Ówczesny kanclerz Konrad Adenauer był temu przeciwny, twierdząc, że Bóg już dwukrotnie w XX wieku wybił broń z rąk Niemców, nie ma więc powodu robić tego po raz trzeci. Polityka i bezpieczeństwo przeważyły nad zdaniem kanclerza. Nowa niemiecka armia stała się faktem. Był rok 1955. Wyzwanie, przed którym stanęły Niemcy, było ogromne. Dekada polityki zmierzającej do całkowitej redefinicji wzorców, odcięcia się od błędów i przeszłości III Rzeszy, nie tylko w nazewnictwie, ale i całym życiu społecznym, spowodowała, że tworzenie armii wymagało wielu kompromisów w dziedzinie polityki wewnętrznej. Kadra oficerska Bundeswehry musiała wywodzić się z Wehrmachtu. Budziło to oczywisty sprzeciw polityków niemieckich, ale nie samego Adenauera, który miał powiedzieć: „wątpię, aby NATO zaakceptowało na wysokich stanowiskach osiemnastoletnich generałów”. Przeciwko pomysłowi wcielenia byłych członków Wehrmachtu nie oponowały państwa sprzymierzone. Wielu byłych naukowców, wcześniej pracujących dla Rzeszy, w tym byli członkowie SS, znajdowało zatrudnienie w USA, choćby Wernher von Braun, czy w Związku Sowieckim – wielu byłych członków Gestapo zasiliło szeregi tajnej policji NRD – Stasi. Pierwszymi dowódcami nowo tworzonej armii zostali nawet byli generałowie Wehrmachtu – Hans Speidel i Adolf Heusinger. Pierwszy był zamieszany w zamach na Adolfa Hitlera w 1944 roku i został później dowódcą wojsk lądowych NATO w Europie Centralnej. Pytania, na jakie musiano sobie odpowiedzieć, dotyczyły charakteru, przeznaczenia, tradycji, do których mają nawiązywać nowe siły zbrojne, tego, jak ma wyglądać ich stosunek do państwa i społeczeństwa niemieckiego, jak będą wyposażone i wyszkolone, oraz wreszcie – kto będzie sprawować nad nimi zwierzchnictwo. Pracę nad projektem prowadził Urząd Blanka, pierwowzór nowego Ministerstwa Obrony Narodowej. Nowo powstające wojsko nie wzięło się jednak z próżni. Mimo dekady polityki zmierzającej do całkowitego odcięcia się od III Rzeszy, w latach 1945-1955 w Niemczech istniały formację paramilitarne, jak Federalna Straż Graniczna (Bundesgrentzschutz), a także alianckie Dienstgruppen, instytucje (jak chociażby wspomniany wyżej Urząd Blanka) czy półoficjalne koła, jak związki czy zrzeszenia żołnierzy, w ramach których rozwijały się wszelkiego rodzaju koncepcje przyszłych sił zbrojnych RFN. Początki tworzenia niemieckiej armii i dylematy, z które należało przezwyciężyć opisał Maciej Hypś. „W nowym wojsku wiele wysiłku włożono we wpojenie żołnierzom nowych wartości. Podczas gdy w III Rzeszy ślubowali oni wierność Führerowi, teraz mieli mieli podlegać prawom i obowiązkom opisanym w Konstytucji. W tym celu powstała koncepcja wewnętrznego dowódcy (Innere Führung), zgodnie z którą żołnierz był zobowiązany wewnętrze do rozstrzygnięcia legalizmu rozkazu, a w przypadku braku odmowy jego wykonania. Armia musiała pełnić rolę typowo obronną oraz zostać włączona pod nadzór parlamentu. W Bundestagu powołano specjalną komisję, która rozpatrywała wszystkie kandydatury przyszłych oficerów. Tych, których podejrzewano lub którym udowodniono popełnienie przestępstw w czasie wojny, odrzucano. W latach 1955–1957 komisja rozpatrzyła około 600 wniosków dotyczących byłych oficerów Wehrmachtu i odrzuciła pięćdziesiąt jeden z nich, a trzydzieści dwa dalsze zostały wycofane przez samych zainteresowanych. Powstały w 1965 i uaktualniony w 1982 roku Dekret o tradycji (Traditionserlass) dokładnie opisuje, jak Bundeswehra rozumie własną tradycję. Stwierdza się w nim, że Wehrmacht nie jest postrzegany jako poprzednik czy założyciel Bundeswehry, a pokazywanie symboli nazistowskich jest zakazane. Jednocześnie memorabilia Wehrmachtu mogą być udostępniane do celów badawczych i edukacyjnych”[i]. W latach późniejszych nazistowskie pamiątki w niektórych środowiskach stały się obiektem kultu. Mimo to należy zaznaczyć, iż zrywanie z niechlubną tradycją wojskową stanowiło długotrwały proces, który z powodzeniem mógł zakończyć się jedynie wraz z odejściem starej generacji wojskowych. Nie można przemilczeć faktu, że skład Bundeswehry tworzyły de facto do 1970 roku elity wojskowe z okresu byłej Trzeciej Rzeszy (O. Kretschmer, oficer sztabowy Luftwaffe H.-D. Braun, generał dywizji A.D. von Plato, czy generał U. de Maizière)[ii]. Konstytucja niemiecka w artykule 87a stwierdza: „Poza obroną kraju siły zbrojne mogą być użyte tylko w przypadkach, w których niniejsza Ustawa Zasadnicza wyraźnie na to zezwala”. Następny punkt podkreśla działanie wojska jako służby wspomagającej siły porządkowe: „W razie zaistnienia stanu obrony i stanu napięcia siły zbrojne są upoważnione do ochrony obiektów cywilnych i wykonywania zadań związanych z regulacją transportu, o ile jest to konieczne do wypełniania zadań obronnych. Ponadto w razie zaistnienia stanu obrony i stanu napięcia, siłom zbrojnym może być powierzona ochrona obiektów cywilnych również w ramach wspierania działań policji; siły zbrojne współdziałają przy tym z właściwymi organami władzy”[iii]. Obronny charakter armii był jednym z trzech filarów, który miał określać jej tożsamość. Pozostałymi były: wynikający z konstytucji obowiązek działania w sojuszu oraz pobór, który miał być podstawą rekrutacji sił zbrojnych. Zasady te wyznaczały więc nowe zadania, przedstawiając misję oraz wizję Bundeswehry – zintegrowanych ze społeczeństwem i poddanych kontroli parlamentu i rządu sił zbrojnych, niezdolnych do prowadzenia szeroko zakrojonych operacji zaczepnych, działających jedynie w obronie terytorium RFN oraz nie funkcjonujących samodzielnie, lecz wyłącznie w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego.
[i] M. Hypś, Kłopotliwa tożsamość Bundeswehry, https://www.konflikty.pl/aktualnosci/wiadomosci/klopotliwa-tozsamosc-bundeswehry/
[ii] H.R. Hammerich, R.J. Schlaffer, Militärische Aufbaugenerationen der Bundeswehr 1955 bis 1970, München 2011
[iii] Ustawa Zasadnicza dla Republiki Federalnej Niemiec, z dnia 23 maja 1949 r. art. 87a, https://www.btg-bestellservice.de/pdf/80205000.pdf
Bundeswehra po zjednoczeniu Niemiec
Podzielona na NATO i Układ Warszawski Europa znajdowała się ponad 40 lat w stanie zimnej wojny. Polityka Stanów Zjednoczonych, polegająca na zwiększaniu wydatków zbrojeniowych, doprowadziła w latach 80. do sytuacji, w której Związek Sowiecki nie był już w stanie uczestniczyć w wyścigu zbrojeń, tym samym przestał być równorzędnym przeciwnikiem dla sił sprzymierzonych w NATO. Do tego dochodziły problemy z domagającym się wolności społeczeństwem i polityką prowadzoną przez Michaiła Gorbaczowa, polegającą na otwieraniu się na Zachód. Te, bardzo tu pobieżnie wspomniane, powody doprowadziły do upadku Związku Sowieckiego oraz wyzwolenia się zależnych republik oraz państw satelickich spod dominacji Moskwy. Tym samym załamał się Układ Warszawski, a podzielone na Republikę Federalną Niemiec i Niemiecką Republikę Demokratyczną państwa mogły się zjednoczyć. Bezdyskusyjną kwestią było posiadanie jednej armii. W przypadku armii RFN, od 1955 roku należącej do struktur Sojuszu Północnoatlantyckiego, nie można mówić o brakach w wyszkoleniu czy wyposażeniu. Imponująca była również ich liczba. W dniu zjednoczenia siły zbrojne RFN liczyły 585 tys. żołnierzy. Na ich tle wojska NRD prezentowały się gorzej. „Narodowa Armia Ludowa (National Volksarmee – NVA) w kilka miesięcy po utworzeniu liczyła 17,5 tys. żołnierzy, z tego 27% byłych członków Wehrmachtu. Z 82 najwyższych stanowisk, 61 było obsadzone przez dawnych oficerów służących w III Rzeszy”[i]. Przez pierwsze lata była formacją ochotniczą. W 1962 wprowadzono pobór, co pozwoliło powiększyć jej stan do około 170 tys. żołnierzy. Stan liczbowy zmniejszył się do 90 tys. w dniach zjednoczenia, a postsowieckie uzbrojenie nie pasowało do wyposażenia NATO. Armią Zjednoczonych Niemiec miały być siły Republiki Federalnej. Rząd w Bonn nie dowierzał „armii Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec” i nie planował włączyć jej kadr do Bundeswehry. 3 października 1990 roku Narodowa Armia Ludowa została oficjalnie rozwiązana. „Z jej 36 tys. oficerów i podoficerów przyjęto do Bundeswehry tylko 3,2 tys. (po obniżeniu rangi o jeden stopień). Resztę zwolniono”[ii].
[i] https://pl.wikipedia.org/wiki/Nationale_Volksarmee.
[ii] Tamże.
Początki oszczędności
Upadek Związku Sowieckiego pociągnął za sobą również konsekwencje finansowe. Brak realnego zagrożenia przy granicach spowodował zmniejszenie budżetów obronnych w całym NATO, co wiązało się ze zmniejszeniem liczebności armii i wyposażenia. Przykładem może być podstawowy czołg Bundeswehry – Leopard.
W momencie rozpadu bloku wschodniego i zakończenia zimnej wojny, w Niemczech trwały już prace nad udoskonaleniem wersji 2A4. Następca Leopard 2A5 posiadał w znacznym stopniu poprawioną ochronę pancerza. Wieżyczka została wyposażona w modułowy pancerz w kształcie klina. Dodatkowe modułowe panele pancerza zostały również zamontowane z przodu kadłuba. Modułowość tego elementu wyposażenia umożliwiła wymianę uszkodzonych modułów nawet w warunkach polowych. Zamontowano także nowe osłony boczne oraz wyłożono wykładzinę we wnętrzu pojazdu, aby zapobiec odpryskom. Leopard 2A5 otrzymał również mocniejsze uzbrojenie. Został wyposażony w ulepszoną armatę 120mm/L44 o dłuższej lufie oraz nową generację amunicji przeciwpancernej. Udoskonalono również system kontroli przeciwpożarowej. Uzbrojenie wtórne jest podobne do tego w modelu Leopard 2A4, składa się z dwóch karabinów maszynowych 7,62 mm. Jeden z nich jest zamontowany współosiowo z bronią główną, drugi zaś umieszczony jest na dachu. Założenia były jednak o wiele bardziej ambitne. Planowano wprowadzić nowy system kierowania ogniem oraz nową 140mm armatę wyposażoną w mechaniczny układ ładowania. Ostatnim elementem było wyposażenie czołgu w pełną cyfryzację systemów łączności i dowodzenia oraz wprzęgnięcie ich w sieciocentryczny system zarządzania polem walki. Pierwszy Leopard 2A5 został przekazany siłom Bundeswehry 30 listopada 1995 roku. Mimo, że konstrukcja była rozwojem w stosunku do poprzedniej wersji, to ostatecznie czołg został pozbawiony wielu funkcji pierwotnie mających zaleźć zastosowanie w nowym modelu, właśnie na skutek zmniejszenia funduszy z okresu zimnej wojny.
Oszczędności z jakimi musiała się liczyć armia niemiecka są widoczne w poniższej tabeli.
Wydatki zbrojeniowe Niemiec w poszczególnych latach – SIPRI
Lata | 1980 | 1985 | 1989 | 1990 | 1995 | 2000 | 2005 | 2010 |
Mln $ | 25530,9
|
19054,8
|
32141,7
|
40477,0
|
39367,4
|
26924,9
|
36397,9
|
44853,0
|
% PKB | 3,0 | 2,9 | 2,6 | 2,6 | 1,5 | 1,4 | 1,3 | 1,3 |
Kwoty na obronność rosły, jednak następował spadek procentowego udziału wydatków na obronność względem całkowitego Produktu Krajowego Brutto. Przekładając wartość realnej siły nabywczej pieniądza i mając na uwadze zmniejszenie stanu liczbowego, wydatki jakie ponosi rząd federalny na Bundeswehrę są realnie niższe.
Udział w misjach Sojuszu – nowa rola Bundeswehry i pojawiające się problemy
Konstytucyjne przepisy ograniczały niemiecką armię do działań w sojuszu, a sami Niemcy byli niechętni interwencjom poza granicami Republiki. Było to związane z pamięcią o militaryzmie pruskim i hitlerowskim. Podczas konfliktu w Zatoce Perskiej, Niemcy ograniczyły się do funkcji bankiera rekompensując finansowo brak obecności na misji. Na skutek polityki Helmuta Kohla, zmierzającej do stopniowego zwiększania zaangażowania armii w działaniach międzynarodowych, w 1992 roku miała miejsce pierwsza partycypacja żołnierzy Bundeswehry w Bośni. Następnie wojska niemieckie brały udział, od lipca 1992 roku, w morskiej operacji NATO nadzorowania na Adriatyku embarga wobec Jugosławii oraz w latach 1993 – 1995 w operacji wymuszania zakazu lotów nad Bośnią, wprowadzonego przez ONZ. Dodatkowo, rząd Helmuta Kohla zdecydował o przeznaczeniu na cele ewakuacji z Bośni oddziałów UNPROFOR samolotów sanitarnych, transportowych (w tym Tornado ECR do niszczenia serbskich instalacji radarowych), flotylli trałowców. Była to głównie pomoc logistyczna i wsparcie lotnicze, z uwagi na brak możliwości udziału wojsk lądowych. Kluczowy dla działań Bundeswehry okazał się wyrok Federalnego Trybunału Konstytucyjnego z 12 lipca 1994, uznający za zgodne z ustawą zasadniczą nieograniczone uczestnictwo w misjach mających na celu zapewnienie pokoju w ramach systemu wzajemnego kolektywnego bezpieczeństwa (do których, obok ONZ, zaliczono wówczas UZE i NATO), czyli tzw. operacjach out of area. Orzeczenie to rzutowało w znaczący sposób na funkcjonowanie i przeznaczenie sił zbrojnych, nade wszystko jednak zmieniło zupełnie podejście do użycia czynnika zbrojnego w Republice Federalnej Niemiec. Wyrok dość łatwo zaaprobowali, dotychczas niechętni działaniom niemieckiej armii poza granicami kraju, politycy socjaldemokratycznej opozycji. Był to też punkt zwrotny w kształtowaniu kontroli parlamentarnej, ponieważ zostało w ten sposób przeniesione konstytutywne prawo współdecydowania na parlament. Oznaczało to, że Bundestag został zobowiązany do aktywnego współudziału w przygotowywanych przez rząd decyzjach o wysyłaniu sił zbrojnych. Jednak Bundestag może tylko reagować na inicjatywy egzekutywy, bez samodzielnego prawa do inicjatywy. Ukształtowała się także praktyka, że Bundestag głosował w każdym przypadku, bez względu na to, czy chodziło o mandat dla operacji, przedłużenie misji, czy wielkość kontyngentu Bundeswehry. Faktyczną akceptacją zaistniałego stanu rzeczy było uchwalenie Ustawy o udziale parlamentu, która weszła w życie 18 marca 2005 roku. Zgoda na udział w misjach zagranicznych nie oznaczał automatycznej gotowości. O ile misje pod auspicjami NATO na Bałkanach nie wymagały wielkich działań organizacyjnych, to nadchodzące wydarzenia miały pokazać, że faktyczny stan armii niemieckiej nie jest zadowalający.
Problemy na misjach
Po zamachach z 2001 roku charakter operacji państw członkowskich NATO musiał się przeorientować na ekspedycyjny, czyli związany z działaniami poza swoimi granicami. Dla Niemiec wyzwaniem okazał się udział w operacji ISAF w Afganistanie. Bundeswehra nie miała praktycznie żadnych doświadczeń z wielostronnymi misjami pokojowymi i stabilizacyjnymi – nie miała też żadnych wcześniejszych doświadczeń z działaniami wojennymi. Dostosowanie się do nowych warunków okazało się procesem znacznie trudniejszym niż w przypadku innych państw działających pod auspicjami NATO. Myląca nazwa International Security Assistance Force (ISAF) pozwalała politykom (Schroeder i Fischer) przekonać społeczeństwo, że niemieckie działania, w przeciwieństwie do innych krajów, będą typowo stabilizacyjne. Również żołnierze musieli zmierzyć się z myśleniem życzeniowym polityków i przywódców wojskowych. W kolejnych latach, w wyniku półwewnętrznej komunikacji w postaci blogów, książek napisanych przez uczestników misji oraz dziennikarzy, został naszkicowany obraz ludzi, wśród których narastało niezadowolenie z polityków i wojskowych przełożonych zasiadających w Berlinie. Żołnierze musieli zaakceptować „afgański szok”, który polegał na uświadomieniu sobie, że działania ISAF to nie tylko sprawa cywilna polegająca na odbudowie kraju, ale misja w kraju znajdującym się w stanie wojny. Do tego rodzaju działań Bundeswehra nie była przygotowana. Początkowo kontyngent Bundeswehry został rozmieszczony w Kabulu, ale już w grudniu 2003 roku stał się współodpowiedzialny za północną część Afganistanu – Kunduz, a następnie Feyzabad i Mazar-e-Sharif. Były to miejsca, w których żołnierze Bundeswehry mieli zapewniać ochronę projektom cywilnym a także szkolić afgańskie siły bezpieczeństwa. W 2005 roku liczba niemieckich żołnierzy ISAF zbliżyła się do 3000, na wniosek większości 2/3 Bundestagu. Było to zrozumiałe, ponieważ ta część Afganistanu wydawała się być spokojnym miejscem, z nielicznym zagrożeniem bezpieczeństwa. Dla polityków i wojskowych, a także dla większości mediów, misja w Afganistanie była uciążliwym, choć niezbyt ryzykownym przedsięwzięciem – dobrym dla Afgańczyków i dobrym dla międzynarodowego wizerunku Niemiec. W związku z takim postrzeganiem operacji w Afganistanie, coroczne odnawianie mandatu przez Bundestag odbywało się niejako z automatu. Naprzeciw opiniom politycznym w Niemczech, narastało społeczne niezadowolenie z obecności w Afganistanie. Badania prowadzone przez Der Spiegel na przestrzeni lat 2003-2009, wskazują wyraźną tendencje braku akceptacji społecznej.
Na pytanie, czy wojska niemieckie powinny natychmiast opuścić Afganistan, odpowiadano[i]:
Marzec 2002 | 30% |
Kwiecień 2004 | 47% |
Czerwiec 2006 | 56% |
Czerwiec 2007 | 55% |
Październik 2008 | 60% |
Czerwiec 2009 | 69% |
Niezadowoleni z Niemców byli również sojusznicy, którzy nie mogli liczyć na pomoc podczas działań zbrojnych. Niezadowoleni z tego faktu byli też sami Afgańczycy. Kiedy żołnierze Bundeswehry z misji ISAF przybyli do Afganistanu, nie mogli brać udziału w żadnej operacji ofensywnej. Nie wolno im było również wspierać takich operacji, nawet pośrednio. Użycie broni było dozwolone w samoobronie. Nie mogli prowadzić aktywnych działań przeciwko talibskim bojownikom ani ingerować w biznes narkotykowy. Kiedy w 2007 roku niemieccy instruktorzy wojskowi szkolący batalion piechoty pod Kunduzem zostali poproszony o wsparciew charakterze zespołu mentorskiego na misji w południowej prowincji, Ministerstwo Obrony zabroniło tego argumentując, ograniczenia terytorialne jakimi jest obarczony mandat nadany przez Bundestag. Jeden z weteranów misji tak opisał działania swojego rządu: „Niemcy były gotowe uczestniczyć w odbudowie kraju po zakończeniu konfliktu tylko dlatego, że rząd uznał, że wystarczy uśmiechnąć się i pomachać do ludności afgańskiej. Dobre intencje wygenerowałyby tylko przyjazne reakcje”[ii].
Tragiczne wydarzenie dla niemieckiej operacji miało wydarzenie z 4 września 2009 r. W korycie rzeki w pobliżu miasta Kunduz wybuchły dwie 500-funtowe bomby typu GBU-38. Dzień wcześniej talibowie porwali dwie ciężarówki z paliwem, lecz te utknęły w dnie rzeki w pobliżu miasta. Wkrótce zostały otoczone przez ponad sto osób, zarówno bojowników talibskich jak i afgańskich cywilów z sąsiedniej wioski, którzy chcieli dostać część znaleźnego łupu. W wyniku decyzji niemieckiego pułkownika, który wezwał wsparcie lotnicze, aby uderzyć w jak największą liczbę bojowników talibskich, doszło do katastrofy. Atak powietrzny zabił wszystkich ludzi otaczających ciężarówki – od 95 do 142 mężczyzn i dzieci, w tym wielu niewinnych przechodniów. W samych Niemczech nastąpiła natychmiastowa reakcja mediów. Po raz pierwszy od II wojny światowej niemiecki oficer był odpowiedzialny za odebranie życia setce lub więcej osób w sytuacji, w której ani on, ani nikt inny nie mógł odróżnić bojowników od cywilów. Na skutek tego wydarzenia procent społeczeństwa chcącego wycofania się z misji wzrósł do 69%.
[i] Infratest Dimap, Der Spiegel, 6 czerwiec 2009.
[ii] M. Lindemann, Unter Beschuss. Warum Deutschland in Afghanistan scheitert, Berlin 2010.
Kryzys ekonomiczny i reformy
„Światowy kryzys ekonomiczny z lat 2008 – 2009 uderzył w gospodarkę niemiecką, która skupiła się na wsparciu rynku wewnętrznego, m.in. poprzez ratowanie upadających banków i wspieranie sektora samochodowego czy stoczniowego. Bundestag zdecydował o ograniczeniu deficytu, co z kolei wiązało się ze zmniejszeniem wydatków na Bundeswehrę. Według projektu rządowego z 7 czerwca 2010 r. ministerstwo obrony Niemiec musiało ograniczyć swoje wydatki do 2014 r. o ok. 8 mld euro, czyli prawie o 25%. Kryzys sprawił, że Niemcy w 2009 r. przeznaczyli na armię 1,28 % PKB wobec 1,3 % PKB w 2008 r., zaś wydatki w przeliczeniu na jednego żołnierza sięgnęły 187 tys. dolarów. To z kolei spowodowało, że siły zbrojne stały się mało atrakcyjnym pracodawcą na niemieckim rynku pracy. Tym samym odkładana od początku pierwszej dekady XXI w. reforma Bundeswehry stała się priorytetem obecnego rządu, zaś dla ministra obrony RFN Karla-Theodora zu Guttenberga doskonałym pretekstem do rozpoczęcia debaty nad kontrowersyjnymi propozycjami zmian w armii”[i].
Wnioski wyciągnięte z udziałów w misjach zagranicznych oraz potrzeba oszczędności doprowadziły do redukcji stanu liczbowego armii i rezygnacji z poboru na rzecz profesjonalizacji wojska. Propozycje przedstawione przez Guttenberga miały poprawić przygotowanie niemieckiej armii do zwalczania asymetrycznych zagrożeń i prowadzenia działań o różnej intensywności. Wiązało się to ze zmniejszeniem liczebności armii z 250 tys. do 170–185 tys. żołnierzy, przy jednoczesnym zwiększeniu możliwości wysyłania Bundeswehry poza granice kraju z 7 tys. do ok. 10 tys. żołnierzy. W skład sił zbrojnych miało wejść ok. 170 tys. żołnierzy kontraktowych i zawodowych oraz nieokreślona liczba (od 5 do 15 tys.) żołnierzy pełniących ochotniczą służbę wojskową trwającą od 12 do 23 miesięcy. Podjęta została decyzja o całkowitym zawieszeniu poboru od 1 lipca 2011 roku. Jednocześnie postanowiono wprowadzić zmiany strukturalne, polegające na likwidacji dublujących się sztabów dowodzenia oraz jednostek organizacyjnych w poszczególnych rodzajach sił zbrojnych.
[i] D. Jankowski, Analiza BBN nt. planowanej reformy Bundeswehry, Warszawa 2010, s. 4-5.
Bundeswehra – permanentny kryzys?
Pełniąca od 2013 roku funkcję ministra obrony Ursula von der Leyen postawiła na większą transparentność w działaniach Bundeswehry. Efektem takich decyzji było przedostanie się do wiadomości publicznej informacji wcześniej znanych, ale nie wychodzących poza pewne kręgi. Już w 2013 roku do wiadomości publicznej dane o niezadowoleniu panującym w wojsku. Ilość skarg i zażaleń przekazywanych na ręce pełnomocnika Bundestagu ds. obronności Hellmuta Königshausa osiągnęła rekordowy poziom. Do 23 grudnia 2013 roku wpłynęło 5095 skarg od żołnierzy, czyli 20% więcej niż w roku poprzednim. „Najwięcej z nich (925) dotyczy zbyt niskich zarobków i niewłaściwego zachowania przełożonych w stosunkach z podwładnymi (833). Niemal co dziesiąty autor skargi (494) zwraca uwagę na trudności w pogodzeniu obowiązków służbowych i rodzinnych. (…) W szczególnej sytuacji znalazły się te z 18 000 kobiet wszystkich stopni, które zostały narażone na niewybredne uwagi lub aluzje do ich ciąży lub urlopu macierzyńskiego. (…) Raport wymienia poza tym 64 przypadki molestowania seksualnego żołnierek, o 14 więcej niż w roku 2012”[i].
W stosunku do liczebności Bundeswehry był to najwyższy poziom od roku 1959, w którym zaczęto je rejstrować. Był to efekt postępującej reformy. Szybkie zmiany i oszczędności spotykały się z brakiem uwzględnienia indywidualnych potrzeb żołnierzy. Frustrację budziły częste zmiany miejsc stacjonowania. Na skutek reformy armii, która z wojska poborowego została przekształcona w armię ochotników i zawodowców, ponad 50% żołnierzy musiało dojeżdżać do pracy. Wiele skarg dotyczyło opóźnień wypłaty zapomóg z tytułu subwencjonowania kosztów leczenia. Zmiany jakie zaszły na skutek reformy 2011 roku Koenigshaus określił: „Nic się w rzeczywistości jak dotąd nie poprawiło. Sytuacja się tylko trochę uspokoiła po tym, jak ludzie przyzwyczaili się do niedogodności, ale zasadnicze problemy pozostały”[ii]. Pod audyt trafiły również prowadzone projekty zbrojeniowe. Trzydziestu ekspertów związanych z branżą wskazało na około 140 problemów i zagrożeń związanych m.in. z produkcją samolotów transportowych A400M, na które Bundeswehra czekała od lat, oraz na fakt, że żaden ze zbadanych projektów nie został zrealizowany bez zakłóceń (z dostarczonych w 2017 roku ośmiu samolotów w roku następnym tylko połowa była sprawna). Dostawy były opóźnione o dwa i pół do dziesięciu lat i zwykle nowy sprzęt ulegał podrożeniu o kilka miliardów euro.
Koszty realizacji kluczowych projektów Bundeswehry miały wynieść 57 mld euro. Odpowiada to 2/3 wolumenu transakcji inwestycyjnych Bundeswehry i dotyczy zarówno wojsk lądowych, sił powietrznych jak i marynarki wojennej. Autorzy ekspertyzy zalecili większą transparencję. Wiele projektów wymknęło się spod kontroli i to zarówno pod względem czasowym jak i finansowym.
[i] B. Marx, A. Pawlak, Raport: poważne problemy w Bundeswehrze, Deutsche Welle , 29.01.2014
[ii] Matzke M., Raport obnaża poważne problemy Bundeswehry, Deutsche Welle ,29.12.2013
Biała księga 2016
Ilość rosnących problemów, z którymi musiała sobie radzić Bundeswehra, zaczęła przedostawać się do świadomości ludzi już nie tylko związanych z wojskiem czy polityką, ale również do niemieckiego społeczeństwa. Na tle coraz bardziej niepokojących wiadomości resort obrony narodowej ogłosił w 2016 roku kolejną białą księgę. Mowa tu o najważniejszym dokumencie dotyczącym niemieckiej polityki bezpieczeństwa oraz przyszłości Bundeswehry. Prace nad nim trwały od 2014 roku. W tym czasie odbywały się konsultacje międzyresortowe, eksperckie i społeczne. Ursula von der Leyen przedstawiając ją w Berlinie 13 lipca 2016 mówiła o „zbiorowej koncepcji”. Potwierdziła również gotowość Niemiec do przejmowania w miarę możliwości większej odpowiedzialności w skali globalnej. Od poprzedniej białej księgi minęła dekada, która przyniosła dla Niemiec wiele zmian. W 2006 roku zagrożenia miały inny charakter. Rosja wtedy była partnerem, nie toczyła się wojna w Syrii i Libii, nie było zagrożenia ze strony tzw. Państwa Islamskiego, nie było kryzysu ukraińskiego, ale też nie istniało zagrożenie związane z epidemiami czy kryzysem migracyjnym. Nowa Księga wskazywała kierunki, w jakich będzie podążać polityka Berlina. Sama minister mówiła: „Zmieniły się zagrożenia w Niemczech, ale i Niemcy się zmieniły. Zdajemy sobie sprawię nie tylko z wielkości i znaczenia swego państwa, ale także ze swej odpowiedzialności. Nie chcemy udawać większych niż jesteśmy w rzeczywistości, ale nie będziemy też umniejszać naszej roli”. Najważniejsze punkty dotyczyły:
- wzmocnienia współpracy między Unią Europejską a Sojuszem Północnoatlantyckim;
- obecności wojsk amerykańskich jako gwaranta bezpieczeństwa Europy;
- nowa rola Federacji Rosyjskiej jako głównego sprawcy destabilizacji systemu bezpieczeństwa w Europie.
Zapisy mówiące o większej odpowiedzialności Niemiec za bezpieczeństwo zmieniały nastawienie niemieckiej armii z zadań typu out-of-area na rzecz działań ad hoc, służących rozwiązaniu aktualnych problemów bezpieczeństwa, także związanych z państwami spoza UE i NATO. Przykładem było zaangażowanie Niemiec w koalicję przeciwko PI, składającą się z blisko 60 państw.
Niemcy będą zabiegać o stałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. W białej księdze mowa jest o „odległym celu”, ponieważ wszystkie dotychczasowe starania o zreformowanie Rady Bezpieczeństwa nie przyniosły sukcesu. Von der Leyen wskazała też na wzmocnienie aspektów wojskowych w UE zapowiadając niemiecko-francuską inicjatywę utworzenia Wspólnej Europejskiej Unii Bezpieczeństwa i Obrony. W białej księdze przewidziane jest również powołanie europejskiej kwatery głównej, europejskiego szpitala polowego oraz umożliwienie służby w niemieckim wojsku ochotnikom z innych krajów UE.
Kolejnym istotnym zagadnieniem są fundusze przeznaczane na obronność. Chociaż kanclerz Angela Merkel na szczycie NATO w Newport (2014) poparła rekomendacje o minimalnych wydatkach na cele obronne w wysokości co najmniej 2% PKB, nie spodziewano się, że zobowiązanie to zostanie ujęte w białej księdze 2016. Obecnie niemieckie nakłady na obronę wynoszą jedynie 1,2% PKB i spełnienie zobowiązań z Newport wymagałoby niemal podwojenia tych wydatków. Autorzy białej księgi zdecydowali się jednak podkreślić, że celem Niemiec będzie zwiększanie wydatków militarnych, aby osiągnąć zalecany poziom, przy jednoczesnym efektywnym wykorzystywaniu obecnych zasobów Bundeswehry.
Raport o stanie Bundeswehry
Pomysł o możliwości służby obywateli innych krajów w szeregach niemieckiej armii spotkał się z gwałtownym sprzeciwem Związku Weteranów Bundeswehry, obawiających się zmiany wojska na wzór francuskiej Legi Cudzoziemskiej. Pomysł znalazł się w białej księdze z uwagi na braki kadrowe, z jakimi Bundeswehra musiała – i wciąż musi – się mierzyć. W 2018 roku został ogłoszony raport Bundestagu o stanie niemieckich sił zbrojnych. Wskazywał na wiele braków i wyzwań przed którymi stoi armia:
- Braki kadrowe - jednym z rozwiązań miało być angażowanie obywateli innych państw do służby. Z raportu wynikało, że mimo iż w roku 2018 Bundeswehra odnotowała wzrost liczby żołnierzy służby okresowej i żołnierzy zawodowych o łącznie cztery tysiące, to liczba żołnierzy rozpoczynających służbę zmniejszyła się w porównaniu z rokiem 2017 o trzy tysiące do 20 tysięcy, czyli do poziomu najniższego w jej historii. Nieobsadzonych pozostaje 21 tys. stanowisk oficerskich i podoficerskich, co stanowi ponad 10 proc. personelu całej Bundeswehry;
- Niesprawny sprzęt i wyposażenie:
- spośród 244 posiadanych czołgów Leopard 2 do dyspozycji jednostek było 176. Z nich średnio w ciągu roku pełną zdolność operacyjną miało 105 wozów;
- spośród 121 haubic PzH do dyspozycji jednostek było tylko 75 haubic, a w gotowości jedynie 42;
- z 382 posiadanych BWP Marder do dyspozycji było 319, a w gotowości – 212;
- z 58 śmigłowców NH-90, 37 było dostępnych dla jednostek, a tylko 13 – w pełnej gotowości bojowej;
- z 52 szturmowych Tigerów, do dyspozycji było przeciętnie 39, a tylko 12 śmigłowców w pełni sprawnych;
- Niemcy dysponowali 128 maszynami Eurofighter. W jednostkach znajdowało się przeciętnie 81, a spośród tych gotowych było przeciętnie 39 maszyn;
- spośród 93 maszyn Tornado, w jednostkach znajdowało się średnio 63, a w gotowości przeciętnie 26;
- żaden z okrętów podwodnych typu 212 nie był dostępny, ani tym bardziej sprawny operacyjnie;
- z 5 korwet typu 130 z reguły dostępne były 4, a 3 – gotowe do służby;
- ani jeden z 14 wprowadzonych samolotów A400M nie był w pełni zdolny operacyjnie.
Wszystkie te kłopoty wynikały ze zmniejszanego przez lata budżetu obronnego, skromnych środków przeznaczanych na modernizację i naprawy, braku części zamiennych, niedostatecznej liczby żołnierzy. W efekcie Niemcy nie są w tej chwili w stanie utrzymać na odpowiednim poziomie gotowości nawet sprzętu produkowanego lub służącego w Republice Federalnej od lat i eksportowanego do różnych państw, jak Leopard 2 czy PzH 2000. Paradoksalnie to udział Niemiec we wschodniej flance NATO i w misjach zagranicznych przyczynił się do takiego stanu rzeczy. Sprzęt i wojsko wydelegowane do operacji poza granicami kraju było wyposażane i dozbrajane z zaopatrzenia jednostek stacjonujących na terenie Niemiec. W przypadku gdy doposażenie z zasobów armii nie było możliwe - korzystano z opcji cywilnej. W przypadku działań Bundeswehry w Afganistanie transport powietrzny niemieckiego kontyngentu wojskowego był, w znacznym stopniu, realizowany wynajętymi śmigłowcami cywilnymi.
Również niemiecki system pozyskiwania sprzętu wymaga zmian. Wypracowanie kontraktu na modernizację Leopardów zajęło dwa lata. Z kolei same czołgi mają zostać w całości dostarczone dopiero w 2023 roku. Umowy o wartości powyżej 25 mln euro muszą być zatwierdzane przez Bundestag, co dodatkowo wydłuża czas zawierania kontraktów. Informacje o złym stanie technicznym dużej części wyposażenia Bundeswehry obciążają również w pewien sposób niemiecki przemysł obronny. W wielu wypadkach nie był on zdolny do terminowych dostaw sprzętu, występowały też awarie. Sam fakt, że produkowany w Niemczech sprzęt często ma niewystarczający poziom gotowości bojowej, musi świadczyć na niekorzyść niemieckiej zbrojeniówki. Słabość w kwestii zamówień widać było wyraźnie w marcu 2020 roku przy okazji epidemii SARS-Cov-2. „Władze federalne jak do tej pory zakupiły np. 20 mln maseczek, lecz ze strony Bundeswehry, której pierwotnie przydzielono to zadanie, pochodził tylko ułamek tego zakupu. Większość nabyło ministerstwo zdrowia na własną rękę. (…) Przejście na taki model zakupów było konieczne, ponieważ zakup materiałów ochronnych przez wydziały zaopatrzenia MON i MSW były bardzo nieefektywne [według poufnego raportu niemieckiego Ministerstwa Zdrowia – sześć milionów maseczek zniknęło bez śladu na lotnisku w Kenii]. «To w ogóle nie zafunkcjonowało» – stwierdził resort zdrowia”[i].
[i] https://www.dw.com/pl/bundeswehra-nieudolna-w-zakupach-na-ratunek-id%C4%85-koncerny/a-53007586 .
Problem z ekstremizmem – Kommando Spezialkrafte (KSK)
W maju tego roku policyjni komandosi wtargnęli na teren wiejskiej posiadłości należącej do starszego sierżanta sił specjalnych, członka KSK – tajnej i najlepiej wyszkolonej jednostki wojskowej w kraju. Oficer nosił przydomek „Mała Owca” i od pewnego czasu znajdował się pod obserwacją służb jako podejrzany o sprzyjanie neonazistom. W trakcie rewizji policja znalazła dwa kilogramy materiałów wybuchowych PETN, detonator, zapalnik, AK-47, tłumik, dwa noże, kuszę i tysiące sztuk amunicji, z których znaczna część została prawdopodobnie skradziona niemieckim wojskom. Według poufnego raportu, do którego dotarli dziennikarze „Die Welt”, od 2010 roku w Bundeswerze zaginęło co najmniej 60 tys. sztuk amunicji różnego kalibru. Do tego dochodzi brakujących 48 tys. sztuk amunicji z arsenału elitarnej jednostki komandosów KSK. Policja znalazła też śpiewnik SS, 14 wydań czasopism dla byłych członków Waffen SS i mnóstwo innych pamiątek związanych z nazizmem. Nie był to jedyny przypadek osób o takich poglądach znajdujących się w niemieckiej armii.
W ciągu mijających lat niemieccy politycy i ludzie odpowiedzialni za bezpieczeństwo odrzucali pojęcie „skrajnie prawicowej infiltracji służb mundurowych”, mówiąc tylko o „indywidualnych przypadkach”. Zupełnie pominięto Internet, w którym rozwijał się ekstremizm. Przełożeni tych, którzy byli określani jako ekstremiści, chronili swoich podwładnych. Niemiecka Służba Kontrwywiadu Wojskowego (MAD) bada obecnie ponad 600 żołnierzy pod kątem skrajnie prawicowego ekstremizmu, spośród 184 000 wojskowych. Około 20 z nich znajduje się w KSK, a odsetek ten jest pięciokrotnie wyższy niż w innych jednostkach. Władze niemieckie obawiają się jednak, że problem może być o wiele większy i że inne instytucje bezpieczeństwa również zostały zinfiltrowane. W ciągu ostatnich 13 miesięcy skrajnie prawicowi terroryści zamordowali jednego z polityków, zaatakowali synagogę i zastrzelili dziewięciu imigrantów lub niemieckich potomków imigrantów. Thomas Haldenwang, szef Niemieckiej Agencji Wywiadowczej, określił skrajnie prawicowy ekstremizm i terroryzm jako „największe zagrożenie dla niemieckiej demokracji”.
Na podstawie wywiadów, które dziennikarka „The New York Times” Katrin Bennhold przeprowadziła w ciągu roku z przedstawicielami wojska i wywiadu, a także samymi skrajnie prawicowymi członkami, wynika istnienie ogólnokrajowej sieci czynnych jak i byłych żołnierzy oraz policjantów mających powiązania ze skrajną prawicą.
W wielu przypadkach żołnierze korzystali z tych sieci, aby przygotować się na to, kiedy dojdzie do wyczekiwanego przez nich załamania się niemieckiego porządku demokratycznego. Nazywają to „Dniem X”. Urzędnicy obawiają się, że to jedynie pretekst do podżegania aktów terrorystycznych, lub co gorsza, do puczu. W ostatnich dniach pojawiła się jeszcze jedna sprawa – obecnie zawieszony rezerwista posiadał listę z numerami telefonów komórkowych i adresami 17 polityków. Wszyscy oni zostali ostrzeżeni, a sprawa okazała się rozwojowa prowadząc do co najmniej dziewięciu innych nalotów w całym kraju. Niektóre niemieckie media informacyjne nawiązywały do „armii cieni”, rysując podobieństwa do lat dwudziestych XX wieku, kiedy to nacjonalistyczne komórki w wojsku gromadziły broń, planowały zamachy stanu i spiskowały w celu obalenia rządu. Konstantin von Notz, zastępca przewodniczącego Komisji Nadzoru Wywiadu w Bundestagu, stwierdził: „Kiedy naprawdę zaczęli szukać, znaleźli wiele przypadków. Kiedy na jaw wychodzą setki indywidualnych osób zaangażowanych w działalność skrajnie prawicową, zaczyna to wyglądać na problem strukturalny”. Von Notz zwrócił także uwagę, że Brendan Tarrant, który w 2019 roku zmasakrował 51 muzułmańskich wyznawców w dwóch meczetach w Christchurch w Nowej Zelandii, rok wcześniej podróżował po Europie i włączył złowieszczą linię do swojego manifestu.
„Oszacowałbym liczbę żołnierzy w europejskich siłach zbrojnych, którzy również należą do grup nacjonalistycznych, na setki tysięcy, z taką samą liczbą zatrudnionych na stanowiskach stróżów prawa”, napisał Tarrant.
Niemcy postanowiły potraktować tę sprawę poważnie. Okazało się jednak, że wiedza o problemie a rozwiązanie to dwie zupełnie różne sprawy. Wojskowa Służba Kontrwywiadowcza, odpowiedzialna za monitorowanie ekstremizmu w siłach zbrojnych, może być infiltrowana. Wysoki rangą śledczy w jednostce ds. ekstremizmu został zawieszony w czerwcu po tym, jak podzielił się poufnymi materiałami z majowego nalotu ze swoim kontaktem w KSK, który z kolei przekazał je co najmniej ośmiu innym żołnierzom, informując ich, że agencja może zwrócić na nich uwagę w następnej kolejności.
KSK są odpowiedzią Niemiec na US Navy Seals. Ich dowódcą jest gen. Markus Kreitmayr, który w czerwcu przez cztery godziny przesłuchiwał członka swojej jednostki w sprawie przyjęcia, na którym sześciu żołnierzy KSK oddawało hitlerowski salut. Można więc przyjąć, że problem jest znany w środowisku i podchodzi się do niego z uwagą. Wzrost nastrojów ksenofobicznych nasilił się w związku z prowadzoną od 2015 roku polityką imigracyjną rządu federalnego. W ciągu ostatniego roku nawet kanclerz przyznała, że to był błąd, mleko się jednak już rozlało. Na fali uchodźców w Niemczech wyrosłą nowa opcja polityczna Alternative für Deutschland (AfD), zbierająca w swoich szeregach przeciwników polityki Merkel i sympatyków nacjonalizmu. Kreitmayr zauważył, że „duży odsetek” jego podwładnych to wschodni Niemcy, region, w którym AfD cieszy się dużym poparciem. Mniej więcej połowa żołnierzy na liście członków KSK podejrzanych o bycie skrajnie prawicowymi ekstremistami również pochodzi z byłego NRD. Podobnego zdania są sami żołnierze, którzy kryzys migracyjny 2015 roku określili jako punkt zwrotny. Jeden z oficerów Bundeswehry wspominał: „Jesteśmy żołnierzami, którzy są oskarżeni o obronę tego kraju, a potem właśnie otworzyli granice, bez kontroli”. Wydarzenia z Kolonii z 31 grudnia 2015 roku, kiedy na zabawie Sylwestrowej na rynku kobiety były napastowane przez imigrantów, były bodźcem zmuszającym do sprzeciwu. Wydarzenie nie było odosobnione i w następnych miesiącach można było przeczytać kolejne informacje o łamiących niemieckie prawo przybyszach z Afryki. W oficjalnym obiegu informacji zdarzenia te były poddawane cenzurze, ale w dobie Internetu nie da się ukryć żadnych wiadomości. W tej atmosferze 30-letni żołnierz KSK z Halle we wschodnich Niemczech założył sieć czatów telegramowych dla żołnierzy, policjantów i innych osób zjednoczonych w swoim przekonaniu, że emigranci zniszczą kraj. Nazywał się André Schmitt, występował pod pseudonimem „Hannibal”. Był twórcą tak zwanej Sieci Hannibala. Było to forum i czaty służące do rozmów ludzi z różnych środowisk, w tym dla wojska i policji. Jednocześnie prowadził grupę o nazwie Uniter, organizację zrzeszającą profesjonalistów w dziedzinie bezpieczeństwa, ale także szkolenie paramilitarne. Kilku członków Sieci Hannibala jest obecnie ściganych przez prokuraturę za spiskowanie i terroryzm. Obecnie śledczy badają, czy Sieć i Uniter były wczesnym szkieletem ogólnokrajowej sieci skrajnej prawicy, która przeniknęła w głąb instytucji państwowych. Sama Sieć miała początkowo służyć jako alternatywa dla oficjalnych informacji na temat imigrantów, służyła wymianie wiedzy na temat zagrożeń i wkroczeń popełnianych przez przybyszów z Afryki. W krótkim czasie zaangażowali się w nią żołnierze KSK. Robert P., znany jako „Petrus”, który prowadził dwa czaty, powiedział policji, że w Sieci była prawdopodobnie połowa jednostki KSK. Członkowie Sieci spotykali się osobiście, posiadali dziesiątki schowków i kryjówek z zaopatrzeniem na Dzień X. Śledczym udało się ustalić, że jednym z nich była baza wojskowa w Calw. Sam „Mały Owca” znajdował się pod obserwacją kontrwywiadu wojskowego od 2016 roku, co nie przeszkodziło mu jednak awansować w ramach struktur KSK. Sama jednostka wojskowa nie była wolna od tendencji ekstremistycznych nawet przed 2015 rokiem. Dowódca KSK w latach 2000 – 2003 generał Reinhard Gunzel został zwolniony z funkcji przez ministra obrony po tym, jak napisał list popierający antysemickie przemówienie konserwatywnego prawnika Martina Hohmanna. Jednocześnie skrytykował tendencję do nazywania osób wyrażających poglądy nacjonalistyczne skrajnymi ekstremistami. W liście do Hohmanna stwierdził: „Możesz być pewien, że mówisz w imieniu większości Niemców… Nie pozwól, aby oskarżenia z dominującego lewicowego obozu cię zniechęciły”[i].
„Następnie napisał książkę zatytułowaną Geheime Krieger (Tajni wojownicy). Umieścił w niej KSK w tradycji cieszących się złą sławą jednostek sił specjalnych Trzeciej Rzeszy, tzw. Branderburczyków, której żołnierze popełniali liczne zbrodnie wojenne, w tym masakry ludności żydowskiej”[ii]. Wydana w 2006 roku książka liczy zaledwie 120 stron, ciekawostką jest jednak wykorzystanie w niej archiwalnych zdjęć z lat 1940 – 1945, udostępnionych przez żyjącego jeszcze wtedy Wilhelma Walthera, ostatniego dowódce Branderburczyków. Gunzel występował także podczas wydarzeń organizowanych przez środowiska skrajnie prawicowe. Został również wydany wywiad z generałem „I nagle wszystko staje się polityczne”, w którym w sposób krytyczny odnosi się do decyzji i sposobu, w jaki został zwolniony ze stanowiska.
Efektem śledztw i coraz większej liczby doniesień o infiltracji KSK przez ideologię skrajnie prawicową była decyzja minister obrony narodowej Annegret Kramp-Karrenbauer z dnia 1 lipca 2020 roku o rozwiązaniu Drugiej Kompanii KSK. Podejmując tę decyzję niemiecka minister wyciągnęła wnioski z obecnego, budzącego głęboki niepokój, stanu rzeczy w szeregach KSK. Jak stwierdziła w rozmowie z „Süddeutsche Zeitung”, jednostka KSK „częściowo się usamodzielniła”, także z powodu przypadków, jak to ujęła, „toksycznej kultury dowodzenia nią”, co prowadzi do wniosku, że „nie może działać w obecnym kształcie”. Inspektor generalny Bundeswehry Eberhard Zorn przesłał na ręce minister 55-stronnicowy projekt reformy jednostki. Zakłada on, poza rozwiązaniem drugiej kompanii, podporządkowanie działu szkolenia KSK strukturom Bundeswehry. Do chwili realizacji planowanych posunięć odwołano udział KSK w międzynarodowych manewrach i misjach zagranicznych. Projekt zmian przewiduje ponadto wprowadzenie w KSK rotacyjnego dowództwa kompanii. Do 31 października jednostka KSK ma czas na udowodnienie, że zmieniła się w pożądanym kierunku. W przeciwnym razie grozi jej całkowite rozwiązanie.
[i] https://www.dw.com/en/top-general-sacked-as-anti-semitism-scandal-spreads/a-1022834
[ii] https://en.wikipedia.org/wiki/Reinhard_G%C3%BCnzel, tłumaczenie autora.
Niechęć do imigrantów
Jak już zostało wspomniane, w Niemczech narastają od kilku lat nastroje niechętne ruchom imigranckim z Afryki. Za ich podłoże należy uznać nacjonalizm, który występuje w każdym narodzie i państwie. W przypadku Niemiec jest on o tyle szczególny, że z powodu odpowiedzialności za dwie wojny był skutecznie tłumiony. Nigdy jednak nie zniknął, i co możemy zaobserwować obecnie, posiada licznych zwolenników. Bundeswehra jako środowisko zamknięte kumuluje szczególnie wielu spośród nich.
Na początku lutego 2017 roku Franco A., zawodowy oficer niemieckiej armii, został zatrzymany przez austriackie władze, gdy próbował odzyskać francuski pistolet i amunicję, ukryte na lotnisku w Wiedniu. Po sprawdzeniu odcisków palców w bazie danych austriackie władze odkryły, że Franco, urodzony jako syn włoskiego ojca i niemieckiej matki w niemieckim regionie Hesji, został zarejestrowany jako syryjski uchodźca zamieszkały w Bawarii. Podejrzenia wzbudził również brak znajomości języka arabskiego w stopniu więcej niż komunikatywnym. Austriackie władze pozwoliły odejść Franco A., po wcześniejszym zawiadomieniu niemieckich służb, które rozpoczęły tajne dochodzenie. O zdarzeniu został również poinformowany niemiecki kontrwywiad wojskowy. Władze po przesłuchaniu zapisów nagrań sporządzonych przez podejrzanego znalazły dowody na prawicowy ekstremizm. Aresztowania podejrzanego dokonano 26 lutego 2017 roku pod zarzutem podejrzenia o terroryzm.
Prokuratorzy federalni działali w oparciu o założenie, że pistolet i amunicja znalezione w Wiedniu, jak również dalsza broń i materiały wybuchowe, miały być użyte do ataków na wysokich rangą polityków i osoby publiczne, które Franco A. uważał za sprzyjające uchodźcom. Władze znalazły m.in. listy z nazwiskami ówczesnego ministra sprawiedliwości Heiko Maasa, wiceprzewodniczącej niemieckiego parlamentu Claudii Roth i działaczki na rzecz praw człowieka Anetty Kahane. Uważa się, że Franco podawał się za syryjskiego uchodźcę, aby spowodować, po udanych zamachach, zrzucenie winy na element imigrancki. Warto się zastanowić w jaki sposób członek Bundeswehry doszedł do takiego etapu swojego planu. Czy zawiódł system obserwacji w armii czy też przymykano oczy na wypowiedzi zatrzymanego? Czy gdyby nie działania służb austriackich, to niemieckie służby rozpoczęłyby obserwację oficera?
W 2017 roku porucznik Franco A. był członkiem francusko-niemieckiego 291. batalionu piechoty stacjonującego w Illkirch koło Strasburga. Zanim został żołnierzem zawodowym, w jednej z francuskich akademii wojskowych napisał pracę magisterską zawierającą ideologię prawicowo-ekstremistyczną. Francuskie władze nie dopuściły do obrony dysertacji, określając ją mianem manifestu, a nie pracy naukowej. Pisał o mieszaniu ras i rozwiązywaniu grup etnicznych. Biorąc pod uwagę poglądy niemieckiego obywatela, francuskie władze poinformowały swoich niemieckich odpowiedników o zaistniałej sytuacji. Bundeswehra jednak nie przeszła do działań, ograniczając się do wydania ostrzeżenia oraz pozwalając Franco na przedstawienie swojej wersji wydarzeń. Nie powiadomiono również kontrwywiadu MAD. Sprawą zainteresowało się jednak ministerstwo. Ursula von der Leyen początkowo zareagowała na skandal, potępiając to, co nazwała „fałszywym rozumieniem esprit de corps„. Następnie odwiedziła baraki Franco w Illkirch, w towarzystwie dziennikarzy z Berlina. Znaleźli tam ręcznie malowaną swastykę przy jego broni oraz pamiątki po Wehrmachcie. Minister obrony nakazała kontrolę wszystkich koszar Bundeswehry oraz rewizję wspomnianego wcześniej Dekretu o tradycji, który miał za zadanie zdystansować obecną Bundeswehrę od zbrodni wojennych Wehrmachtu.
Sam zatrzymany rozpoczął planowanie przedsięwzięcia już w 2015 roku, na fali polityki Angeli Merkel. W listopadzie 2015 r. złożył wniosek o azyl w Federalnym Urzędzie ds. Migracji i Uchodźców (BAMF) jako David Benjamin, obywatel syryjski z okolic Aleppo. Jego przesłuchanie azylowe w 2016 r. odbyło się w języku francuskim. Powiedział, że jest chrześcijaninem, zna język francuski lepiej niż arabski i w swojej ojczyźnie czuje się zagrożony. Otrzymał ochronę i zasiłek, jako osoba ubiegająca się o azyl, oraz pełnoetatową pracy jako zawodowy żołnierz w oddalonej o 300 km Alzacji. Powyższy przypadek unaoczniał dziury w systemie migracyjnym i urzędach odpowiedzialnych za przyznawanie statusu uchodźczego na terenie Niemiec. W przypadku Franco szefowa BAMF-u Jutta Cordt mówiła o „rażących błędach” na każdym etapie postępowania. Powiedziała, że nie ma dowodów na żadną „celową manipulację”. Urzędnik, który prowadził sprawę Franco, był żołnierzem, wystąpiła więc służbowa solidarność na linii urzędnik-petent.
Na skutek aresztowania Franco A. do śledztwa został wciągnięty Maximilian T., jego przyjaciel i kolega z Bundeswehry. Wtedy sprawa nabrała politycznego wydźwięku, ponieważ Maximilian T. pracował dla parlamentarzysty AfD Jana Nolte. Deputowany stwierdził, że uznaje swojego pracownika, Maximiliana T., jako ofiarę politycznie motywowanego ataku. Nolte, wraz z innymi członkami AfD, zwrócił się do Bundestagu z prośbą o rozpatrzenie sprawy Franco A. Rząd zauważył, że śledztwo nie zostało jeszcze zakończone, ale jak dotąd nic nie wskazuje na istnienie prawicowego ekstremizmu w Bundeswehrze.
Franco A. spędził siedem miesięcy w areszcie tymczasowym. Pod koniec listopada sąd federalny zadecydował o zwolnieniu zatrzymanego. Sąd uważał, że nie ma dowodów świadczących o przygotowywaniu się do popełnienia czynu przestępczego przeciwko państwu. Wcześniej jednak zabroniono mu nosić munduru i zwolniono ze służby. Utrzymano areszt domowy, obowiązek regularnego meldowania się u władz, a połowa jego wynagrodzenia została wstrzymana.
W związku ze sprawą Franco A., jak poinformował rzecznik MAD, został zarejestrowany wzrost doniesień o wypadkach prawicowego ekstremizmu. W 2017 r. odnotowano około 379 nowych przypadków podejrzeń o działalność ekstremistyczną — od eksponowania antykonstytucyjnych symboli i używania agresywnych, rasistowskich haseł, do rzekomego członkostwa w zakazanych organizacjach. W 2017 r. sześć osób w Bundeswehrze zostało uznanych za ekstremistów; Franco A. był prawdopodobnie jednym z nich.
Wpływy z zagranicy
W lipcu 2020 roku MAD poinformował o zaangażowaniu żołnierzy Bundeswehry na rzecz tureckich Szarych Wilków. Podejrzane były cztery osoby, z czego w jednym przypadku wszczęto postępowanie dyscyplinarne w związku z podejrzeniem dążeń ekstremistycznych i braku wierności konstytucji. Ustalono związki Szarych Wilków w Niemczech z MIT, czyli tajnymi służbami Turcji. W Internecie można znaleźć zdjęcia pokazujące zwolenników Szarych Wilków podczas treningów strzeleckich w Niemczech. Uczestniczą oni także w kursach bezpieczeństwa, w których ważną rolę odgrywają sporty walki. Organizacja „Szare Wilki”, zwana również ruchem „Ülkücü”, to grupa wywodząca się z Turcji, którą Federalny Urząd Ochrony Konstytucji klasyfikuje jako prawicowo-ekstremistyczną organizację cudzoziemców. Opiera się na ideologii nacjonalistycznej i rasistowskiej. Rząd federalny zakłada potencjał członkowski około 11.000 osób. Eksperci szacują, że liczba ta jest znacznie wyższa[i]. Szczytowy okres działań przypadał na lata 70. XX wieku, nie oznacza to, że obecnie są w stanie uśpienia. W samych Niemczech działają również inne organizacje związane z Turcją. Posłanka Bundestagu Sevim Dagdelen zwróciła uwagę, w rozmowie z Deutsche Welle, na wpływ Erdogana na niemieckie społeczeństwo i armię. Uważa, że niemiecko-tureckie koła gospodarcze współorganizowały kampanię przeciwko posłom do Bundestagu. Natomiast wspomniane Szare Wilki rozpatruje w kontekście nacjonalistycznej mobilizacji faszystowskich i islamistycznych kręgów, które chcą ugruntować w Niemczech politykę przemocy, propagowaną przez tureckiego prezydenta.
[i] https://www.tagesschau.de/investigativ/report-mainz/graue-woelfe-bundeswehr-101.html
Środki zaradcze
W związku z coraz większą liczbą przypadków związanych z ekstremizmem prawicowym czy neonazizmem władze centralne postanowiły wprowadzić środki zaradcze. Oprócz rozwiązania i planowanej reformy KSK, niemieccy politycy widzą źródło problemu w kolejnych reformach armii. Pełnomocniczka Bundestagu ds. Obronności Eva Högl (SPD) opowiada się za wznowieniem dyskusji na temat właściwego kształtu niemieckich sił zbrojnych. Remedium ma być powrót do powszechnego obowiązku służby wojskowej.
Już przed wprowadzeniem w Niemczech armii zawodowej istniały obawy, że może być ona w większym stopniu podatna na wpływy prawicowo-ekstremistyczne niż armia z poboru. Mając to na uwadze Eva Högl oświadczyła, że Bundeswehrze wyszłoby tylko na dobre, gdyby duża część niemieckiego społeczeństwa przez jakiś czas pełniła w niej służbę wojskową, co utrudniłoby rozprzestrzenianie się w jej szeregach prawicowego ekstremizmu. Pomysł spotkał się z natychmiastową krytyką ze strony opozycji. Partia Zielonych uważa, że takie rozwiązanie nie zwiększy gotowości bojowej niemieckiej armii, pochłonie za to wiele środków finansowych, które można wykorzystać w lepszy sposób. Właściwym posunięciem byłaby zmiana metod rekrutowania ochotników do służby zawodowej i sposobu ich szkolenia, w którym należy zwrócić większą uwagę na kształtowanie ich światopoglądu.
Marie-Agnes Strack-Zimmermann (FDP) odrzuca zarówno sam pomysł przywrócenia w Niemczech armii z poboru, jak i dyskusję w tej sprawie, która, jak oświadczyła, „jest całkowicie zbędna”. Niemiecka armia potrzebuje specjalistów do wykonywania stojących przed nią skomplikowanych zadań. Za absolutne nieporozumienie uważa wprowadzenie armii z poboru jako sposobu na przeciwdziałanie poglądom prawicowo-ekstremistycznym wśród żołnierzy. Jej zdaniem walka z tym zjawiskiem musi zacząć się od zrozumienia jego prawdziwych przyczyn, a w Bundeswehrze należy zwrócić uwagę na szkolenie polityczne i bardziej uważne przyglądanie się kandydatom, co pozwoliłoby z góry wykluczyć osoby o postawach skrajnych.
Tego samego zdania jest Lewica. Przewodniczący klubu poselskiego w Bundestagu Dietmar Bartsch stanowczo odrzucił pomysł ponownego wprowadzenia w Niemczech armii z poboru jako lekarstwa na tendencje prawicowo-ekstremistyczne w Bundeswehrze, ponieważ pojawiły się one i tliły w niej od dziesięcioleci, ale były celowo niedostrzegane. Nie narodziły się one z chwilą wprowadzenia w kraju armii zawodowej. Dyskusję w sprawie przywrócenia obowiązku powszechnej służby wojskowej uznał za typowe działania zastępcze, które nie rozwiążą zaistniałego problemu. Zdaniem Lewicy, w tej sprawie, w Bundeswehrze powinna obowiązywać zasada zero tolerancji wobec faszystów w mundurach, którzy niczego się nie nauczyli z historii Niemiec.
Również rządząca koalicja nie widzi sensu przywracania armii poborowej, argumentując to wyzwaniami przed którymi stoi niemiecka armia. Te dzisiejsze różnią się od tych z przeszłości, dlatego zawodowa armia poradzi sobie z nimi w lepszym stopniu niż armia rekrutująca się z poboru. Pewne działania mają jednak zostać podjęte. Minister Kramp-Karrenbauer zapowiedziała wprowadzenie od przyszłego roku nowej formy ochotniczej służby w Bundeswehrze pod nazwą „Twój rok dla Niemiec”. Po półrocznym wojskowym przeszkoleniu podstawowym, chętni przez następne pół roku będą pełnić służbę w rezerwie w pobliżu swojego miejsca zamieszkania. Rzecznik resortu obrony zapowiedział, że szczegóły tego planu zostaną podane do wiadomości publicznej pod koniec lipca, a później ministerstwo uruchomi kampanię informacyjną.
Co dalej z Bundeswehrą?
Napoleon Bonaparte powiedział, że do prowadzenia wojny potrzeba trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i jeszcze więcej pieniędzy. Wydaje się, że jest to główny problem Bundeswehry. Mimo zwiększania środków w budżecie obronnym, który jest już drugim największym wydatkiem w budżecie federalnym, fundusze są ciągle niewystarczające. Wciąż odbiegają od deklarowanych w 2014 roku w Newport 2% PKB, co jest często podkreślane przez państwa NATO. Szczególnym krytykiem jest prezydent USA Donalda Trump. Rozmowy na linii Waszyngton – Berlin trwały od 2017 roku. Liczący 34,5 tys. żołnierzy kontyngent był kartą przetargową we wzajemnych relacjach. Ostatecznie prezydent USA postawił sprawę jasno: albo rząd federalny zacznie poważnie traktować wydatki na siły zbrojne, albo wojska zostaną wycofane: na wschodnią flankę NATO lub z powrotem do Stanów Zjednoczonych. Decyzją Białego Domu liczba wojska stacjonująca na terenie Niemiec ma zostać zmniejszona do 25 tys. żołnierzy. Niewykluczone, że kryzys wokół COVID-19 uświadomił Amerykanom, że w przypadku RFN nie ma szans na to, by procent PKB przeznaczany na armię wzrósł w przewidywalnej przyszłości, na co nakładają się różnice geopolityczne. Dla Niemców priorytetem będzie wyprowadzanie państwa z kryzysu, czego dowodem jest opracowywany przez Berlin i Paryż wart 750 mld euro plan naprawczy. Niemcy na wsparcie własnej gospodarki wydadzą 1,1 bln euro (łącznie pomoc publiczna udzielona przez kraje UE sięga 1,8 bln euro, z czego 55 proc. przypada na Niemcy). Armia na tych wydatkach jednak nie skorzysta. Już “przedcovidowy” projekt budżetu RFN zakładał, że wydatki na obronność mają wynosić nieco ponad 45 mld euro (1,37 proc. PKB), znacznie poniżej oczekiwań USA. Do 2023 r. ta liczba ma oscylować wokół 1,25 proc. PKB albo i mniej. Do tego Niemcy w 2019 r. przekazały do NATO informacje, w których zapewniono, że te wydatki osiągną 1,5 proc. PKB w 2024 r. Sytuacja miała miejsce przed epidemią koronawirusa i związanym z tym zamrożeniem gospodarki. Skoro już wówczas byli mało wiarygodni, to tym bardziej dzisiaj, przy większych wydatkach na walkę z kryzysem nie należy się spodziewać zmiany w finansowaniu armii.
Rząd Federalny planuje jednak wprowadzić szereg zmian w funkcjonowaniu Bundeswehry. Podczas “Munich Security Conference” 2020 generał Eberhard Zorn w rozmowie z analitykami omówił wyzwania przed którymi stoi niemiecka armia. Jedną z takich spraw jest obecność niemieckiej armii na arenie międzynarodowej oraz konieczność czytelnego sygnalizowania celów takich operacji społeczeństwu niemieckiemu, tak by zyskać poparcie dla operacji, wychodzące również poza ławy parlamentarne. Minister obrony Annegret Kramp-Karrenbauer stwierdziła, że niemieckiej armii brakuje szybkości decyzji. Nazwała ją „wojskiem parlamentarnym”, gdyż każda misja Bundeswehry wymaga akceptacji Bundestagu.
Kolejną sprawą, z którą należy się zmierzyć, jest modernizacja. W ciągu ostatnich trzech lat armia przedstawiła rekordowo dużą liczbę projektów modernizacyjnych poniżej 25 milionów euro. Liczba ta jest istotna, gdyż wszystkie zakupy powyżej tej sumy muszą uzyskać aprobatę parlamentu. W związku z tym, armia jako taka, nie ma bezpośredniego wpływu na duże programy zbrojeniowe i jest tutaj w pełni uzależniona od politycznych decydentów (problem poruszony w rozdziale Raport o stanie Bundeswehry). Następną kwestią mająca usprawnić gotowość i funkcjonowanie armii będzie odejście od scentralizowanych zakupów w przypadku rzeczy podstawowych czy związanych z codzienną techniką użytkową, a dostępnych na wolnym rynku. Takie zakupy nie mają być przeprowadzane przez centralny ośrodek w Koblencji, ale przez sieć 900 lokalnych centrów zakupowych. To one uzyskają możliwości nabywania podstawowych artykułów, co ma przełożyć się na ogólny wzrost gotowości, jak i sprawności funkcjonowania całej armii. Sprawa wydaje się oczywista i prosta do przeprowadzenia, jednak z perspektywy czasu powodowała opóźnienia w działaniu sił zbrojnych.
Do końca nie wiadomo, jak rozumieć deklaracje niemieckiego Ministerstwa Obrony, wygłoszone podczas spotkania z polskim odpowiednikiem. Annegret Kramp-Karrenbauer „przytoczyła słowa, które wypowiedział pierwszy sekretarz generalny NATO Hastings Lionel Ismay: «NATO powstało, by Rosjan trzymać z daleka, Amerykanów przy sobie, a Niemców pod kontrolą». W myśl tej filozofii Niemcy przez całe dekady nie przykładały wagi do rozbudowy potencjału militarnego. Przełom nastąpił po zajęciu Krymu przez Rosję w 2014 roku. «Od tej pory potencjał armii jest ważną sprawą. Naszą ambicją jest, by w 2030 roku nasze siły stanowiły 10 procent potencjału obronnego NATO»”[i] Stwierdzenie albo zostało złożone na wyrost, albo było kurtuazyjne. Przy obecnych wydatkach przeznaczanych na obronność, mając na uwadze konieczność wychodzenia z kryzysu epidemicznego, rok 2030 wydaje się niemożliwy do spełnienia. Nawet przy założeniu ścisłej współpracy w dziedzinie obronności z Francją.
Kolejnym tematem, z którym musi się zmierzyć niemiecki parlament, jest krytyka, która spada na poprzednią minister Ursulę von der Layen i jej wieloletnie rządy w ministerstwie. Komisja śledcza niemieckiego parlamentu – najpotężniejszy instrument, jaki ustawodawca może wykorzystać do badania nadużyć rządowych – poddał analizie sposób, w jaki kontrakty Ministerstwa Obrony były udzielone zewnętrznym firmom konsultingowym, bez odpowiedniego nadzoru transakcje te miały związek z nieformalnymi znajomościami przedstawicieli resortu ze światem biznesu. Von der Layen broniła wykorzystania zewnętrznych firm, twierdząc, że w momencie jej przyjścia do urzędu panował tam bałagan, biurokratyzm a pracownicy byli przytłoczeni obowiązkami. Stwierdziła, że mimo występujących błędów przy zatrudnianiu zewnętrznych doradców byli oni niezbędni do przeprowadzenia gruntownych zmian. Jak ustaliła komisja problem pojawił się, gdy zatrudnieni fachowcy zyskali szeroki dostęp do pracowników ministerstwa oraz pomagali obchodzić obowiązujące przepisy w celu zyskania milionowych kontraktów. Sprawa ujrzała światło dzienne w 2018 roku, kiedy program monitorujący przepływy środków z ministerstwa zauważył nieprawidłowości przy zatrudnianiu firm zewnętrznych. Na obecnym etapie członkowie komisji śledczej wskazują, że konsultancie odgrywali o wiele większą rolę niż wynikałoby to z informacji ministerstwa. Na przykład, audytorzy oszacowali, że w 2015 r. ministerstwo wydało na konsultantów zewnętrznych do 100 mln euro, ale tylko oficjalnie zadeklarowało na ten cel 2,2 mln euro. Rok później ministerstwo wydało na doradców do 150 mln euro, ale zadeklarowało tylko 2,9 mln euro. Problemem nie były kwoty potrzebne na przeprowadzenie niezbędnej cyfryzacji ministerstwa tylko sposób zatrudniania firm zewnętrznych. Analizując 56 z 375 zamówień udzielonych konsultantom w latach 2015 i 2016, Federalna Izba Obrachunkowa orzekła, że w zdecydowanej większości przypadków ministerstwo obrony nie przedstawiło wystarczającego uzasadnienia dla decyzji o potrzebie doradztwa zewnętrznego; w ponad jednej trzeciej przypadków procedury nie były zgodne z normalnymi zasadami udzielania zamówień[ii].
Na pierwszy plan wysunął się wątek firmy doradczej Accenture. Jej ekspert Timo Noetzel miał na blogu przechwalać się niejawnymi informacjami, których źródłami najpewniej byli wysocy rangą wojskowi. Co więcej, „Frankfurter Rundschau” ujawnił, że tylko w 2018 r. Accenture zarobiła na zleceniach od ministerstwa ok. 20 mln euro, podczas gdy w 2014 roku było to 459 000 euro. Po ujawnieniu tych umów Noetzel szybko zrezygnował z dalszej współpracy z resortem obrony. Wkrótce okazało się, że umowa z Accenture nie była wynikiem konkursu. Firmę polecił generał Erhard Bühler, który jako ówczesny kierownik działu planowania ministerstwa nalegał na wynajęcie firmy Noetzela. Bühler jest obecnie dowódcą Połączonych Sił Sojuszniczych NATO – Brunssum, natomiast prywatnie jest ojcem chrzestnym dzieci Noetzela. Przy okazji audytu wyszła na jaw niekompetencja właściciela Accenture. Noetzel chwalił się w Internecie, że ministerstwo zostanie diamentowym klientem Accenture. Przechwałki publikował w wewnętrznej sieci firmowej Accenture i były one dostępne dla pracowników tej firmy na całym świecie, co w sposób absolutny zdyskredytowało go jako specjalistę od cyberbezpieczeństwa[iii].
Sytuacja dla rządzącej Niemcami koalicji i samej Angeli Merkel, prywatnie przyjaciółki pani Minister, była na tylko niekorzystna, że postanowiono usunąć von der Layen zapewniając jej stanowisko w Parlamencie Europejskim. Nie jest to przeszkodą, dla prowadzących postępowanie członków komisji śledczej, którzy stwierdzili, że była minister bez względu na obecnie zajmowane stanowisko, jest zobowiązana do stawienia się na wezwanie i złożenia wyjaśnień wobec toczącego się postępowania.
Efektem prac Bundestagu był 75-stronicowy raport ustawodawców z Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU), Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CSU) i Partii Socjaldemokratycznej (SPD) w którym stwierdzono, że Ursula von der Leyen nie ponosi odpowiedzialności za brak odpowiedniego nadzoru nad udzielaniem przez Ministerstwo Obrony lukratywnych kontraktów na rzecz zewnętrznych firm konsultingowych. Chociaż jej biuro było zawsze informowane o decydujących wydarzeniach, same decyzje były często podejmowane na szczeblu sekretarzy stanu” – kontynuuje raport, dodając: „Otwarte pozostało również to, o jakich konkretnych wydarzeniach jej biuro ją informowało.”[iv]
[i] https://www.dw.com/pl/mon-niemiec-bezpieczeństwo-polski-to-także-sprawa-niemiec-i-odwrotnie/a-54193479 .
[ii] J. Deckler, The scandal hanging over Ursula von der Leyen, Politico, 15.07.2019 r.
[iii] https://gf24.pl/wydarzenia/swiat/item/2482-o-aferze-w-bundeswehrze
[iv] H. von der Burchard, German governing parties clear von der Leyen in contract scandal, Politico 9.06.2020 r.
Wnioski
Biorąc pod uwagę wszystkie wymienione w tekście problemy, z którymi musi sobie poradzić Bundeswehra, czyli braki w wyposażeniu oraz kadrach, kłopoty związane z modernizacją sprzętu, zagrożenie ekstremizmami, afery korupcyjne przy jednoczesnej chęci zwiększenia swojej roli w europejskim systemie bezpieczeństwa wynikają wnioski:
- Bundeswehra posiada, po wystąpieniu Wielkiej Brytanii z UE, największe zdolności militarne w Europie. Global Firepower stawia w ramach UE wyżej od Niemiec Francję i Włochy, natomiast mając na uwadze możliwości niemieckiej gospodarki, w przypadku realnych inwestycji na siły zbrojne, to Bundeswehra posiada zdolność do zapewnienia bezpieczeństwa swoim obywatelom i sąsiadom. Nie bez znaczenia jest potencjał ludzki. Niemcy posiadają 81 milionów obywateli. Najwięcej w Europie.
- Zagrożenie zawiązane z ekstremizmem, mimo wykrycia dużej liczby przypadków, jest marginalne. Nie grozi wywołaniem puczu czy zorganizowanymi zamachami na osoby pełniące w państwie najważniejsze funkcje. Wszelkie przypadki działań antypaństwowych, od momentu wykrycia przez służbę bezpieczeństwa i kontrwywiad, są całkowicie inwigilowane i rozbijane. Dzień upadku rządu federalnego, określany jako Dzień X, nie nastąpi. Pisze to z całym przekonaniem na podstawie informacji dostępnych dla każdego zainteresowanego.
- Upadek rządu ma nastąpić wskutek słabości władzy powodowanej falą imigrantów z Afryki. W 2019 roku Niemcy wycofały się z prowadzonej od 2015 rok polityki otwartych drzwi.
- Niemcy nie pozwoliły narzucić sobie decyzji Parlamentu Europejskiego. Trybunał Konstytucyjny Niemiec stwierdził nadrzędność prawa federalnego nad europejskim tym samym nie pozwalając ingerować podmiotom zewnętrznym w krajową politykę. I mam tu na myśli Unię Europejską, która jest w zasadzie kontrolowana przez Niemcy (z każdego wydanego przez Niemcy euro do Berlina wraca 70 centów, takiego wskaźnika nie osiąga żaden kraj, np. przypadku Francji mówimy o 40 centach). Dlatego nieprawdopodobne jest załamanie się rządu federalnego na skutek przybyszów z Afryki, które miałoby zburzyć podstawy państwa. Niemcy mimo dużej tolerancji i obawy przed oskarżeniami o nacjonalizm i ksenofobię nie narażą życia swoich obywateli, ostatecznie likwidując problem związany z imigracją.
- Skandale korupcyjne związane z Ursulą von der Leyen mogą zaszkodzić kolacji rządowej, ale nie w stopniu, który będzie w stanie doprowadzić do przetasowania na niemieckiej scenie politycznej. Jednak nawet w przypadku zmiany władzy, nie nastąpi rewolucja w realizacji polityki militarnej rządu. Republika Federalna Niemiec jest zakorzeniona w strukturach UE i NATO zatem jest zobowiązana do realizowania postanowień traktatów wynikających z przynależności do tych organizacji. Niezależnie czy władza będzie sprawowana przez CDU-CSU, Lewicę czy nawet AfD.