Skok ciśnienia
Słoneczny dzień na strzelnicy i nowiutka Saiga SR1. Solidny, rosyjski kawał żelaza
Piątkowe popołudnie. Zamiast piwa, strzelnica w Jaworznie. Tu przyjdzie mi spotkać się pierwszy raz z nową Saigą SR1. Słyszałem już pogłoski i widziałem materiały na sieci, ale to nie wystarcza, by choć wstępnie zrozumieć jak to niby ma działać. Dlatego pierwsze co robię, to chcę zajrzeć do komory. Po pierwsze bezpieczeństwo – sprawdzam, czy nikt mi nie daje do rąk załadowanego karabinu. Odciągam zamek i rozlega się zgrzyt. Nie w przenośni – prawdziwy zgrzyt. Odgłos przypominający ten, jaki wydaje zapiaszczone łożysko, które właśnie postanowiło się poddać i wyzionęło ducha. Zupełnie jakby część kuleczek wypadła z bieżni, a pozostałe trą o siebie, usiłując utrzymać mechanizm przy życiu. Myślę sobie: już popsułem, szybko poszło. Rozglądam się ukradkiem, ale na twarzach zebranych ani cienia konsternacji i nikt nie zaczyna rzucać mięsem. W takim razie szybka decyzja – kamienna twarz i dobra mina do złej gry. Szwajcaria, nikt nic nie wie, wszystko gra. Sprawdzam tę komorę i oddaję broń bardziej obeznanym z prośbą o demonstrację rozkładania.
Zagadka rozwiązana
Karabinek po odsłonięciu elementów mechanizmu. Tu zaczyna się robić ciekawie
Znika pokrywa komory zamkowej. Trochę podobna jak w kałaszu, ale wyposażona w szynę na grzbiecie. Do tego montowana w cywilizowany sposób – na obrotowym, asymetrycznym kołku. Wewnątrz wszystko wygląda na całe. Robi się nieco dziwnie, bo mechanizm faktycznie trochę przypomina przekładnię, a nie zespół ruchomy. Kolejny element do demontażu to łoże. Nieco nieproporcjonalne, trochę grubawe. Też mocowane za pomocą obrotowej dźwigni. Teraz, gdy wierzchnie okrycie zniknęło, widzę skąd te odgłosy. Myśląc o rosyjskiej broni w głowie rodzi się obraz zamka z tłoczyskiem, tłoka w kolanku i sprężyny powrotnej. Tego tu nie ma. Zamiast tego oczom ukazują się dwie listwy z otworami połączone ze sobą układem kół zębatych. W rozmowie z przedstawicielem padło określenie samochodowe – rozrząd. Niego będę się trzymał. Do tego w środku czają się dwa tłoki i rura gazowa w kształcie litery T. Jest też coś, co w końcu wygląda znajomo – sprężyna powrotna. Tyle tylko, że nie jest umieszczona symetrycznie w osi karabinka, ale z boku, bliżej lewej krawędzi.
To żyje
Elementy mechanizmu wymontowane do czyszczenia. Wbrew pozorom rozkładanie jest prostsze niż by się mogło wydawać
Opisane przeze mnie elementy faktycznie napędzają Saigę SR-1. Całość nazywa się układem zbalansowanego odrzutu. Upraszczając i w skrócie działa tak, że gazy prochowe napędzają nie jeden, a dwa tłoki poruszające się w przeciwnych kierunkach. By to umożliwić konstruktorzy zastosowali kolanko w kształcie litery T. Dzięki niemu gazy są odprowadzane w dwie, przeciwne strony. To wymusza przeciwstawny ruch tłoków. Za synchronizację ich ruchu odpowiadają wspomniane listwy rozrządu połączone kołami zębatymi. Projektanci stworzyli ten skomplikowany układ, by maksymalnie zmniejszyć odczuwalny odrzut.
Dwa przeciwbieżne tłoki przymocowane do listw prowadzących. Nad nimi charakterystyczne kolanko gazowe w kształcie litery T
Ruch listw, a więc i tłoków, jest synchronizowany kołami zębatymi
Po zdjęciu pokrywy i łoża kolejny w rozkładaniu SR1 to demontaż sprężyny powrotnej. Do tego celu należy ją wysunąć przez wycięcie widoczne na zdjęciu
W dłoni
Saiga SR-1 jest bardzo ciężka jak na karabinek w kalibrze .223 Remington. Ponad 4 kilogramy i to przy zaledwie 16-calowej lufie. To więcej niż Grot. Tyle, że tu nadwaga specjalnie przeszkadzać nie będzie. SR-1 był projektowany dla żołnierza, który swoją broń nosi blisko 24 godziny na dobę. Saigę stworzono z myślą o strzelcach sportowych, specjalizujących się w strzelectwie dynamicznym. W przeciwieństwie do taktycznych zastosowań, tu broń trzyma się w dłoniach w czasie przebiegu – czyli około minutę. Potem grzecznie może czekać na stojaku na kolejny tor. Duża masa stabilizuje karabin podczas strzelania i przenoszenia lufy z celu na cel. W ciągu przebiegu strzelec nie zdąży się zmęczyć.
Ponad cztery kilo współczesnej, rosyjskiej myśli technicznej. Drobniejszym osobom trudniej broń trzymać niż z niej strzelać
Coś z AR-a, coś z kałacha
Karabinek zasilany jest ze standardowych magazynków do AR-15. Nie miałem jednak okazji sprawdzić jak funkcjonuje z konkretnymi przedstawicielami różnych marek. Tym razem do dyspozycji miałem tylko jeden i z ogranicznikiem pojemności do 10 sztuk. Magazynek należy podpiąć do gniazda po męsku i dodatkowo dobić. Podobnie należy się obchodzić z rączką przeładowania. Tu nie ma miejsca na delikatne gesty. Jeśli będziemy zbyty pobłażliwi, karabinek nie poda pierwszego naboju do komory. Tak więc na siłę i do oporu. W standardzie SR-1 nie ma przyrządów mechanicznych. Zamiast tego w naszym egzemplarzu zainstalowano kolimator na wysokiej podstawie, podobnie jak ma to miejsce w karabinkach Armalite. Prowadnicę kolby, również rodem z AR, zainstalowano tak, by przebiegała równo z osią lufy. Skład jest więc bliższy temu z zachodniej konstrukcji – lepszy i wygodniejszy niż w AK.
Jak po sznurku
Pierwszy strzał poważnie mnie zaskoczył. Naciskam spust, nabój odpala, a czerwona kropka jest wciąż tam, gdzie chwilę wcześniej. Nie muszę korygować punktu celowania. Podrzut prawie nie występuje, a odrzut jest skierowany idealnie w tył. Do tego jest tak słaby, że aż pomijalny. Niesamowite wrażenie. Bez większego problemu oddaję pozostałe 9 strzałów szybko i prosto w cel. Bez korekt. Podobnie przy przenoszeniu broni z celu na cel. Jak na sportową broń spust mógłby być nieco lepszy, ale ciężko o dokładną ocenę. Przez brak odrzutu i ogólnie niecodzienny feedback, ciężko się na nim skupić. Trzeba wspomnieć, że kultura pracy SR1 to zasługa nie tylko układu zbalansowanego odrzutu. Karabinek wyposażono w 3-komorowy kompensator o dziewięciu otworach. Trzy skierowane są w górę, a pozostałe sześć na oba boki i w tył. Dość mocno w tył. Niestety nie miałem możliwości strzelać bez niego. Zaryzykuję jednak stwierdzenie, że pełni on niebagatelną rolę w całym układzie kompensującym odrzut.
Urządzenie wylotowe SR1 prawdopodobnie pełni ważną rolę w procesie tłumienia odrzutu i podrzutu
Czy chciałbym kupić ten SR-1?
Karabin, w konfiguracji którą miałem w rękach, strzela świetnie. Do rekreacyjnego plumkania na strzelnicy raczej się nie nada. Oczywiście można, ale SR1 do tanich nie należy. Taki wydatek zazwyczaj planuje się dość dokładnie. Gdybym jednak był zawodnikiem mającym parcie na wynik, zapewne wziąłbym karabinek SR1 pod uwagę. Standardowy kaliber i niezawodne magazynki – te cechy pozwalają uniknąć niespodzianek na torze. Kompensator i system dwóch tłoków, odpowiadające za redukcję odrzutu, to cechy pozwalające konkurować z AR-15 i innymi konstrukcjami strzeleckimi. Konkluzja jest prosta, choć subiektywna, bo oparta na doświadczeniach z jednego strzelania. Saiga SR-1 to w mojej opinii nowatorska i ciekawa broń do sportu wyczynowego.
Dziękujemy firmie BUOS, dystrybutorowi na rynku polskim, za użyczenie broni do testów.
Produkty koncernu Izmash dostępne są w Polsce za pośrednictwem dystrybutora, firmy BUOS.
Produkty z całej oferty dystrybucyjnej można obejrzeć i wybrać na platformie dystrybucyjnej B2B, a także odebrać w całej sieci sklepów partnerskich na terenie Polski, których lista dostępna jest tutaj.