Przejdź do serwisu tematycznego

Swarovski STC 17-40×56: strzelanie to nie lekkoatletyka

Strzelając, dobrze jest wiedzieć nie tylko, gdzie się celuje, ale też gdzie i co się trafiło. Nie każdy strzela IDPA z przyłożenia, nie każdego też stać na chłopca umyślnego, który jaśnie panu do tarczy pobiegnie i wyniki odczyta.
Samemu zaś nie wypada kłusować po każdym strzale do tarczownic – dżentelmen nie wykonuje takich dziwacznych podrygów.

Kiedy potrzebna luneta?

Oczywistym jest, że grając na gongach czy wywracając poppery, strzelec lunety nie potrzebuje. Wiadomo – blacha dźwięczy, to trafienie było. Popper leży – punkty się należą. Cele reaktywne mają to do siebie, że informacja zwrotna o jakości naszego strzelania pojawia się natychmiast i (poza szczególnymi przypadkami) nie wymusza kontrolowania stanu tarczy z bliska.

Co innego przy precyzyjnej statyce. Tu warto mieć możliwość po każdym strzale sprawdzić, co się w tarczy dzieje. O ile strzelamy sami – strzelnica do wyłącznego użytku jednego strzelca to luksus – możemy sobie urządzać spacery do celu po każdej serii lub choćby po każdym oddanym strzale. Człowiek to jednak z natury dość leniwa bestia i jeśli może pozostawić swój szacowny zadek w bezruchu, to będzie to robił.

Pomijając lenistwo, chodzenie do tarczy to zwyczajne marnowanie czasu, w dodatku swojego i innych, bo chcąc pójść sprawdzić, co też się trafiło, trzeba wymusić przerwę w strzelaniu na wszystkich, którzy na osi są. Niewielu znam takich, którzy pod ostrzałem spokojnie pójdą sprawdzać cel.

Luneta obserwacyjna – najlepiej na statywie – rozwiązuje problem.

Stawiamy trójnóg, blokujemy szkło tak, żeby pokazywało w największym możliwym zbliżeniu naszą (słowo „nasza” to klucz) tarczę i spokojnie możemy trenować.

Nie dość, że każdy strzał na bieżąco da się sprawdzić, to jeszcze, stosując stosunkowo proste dodatkowe akcesoria, możemy dokumentować przebieg treningu w formie fotograficznej. Z kolei używając odpowiedniego oprogramowania, wyniki można zapisać w formie tabeli, arkusza kalkulacyjnego, wykresów – czy bogowie wiedzą w jakiej jeszcze – i poddać je późniejszej analizie.


25m to dla lunety o powiększeniach 17-40 błahostka. Przestrzeliny widać jak na dłoni


Na 200 metrach przestrzeliny kalibru .223 też są wyraźne. Za rozmycie obrazu na zdjęciu odpowiada dżdżysta aura i wysoka wilgotność powietrza, a nie jakość szkieł

Tak zapisane efekty zmagań z tarczą mogą w późniejszym czasie posłużyć, przy okazji walki o rozszerzenie pozwolenia, do bardzo skutecznego rozsierdzenia przedstawicieli tak zwanego „organu”, który w swojej łasce pozwolenia nam wydaje. Chcieli udowadniania potrzeby rozszerzenia, to dostaną kwitów tyle, żeby się udławili.

W skrócie: pożytków z używania lunety obserwacyjnej przy strzelaniu jest wiele: można pofolgować lenistwu, ułatwić życie współstrzelającym, śledzić swój strzelecki rozwój, a nawet wbić urzędnikowi WPA tak zwaną szpilę i dołożyć mu pracy.

Swarovski

Produkty Swarovskiego do najtańszych nie należą, ale, jak to się mówi: lepiej zapłacić i zapłakać raz.

W ciągu ponad dekady mojej zabawy w strzelectwo przerobiłem co najmniej kilkanaście lunet i tyleż statywów pod nie. Nigdy nie próbowałem inwestować poważnych kwot w zakup tych akcesoriów. Chińska tandeta działa, spełnia swoją rolę, ale zawsze jest źródłem problemów i frustracji. Tani statyw albo szybko się rozpada, albo nie jest wystarczająco stabilny, albo konstrukcja nieprzemyślana.

Z kolei tanie szkło to kiepski obraz, trudności w wyostrzeniu, przekłamane kolory i niska jakość, która wiąże się z krótkim żywotem sprzętu.

Za porządny sprzęt płaci się słono, ale raz.


Prawie całkowicie zagumowana konstrukcja lunety oraz dodatkowo osłaniające korpus plastikowe siodełko skutecznie zabezpieczają sprzęt przed zniszczeniem

Porządny sprzęt to możliwość skorzystania z serwisu w razie problemów, dostęp do akcesoriów i mniejsza szansa na przypadkowe zniszczenie.

Lunety obserwacyjne Swarovskiego – podobnie zresztą jak lornetki i inne produkowane przez tę firmę urządzenia – z całą pewnością wytrzymają o wiele gorsze traktowanie przez dużo dłuższy czas niż ich odpowiedniki z najniższej półki.

Trwała metalowa konstrukcja, wysokiej jakości plastiki i przede wszystkim dobre szkło pokryte powłokami poprawiającymi przejrzystość i kontrast, ale też zmniejszające podatność na zadrapania to cechy, za które warto zapłacić.


Bardzo głęboko osadzony obiektyw również jest dobrze chroniony

Szkło, z którego korzystam na potrzeby niniejszego tekstu, to model ze zmiennym powiększeniem w zakresie krotności od 17 do 40, a sam obiektyw ma średnicę 56 mm.

Takie maksymalne powiększenie pozwala na uzyskanie na odległości 25 m (podstawowy dystans w strzelectwie statycznym) pola widzenia na poziomie nieco ponad 80 cm, co tylko niewiele przekracza rozmiary standardowej tarczy do strzelań pistoletowych. Na dystansie 50 m mamy pole widzenia około 1.6 m, a na dystansach 100 i 300 m odpowiednio 3,4 i 13 m.

Można więc śmiało powiedzieć, że do dystansu 100 m bez większych trudności można liczyć przestrzeliny i punkty. To dla przytłaczającej większości strzelców absolutnie wystarczy.


Duże, karbowane pokrętła do regulacji ostrości oraz nastawiania krotności powiększenia wygodne będą zarówno dla gołej dłoni, jak i dla tej w rękawicy. Nawet zimowej

Nikt też nie będzie specjalnie narzekał na noszenie dodatkowych tobołów: STC 17-40 waży niecały kilogram i ma raptem 285 mm długości. Przy odrobinie dobrej woli zmieści się w pokrowcu na pasie. A w każdym strzeleckim plecaku czy torbie to już na pewno.

Jeśli zaś chodzi o szeroko pojętą odporność na zdewastowanie – lunety Swarovskiego zdecydowanie można topić – co prawda nie głębiej niż 4 m, ale można. Obiektyw i okular powinny być oczywiście osłonięte, kiedy nie korzystamy ze sprzętu, ale wiadomo jak z tym bywa…

Szkła mają rzecz jasna pewną odporność na zarysowanie, ale nie należy jej nadużywać. Są osadzone na tyle głęboko w korpusie urządzenia, że nawet jeśli sprzęt upadnie to niewielka jest szansa, by mogły zostać zniszczone. Oczywiście zawsze z taką ewentualnością należy się liczyć. Ostrożność wskazana!

Swarovski oferuje do lunet serii STC i ATC dwa ciekawe akcesoria – jedno to przejściówka pozwalająca korzystać z lunety jak z teleobiektywu aparatu fotograficznego. To dla zamożniejszych. Tańszą alternatywą jest możliwość przypięcia bezpośrednio do okularu (po demontażu muszli ocznej) telefonu komórkowego – również przy pomocy specjalnej przejściówki.


Po zdjęciu osłony okularu pojawia mamy możliwość montażu akcesoriów wyposażonych w odpowiedni (widoczny na pierwszym planie) bagnet

To ostatnie rozwiązanie może być szczególnie interesujące dla strzelców. Można bowiem śledzić rozwój wypadków na tarczy bezpośrednio na ekranie telefonu komórkowego, bez konieczności wpatrywania się w okular lunety.

Tylko do strzelania?

Oczywiście, że nie. Lekka i wygodna luneta o tak szerokim zakresie powiększeń i możliwości połączenia z aparatem fotograficznym będzie służyła nie tylko na strzelnicy, ale przy każdej szeroko pojętej outdoorowej aktywności.


STX to oczywiście sprzęt nie tylko na na strzelnicę

Nadaje się do zabrania na szlak albo do obserwacji zwierząt – w celach poznawczych lub rozpoznawczych w łowisku. Można za jej pomocą obserwować również niebo.

Co ważniejsze – wyniki takich obserwacji można cyfrowo uwiecznić.

Sprawdź podobne tematy, które mogą Cię zainteresować

Test: kabury Blackhawk

Blackhawk jest firmą, której nie trzeba przedstawiać żadnemu adeptowi strzelectwa. Od 30 lat zajmuje się produkcją najwyższej jakości sprzętu: od ubrań, przez plecaki i akcesoria strzeleckie…

Słów kilka o LPVO i Nightforce NX8

W świecie strzelectwa wybór odpowiedniego systemu celowania na karabin to decyzja, która może znacząco wpłynąć na skuteczność i precyzję strzałów. Odchodzące do lamusa mechaniczne przyrządy (nie bez kozery nazywane…

Komentarze

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.

Dodaj komentarz

X