Czym jest plecak ucieczkowy?
Ponieważ nie wszyscy muszą to wiedzieć, na początek krótkie wprowadzenie pewnego rodzaju definicji. Jest to o tyle istotne, że ten termin dorobił się co najmniej kilku interpretacji, z których część – naszym zdaniem – odbiega znacząco od meritum. Dlatego ustalmy, o czym będzie mowa w tym artykule, aby uniknąć potencjalnych dysonansów.
Mianem plecaka ucieczkowego określa się zestaw przedmiotów, które mamy przygotowane i spakowane na wypadek konieczności nagłej ewakuacji. Ta może być spowodowana wieloma czynnikami, np. pożarem, powodzią, skażeniem, wybuchem wulkanu, trzęsieniem ziemi, epidemią czy wojną. Zestaw ów ma nam pozwolić względnie bezproblemowo przeżyć poza domem przez około 72 godziny.
Przez te trzy dni musisz mieć zapewniony dostęp do wody, wyżywienia i ciepła. Ponadto czeka cię unikanie zagrożeń związanych z kataklizmem, który zmusił Cię do ucieczki, chorób, urazów, zatrucia, hipotermii i odwodnienia. Do tego dochodzi możliwość aktywnego poszukiwania drogi ewakuacji lub schronienia oraz ewentualne próby skomunikowania się ze służbami ratunkowymi.
W zależności od miejsca zamieszkania, pory roku, planu ewakuacji i posiadanych umiejętności, wyposażenie takiego plecaka może się znacząco różnić. Koczując u znajomych po pożarze naszego mieszkania, potrzebujemy czegoś innego niż osoba o zapleczu surwiwalowym, przemieszczająca się w zimie przez lasy do enklawy na odludziu. Istnieją jednak ogólne wytyczne, określające „rdzeń” zestawu, który pojawi się praktycznie w każdej konfiguracji.
Niezależnie co zapakujemy do plecaka, musimy być pewni, że potrafimy z tych rzeczy korzystać. W przeciwnym wypadku to tylko zbędne kilogramy na naszym grzebiecie. I na koniec: komfort to luksus, na jaki cię nie stać. Kompletując plecak ucieczkowy, skupiasz się wyłącznie na bezpieczeństwie i przetrwaniu. Chyba że masz doświadczenie w dźwiganiu i kondycja pozwoli ci zabrać dodatkowy sprzęt, który poprawi wygodę ewakuacji – wtedy droga wolna. Jednak profilaktycznie rzeczy nie-niezbędne spakuj tak, aby łatwo dało się ich pozbyć.
Ocena zagrożenia
Pierwszym zadaniem będzie określenie natury kryzysu. Czy jest to zdarzenie nagłe, czy rozłożone w czasie. Czy ma zasięg lokalny, czy powszechny? Przykładem może być pożar budynku, w którym mieszkamy. Jest to zdarzenie nagłe, ale o charakterze bardzo lokalnym. Co to oznacza? Otóż musimy ewakuować się bardzo szybko, aby ratować zdrowie i życie. Jeśli nie mamy wcześniej spakowanej torby ucieczkowej, to pozostaje nam szybko chwycić to, co jest pod ręką (dokumenty, pieniądze, niezbędne lekarstwa czy też kluczyki do samochodu) i niezwłocznie uciekać. W całym nieszczęściu jedynym pozytywem jest fakt, że prawdopodobnie pomoc i schronienie dostaniemy prawie natychmiast. Taki incydent będzie priorytetem dla wszystkich okolicznych służb.
Nieco gorzej będzie w przypadku powodzi. Woda potrafi wzbierać błyskawicznie, odcinając cały region. Teoretycznie o zagrożeniu powodziowym powinniśmy wiedzieć z wyprzedzeniem, ale… cóż, różnie z tym bywa. W tym przypadku również trzeba działać natychmiast. Dodatkowo konieczna będzie ucieczka z zagrożonego obszaru. Również służby walczące z żywiołem nie będą narzekać na brak zajęć, więc wsparcie dotrze później i w ograniczonym zakresie. Jednak w takim scenariuszu cały czas (lepiej lub gorzej) funkcjonują struktury państwowe, dlatego po opuszczeniu zagrożonego obszaru na ewakuowanych najpewniej będzie czekać schronienie, posiłek i pomoc medyczna.
Inaczej ma się sprawa z wydarzeniami, które rozłożą cały system na łopatki. Może być zdarzenie nagłe takie jak erupcja wulkanu czy ogromna powódź lub rozłożone w czasie, czego przykładami są epidemia czy też działania zbrojne. Najbardziej apokaliptyczne katastrofy sprawiają, że na pierwszym etapie jesteśmy zdani sami na siebie.
Jaki plecak wybrać na BoB-a?
Zawartość plecaka ucieczkowego ma nam pomóc przetrwać przez 3 dni, ale trzeba ją w coś spakować. Wybierając swój zasobnik, trzeba zwrócić uwagę na kilka parametrów. Najlepiej sprawdzi się lekki i wygodny model. To o tyle istotne, że prawdopodobnie będziemy pokonywać pieszo spory dystans. Teoretycznie masa całego ekwipunku nie powinna przekraczać 20% masy ciała osoby noszącej, dlatego dodatkowe gramy warto przeznaczyć na zasoby, a nie na dodatkowe bajery samego plecaka.
Ważny jest łatwy dostęp do wnętrza, aby szybko można było wydobyć potrzebny przedmiot. Nie musi mieć wielu wewnętrznych kieszeni. Zamiast tego lepiej posortować ekwipunek i umieścić go oddzielnych zasobnikach – np. żywność, ubrania, apteczka, bielizna, sprzęt noclegowy. W zależności od zawartości mogą się one różnić kolorami, co ułatwi znalezienie poszukiwanych zasobów. Najlepiej, aby całość nie przepuszczała wody – niezłym rozwiązaniem są tzw. dry-bagi, czyli worki wodoszczelne.
Większość ekspertów radzi, aby wybierać ekwipunek niekojarzący się z wyposażeniem wojskowym. W razie zamieszek bądź konfliktu zbrojnego mógłby on przyciągać niepotrzebną uwagę wrogo nastawionych osób. Podobnie z odzieżą – zaleca się unikanie strojów w kamuflażach. Natomiast spodnie czy kurtki wzorowane na umundurowaniu mają swoje zalety. Są zwykle wytrzymałe, przystosowane do bytowania w trudnych warunkach i wyposażone w pojemne kieszenie, które pozwolą mieć najczęściej używane wyposażenie pod ręką.
Co spakować do plecaka ucieczkowego?
Lista zawartości plecaka ucieczkowego w większości przypadków jest determinowana przez to, co mieliśmy zgromadzone wcześniej. Kiedy zacznie dziać się źle, najprawdopodobniej zabraknie czasu na uzupełnienie zapasów. Oczywiście przygotowując się wcześniej, mamy możliwość zebrania optymalnego zestawu, który nie będzie kompromisem. Kompletując wyposażenie, warto zwrócić uwagę na jego gabaryty i masę. Kluczowe jest zachowanie mobilności. Należy przyjąć najgorszy scenariusz, że drogi będą sparaliżowane, a tym samym będziemy dźwigać wszystko na swoich plecach.
Zimno to wróg
W okresie jesienno-zimowym niskie temperatury i wilgoć potrafią szybciej pozbawić sił niż brak wody czy też jedzenia. Dlatego właściwa odzież to podstawa przetrwania.
Stopy
Niewątpliwie kluczowym elementem garderoby będą dobre buty. Najlepiej, aby były to modele turystyczne lub wojskowe, na dobrej podeszwie, zapewniającej przyczepność w trudnym terenie. Buty powinny być wodoodporne i ciepłe. Przemoczone i zmarznięte stopy to gwarancja kłopotów. Pamiętajmy, aby przeznaczone do ewakuacji obuwie było rozchodzone i dopasowane do naszej nogi. Kupienie butów i użycie ich po raz pierwszy dopiero w sytuacji awaryjnej to proszenie się o odciski i otarcia, które mogą znacząco pogorszyć naszą mobilność.
Do butów potrzebne są skarpety. Zalecamy zaopatrzenie się w takie wykonane w minimum 60% z wełny merynosa (merino). Są miękkie, nie drapią, doskonale odprowadzają wilgoć, izolują termicznie, a dodatkowo zapobiegają rozwojowi bakterii. Na upartego można w jednej parze przeżyć całe 3 dni, ale najlepiej mieć 1-2 pary zapasu.
Korpus
Bardzo ważny będzie też dobór kurtki. Uznaniem wśród żołnierzy i miłośników outdooru cieszą się zwłaszcza te wypełnione syntetyczną ociepliną. Taka konstrukcja zapewnia dwie rzeczy: tkanina chroni od wiatru, natomiast „sztuczny puch” umożliwia utrzymanie ciepła nawet w niskich temperaturach. Co więcej, w przeciwieństwie do materiałów naturalnych, te syntetyczne chronią przed wyziębieniem nawet po zmoknięciu.
Warto pamiętać o ubieraniu się „na cebulkę”, czyli warstwowo. Bielizna, bluza lub sweter, warstwa docieplająca (softshell) i warstwa przeciwdeszczowa (hardshell). W ten sposób możemy dostosować swój strój do warunków, nie ryzykując przegrzania lub wyziębienia. Ponadto w razie zniszczenia któregoś z elementów nie zostajemy z niczym.
Nogi
Na nogi warto wybrać spodnie, które umożliwią nam długi marsz bez obtarć. Dobrze, aby miały dodatkowe kieszenie na kluczowy ekwipunek, ale bez przesady. Tłukące się o nogi w trakcie marszu graty to nic przyjemnego ani praktycznego. Nieźle sprawdzą się modele turystyczne z elastycznych tkanin. Dopasowują się do sylwetki właściciela, ich krój zapewnia dobrą wentylację, a w razie przemoczenia dość szybko wysychają.
Oczywiście same spodnie to nie wszystko, doskonałym ich uzupełnieniem są bokserki z długimi nogawkami i z materiałów syntetycznych albo wełny merino. Najlepiej na tyle obcisłe, aby nie zwijały się samoistnie podczas maszerowania. Dla panów polecamy modele z „rozporkiem”, aby załatwienie potrzeby nr 1 nie wymagało rozpinania paska i ponownego upychania koszulki w spodniach. Przy zimnej aurze dorzucamy do zestawu kalesony. Tu również merino jest najlepszym wyborem.
Głowa
Do naszego ekwipunku dodajmy czapkę, coś na szyję (chustę typu buff, szalokominiarkę, arafatkę) i rękawiczki. Poprzez głowę i dłonie tracimy bardzo wiele ciepła. Czapka często staje się ostatnią linią obrony przed hipotermią, czyli stanem skrajnego wyziębiania, które może prowadzić do śmierci. Alternatywnie może ją zastąpić kaptur, o ile nasza odzież jest w takowy wyposażona. Zmoczona chusta założona na usta i nos posłuży dodatkowo jako prymitywna maska chroniąca przed dymem. Natomiast rękawiczki ogrzeją dłonie i zabezpieczą je przed skaleczeniami przy przedzieraniu się przez trudny teren lub podczas budowy schronienia.
Woda i jedzenie
72 godziny intensywnej ucieczki obciąży nieprzygotowany organizm do granic wytrzymałości. Dlatego trzeba zaopatrzyć się w zasoby, które dodadzą nam sił.
Nawodnienie
Kluczowa do przeżycia jest oczywiście woda, dlatego w plecaku obowiązkowo powinna znaleźć się butelka lub manierka. Niestety trudno będzie zgromadzić wystarczający zapas na trzy dni z bardzo prozaicznego powodu – woda dużo waży. Jednak trzeba mieć zapas przynajmniej na początek i potem starać się go uzupełniać.
Ewentualnie zaopatrzyć się w turystyczny filtr do wody lub tabletki uzdatniające. Dodatkowo w zimie warto pomyśleć o niewielkim termosie z gorącym napojem. Pomoże przetrwać pierwsze godziny ucieczki. Wtedy często jesteśmy poddani największej presji i nie mamy jeszcze schronienia. Nawet jeśli nie będzie czasu go napełnić w domu, można to zrobić „w terenie”, korzystając z metalowego kubka i ogniska lub kuchenki.
Żywność
Z jedzeniem sprawa wydaje się nieco łatwiejsza. Na rynku jest dostępnych wiele liofilizowanych produktów (batonów, przekąsek lub gotowych dań) przeznaczonych dla podróżników. Nie zajmują dużo miejsca, ważą niewiele, a ich skład jest skomponowany tak, aby dostarczać energię przez długi czas podczas intensywnego wysiłku. Podobnie jest z racjami wojskowymi – każdy pakiet pozwala wyżywić się przez dobę, aczkolwiek taki zestaw może ważyć nawet ok. 2 kg.
Jeśli nie dysponujemy tego typu żywnością, alternatywą jest prowiant dostępny w każdym osiedlowym sklepiku. Sprawdzą się suszone orzechy i owoce, płatki zbożowe (najlepiej wieloziarniste z dodatkiem owoców), czekolady i batoniki dla poprawy morale, konserwy oraz tłuszcze. Jednym słowem produkty, które dostarcza nam maksymalnie dużo kalorii potrzebnych podczas marszu przy minimalnej wadze i objętości. Świetnie sprawdzi się także suszona wołowina lub pemikan.
Dbaj o zdrowie
Podczas ucieczki nie będzie dostępu do pomocy medycznej, a dziać się może wiele. Środki medyczne powinny być zapakowane w osobnym, szczelnym pojemniku umieszczonym w dostępnym miejscu. W pierwszej kolejności zaopatrujemy się w środki opatrunkowe (bandaże, plastry, sterylne opatrunki i chustę). Sprawę ułatwi fakt, iż jest to typowa zawartość apteczek będących obowiązkowym wyposażeniem samochodów. Znajdziemy w nich również folię NRC, jednorazowe rękawiczki oraz nożyczki. Jeżeli nie posiadamy własnego pojazdu, być może uda się taką apteczkę wydobyć z porzuconego samochodu lub na stacji benzynowej.
Dodatkowo specjaliści od przetrwania sugerują, aby zaopatrzyć się w płyn do dezynfekcji, naklejane szwy (tzw. steri strips) środki przeciwbólowe i przeciwgorączkowe oraz leki zapobiegające biegunce. Ta ostatnia może się łatwo pojawić w wyniku picia zanieczyszczonej wody. To nieprzyjemna dolegliwość łatwo prowadzi do odwodnienia organizmu. Jeżeli mamy w domu antybiotyki o szerokim spektrum działania, warto je zabrać ze sobą. W razie poważnej infekcji mogą uratować zdrowie.
Do listy medykamentów trzeba dopisać środki, których używamy na choroby przewlekłe, takie jak insulina lub leki immunosupresyjne, oraz np. na problemy z ciśnieniem (oczywiście wyłącznie wtedy, gdy musimy takie przyjmować). Takich leków bierzemy więcej niż na 3 dni – nie mamy gwarancji, że szybko uda się uzupełnić zapas. Na koniec można pomyśleć o kremie z filtrem UV (przeciw oparzeniom słonecznym), talku, który ochroni stopy przed odparzeniami oraz kremie natłuszczającym do zabezpieczenia skóry podczas mrozu.
Do zestawu można też dorzucić kostkę mydła, pastę i szczoteczkę do zębów oraz mały, turystyczny ręcznik. Nie jest to wyposażenie obowiązkowe, ale utrzymanie higieny pomoże zachować lepszą formę organizmu i morale. Na koniec najważniejsze – mały zapas papieru toaletowego. W końcu nie bez powodu zwą go taśmą życia.
Przetrwać noc
Ogień
Podczas ucieczki przyjdzie w końcu czas na odpoczynek. Przemieszczając się pieszo z małym plecakiem, trudno liczyć na rozbudowany zestaw kempingowy. Jednak trzeba uwzględnić kilka pozycji obowiązkowych. Konieczne będzie źródło ognia, który da nam światło, ciepło i przepłoszy dzikie zwierzęta. Najprościej zaopatrzyć się w zapalniczkę. Alternatywą mogą być zapałki (zwłaszcza sztormowe, które dadzą mocny płomień nawet podczas deszczu i silnego wiatru). Dla bardziej zaawansowanych dobrym rozwiązaniem jest krzesiwo. Złota rada: miej więcej niż jedno źródło ognia.
W ekwipunku warto zarezerwować trochę miejsca na podpałkę. Przyda się, gdy nie będzie dostępu do suchego drewna. W tej roli dobrze sprawdzi się tampon, płatki kosmetyczne albo stała podpałka do grilla.
Do podgrzania wody lub jedzenia nad ogniem przyda się mały metalowy kubek turystyczny. Jeśli takiego nie mamy, zawsze można poszukać alternatywy. Taką może być np. metalowy dzbanek do spieniania mleka albo pusta konserwa. Bardzo praktycznym sprzętem są składane kuchenki turystyczne na paliwo stałe lub płynne. Zajmują niewiele miejsca, pozwalają wygodnie zagrzać zawartość kubka i ograniczają pozostawianie po sobie śladów.
Schronienie
W prowizorycznym obozowisku trzeba odizolować się od zimnego gruntu. Do tego posłuży mata izolacyjna lub gałęzie (najlepiej iglaste). Warto poszukać miejsca, które samo w sobie da schronienie przed deszczem i wiatrem. W razie konieczności trzeba zbudować prowizoryczny daszek. W tej roli sprawdzą się duże, mocne worki na śmieci. Dodatkowo to świetne wodoszczelne pokrowce na nasz dobytek.
Wartym rozważenia elementem ekwipunku jest płachta biwakowa, czyli tarp. Może nam posłużyć zarówno jako podłoga, jak i ściany i dach nad głową. Modele turystyczne są bardzo lekkie i kompaktowe, a dzięki licznym zaczepom można z nich tworzyć przeróżne „hacjendy”.
Światło
W nocy niezbędna jest latarka. Najlepiej wybrać model wodoszczelny z wymiennymi bateriami (zapas odpowiednich ogniw też powinien znaleźć się ekwipunku). Najlepsza będzie czołówka. Oświetli przestrzeń, na którą patrzymy, pozostawiając obie ręce wolne. Latarka bądź ogień pełnią jeszcze jedną ważną rolę w nocy. Pozwolą na zwrócenie uwagi ekip ratowniczych z dużej odległości. Oczywiście trzeba zachować ostrożność, gdyż światło zwróci uwagę również potencjalnie niebezpiecznych osobników. Dobrym pomysłem są latarki z czerwonym światłem, które nie odzwyczajają oczu od ciemności, a dodatkowo są mniej widoczne z daleka.
Mobilna skrzynka narzędziowa
Warto mieć ze sobą kilka drobiazgów, które pozwolą na drobne naprawy. Na pewno dobrze zaopatrzyć się w kilka metrów wzmocnionej srebrnej taśmy, nawiniętej na kartonik. Można nią zakleić rozdarte ubranie, połączyć gałęzie budując schronienie albo wykorzystać jako prymitywny opatrunek. Również igła i nitka nie zajmą wiele miejsca, a mogą być przydatne. Do drobnych napraw przyda się klej typu super-glue. Tym specyfikiem można również próbować zakleić głębokie rany w sytuacji kryzysowej, aczkolwiek trzeba pamiętać, że klejona skóra musi być sucha, co przy obfitym krwawieniu bywa problematyczne.
Podczas wędrówki podstawowym narzędziem jest porządny nóż. Przyda się do wielu rzeczy: przygotowania drewna na ognisko, cięcia gałęzi do budowy schronienia, przygotowania jedzenia czy wreszcie do obrony. Do prac obozowych lepiej sprawdzi się większy nóż o stałej głowni. Taka konstrukcja znajdzie zastosowanie przy rąbaniu, podważaniu i odłupywaniu. Jednak nawet mały nóż składany dobrej jakości będzie nieocenionym towarzyszem podczas tułaczki.
Fajnym narzędziem, które przyda się nawet na co dzień, jest tzw. multitool. Większość występuje w formie rozkładanych kombinerek z małym ostrzem, śrubokrętami, otwieraczem do konserw i innymi narzędziami. Wszystko to zamknięte w kompaktowej formie. Na rynku jest obecnie zatrzęsienie modeli, z przeróżnym wyposażeniem, z lepszych i gorszych materiałów, tańszych lub droższych – każdy znajdzie coś dla siebie. Takie narzędzie dobrze sprawdzi się podczas niewielkich napraw, forsowania ogrodzeń lub pozyskiwania przydatnych zasobów (akumulatorów, drutu itp.).
Przydatna do przetrwania będzie również linka… albo zwykły sznurek. W sprzedaży są dostępne bransoletki z zaplecionego paracordu (linki spadochronowej), która może nam posłużyć do budowy schronienia, asekuracji w trudniejszym terenie albo naprawy ekwipunku. Jest to jednak opcja awaryjna, lepiej po prostu wrzucić do plecaka ucieczkowego około 10 metrów linki. I ściągę z przydatnymi węzłami.
Zachowaj świadomość sytuacyjną
Umiejętność improwizacji jest ważna, ale na ogół lepiej mieć przygotowany plan. Przede wszystkim trzeba znać charakter nadchodzącego zagrożenia. Inaczej zachowamy się w przypadku powodzi, inaczej w przypadku zamieszek. Jednak warto orientować w skali kataklizmu i obrać właściwy kierunek ewakuacji. W przypadku powodzi będziemy się przemieszczać na wyżej położone tereny, natomiast podczas zamieszek lub wojny należy unikać terenów miejskich i rejonów walk.
Aby sprawnie poruszać się po okolicy, przyda się mapa, nawet schematyczna. Oczywiście w dobie powszechnego korzystania z nawigacji w telefonach papierowe mapy są mniej popularne, jednak cały czas dostępne. Niezłym rozwiązaniem w sytuacji awaryjnej będzie papierowy atlas samochodowy. Aby nie zabłądzić, możemy zaopatrzyć się w najprostszy kompas.
W sytuacji zagrożenia nie należy jednak rezygnować z telefonów. Jak pokazały ostatnie kryzysy w Afganistanie czy Ukrainie, sieć GSM może przetrwać. W takim przypadku telefon, prócz nawigacji, posłuży do kontaktu z ratownikami i jako źródło informacji o sytuacji. Z telefonu trzeba korzystać oszczędnie, aby nie drenować baterii. Wskazane będzie zabranie ze sobą powerbanku lub ładowarki solarnej.
W kieszeni warto mieć wodoodporny notes i ołówek (pisze po mokrym i zawsze można go zastrugać nożem). Jeżeli zawiedzie telefon, można „analogowo” zapisać najważniejsze dane i numery telefonów. Dodatkowo nieocenioną pomocą podczas wzywania pomocy będą lusterko i gwizdek. Przy sobie nosimy również dokumenty i pieniądze.
BoB, EDC – dwa bratanki
Na duże ułatwienia przy kompletowaniu swojego BoB-a (ang. Bail out Bag lub Bug out Bag – plecak ucieczkowy) mogą liczyć posiadacze tzw. zestawów EDC (ang. Every Day Carry – przedmioty noszone codziennie). Zwykle posiadają oni skompletowane niektóre elementy niezbędnego wyposażenia, a dodatkowo mają już pewne doświadczenie w szukaniu sprzętu lub porad.
Dodatkową zaletą posiadania EDC jest to, że nawet gdyby fekalia wpadły w wentylator, gdy znajdujemy się z dala od plecaka, to nie jesteśmy całkiem „rozbrojeni”. Co więcej, niektórzy całe swoje „oszpejowanie” mają skonfigurowane niemal jak plecak ucieczkowy w wersji minimalistycznej. Czy dźwiganie tego wszystkiego na co dzień ma sens, biorąc pod uwagę prawdopodobieństwo konieczności skorzystania z BoB-a? Na to pytanie musi sobie odpowiedzieć każdy z osobna.
Można mieć swoje EDC podzielone na kilka „zasobników” – spodnie, kurtkę, nerkę, torbę, plecak, samochód. Zapewne padnie stwierdzenie, że skoro nie nosimy wszystkiego codziennie, to jakie to EDC? Przyjmijmy, że ten termin nieco ewoluował w stronę określenia grupy przedmiotów, tzw. przydasi. Taki system działania sprawia, że praktycznie zawsze mamy coś ze sobą. Najczęściej jest to jakaś wariacja zestawu minimum: noża, latarki, źródła ognia i apteczki.
Plecak ucieczkowy a’la Stalker
Dość teorii, pora na konkrety. W niniejszym poradniku zaprezentujemy pośrednie podejście do plecaka ucieczkowego. Na czym owa pośredniość polega? Otóż to swoisty złoty środek między podejściem typu Rambo, czyli on, broń i dzicz(yzna), a podejściem mieszczucha, który woli nie zapuszczać się zbyt daleko poza teren zabudowany. Mamy zatem zestaw, który posłuży do przemieszczenia się z jednej miejscowości do drugiej, ale przez tereny niezamieszkane. Z bronią. Jak bywalcy Zony z serii gier S.T.A.L.K.E.R. Oddajemy głos Tadkowi.
Ubiór
Nogi
Ogry są jak cebula, więc tak też się ubrałem. Zacznijmy od dołu. Na stopach skarpety trekkingowe z merino 70% od polskiego producenta Comodo. Na to idą buty – Haix Black Eagle Nature GTX Mid. Jak nazwa wskazuje, są z membraną Gore-Tex, więc nie muszę się w nich obawiać umiarkowanego przemoczenia, a przy okazji stopa jako tako oddycha. Z wierzchu skóra, więc wiadomo – najlepiej. Aczkolwiek jest to nubuk, więc dla lepszej wodoodporności pociągnąłem je impregnatem do nubuku Nikwax.
Dalej spodnie. Postawiłem na Helikon-Tex Hybrid Outback Pants (HOP). Chodzę w takich od prawie dwóch lat i zawsze ubolewam, gdy są w praniu. Problem rozwiązała druga para. Są lekkie, elastyczne tam, gdzie trzeba, a przy tym wystarczająco trwałe, by znieść przedzieranie się przez chaszcze. Mają ciekawy system kieszeni, dzięki czemu cargo jest niemal niewidoczna, a jednocześnie całkiem pojemna. Zapinane na rzepy kieszonki na drobniejsze bibeloty (telefon wchodzi zbyt ciasno na mój gust), zapięcie w pasie również na rzep, elastyczny pas, szerokie szlufki, możliwość opięcia nogawek ciasno na butach, cywilny wygląd – to moje argumenty za tymi spodniami.
Do spodni poszedł pasek, również od Helikona. Model Mid-Pro Belt to taktyczna wariacja paska podróżnego. Po wewnętrznej stronie ma wszytą kieszonkę z suwakiem, w której można schować np. gotówkę. Po zewnętrznej stronie widnieją dwa gumowe organizery na 3 szt. wyposażenia każdy. Nie korzystam z nich, ale mogą się przydać. Zaletą tego paska jest bardzo nijaki wygląd, więc może się okazać, że kieszonka pozostanie nieodkryta. Będę jednak szczery – dla „cywila” można znaleźć znacznie tańsze alternatywy, np. Tatonka Travel Waistbelt.
Na pasku zawisł nóż z głownią stałą Za-Pas Handie oraz pistolet Browning Hi-Power w kalibrze 9×19 mm. Nie jest to optymalny wybór krótkiej broni palnej, ale akurat taką mam. No i nie ukrywajmy – pasuje do klimatu Stalkera. O broni szerzej opowiem później.
Pod spodniami skrywają się bokserki Under Armour Tech o długości 9 cali. Elastyczne syntetyki ciasno opinające nogi, wyposażone w „tunel na węża”. Szybko schną, nie podwijają się, zapobiegając tym samym otarciom w okolicach krocza. Tanie nie są, ale czasem warto zrobić sobie prezent.
Korpus
Pierwszą warstwę stanowiła bawełniana koszulka – w takich najczęściej chodzę na co dzień. Chciałbym merino, ale to nie są tanie rzeczy, a jeszcze gorzej dostać rozmiar na takie bydlę jak ja. Poza tym to symulacja ewakuacji, a wtedy nie ma czasu się przebierać!
Na to założyłem sweter z lumpexu, który też bardzo często noszę w jesieni i zimie. Grzeje, ale jest przewiewny. Nic szczególnego.
Następnie polar – Helikon-Tex Cumulus Heavy Fleece w kolorze Shadow Grey, bo jest mało widoczny po zmroku i nie kosztuje kroci, a przy tym przyzwoicie grzeje, ma kieszenie i kaptur. Czego chcieć więcej od polaru?
Na polar narzuciłem kurtkę Helikon SAS Smock. To chyba mój najukochańszy ciuszek od kameleonów. Świetne kieszenie, lekka, z suwakami pod pachami, ma sensowny kaptur, polibawełna zniesie sporo szwendania się po krzakach, a co najważniejsze mieści mnie i 3 warstwy odzieży pod spodem. Po zaimpregnowaniu Nikwaxem do bawełny znosi dzielnie drobny deszcz. Wystarczająco, by wyjąć ponczo przeciwdeszczowe, o którym później. W połączeniu z polarem mam ochronę przed zimnem, wiatrem i lekkim deszczem.
Na koniec dłonie. Tu rękawiczki Direct Action Light Gloves, które nienajgorzej grzeją, a przy tym dobrze współpracują z bronią. Dodatkowy atut to możliwość obsługi ekranów dotykowych. Oczywiście nie jest to jedyny sensowny wybór, ale takich używam, więc takie ubrałem. Na nadgarstku zegarek automatyczny Seiko na parcianym pasku, bo taki noszę na co dzień. Świetnie sprawdziły się tu pewnie sportowy smartwatch pokroju Garmin Instinct Solar, ale takiego akurat nie mam.
Głowa
Na głowie czapka z daszkiem (też Helikon, ale tu akurat nie ma to większego znaczenia), żeby chronić oczy przed słońcem. Na zimno mam kaptur polaru, a jakby jeszcze wiało, to drugi od kurtki. Szyję osłania bawełniana arafatka w przepięknym, niemal milmagowym kolorze. Zrób to sam: biała arafatka, 1 porcja barwnika pomarańczowego, 1/2 brązowego i wyprać zgodnie z instrukcją na opakowaniu (barwnika, nie arafatki). Dlaczego nie szalokominiarka? Bo częściej noszę arafatkę, jest poręczna i może służyć jako chusta na złamaną rękę, filtr mechaniczny do wody lub obrusik do rozłożenia rzeczy na ziemi.
Kieszenie
W spodniach noszę zapalniczkę a’la Zippo z żarowym wkładem gazowym. Do tego ćmiki na poprawę nastroju, telefon, portfel i nóż składany – Benchmade Bugout ze stali CPM S30V. Mały, lekki, idealny do drobnych prac, długo trzyma ostrość i nie rdzewieje, a blokada bez problemu daje się obsługiwać jedną ręką.
W kurtce schowałem czołówkę Sofirn H25LR z włączanym osobno czerwonym światłem, również na ogniwa 18650. Świeci bardzo mocno, ale co istotne – zarówno białe, jak i czerwone światło jest 4-stopniowo regulowane. Poza tym jest lekka i niewielka, ma także możliwość ładowania przez port USB. Niestety Micro zamiast C, więc ideału nie ma. Ale mało brakuje. Ponadto w jednej z kieszeni trzymam kluczyki do samochodu. W końcu mam nadzieję jeszcze go używać.
Oprócz tego pod ręką warto mieć batony proteinowe lub inne przekąski np. suszoną wołowinę, filtr do wody Miniwell L630 oraz mapę.
Docelowo w zapinanych kieszeniach kurtki znajdzie się także amunicja do strzelby luzem, ale na potrzeby zdjęć wolałem jednak nie nosić jej ze sobą.
Nerka
Moje prawdziwe EDC. W środku:
- Kombinerki dwupozycyjne Tsunoda PL-150 z przecinakiem do drutu. Usunąłem im gumowe nakładki, żeby mniej się zaczepiały o wnętrze zasobnika.
- Latarka Emisar D4V2 na ogniwo 18650 z ciepłą barwą światła, klipsem i magnesem z tyłu. Sterownik Anduril 2 pozwala odpalić na niej dość efektywne stroboskopy.
- Składane nożyczki z nożem Roxon KS S501.
- Ramię od multitoola Roxon Storm S801S. Na nim pilnik, piła z blokadą liner lock, korkociąg, otwieracz do butelek i zbijak do szyb.
- Gaz pieprzowy Fox. Cichszy niż broń, a na krótkim dystansie bardzo skuteczny w unieszkodliwianiu np. bezpańskich psów lub niepracujących szlachciców.
- Zestaw kluczy do mieszkania na „scyzoryku”.
- Około 5 metrów cienkiego paracordu.
- Melontool „Gitara”. Bo to fajny mały łomik.
- Mała metrowa miarka zwijana.
- Miniapteczka z folią NRC, plastrami, wacikami alkoholowymi i naklejanymi szwami.
- Zestaw bitów ze wkrętakiem kątowym i minigrzechotką.
- Składany łyżkowidelec (podobno) tytanowy.
- Gwizdek alarmowy.
- Pęseta tytanowa.
- Pomadka do ust.
- Chusteczki neutralizujące gaz pieprzowy.
- Długopis typu kubotan.
- Etui na plastikowe dokumenty i karty płatnicze.
Plecak
Pora na danie główne. Wybrałem plecak Helikon-Tex Summit, ponieważ jest lekki, dość pojemny, a konstrukcja typu rollbag jest naprawdę trudna do zepsucia. Dodatkowo jest dostęp do wnętrza od przodu przez suwak, osłaniany przez elastyczny tzw. beaver tail. Po bokach elastyczne kieszenie na butelki i nie tylko, paski kompresyjne, pas piersiowy oraz pas biodrowy z dwoma kieszonkami zapinanymi na suwak. A w środku znalazły się:
- Zapasowe spodnie Helikon HOP.
- Koszulka termoaktywna Stalco Skyline.
- Kalesony 100% merino Bluewear Pro Workwear ze sklepu Jula.
- 2 komplety bokserek i skarpet w dry-bagu.
- Pakiet liofilizatów Lyofood na 5 dni – dania ciepłe i desery.
- Ponczo ocieplane Helikon Swagman Roll – zamiast śpiwora i w razie mocnego mrozu.
- Kuchenka surwiwalowa Melontools.
- Tarp Fjord Nansen Ork II 2,8×3,8 m – minimalistyczne schronienie przed wiatrem i deszczem.
- Worek strunowy z paszportem i portfelem walutowym.
- Turystyczna butelka tritanowa Helikon 550 ml.
- Termos Esbit Sculptor Vacuum Flask 1L.
- Krótkofalówka Baofeng UV-16 Max z radiem FM.
- Zasobnik nr 1: powerbank XTAR PB2S z dwoma ogniwami 18650 3500 mAh, obcinacz do paznokci, składana ostrzałka diamentowa/ceramiczna z krzesiwem i gwizdkiem Sharpi, zapasowe ogniwo 21700 5000 mAh.
- Zasobnik nr 2: Sudocrem na otarcia i odparzenia, ładowarka, kabel USB-C, szczoteczka i pasta do zębów, kostka dziegciowa do ciała i włosów Herbs&Hydro, mały ręcznik szybkoschnący, antyperspirant w kulce.
- Zasobnik nr 3 – Helikon Foxhole: nawilżany papier toaletowy, tabletki do uzdatniania wody Javel, kubek emaliowany Poza Szlakiem z fabryki w Olkuszu, 10 m paracordu, poliestrowe ponczo przeciwdeszczowe ze sklepu Action.
- Zasobnik nr 4 – apteczka Helikon Universal Med Insert: plastry opatrunkowe, gazy jałowe, bandaże, sól fizjologiczna, gaziki alkoholowe, Octenisept, siatki Codofix w 3 rozmiarach (na głowę, nogę i rękę).
- Staza Cat gen. 7 (kieszonka pasa biodrowego).
- Opatrunek izraelski.
- Kompas płytkowy Decathlon Geonaute Explorer 500 (druga kieszonka pasa biodrowego).
- Strzelba typu obrzyn.
- Taśma odblaskowa Strider Adventure Gear – na wypadek wędrowania obok szosy.
Tyle! Jak się patrzy na tę listę, to wydaje się tego być strasznie dużo, ale podczas kompletowania szybko okaże się, że sporą część mamy już w domu. Wrzuciłem linki do stron producentów lub zaufanych sklepów. Tam, gdzie takowych nie udało mi się znaleźć, cóż… musisz poszukać na własną rękę, ja z czystym sercem nie mogę polecić nieznanych źródeł.
Być może zwróciło twoją uwagę, że dość skrupulatnie wypisywałem rodzaj ogniw używanych do zasilania latarek i powerbanku. Staram się tworzyć ekosystem, w którym urządzenia są zasilane tym samym rodzajem baterii. Dzięki temu mogę żonglować ogniwami i przekładać pełne tam, gdzie są potrzebne, a puste ładować w powerbanku (tak, można je z niego wyjąć).
Z rzeczy naprawdę godnych zakupu pod względem stosunku jakości i możliwości do ceny, mogę śmiało polecić ponczo Swagman, jakikolwiek kieszonkowy filtr wody (np. Lifestraw, mają faktyczne badania skuteczności działania), kurtkę SAS Smock, kalesony z Juli, czołówkę Sofirn H25LR, nóż Za-Pas i liofilizaty. Skarpety i bokserki też są warte uwagi. Dla reszty łatwo znaleźć alternatywy w podobnej lub lepszej cenie.
Waga samego plecaka wyniosła 10 kg z pełnym termosem i butelką, nerka to kolejny kilogram, do tego waga broni i amunicji. Całość mieści się w 15 kg (nie licząc ubrań założonych na siebie). Zostało ostatnie zagadnienie…
Co z tą bronią?
Każdy posiadacz czerwonej książeczki powinien wiedzieć, jakie przepisy obowiązują odnośnie do użycia broni palnej poza strzelnicą. Scenariusz, w którym przemieszczamy się uzbrojeni z zamiarem użycia tego oręża, za co nie spotkają nas żadne konsekwencje, może wystąpić w zasadzie tylko i wyłącznie w razie kryzysu ogólnosystemowego lub wojny.
Czy w takim scenariuszu jest miejsce na walkę z żołnierzami wroga? Nie. Jak byśmy nie byli uzbrojeni i jakimi technikami kamuflowania nie dysponowali, prędzej niż później namierzy nas dron z termowizją. Uzbrojony cywil to groźny cywil, którego należy zlikwidować. Broń długa rzuca się w oczy z daleka. Wymiana ognia z oddziałem uzbrojonych w broń samoczynną żołdaków to szybka autostrada do mogiły. Może kilku zabierzesz ze sobą, ale ostatecznie nec hercules contra plures.
Niemniej nie oznacza to, że należy odpuścić jakąkolwiek broń. Pistolet nie rzuca się z daleka w oczy, a może uratować nam życie w razie starcia np. z szabrownikami. Oczywiście przy założeniu, że potrafimy z niego korzystać w sytuacji stresowej, na małym dystansie. Warto szkolić się na sucho z szybkiego dobywania i strzelania intuicyjnego. Do takich treningów pomocne będą trenażery pokroju Mantis czy Laser Ammo.
Jaki pistolet wybrać? Przede wszystkim sprawdzony i niezawodny. Modele użytkowane przez służby zwykle są całkiem nieźle przetestowane w różnych warunkach. Z drugiej strony strzelanie to hałas, a ten ściąga uwagę. Najpewniej nie będziesz potrzebować więcej niż jednego magazynka, więc możesz też postawić na subcompacta do skrytego noszenia. Kaliber? Klasyczna 9 mm Parabellum lub .45 ACP. Ewentualnie wybierz rewolwer .38 lub coś grubszego, jeśli doda ci to pewności siebie.
Kolejnym grzmiącym kijem wartym rozważenia są krótkie strzelby typu pompka lub obrzyn. Również łatwe do ukrycia, a niecenione w starciu z dziką zwierzyną. W ostateczności można do nich załadować amunicję nieletalną i odstraszyć cywilnych niemilców. Dodatkowo krótka strzelba potencjalnie może być postrzegana jako znacznie mniejsze zagrożenie dla żołnierzy, więc w razie przyłapania jest szansa, że ujdzie nam na sucho.
Czy zatem warto traktować broń jako wyposażenie plecaka ucieczkowego? I tak, i nie. To zależy. Od rodzaju zagrożenia, od warunków, od naszych umiejętności, od lokalizacji… Nie ma jednej dobrej odpowiedzi lub porady. To kwestia bardzo indywidualna, ale jeśli uważasz, że masz co potrzebne, by ewakuować się pod bronią, to zapewne masz rację. Mimo to na wszelki wypadek skocz na jakieś sensowne szkolenie i się upewnij. A jeśli jednak nie czujesz się na siłach, to broń będzie tylko zbędnym balastem, który może ci dodatkowo napytać biedy.
Słowo podsumowania
Wyszedł z tego poradnika straszny lewiatan, ale jeśli ktoś jest faktycznie zainteresowany tematem, to zapewne znajdzie w nim nieco ciekawostek. Pisaliśmy go bez zbędnego pudrowania, udowadniania wymyślonych tez czy usilnego lokowania produktów. To, co w nim się znalazło to sprzęt, którego używamy i możemy go z czystym sercem polecić. Liczymy, że przynajmniej część z tych informacji okaże się dla kogoś przydatna, choć rzecz jasna trzymamy kciuki, żeby nikt nie musiał się o tym przekonywać na własnej skórze. Powodzenia!
Współpraca reklamowa, w artykule lokowane są produkty Lyofood i Helikon-Tex.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.