Przejdź do serwisu tematycznego

Bundeswehr Gewehr G36

Dziś udostępniamy kolejny artykuł pochodzący z portalu Kolekcja061. Zapraszamy do lektury!

Zawsze, kiedy patrzę na ten karabin, na usta ciśnie mi się „żołnierze kosmosu”. Cud technologii lat 90., innowacyjna konstrukcja rozreklamowana przez Hollywood – G36 – karabin Bundeswehry. To, co poniżej i na zdjęciach, dotyczyło będzie tylko broni BW – nie zajmujemy się tutaj odmianami innych armii czy formacji. Te, z którymi miałem do czynienia, zostaną opisane w oddzielnych artykułach.

Pamiętam, jak pierwszy raz zobaczyłem ten karabin. Był inny niż wszystko, o czym można było przeczytać czy zobaczyć w telewizji (o internecie u nas rzadko kto wtedy słyszał). Przyznaję się bez bicia, że to była miłość od pierwszego wejrzenia. Niestety, wtedy oprócz zdjęć mizernej jakości o kontakcie z tą bronią można było tylko pomarzyć. Minęło kilka lat i w końcu udało mi się dorwać go „w łapy”. Z tego, co pamiętam, to pierwszy raz był od razu z „grubej rury”. Były to jakieś zawody w BW i konkurencja polegała na złożeniu karabinu rozłożonego „do czyszczenia” w worku – także składać można było tylko na czuja. Przydała się wtedy znajomość teoretyczna i prostota konstrukcji – jakoś to wyszło. Potem były pierwsze i kolejne strzelania, także trochę z tego sprzętu przez lata miałem okazję postrzelać. Udało mi się nawet z tego „cuda” (no nie tylko, bo kwalifikację strzela się z kilku rodzajów broni) wystrzelać złotą niemiecką odznakę strzelecką, czyli Schützenschnur.

Opiszę tę konkurencję, bo akurat fajnie można sobie wyrobić jakieś tam zdanie o tej broni. Sama konkurencja karabinowa polegała (akurat wtedy – bo przepisy kwalifikacji podlegają ciągłym modyfikacjom) na oddaniu:

  • czterech strzałów z odległości 200 metrów z postawy strzeleckiej stojąc z wykorzystaniem przesłony;
  • czterech strzałów z odległości 150 metrów z postawy strzeleckiej leżąc bez podpórki;
  • z odległości 100 metrów dwa strzały z postawy strzeleckiej stojąc i dwa z klęcząc;
  • z odległości 80 metrów dwa strzały z postawy strzeleckiej stojąc i dwa z klęcząc.

W sumie szesnaście strzałów z różnych odległości i postaw. Pomimo spustu, który uważam za beznadziejny, wszystkie 16 przestrzelin ułożyło się w kole około piętnastu centymetrów, co uważam za całkiem przyzwoity wynik. Napomknę tylko, że broń była nieprzystrzelana, przestrzeliny ułożyły się na ekranie poza tarczą i musiałem powtarzać konkurencję z innego egzemplarza. Ale w sumie strzela mi się z tego dobrze.

Przyrządy celownicze składają się z celownika optycznego o trzykrotnym powiększeniu oraz kolimatorowego. Tu mówimy o wersji „klasycznej” G36 lub wersji G36A1. Coraz częściej można teraz spotkać u żołnierzy wersję A2, która nie posiada oryginalnego celownika kolimatorowego tylko szynę „RIS” do mocowania innych celowników (najczęściej HWS Eotecha).

Sam oryginalny celownik kolimatorowy jest moim zdaniem całkiem udany, a bardzo dobrym pomysłem jest podświetlenie znaku celowniczego w postaci kropki z baterii lub światłowodu. Niestety, celownik optyczny daleki jest od ideału. Przede wszystkim niewielka jest średnica obiektywu: 9 mm to naprawdę bardzo mało! Ponadto ich jakość pozostawia niestety wiele do życzenia. Całość wykonana jest, jak większość elementów G36, z tworzywa i bardzo często w środku celownika znajduje się pełno jakichś farfocli. W związku z tym na rynek co i raz wypływają uszkodzone „moduły/wkłady” optyczne. Ja taki „celownik” zakupiłem do mojej kolekcji za kwotę około dwóch euro. Za plus uznać można jego śladową wręcz wagę. Dodatkowo bardzo fajna jest siatka celownika, która w w swoim czasie na świecie przedstawiana była jako wzorcowa. Kiedyś nawet (jak była to jeszcze nowość) w pewnej instytucji na pewnym egzaminie jako pytanie na „piątkę” dostałem opisanie siatki celownika G36. Chodziło o to żeby mnie udu***ić, ale się nie udało.
Pozwolę wrzucić tutaj rysunek siatki z instrukcji:

Mamy tutaj:
1. Znak celowniczy na 200 metrów z poprawką na ruch celu poruszającego się z lewej na prawo z prędkością około 8 km/h (czyli biegnącego człowieka);
2. Główny znak celowniczy na 200 metrów;
3. Pomocniczy znak celowniczy – koło „dalmiercze” obejmujący sylwetkę ludzką (średniego wzrostu przyjętego 1,75 metra) na 400 metrów;
4. Znak celowniczy na 200 metrów z poprawką na ruch celu poruszającego się z prawej na lewo z prędkością około 8 km/h;
5. Linia pozioma dająca odniesienie przechyłu broni;
6. Znak celowniczy na 400 metrów;
7. Znak celowniczy na 600 metrów;
8. Znak celowniczy na 800 metrów;
9. Skala dalmiercza od 200 do 800 metrów (dla średniego wzrostu przyjętego 1,75 metra).

Wracając do samego karabinu: jak już wspomniałem, w konstrukcji użyto szeroko tworzywa sztuczne i jest to jeden z niewielu karabinów, gdzie nawet komora zamkowa wykonana jest z plastyku. Jakiś czas temu było to przyczyną wielkiej afery w Niemczech. Podobno były przypadki w Afganistanie, gdzie G36 miały z powodu zwiększonej temperatury problemy z celnością, a wręcz „topiły” się komory zamkowe. Jak było dokładnie – nie wiem, ale wszyscy mi znani bezpośredni użytkownicy niczego takiego nie doświadczyli. Temat pozostawiam, bo pachnie mi to „opowieściami z mchu i paproci”.

Karabin jest dla mnie bardzo poręczny, a manipulatory są w tych miejscach, co trzeba. Konstrukcja jest dostosowana do użycia przez strzelców leworęcznych. Kolba jak dla mnie jest bardzo wygodna, wręcz wzorowa!

Urządzenie wylotowe to szczelinowy tłumik płomienia i w przedniej części posiada nacięcia, które służą między innymi do przestrzeliwania drutu kolczastego (rozwiązanie znane już wcześniej m.in. z G3).

Zdecydowanie na minus przemawia brak zatrzasku suwadła zatrzymanego w tylnym położeniu po wystrzeleniu ostatniego naboju w magazynku.

Znaczy zatrzask jest, ale… Po ostatnim strzale suwadło zatrzymuje się w tylnym położeniu, można też to zrobić manualnie dźwignią znajdującą się w przedniej części kabłąka, jednak żeby zwolnić suwadło np. po zmianie magazynka trzeba to zrobić pociągając rączkę suwadła. Trochę to dziwi, że zdecydowano się na takie rozwiązanie, gdyż dźwignia zwalniania suwadła istniała już od dłuższego czasu w wielu konstrukcjach. Jednak gdy mocniej się nad tym zastanowić, to w latach 90., kiedy opracowywano tę konstrukcję, zwracano uwagę na trochę inne elementy niż dzisiaj i ten ułamek sekundy potrzebny na ponowne wejście do działania po zmianie magazynka nie był takim priorytetem jak dzisiaj.

Kolejnym minusem są magazynki. Same są niezawodne i nie ma raczej z nimi problemów, ale zastosowanie na ich powierzchni występów do łączenia kilku magazynków razem to jest porażka. Chodzi tu głównie o to, że ładownice muszą być trochę obszerniejsze, jak i o to, że przy wyjmowaniu magazynków z ładownic te występy haczą o ich elementy. Ale taka konstrukcja wynika również z „mody” czy trendów, które wtedy funkcjonowały na świecie. Dzisiaj firma H&K oferuje nowe magazynki bez występów, ale ja w BW nigdy się z takimi nie spotkałem.
Wiele osób narzeka też na brak „dosyłacza”, czyli urządzenia służącego do dobicia brudnego lub zdeformowanego naboju, który nie wszedł w całości do komory nabojowej. Narzekania wynikają raczej z braku znajomości konstrukcji, gdyż do tego celu można zablokować rękojeść suwadła (działa to na obydwie strony).

Podsumowując: uważam G36 za udaną konstrukcję, którą chętnie bym „przygarnął” do kolekcji. W dzisiejszych czasach trudno ją nazwać wzorową, jednak dalej jest nowocześniejsza niż wiele innych używanych przez inne armie świata.


Karabin ze zdjęć został wyprodukowany w 1999 roku.

Zapraszam do dyskusji na FORUM

Artykuł dzięki uprzejmości portalu Kolekcja 061

Komentarze

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.

Dodaj komentarz

X