzez ciągłe lekceważenie NATO, Unii Europejskiej i ogólnie kontynentu. Na tym tle administracja nowego prezydenta budzi nadzieję. Dąży on do wzmocnienia pozycji USA na arenie międzynarodowej, ale w przeciwieństwie do swojego poprzednika, nie stawia na izolacjonizm, pragnie natomiast wesprzeć się na swoich sojusznikach w Europie i Azji. Jest to o tyle słuszna strategia co wątpliwa. Oparcie się na Unii Europejskiej, jest de facto oparciem się o Niemcy, które są powiązane gospodarczo zarówno z Rosją jak i z Chinami. Natomiast partnerskie prowadzenie polityki w ramach NATO można porównać do partnerskiego prowadzenia polityki przez Układ Warszawski. W pierwszym przypadku największym płatnikiem i potęgą militarną są Stany Zjednoczone, w drugim przypadku był Związek Sowiecki. Niemniej jednak pierwsze próby otwarcia się na partnerów już nastąpiły. Przemawiając na internetowej konferencji bezpieczeństwa w Monachium w zeszłym miesiącu Biden powiedział, że USA i ich sojusznicy stanęli w obliczu “długoterminowej strategicznej konkurencji” z Chinami i muszą “odeprzeć ekonomiczne nadużycia i przymus, które podcinają fundamenty międzynarodowego systemu gospodarczego (…) znajdujemy się w samym środku fundamentalnej debaty na temat przyszłości i kierunku rozwoju naszego świata” – powiedział – „wyboru między tymi, którzy twierdzą, że autokracja jest najlepszą drogą rozwoju, a tymi, którzy rozumieją, że demokracja jest niezbędna”. Jednocześnie odciął się od decyzji swojego poprzednika stawiając na NATO: „Na początku mojej kadencji wysyłam jasny przekaz całemu światu: Ameryka wróciła. Sojusz transatlantycki także wrócił (…) jest on (NATO – A.F.)  silnym fundamentem naszego bezpieczeństwa, a partnerstwo między Stanami Zjednoczonymi a Europą jest i pozostanie podstawą wszystkiego, co chcemy osiągnąć w XXI w.”. Odniósł się także do wpływu prezydentury Donalda Trumpa na stosunki transatlantyckie. „Wiem, że ostatnie kilka lat nadwyrężyło nasze relacje, ale zapewniam, że Ameryka chce znów współpracować z Europą”, oświadczył[1]. Głównym jednak przeciwnikiem dla USA pozostają Chiny. Biden i jego administracja mogą zarzucić poprzednikowi formę w jakiej prowadził relację z Chinami, ale nie ich kierunek. Można z całą pewnością stwierdzić, że zmiana prezydenta nie wpłynie na politykę wobec Państwa Środka, zmianie mogą ulec środki nacisku. W pierwszych tygodniach Biden zasygnalizował, że nie ma natychmiastowego planu usunięcia taryf celnych, które Donald Trump nałożył na import z Chin podczas swojej wojny handlowej. Nie zamierza on również odpuszczać Pekinowi w wewnętrznych sprawach, czego przykładem może być krytyka jaka padła pod adresem Chin za przetrzymywanie w obozach 1 miliona Urgujów, którzy według Amnesty International są trzymani w warunkach przypominających obozy koncentracyjne. Byli więźniowie informują, że osadzeni są zmuszani do uczęszczania w lekcjach reedukacyjnych i śpiewania pieśni politycznych. Inni przekazywali, że Ujgurzy są zmuszani do odrzucenie islamu i przysięgania lojalności wobec Komunistycznej Partii Chin, a także do jedzenia wieprzowiny i picia alkoholu[2]. Już ta podstawa może służyć Bidenowi do podtrzymania swoich decyzji dotyczących braku zniesienia ceł na Chiny. Nie musi on się jednak z tego tłumaczyć, ponieważ coraz więcej Amerykanów uznaje Chiny jako głównego przeciwnika USA a każde działanie mające na celu podtrzymać amerykańską hegemonię kosztem azjatyckiego sąsiada spotka się z aplauzem. I nie ma znaczenia czy mówimy to o zwolennikach demokratów czy republikanów, ponieważ polityka zagraniczna jest jedna i ciągła z czego Amerykanie zdają sobie sprawę. Poparcie dla decyzji Bidena wobec Chin będzie się cieszyło takim samym wyznaniem wśród republikanów jak działania Trumpa cieszyły demokratów. Obecny prezydent skupił wokół siebie ludzi mających podobne zdanie dotyczące Chin –  wielu jego doradców wykazało się rosnącą świadomością zagrożenia ze strony chińskiej partii komunistycznej. Wśród nowo mianowanych urzędników Biden zainstalował Kurta Campbella na stanowisku swojego koordynatora ds. Indo-Pacyfiku i Laurę Rosenberger jako swojego najwyższego urzędnika NSC ds. Chin. Tymczasem w Pentagonie, Ely Ratner, kolejny bardziej jastrzębi urzędnik, został poproszony o kierowanie nową grupą zadaniową skupioną na polityce wobec Chin.

/ Zdjęcie: Lt. Cmdr. Zeng Xingjian, MO ChRL

Oprócz nacisków ekonomicznych w arsenale prezydenta Stanów Zjednoczonych jest najpotężniejsza armia świata, z której Joe Biden robi użytek stawiając się w miejscu swojego poprzednika.  W lutym tego roku grupa uderzeniowa lotniskowca USS Theodore Roosevelt i grupa uderzeniowa lotniskowca USS Nimitz przeprowadziły ćwiczenia mające na celu zwiększenie interoperacyjności między zasobami (marynarki wojennej), jak również zdolności dowodzenia i kontroli. Były to pierwsze wspólne ćwiczenia dwóch grup lotniskowców na tym szlaku od lipca 2020 roku. Miały miejsce kilka dni po tym, jak Chiny potępiły przepłynięcie niszczyciela USS John S. McCain w pobliżu kontrolowanych przez ChRL Wysp Paracelskich, co Stany Zjednoczone argumentowały swobodą żeglugi. Była to pierwsza tego typu decyzja Joe Bidena na obecnym stanowisku, jednak można założyć, że nie będzie to ostatnia.

[1] https://www.euractiv.pl/section/polityka-zagraniczna-ue/news/monachijska-konferencja-bezpieczenstwa-monachium-ameryka-usa-europa-ue-nato-biden-merkel/

[2] https://www.rp.pl/Spoleczenstwo/181219383-Chiny-Obozy-dla-Ujgurow-jak-obozy-koncentracyjne.html

Wnioski

  • Trudno oszacować jak będą wyglądały najbliższe miesiące prezydentury Josepha Bidena i czy, z uwagi na wiek, w ogóle prezydenturę dokończy. Można jednak przyjąć z całą pewnością, że w sprawach międzynarodowych będzie on kontynuował ścieżkę wytyczoną przez Donalda Trumpa. Różnica będzie polegała na doborze środków i działaniach opartych na współpracy międzynarodowej zamiast dotychczasowym izolacjonizmie. Zarówno amerykańska administracja jak i chiński rząd zdają sobie sprawę, że ChRL jest jedynym obecnie państwem, które może zagrozić hegemonii Stanów Zjednoczonych (Indie, Brazylia i Rosja to sprawa przyszłości i specyficznych uwarunkowań, które muszą zostać spełnione). Spowolnienie chińskich dążeń da USA czas potrzebny do przemyślenia długofalowej strategii.
  • Zaangażowanie w sprawy międzynarodowe w rejonie Pacyfiku z radością zostały przyjęte przez sojuszników USA, którzy mogli mieć obawy związane ze zmianą prezydenta a działaniami podjętymi w rejonie Morza Południowochińskiego. Zarówno Stany Zjednoczone jak i Chiny zdają sobie sprawę, że w chwili kiedy Pekin uzyska niepodważalną kontrolę na tym terenem, Chiny staną się równorzędnym partnerem dla Waszyngtonu, wymuszając na USA zmianę dotychczasowej polityki.
  • Na szczęście dla transparentności polityki międzynarodowej Joe Biden nie jest enigmą. Jest politykiem z długą historią w Senacie, gdzie był członkiem i przewodniczącym, Komisji Stosunków Zagranicznych. Służył również jako wiceprezydent podczas administracji Obamy (2008-2016), w okresie, w którym miał dostęp do ogromnego zakresu informacji dotyczących obronności udostępnianych przez agencje, które zapewniają informacje “przywódcy wolnego świata”, takie jak Agencja Bezpieczeństwa Narodowego, Federalne Biuro Śledcze, Centralna Agencja Wywiadowcza, Agencja Wywiadu Obronnego itp.
  • Najprawdopodobniej nowa administracja USA skorzysta z alternatywy, jaką jest rezerwa rynku papierów wartościowych. Pod pretekstem piractwa i szpiegostwa mogą utrzymać bojkot chińskich technologii. Zamiast negocjować cła i deficyty handlowe, bardziej prawdopodobne jest, że USA będą naciskać na Chiny w takich kwestiach jak autonomia Hongkongu, traktowanie ujgurskich separatystów w Xinjiang i kwestia niepodległości Tajwanu. Tak jak Biden zamierza zawrzeć ugodę z Iranem, możliwe będzie również zintensyfikowanie przez USA presji militarnej na Chiny.
  • Tajwan może okazać się języczkiem u wagi, która ostatecznie zdecyduje o pojednawczym bądź konfrontacyjnym stosunku obydwu mocarstw. W ostatnim czasie Departament Stanu USA wezwał Chiny do podjęcia dialogu z Tajwanem i wstrzymania presji militarnej na wyspę, co można odebrać jako ukłon administracji Bidena w stronę Tajpej. Amerykańskie oświadczenie pojawiło się po tym 13 chińskich samolotów wojskowych, w tym osiem bombowców H-6K, weszło w strefę obrony powietrznej Tajwanu. Operacja ta była jedną z najbardziej znaczących w kampanii, w której Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza niemal codziennie wkracza w przestrzeń powietrzną wokół Tajwanu. Spory o Tajwan, który od czasów zimnej wojny był jednym z największych punktów zapalnych między USA a Chinami, powróciły na pierwszy plan. Waszyngton zwiększył wsparcie dla tajwańskiej prezydent Tsai Ing-wen, w odpowiedzi Xi Jinping odciął komunikację z Tajpej, a w 2016 roku rozpoczął kampanię nacisku przeciwko Tsai w związku z jej odmową zaakceptowania faktu, że obie strony należą do “jednych Chin”. W oświadczeniu USA zasygnalizowano kontynuację polityki zaangażowania w sprawy Tajwanu prowadzonej przez byłego prezydenta USA Donalda Trumpa. Rząd Trumpa zwiększył sprzedaż broni do Tajwanu, a jego sekretarz ds. zdrowia i usług medycznych Alex Azar podróżował do Tajpej w sierpniu, stając się najwyższym rangą gościem USA od dziesięcioleci.

Sprawdź podobne tematy, które mogą Cię zainteresować

Kto jest winny sytuacji na granicy?

Zmarł żołnierz raniony na granicy z Białorusią. W tym samym czasie wojskowa prokuratura prowadzi sprawę przeciwko trzem żołnierzom, którzy oddali strzały ostrzegawcze wobec grupy…

Kryzys na granicy z Białorusią. Problemy sprzętowe i prawne

Od czterech lat trwa kryzys migracyjny na granicy polsko-białoruskiej. W tym czasie rządziły dwa rządy i żaden z nich nie potrafił do końca rozwiązać problemu. Wszystko przez bałagan…

Komentarze

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.

Dodaj komentarz

X