W efekcie broń palną otacza nimb grozy. Legalni posiadacze, poczciwi myśliwi, kolekcjonerzy i pasjonaci stają w cieniu podejrzenia, gdy wyrostki rabujące kantory z nielegalnym uzbrojeniem pozostają bezkarni. Wypada zatem zastanowić się: dlaczego?
Podejrzany posiadacz
Odpowiedź niemal odruchowa brzmi: miłośników militariów otaczają idioci, który wbrew rozumowi fetyszyzują broń i to właśnie oni reprezentowani są w organach państwowych. Taki argument świadczy jednak o przeświadczeniu pokrzywdzonych, iż są oświeconą elitą. A więc jest nie tylko krzywdzący, ale prawdopodobnie mylny. W dodatku sprzeczny z faktami: przecież podstawowym pragmatycznym zastosowaniem broni jest zabijać! Dopiero w drugiej kolejności stanowi przedmiot kolekcjonerskiej pasji i bezinteresownego afektu.
Stąd każdy, kto chce posiadać broń staje w cieniu podejrzenia. Po cóż bowiem zwyczajnemu człowiekowi narzędzie przemocy, bez którego znakomicie może się obyć? W przeciwieństwie do innych śmiercionośnych przedmiotów codziennego użytku, jak samochód, nóż i kuchenka gazowa. Gdy potraktować rzecz chłodno zbierają większe żniwo niż broń palna, ale są niezbędne człowiekowi i zaprojektowane do przemieszania się i sporządzania posiłków.
Symbol statusu
Oczywiście, prócz funkcji pragmatycznej broń ma jeszcze jedno, istotniejsze może zastosowanie – symboliczne. Wyznacza ona status i miejsce w narracji heroicznej. I to podwójne rozumienie pozwala zwrócić uwagę, że lęk przed bronią nie ogranicza się wyłącznie do obawy nieuzbrojonego o własne życie. Jest też strachem przed symboliczną przewagą posiadacza uzbrojenia, który prawdopodobnie jest bardziej bohaterski lub nikczemniejszy, a na pewno jest znaczniejszą figurą.
Świat przednowoczesny rozumiał tę relację doskonale, Wiązał licencję na posiadanie rozmaitych typów broni ze statusem społecznym. Stąd szlachecki przywilej posługiwania się mieczem – czy w warunkach polskich szablą – rozciągnięty współcześnie na oficerów, znaczniejszych przecież niż ich podkomendni. Albo pamiętna scena z Siedmiu samurajów. Najęci za miskę ryżu szlachetni – choć biedni – wojownicy ze zdumieniem odkrywają w wiosce skład uzbrojenia i nie szczędzą chłopom gorzkich słów potępienia.
Reguła ta nie rozciąga się na każdy możliwy rodzaj broni. Istnieje oręż przyboczny szczególnie mocno kojarzony z elitą i dla elity zastrzeżony. A to dodatkowo podkreśla symboliczną wartość całego konceptu. Nie idzie przecież o to, że plebejuszowi w ogóle nie wolno posiadać broni, nie może tylko obnosić się z tą szczególną, szlachecką.
Dla wszystkich lub nikogo
Kiedy jednak znikają wyraźne klasy społeczne i do władzy dochodzi nowoczesne społeczeństwo równości, naturalny sposób dystrybucji uzbrojenia w rękach prywatnych musi ulec przeobrażeniu. Skoro nie ma już lepszych i gorszych, pozostają tylko dwa wyjścia: umożliwić posiadanie broni wszystkim lub wszystkim go zakazać. Większość zachodnich demokracji deklaratywnie wybiera wariant pierwszy, w praktyce jednak skłania się w stronę drugiego.
Pokątnie wiąże prawo posiadania broni z zawodem: mogą się bronią posługiwać stróże prawa i myśliwi. Utrudnia to jednak powstanie uzbrojonej elity. Demokracje nie czynią tak z obawy przed zagrożeniem dla porządku politycznego, który taka elita mogłaby stworzyć. Powodem jest szacunek dla fundamentu istnienia państwa jako instytucji: bezpiecznego wychowania.
Państwo jak ojciec
Choć koncepcje Platona i Arytotelesa są fundamentalnie sprzeczne, obydwaj myśliciele zgadzają się co do naczelnego zadania państwa: wychowania obywateli w cnocie. Stąd, podkreślana zwłaszcza w Polityce Stagiryty tożsamość zadań państwa i rodziny oraz podobieństwo pomiędzy władzą polityczną i ojcowską. Od czasów najdawniejszych relacja pomiędzy obywatelem i krajem jest analogiczna do stosunków pomiędzy dzieckiem a rodzicem.
Układ ten miał znacznie naturalniejszy charakter w czasach przednowoczesnych, kiedy państwo utożsamiane było z osobą monarchy, faktycznego ojca swoich poddanych. Metafora jest szczególnie silna w monarchii chrześcijańskiej. Tam ponad ziemskim ojcem- królem jest jeszcze ojciec-Bóg, udzielający cząstki swojej władzy doczesnemu reprezentantowi.
Prawo zamiast cnoty
Analogicznie, część mocy królewskiej udzielona zostaje uzbrojonej elicie. Jej charakter pozostaje zawsze taki sam. Jak ojciec feudał ma troszczyć się o swoich poddanych, podejmować za nich ważne decyzje – ponieważ wie lepiej – i bronić przed złem. Stąd konieczność bycia uzbrojonym. W ryzach trzyma go natomiast cnota – wiedza czym jest dobro. Jeżeli nie stosuje się do jej nakazów, jego sumienie obciążone zostaje winą lub publicznie okrywa się wstydem. Ta pierwsza zasada charakterystyczna jest dla kultury Zachodu, druga regulowała życie tradycyjnych społeczeństw Azji.
Sytuacja zdecydowanie się komplikuje, kiedy z życia społecznego usunięta zostaje symboliczna figura ojca-króla i rygor cnoty. W nowoczesnym społeczeństwie demokratycznym władzę sprawuje byt abstrakcyjny – państwo. Rolę osobistej woli monarchy przejmują prawa i regulacje. Dobro, rozumiane jako szacunek dla bożych przykazań, przekształca się w prawo do życia wolnego od trosk – czyli w poczucie bezpieczeństwa obywateli.
Dyktat bezpieczeństwa
Rodzicielska troska okazywana przez nowoczesne państwo jest w pierwszym rzędzie dbałością o to, żeby obywatelom nic nie zagroziło. W życiu rodzinnym, ojciec i matka dbają, by ich pociecha nie wpadła pod samochód albo nie padła ofiarą pedofila. Ograniczają je zatem swobodę wychodzenia na ulicę. Troszczą się by nie uległa skaleczeniu, chowając przed nią noże i zakazując biegania z nożyczkami. Tego rodzaju troska jest współcześnie ważniejsza, niż – dajmy na to – dbałość, by syn pomógł odeprzeć najazd Wikingów czy modlił się każdego dnia dla zbawienia duszy.
Państwo postępuje tak samo, ograniczając obywatelom dostęp do wszystkiego, co arbitralnie uzna za niebezpieczne: narkotyków – zwykle całkowicie zakazanych, samochodów – których prowadzenie wymaga stosownych licencji, czy sportów – tym pieczołowiciej regulowanych, im bardziej opiekuńcze jest państwo. Stąd istnienie karty pływackiej, dowodu na to, że amator sportów wodnych nie utonie.
W tym kontekście zrozumiałe jest, że broń wymaga szczególnych regulacji. Jak rodzic, który zawaha się nim wręczy dziecku ostry nóż, państwo waha się przed udzielaniem prawa do posiadania uzbrojenia. Nadto, jak ojciec, zastrzega sobie prawo do jednostronnego wypowiedzenia umowy, gdyby dzieciak z jakiś powodów okazał się nie dość odpowiedzialny.
Strach przed samodzielnością
Zapewnianie bezpieczeństwa ma też mroczny cień. Aby państwo było potrzebne, obywatele muszą czuć się zagrożeni. Dlatego współczesnym demokracjom partneruje aparat strachu: przed epidemią, terrorystami, wyciekiem z reaktora czy przestępczością. Co charakterystyczne, w przypadku takich zagrożeń przekonuje się obywateli, że tylko państwo może udzielić im pomocy. Nigdy nie próbuj radzić sobie sam, zawsze wzywaj stosowne służby!
I również w tym względzie broń, jako oznaka samodzielności, której posiadanie jest dowodem na społeczną dojrzałość, staje się wrogiem państwa. Rozbrojeni muszą polegać na służbach. Uzbrojeni – czyli samodzielni – są w dwójnasób niebezpieczni.
Współczesne państwo musi zatem posiadać reguły przyznawania dostępu do broni swoim najdojrzalszym i najbardziej odpowiedzialnym dzieciom. To nagroda za bycie wzorowym obywatelem. Ale i korzysta z niego niechętnie. Bo jak każdy rodzić obawia się, że dziecko dorośnie i wyfrunie z gniazda.