Przejdź do serwisu tematycznego

Shadow Systems DR920. Kolejny Glock?

Wiele lat temu pewien Austriak postanowił sięgnąć po dominację nad światem.
Niemal mu się udało.
Jakie są reperkusje jego poczynań w roku Pańskim 2022?

Początek i światowa dominacja

Jak wspomniałem na wstępie, kilkadziesiąt lat temu ów Austriak uznał, że wprowadzi w świecie swój nowy Ordnung: uporządkuje go na sposób, który zaplanował, zaprowadzi jedyny słuszny standard. Prosty, jasny, oparty na zunifikowanych cechach, utylitaryzmie. Funkcja przed formą. Żadnych upiększeń, żadnych zbędnych elementów. Bezpardonowo usunie wszystko i wszystkich, którzy w jego wizji świata się nie mieszczą.
A dla tych, którzy nie zechcą się dostosować…? Cóż, dla nich pozostaje odejście w niebyt.

Wielu uznało go za szaleńca, który chce zdeptać indywidualizm, uśmiercić różnorodność. Dla mnie jest wzorem. Odkąd zetknąłem się z jego wizją, jestem jego niemal fanatycznym wyznawcą. Jego idea, parafrazując, is part of my religion.
Gaston Glock, bo przecież o nim tutaj mowa, swoją myśl wprowadził w czyn i faktycznie przez wiele lat w świecie krótkiej broni palnej wyznaczał swego rodzaju standard. Produkowane przez jego zakłady kanciaste, brzydkie na pierwszy rzut oka klocki stały się synonimem niedrogiego, niezawodnego pistoletu, który bez żadnych modyfikacji potrafił z powodzeniem pełnić niemalże każdą rolę, którą można przewidzieć dla pistoletu: od prostego urządzenia w rękach państwowego funkcjonariusza, który wirtuozem krótkiej broni z pewnością nie jest, przez narzędzie wyrównujące szanse w starciu obywatela z bandytą, aż do sportowego gucci pistoletu (tu z pewnymi modyfikacjami) dla sportowego strzelca. Glocki sprawdzają się w każdej sytuacji i w każdych warunkach. Nie przeszkadza im wysoka temperatura i ultrasuche powietrze pustyni ani ociekająca potem dżungla, nie boją się chłodnej brytyjskiej wilgoci ani skandynawskiego mrozu.


Shadow Systems niby bazuje na glocku trzeciej generacji, ale odchodzi przy tym od czystego utylitaryzmu i prostoty austriackiej konstrukcji

W każdej sytuacji i w każdym otoczeniu sprawdzają się… dobrze. Nie przeciętnie, nie świetnie, ale po prostu dobrze. Nie jest to najcelniejszy pistolet świata, ale na 25 m nawet niezbyt wprawny funkcjonariusz jest w stanie umieścić pociski w celu wielkości futbolówki. To wystarcza. Bo to nie idealne skupienie jest dla glocka najważniejsze.

Najistotniejsze w tym pistolecie, bez względu na generację, model i kaliber, są niezawodność oraz prostota formy i funkcji.

Obsługi glocka – tej pełnej, z konserwowaniem i serwisowaniem – można dowolną osobę nauczyć w kwadrans. Bezpiecznego posługiwania się nim – w drugi. Sprawnego zaś używania obu jego manipulatorów (trzeci jest zbędny) – w trzeci. Nauka celnego i szybkiego strzelania zajmie już kilka miesięcy. Wciąż jednak jest to o wiele krócej, niż potrzeba do nauczenia  płynnego i sprawnego podpisywania się w formie innej niż stawianie koślawego krzyżyka.

Wyróżniający się takimi cechami produkt stał się od roku 1982, kiedy wprowadziła przyjęła go austriacka armia, swego rodzaju fenomenem. Pojawiał się w filmach, grach, teledyskach, na muralach i później nawet w memach. Glock jest swoistą ikoną popkultury. Poza nim udało się to tylko jednej konstrukcji strzeleckiej: karabinkowi AK-47.

Smutna rzeczywistość

Przez lata było dokładnie tak, jak pan Gaston sobie życzył: jego dzieci opanowały świat. Były rozpoznawalne wszędzie i przez każdego. W strzeleckim światku powstał nawet swego rodzaju kult, pseudoreligia, której fanatyczni wyznawcy oddają glockom boską niemal cześć – są, niestety do dziś dnia, wyśmiewani przez pospólstwo.

Czasy prosperity skończyły się wraz z wygaśnięciem praw chroniących glocka trzeciej generacji.


Shadow System DR920: niby Glock, ale diabeł tkwi w szczegółach

Od tego czasu wiele firm – głównie, tu bez niespodzianki, amerykańskich – zaczęło produkować mniej lub bardziej udane własne wersje kultowej dziewiętnastki i siedemnastki.

Szybko ujawniło się to, czego brakuje koncernowi Glock: elastyczność i chęć reagowania na potrzeby klientów. Nie ma co ukrywać, że Glock to firma-dinozaur. Można udawać, że kolejne generacje pistoletów wnoszą cokolwiek, zmieniają, generują jakieś rewolucyjne zmiany, ale niewygodna prawda jest taka, że wszystko, co austriacki gigant zrobił w ciągu ostatnich 10 lat, to przysłowiowe pudrowanie… może nie trupa, ale leciwej, 40-letniej już przecież prawie, staruszki, z której najlepszy nawet makijaż młodej panny o licu rumianym jak jabłko niestety nie zrobi.

Sprawdźmy zatem z bliska, co zespół porządnych amerykański chirurgów plastyków z Shadow Systems dał radę wykrzesać z niemal półwiecznej austriackiej Omy.

Shadow Systems DR920 – chirurgia kosmetyczno- estetyczna

Stosunkowo młoda, bo funkcjonująca od zaledwie 2016 roku firma z Teksasu specjalizuje się w mniej lub bardziej dokładnym klonowaniu austriackich pistoletów. W moje ręce trafił ich model DR920, czyli dość mocno usportowiony pistolet bazujący na glocku 17.

Już na pierwszy rzut oka widać, że Amerykanie do kosza wyrzucili germański Ordnung i konserwatyzm. Zamiast tego, wydaje się, z uwagą studiowali internetowe fora i grupy dyskusyjne w mediach społecznościowych, gdzie użytkownicy glocków bądź to chwalili się swoimi własnymi modyfikacjami pistoletów, bądź też narzekali na fabryczną broń.

Pierwsze spojrzenie na DR920 i od razu widać, że najczęściej dokonywane modyfikacje kosmetyczne zostały wykonane już przez producenta.

Po pierwsze stippling: plastikowy chwyt (i cały szkielet) glocka pozwala cierpliwemu użytkownikowi wyposażonemu w lutownicę bądź inne łatwo rozgrzewalne metalowe narzędzie na dokonanie nieodwracalnej dewastacji i estetycznego gwałtu na – zwykle głównie – chwycie pistoletu przez wytopienie w nim setek płytkich kraterów. Po co się to robi? Ano, żeby zwiększyć przyczepność chwytu do dłoni strzelca. Efekt – jakkolwiek estetycznie odpychający – faktycznie zwykle swoje zadanie spełnia. Dobrze zrobiony stippling – na chwycie oraz na szkielecie, w miejscu, gdzie użytkownik opiera kciuk słabej ręki – znakomicie poprawia trzymanie broni. Zwłaszcza nerwowym strzelcom, którym dłonie potnieją jeszcze przed pierwszym sygnałem timera.


Fabryczny stipping na chwycie pistoletu Shadow Systems znakomicie zwiększa trakcję i ułatwia uchwyt broni. Na zdjęciu widać też linię oddzielającą chwyt od wymiennych nakładek w tylnej jego części. Jak to zwykle bywa, średni rozmiar pasuje prawie każdemu.

Fabryczny stippling jest oczywiście o niebo estetyczniejszy niż ten wykonany w piwnicy rozgrzanym nad palnikiem gwoździem, a zadanie swoje spełnia co najmniej tak samo dobrze… o ile jest wykonany we właściwych miejscach broni. Ale o tym później.

Nie tylko zmiana faktury chwytu rzuca się w oczy po rozpakowaniu pistoletu. Na samym szkielecie widać więcej zmian. Dodano stanowiący integralną część szkieletu lejek ułatwiający podpięcie magazynka. Zabudowany w szkielecie lejek jest dość subtelny, niewielki. Prawdziwie sportowy, niemal jak napompowane kwasem hialuronowym usta – jeśli wciąż stosujemy medyczne porównania. Lejek dodawany jest do broni jako akcesorium zmyślnie i łatwo montowane do chwytu.

Podwójny lejek gniazda magazynka. Bez nakładki subtelny i niewielki: nie przeszkadza, nawet jeśli pistolet znajduje się w przylegającej do ciała kaburze do skrytego noszenia. Z nakładką wulgarnie rozdęty pozwala zaoszczędzić cenne ułamki sekund na torze.

Kabłąk spustowy, w przeciwieństwie do gniazda magazynka, został przez Teksańczyków odchudzony i jednocześnie powiększony. W jego wnętrzu jest o wiele więcej miejsca niż w prawdziwym glocku, a płaszczyzna chwytu, na której układa się palec wskazujący ręki strzelającej, jest mocniej wyprofilowana i głębiej wycięta niż w oryginale.

To w połączeniu z delikatnym wysmukleniem całego chwytu odbiera pistoletowi charakterystyczną dla glocka klockowatość.

Dodatkowa przestrzeń w osłonie spustu spodoba się zwłaszcza amatorom strzelania w rękawiczkach.

Sam spust DR920 również odbiega nieco kształtem od pierwowzoru: jest niemal płaski, zgodnie z najnowszą modą.


Osłona spustu i sam spust pistoletów Shadow Systems

Nie zabrakło tu jednak blaszki będącej zintegrowanym ze spustem bezpiecznikiem, tak charakterystycznym dla austriackiej konstrukcji.

Tym jednak, co najmocniej odróżnia sylwetkę DR920 od najbardziej charakterystycznej glockowatej glockowatości, jest brak wyodrębnionych zagłębień na palce ręki strzelającej na przedniej płaszczyźnie chwytu. Austriacki koncern zaczynał od gładkiego chwytu, w drugiej generacji wzbogacając go o charakterystyczne zwiększające przyczepność wypustki i nacięcia. Następnie przez kolejne dwie generacje, mimo utyskiwań, płaczów i narzekań użytkowników, trwał przy sztucznym podziale chwytu na pola dla kolejnych palców. Dam sobie rękę Czytelnika obciąć, że więcej jest na świecie glocków trzeciej i czwartej generacji z zeszlifowanymi chwytami niż z nietkniętymi…


Na przedniej części chwytu DR920 brak, tak charakterystycznych jeszcze do niedawna dla Glocka, zagłębień na palce ręki strzelającej. Mnie nigdy nie przeszkadzały, ale dla wielu były zbyt wąsko lub zbyt szeroko rozłożone. Właściciele broni często sami je usuwali szlifierką modelarską.

Dlaczego? Bo komusza doktryna o „jednakowych żołądkach” wcale nie jest prawdziwa. Każda dłoń ma inne rozmiary, każdy palec innej jest grubości i długości. Z tego powodu tak często szlifuje się chwyty Glocków, wymienia chwyty w AR-15 – to chyba najbardziej rażący przykład absolutnego gwałtu na ergonomii (w wystarczyła tu jedna podpórka pod palec, żeby niemal idealny karabinek pozbawić wygody użytkowania) i przerabia chwyty rewolwerowe, z niewiadomych przyczyn produkowane od lat tak, by nie pasowały do niczyjej dłoni.

Jeśli mówimy już o ergonomii, to warto przyjrzeć się manipulatorom. Przycisk zwalniający magazynek z gniazda ma powierzchnię niemal czterokrotnie większą niż w Glocku trzeciej generacji, na którym Shadow Systems bazuje. Nie tylko jest większy, ale też sięga głębiej w chwyt, przez co osoba o krótszych kciukach (wciąż jednak przeciwstawny kciuk jest konieczny) jest w stanie wygodniej z niego skorzystać. Ukłon w stronę leworęcznych – przycisk jest przekładalny: może być założony po lewej bądź po prawej stronie chwytu. Nie jest jednak obustronny – to również na plus.


Manipulatory: przycisk zwalniający magazynek z gniazda powiększono w odniesieniu do pierwowzoru. Dlaczego jednak płytka umożliwiająca rozłożenie broni pozostała boleśnie mała?

Podobnie sprawa ma się z dźwignią zwalniania zamka z tylnego położenia. Jest dłuższa i bardziej przesunięta ku tyłowi niż w pierwowzorze, co… kompletnie nic nie zmienia. Wygodniej bowiem szarpnąć zablokowany z tyłu zamek po podpięciu pełnego magazynka, niż mocować się z (wciąż) zbyt małą dźwignią. A nawiasem mówiąc, najlepiej nie dopuszczać do sytuacji, kiedy zamek zostaje zablokowany z tylu przez pusty magazynek.

Można jeszcze zwrócić uwagę na powiększony względem germańca bobrzy ogon nad chwytem. Jest on wyraźnie dłuższy. Po co? Za bardzo nie wiadomo. W teorii ma on chronić kciuk ręki strzelającej przed przycięciem zamkiem. Z glocka strzelam od jakichś 15 lat. Udało mi się uszkodzić nim dłoń na wiele sposobów, włącznie z wetknięciem małego palca do okna wyrzutowego, co spowodowało zatrzaśnięcie na nim zamka – pytanie o to, jak do tego doszło, traktuję jak wyjątkowo obrzydliwą potwarz i żądam satysfakcji. Ale nigdy nie udało mi się przyciąć dłoni pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym poruszającym się zamkiem. I to miimo faktu, że chwyt mam raczej głęboki.


Wydłużony bobrzy ogon mający chronić niewprawnych strzelców przed przycięciem sobie dłoni zamkiem

Jednego zamysłu projektantów z Shadow Systems pojąć nie jestem w stanie swym, najwyraźniej nie dość pofałdowanym, mózgiem: dlaczego, mając możliwość, nie ucywilizowali szyny montażowej pod lufą swojego pistoletu. Można było przecież doprowadzić ją do standardu Picatinny lub chociaż – chcąc zachować sylwetkę broni i nie tracić kompatybilności z kaburami do glocka – wykonać w niej kilka więcej nacięć, dając tym samym użytkownikowi możliwość stosowania nie tylko dedykowanych do glocka akcesoriów.


Szyna montażowa pod lufą DR920. Wykonując skomplikowany i kompleksowy zestaw zabiegów, chirurg plastyk zapomniał o usunięciu kilku zmarszczek. A przecież można było wyposażyć pistolet w pełnowymiarową, wygodną szynę Picatinny

Zamek DR920 – w moim wypadku DR920 Elite – też poddano chirurgicznym zabiegom. Mechanicznie jest bardzo podobny do glocka. Tak samo jak szkielet i większość wnętrzności broni.

Zacząć wypada od spojrzenia na to, zostało przeszczepione na grzbiet zamka pistoletu: porządne stalowe przyrządy celownicze. To cecha wszystkich produktów Shadow Systems, nie tylko wersji Elite. Na tym polu Glock został tak bardzo zdeklasowany, że aż żenującym wydaje się mówienie o tym. Wymiana bazarowej jakości przyrządów celowniczych w Glocku na najprostsze nawet stalowe to wydatek kilkuset złotych.


Przyrządy celownicze: tutaj nie ma dyskusji, są po prostu o niebo lepsze niż w Glocku. Metalowe, powiększone i z trytową wkładką

Shadow Systems daje je w pakiecie podstawowym. W przypadku modelu, który otrzymałem do niniejszej recenzji: z trytową wkładką w muszce. Warto podkreślić, że we wszystkich odmianach broni przyrządy są na tyle wysokie, że przy odpowiednim doborze celownika optoelektronicznego lub/i tłumika nie będzie potrzeby ich wymieniać.

Pistolety odmiany oznaczonej Elite to najbardziej usportowione wersje broni produkowanej przez Shadow Systems. Z założenia taka broń nie ma służyć samoobronie czy pracy w służbach mundurowych. Przeznaczona jest do rekreacji i sportu. Ta informacja jest ważna dla potencjalnego klienta, bo pewne cechy broni – widoczne przede wszystkim w zespole zamka – są korzystne przy zastosowaniach sportowo-rekreacyjnych i jednocześnie niepożądane w broni służącej innym celom. Inne sprawdzą się w każdym zastosowaniu.

Patrząc na zamek już z zewnątrz, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że i w wypadku tego elementu do estetyki przykłada się dużo większą wagę niż w glocku.

Zamek austriackiego pistoletu to z zewnątrz po prostu długi, wąski prostopadłościan wycięty tam, gdzie to konieczne. W ramach kosmetyki wyoblono jedynie krawędzie tak, żeby dłoń użytkownika nie ślizgała się na nim w swojej własnej krwi.


Na zamku przeprowadzono wiele zabiegów poprawiających estetykę i zmniejszających masę

Aż do bieżącej generacji Glock – mimo wyraźnych życzeń klientów – nie wysilił się nawet na tyle, żeby wyfrezować na przedniej części zamka dodatkowe nacięcia ułatwiające tzw. press-check czy inne operacje z bronią. No bo przecież glock perfection

Shadow Systems to antyteza tego, co opisano powyżej. Wiele tu widać kosmetycznych zabiegów, niepotrzebnych z punktu widzenia utylitaryzmu ozdobników. Są też rzeczy przydatne: nacięcia zarówno na przedniej, jak i na tylnej części zamka, dzięki czemu tarcie jest większe a chwyt pewniejszy, dodatkowe podcięcia na jego grzbiecie zmniejszające szanse na refleksy światła mogące utrudniać celowanie czy wycięcie pod płytkę celownika optoelektronicznego. Tu Glockowi trzeba oddać prawdę: piata generacja również przygotowana jest pod kolimator. Nie wszystkie modele i trzeba za to dopłacić – ale taka możliwość jest. W przypadku pistoletów Shadow Systems każdy egzemplarz przygotowano do montażu kolimatora. W 2022 roku nikogo to nie dziwi. Co więcej, posiadacze broni zaczynają od producentów tego wymagać. Zwłaszcza ci w podeszłym wieku: 40-letni i starsi…


Fabrycznie przygotowane miejsce na zamku służące jako podstawa pod celownik optoelektroniczny to już niemal standard. Trudno wyobrazić sobie nowoczesny pistolet pozbawiony tej funkcjonalności

Nie wszystkie upiększenia zespołu zamka Shadow Systems mieszczą się w moim osobistym kanonie piękna. Jestem prostym człowiekiem, odsłaniające lufę wycięcia w zamku są dla mnie jak podarte dżinsy na nogach nastolatki: niby coś tam odsłaniają i przyjemnie się patrzy, ale pierwsze skojarzenie to artretyzm i strzykanie w kolanach. Zupełnie bez sensu. Dokładnie tak jest w pistoletach serii Elite Shadow Systems. Nie dość, że zamek został wyfrezowany, to jeszcze zastosowano spiralne przefrezowania wzdłuż lufy. Zamierzenie jest oczywiste: odchudzony zamek to mniejsza masa poruszająca się podczas strzału, a więc teoretycznie mniejszy odczuwalny odrzut. Teoretycznie również mniejsza masa zamka to mniejsza szansa na awarię (zacięcie) wywołaną słabą amunicją. Obie te cechy doceni strzelec sportowy – mistrz IPSC, dla którego każda dziesiąta czy setna część sekundy jest ważna, bo może zadecydować o miejscu w klasyfikacji.


Odchudzanie zamka. Projektując zamek pistoletu, nie zdecydowałbym się na wyfrezowanie odciążających kieszeni na wylot. Rozsądniej jest zwiększyć ich powierzchnię, ale pozostawić pewną ilość materiału tak, by nic nie mogło dostać się pomiędzy zamek a lufę

Dla normalnego strzelca wycięty w ten sposób zamek to recepta na kłopoty: brud i paprochy dostające się pomiędzy zamek a lufę mogą spowodować zacięcie. Z kolei niedoszkolony funkcjonariusz ani nie doceni zalet, ani nie będzie zdawał sobie sprawy z potencjalnych wad takiego rozwiązania.

Shadow Systems Elite zdecydowanie i na pewno kierowane są przede wszystkim do strzelców mających aspiracje do osiągania wysokich wyników w dynamicznym strzelectwie sportowym.
Odciążenie lufy zaś służy głównie zwiększeniu jej zewnętrznej powierzchni celem lepszego odprowadzenia ciepła. Oddam konia z rzędem, pół królestwa i nieletnią córkę sąsiada temu, kto wystrzela z pistoletu tyle amunicji i w takim tempie, żeby ta zwiększona powierzchnia oddawania ciepła była przydatna. Podkreśleniu sensu takiego rozwiązania może służyć jedna tylko metafora: wyobraźcie sobie, Państwo Szanowni, spoiler: dociskowe skrzydło zamontowane w Matizie celem poprawy przyczepności opon do asfaltu…


Lufa pistoletu Shadow Systems frezowana tak, by jednocześnie zwiększyć jej powierzchnię i zmniejszyć masę przy dodatkowym zachowaniu sztywności

Jak się strzelało?

Fatalnie. Absolutnie nieznośnie. Serce krwawiło mi przy każdym pociągnięciu za spust. Przy dzisiejszych bowiem cenach amunicji oddanie każdego strzału to jak wypruwanie sobie żył drewnianym szydełkiem.

W obecnych czasach trening bezstrzałowy jest niestety smutną koniecznością. Ceny amunicji powodują, że strzelcy mogą albo trenować, albo jeść. Cóż znam takich, których sylwetki mogłyby na tym skorzystać…

Pomijając jednak ten drobny fakt, muszę stwierdzić, że z Shadow Systems strzelało mi się lepiej niż z mojej sfatygowaniej g-siedemnastki. Dlaczego? Bo chwyt bardziej ergonomiczny, wygodniejszy, pistolet siedzi w dłoni o wiele lepiej. Fabryczny stippling dobrze się sprawdza, a spust pracuje znacznie bardziej precyzyjnie. Mniej w jego mechanizmach tarcia i zgrzytów, ale czuć, że odrobina polerki by nie zaszkodziła.

Stippling pomaga bardzo, ale brakuje go tuż pod bobrzym ogonem. Jako że pistolet jest lżejszy – niby tylko kilkadziesiąt gramów! – od glocka i środek ciężkości ma przesunięty względem niego nieco w tył (co spowodowane jest odciążoną lufą i zamkiem w przedniej części), ma większą tendencję do obracania się w górę, wokół osi usytuowanej w poprzek broni, a umiejscowionej w górnej, tylnej części chwytu. Stippling wyciągnięty nieco wyżej w tylnej części chwytu rozwiązałby problem.


Szanowni Państwo, proszę docenić moje poświęcenie. Odmawiając sobie obiadu i głodząc koty, pozwoliłem sobie na wystrzelanie z DR920 kilku magazynków amunicji (oczywiście skrzętnie wydziobałem łuski z trawy i błota). Efekt na tarczy jest lepszy niż z fabrycznego glocka a samo strzelanie przyjemniejsze

To jednak jest tylko czepialstwo z mojej strony: z Shadow Systems strzela się ewidentnie lepiej niż z glocka. Gdyby nie cena, to moją codziennie dźwiganą G-19 chętnie wymieniłbym na jej odpowiednik produkcji Shadow System.

Bo trochę lżejsza, bo porządne przyrządy celownicze, bo łatwość montażu kolimatora, który niedługo będzie mi niezbędny, bo nieco lepszy spust, a wszystko to pasujące do kabur, które już mam, i do magazynków, których wala się po domu kilkadziesiąt…

 

Dziękujemy firmie Best Hunters, dystrybutorowi Shadow Systems w Polsce, za użyczenie broni do testów.

Komentarze

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.

Dodaj komentarz

X