Przejdź do serwisu tematycznego

Klasyka vs ekstrawagancja – Kel-Tec CP 33 kontra Sig Sauer 1911 .22LR

Kiedy pierwsze tego roku cieplejsze promienie słońca wpadły przez okno i oświetliły moją twarz, ogarnęło mnie uczucie szczęścia i błogości. Wyczułam w nich zwiastun wiosny, dłuższych dni i większych możliwości. Nawet brutalna myśl o kojarzących się z tym okresem porządkach nie zaburzyła mojego spokoju, bo przecież sprzątanie można rozpocząć od przeglądu szafy. Szafy na broń oczywiście.

Remanent w S1

Mokra, pochmurna i paskudnie ponura zima skutecznie odstraszała od wizyt na strzelnicach i uczestnictwa w zawodach. Wstyd mi. A brak aktywności strzeleckiej niestety sprawił, że przez jakiś czas w ogóle do szafy nie zaglądałam. Tym bardziej mi wstyd. Pora się jednak ogarnąć i przed rozpoczęciem nowego sezonu strzeleckiego dokonać rewizji stanu posiadania, a także przypomnieć sobie co kryje się w jej wnętrzu.

U mnie w kaburach na drzwiach cierpliwie wiszą 9-tka w postaci Glock’a i rewolwer z lat 70-tych .22LR. Na spodzie w pudełku odpoczywa Sig Sauer – również w kalibrze .22 LR. Dwie AK-podobne sztuki podpierają tylną ściankę i nieśmiało liczą na to, że ktoś zaprosi je do tańca. Sztucer 308 Win i strzelba pojedynka czekają na swoją kolej po prawej. Wszystkie lśniące, zadbane, przeze mnie uwielbiane i bardzo klasyczne. No właśnie, wszystkie tak bardzo klasyczne, że chciałoby się trochę zaszaleć i wprowadzić do tego towarzystwa nutkę ekstrawagancji i nowoczesności. Miejsca w szafie jeszcze dużo. Szkoda więc, żeby się marnowało.

Racjonalizacja zachcianek

Nowy sezon, nowe trendy i nowe potrzeby. No, z tymi potrzebami troszkę przesadziłam, bo w obliczu wszystkich moich codziennych obowiązków nawet nie jestem w stanie w pełni wykorzystać tego, co już mam. Na szczęście życie to nie tylko pragmatyzm. Czasem mamy odwagę podjąć nie do końca racjonalne decyzje. Jednak, żeby nie wyszło tak zupełnie bez sensu, to wytłumaczyłam sobie, że trzeba umieć strzelać ze wszystkiego. Nie przyzwyczajać się do kilku wybranych sztuk broni i w związku z tym kolekcję broni od czasu do czasu uzupełniać. Żeby już całkowicie usprawiedliwić się, wymyśliłam że będzie to coś w kalibrze .22LR. Amunicja jest tania i mogę bazować na tej, której jakiś zapas posiadam. Tym samym nie wprowadzam nowej średnicy przewodu lufy do szafy, słowem – idealne rozwiązanie. Aby zapoznać się z ofertą producentów
zaczęłam przeglądać relacje z ubiegłorocznych edycji targów strzeleckich,. Ubiegłorocznych, ponieważ br. jeszcze młody i nie spodziewam się dostępności nowinek 2020 w polskich sklepach.

Moją uwagę przykuł pistolet KEL-TEC CP33, który swą formą podobny jest, jak to się czasem mówi – zupełnie do niczego. Jest tak dziwny, że aż ciekawy. Pozytywne komentarze na jego temat i wzmianki o rzekomo przystępnej cenie przekonały mnie do końca. Dodatkowo, uświadomiwszy sobie, że z broni tej marki strzelał tak samo bohaterski jak boski John Wick (nie był to co prawda pistolet, ale strzelba KEL-TEC KSG), stwierdziłam że mój ci on będzie – pistolet, nie John (tak dla ścisłości).

Pokaż kotku, co masz w środku

KEL-TEC CP33


Pozbycie się jednego sworznia wystarcza, by rozłożyć broń do poziomu wystarczającego by Keltec’a wyczyścić i zakonserwować

Zanim zabrałam ten cud amerykańskiego designu na strzelnicę, dokonałam dokładnych jego oględzin i porównania z dotychczas użytkowaną przeze mnie dwudziestką dwójką podobnego przeznaczenia, czyli Sig Sauer’em 1911. Jeśli chodzi o walory zewnętrzne – pomijając oczywiście kwestie związane z indywidualnym poczuciem estetyki – uważam, że większą starannością wykonania cieszy się jednak stary SIG.

Na szkielecie pistoletu KEL-TEC CP33 już na pierwszy rzut oka można zauważyć, że elementy z tworzywa, które powinny być swoim lustrzanym odbiciem, nie do końca nim są. Aluminiowa pokrywa zamka, będąca jednocześnie montażem lufy, wyposażona jest w niedopracowaną szynę Picatinny. Jej krawędzie są niedoszlifowane, przez co troszkę drapieżne. Polimerowy język spustu odlano jakby od niechcenia. Rączka przeładowania wydaje się bardzo rachityczna. Z domu wyniosłam jednak zasadę, że nie oceniamy po wyglądzie. Liczy się wnętrze.


Wnętrze bardziej dopracowane od tego co na zewnątrz

Przede wszystkim urzekło mnie to, jak łatwo do tego wnętrza można się dostać. Wystarczy wybicie jednego pinu i już zamek, sprężyna powrotna, kurek i rama rączki przeładowania stoją przed nami otworem. To cudownie proste rozwiązanie w zupełności wystarcza na zadbanie o czystość CP33 po treningu. Owszem, jeśli np. marzymy o wymianie zestawu spustu, to czeka nas przebrnięcie przez sporą ilość sworzni. Dodatkowo, chcąc pomacać lufę od zewnątrz, a nie tylko wyciorem od wewnątrz, musimy uporać się z niemałą dawką śrub. Prawdopodobnie jednak większość z nas nie zdecyduje się na takie zabiegi, a nasze potrzeby związane z rozłożeniem broni ograniczą się do pozbycia się jedynie głównego pinu. Po zapoznaniu się z wnętrzem KEL-TEC’a na szczęście okazało się, że sposób wykończenia tego co w środku budzi większe zaufanie od tego co na zewnątrz.


Rączka przeładowania wraz z ramą wydają się być dość liche. Póki co wszystko jednak świetnie działa


Elementy z tworzywa, które powinny być swoim lustrzanym odbiciem, nie do końca jednak nim są

SIG SAUER 1911 .22LR


Nawet podstawowe rozłożenie Sig Sauer’a stanowi nie lada wyzwania

Po pierwsze – jak na tak mały kaliber – pistolet jest dość toporny. Wszystko to dzięki szkieletowi wykonanemu w całości ze stopu metali (prawdopodobnie cynku i aluminium). Pomimo swej przyciężkawej formy i użycia niezbyt szlachetnego materiału, broń w dotyku jest jednak gładka i obła, jednym słowem – dopracowana. Cieszy też oko, bo sprawia wrażenie solidnej. Ewidentny niesmak budzą tylko bakelitowe okładziny chwytu, które trącą tandetą.


Klasyczne umieszczenie przycisku zrzutu magazynka, do którego przyzwyczaiła mnie większość broni, z których strzelałam

A jak Sig Sauer prezentuje się w środku? Żeby się o tym przekonać, należy najpierw wykręcić mikro śrubkę znajdującą się po prawej stronie szkieletu i na dodatek jej nie zgubić. Później trzeba pokusić się o wyjęcie dźwigni zatrzasku zamka, którą to wysuwamy po lewej. Następnie, wracając do strony prawej, wybijamy pin, którego pozbycie się umożliwia wysunięcie zamka. Dopiero wtedy można usunąć z wnętrza urządzenie powrotne, co z kolei pozwala na wyjęcie lufy – po uprzednim przekręceniu jej łożyska, oczywiście. Nudne, żmudne, zniechęcające. Nakład pracy potrzebny do przynajmniej podstawowego rozłożenia tej broni jest odwrotnie proporcjonalny do CP33. Bardzo zniechęca do zalecanego czyszczenia, zwłaszcza tego na strzelnicy, tuż po treningu.

No cóż, trzeba przyznać, że Sig Sauer bardzo broni dostępu do swego wnętrza. Może dlatego, że wnętrze cenne. Egzemplarz, który mam w rękach przeżył swoje w klubie sportowym i przetrwał moje początki nauki strzelania. Wciąż wygląda bardzo dobrze i co najważniejsze – działa.


Pomimo prób, jakim broń była poddawana- najpierw w klubie sportowym, później w moich rękach – wciąż prezentuje się dobrze

Wrażenia z użytkowania

KEL-TEC CP33


4-rzędowy magazynek CP33 pomieści aż 33 sztuki amunicji

Żeby oddać strzał, należy przede wszystkim podpiąć do broni załadowany magazynek. Ten dedykowany CP33 ma imponującą pojemność 33 naboi. Aby cieszyć się wszystkimi 33 kulkami, musimy zwrócić uwagę, by kryza łuski każdego kolejnego aplikowanego do magazynka naboju ułożyła się za kryzą poprzedzającego. Dopiero za trzecim razem załapałam. Czynność wywołująca początkowo falę przekleństw zmieniła się w końcu w czystą przyjemność zwiastującą dobrą zabawę.


Dość niefortunna lokalizacja przycisku zrzutu magazynka

Frajda rzeczywiście przednia, bo pistolet jest przyjemnie lekki, ale nie wykazuje specjalnego odrzutu. Pomimo dość pokaźnej długości (269 mm) nie ciąży do przodu, gdyż chwyt znajduje się mniej więcej w 2/3 całkowitej długości. Broń jest po prostu dobrze wyważona. Światłowodowe przyrządy celownicze są doskonale widoczne właściwie na każdym celu, a długa linia celowania tej celności sprzyja. CP 33 idealnie nadaje się do ćwiczeń obejmujących strzelanie w ruchu, czy przenoszenia broni z celu na cel. Szyna Picatinny umożliwia montaż dodatkowych urządzeń optycznych, a lufa zakończona gwintem ułatwia przytwierdzenia urządzeń wylotowych. Gniazdo M-LOK, ulokowane w dolnej części osłony lufy, zachęca do przykręcenia krótkiej szyny i przypięcia latarki. Fajna sprawa. Warto nauczyć się korzystać z dodatkowych akcesoriów, a tym samym poprawiać sobie jakość strzału.


Gwint u wylotu lufy CP33 daje możliwość przytwierdzenia urządzeń wylotowych

Pierwsze problemy napotkałam przy treningu w ruchu połączonym z wymianą magazynka. Otóż przycisk zrzutu nie znajduje się, jak to zazwyczaj bywa, gdzieś w okolicach kabłąka. Ulokowano go w dolnej części chwytu, przy stopce. Na dodatek jego przyciśnięcie nie powoduje automatycznego zjazdu podajnika amunicji. Magazynek, jak na złość, należy dodatkowo pociągnąć. Oznacza to niestety, że zabaw z KEL-TEC CP33 nie mogę traktować jako tańszej namiastki moich treningów z Glock’iem 19.

Kolejny problem pojawił się podczas próby statycznego strzelania do typowej tarczy o koncentrycznych okręgach. Przy trochę dłuższym przytrzymaniu pistoletu jedną ręką w celu skupienia się na jak najlepszym wyniku, ręka zaczęła wyraźnie drżeć. Nie był to objaw mojej niedyspozycji. Podobne wrażenia mieli koledzy wykazujący większą od mojego siłę przedramienia. Niektórzy byli też bardziej doświadczeni w strzelaniu ode mnie. CP 33 nie jest bronią uniwersalną. Nadaje się głównie do treningu dynamicznego, tj. jako broń podtrzymywana dwiema rękami.


Gniazdo M-LOK ulokowane w dolnej części osłony lufy, zaprasza do montażu szyny, a na niej dodatkowych akcesoriów


Język spustu początkowo nastawił mnie negatywnie do całej konstrukcji. Finalnie okazał się więcej niż poprawny


Górną pokrywę/montaż fabrycznie wyposażono w szynę Picatinny oraz cudowne światłowodowe przyrządy celownicze

SIG SAUER 1911 .22LR

Tu, przynajmniej nie trzeba zastanawiać się nad tym jak załadować magazynek. Ładuje się go szybko, ale też pokarm w nim szybko się kończy – niestety. Na szczęście zrzut magazynka jest taki, jak lubię, czyli po lewej, na wysokości kabłąka. Pozbycie się pustego wraz z podmianą na pełny zajmuje zaledwie kilka sekund.


Magazynek wytrzymały i niezawodny, ale pomieści tylko 10 sztuk amunicji

Przy próbie strzelania do tarcz z serii okręg w okręgu Sig Sauer spisuje się całkiem przyzwoicie. Mimo że ani na 15 m, ani tym bardziej na 25 m nie gwarantuje samych dziesiątek, to jednak bezpiecznik chwytowy zakończony ostrogą, chroniącą przed kurkiem (przez Anglosasów zwaną uroczo beaver tail) zapewnia dłoni stabilizację, co ma odzwierciedlenie w wynikach. Jeśli nie wypiliśmy przed strzelaniem dużego espresso lub, co gorsza, kilku głębszych w dniu poprzednim, to nie ma mowy o drżeniu dłoni, które niestety jest odczuwalne przy zabawach z CP33. 1911-tkę charakteryzuje trochę krótki i twardy spust – zdecydowanie nie jest targetowy. Mimo to jest na tyle wygodny i przewidywalny, że nie stanowi wielkiego problemu podczas statycznego pykania do papieru.


By uzbroić pistolet w urządzenie wylotowe, należy pozbyć się skrywającej gwint końcówki lufy, a dopiero do tego gwintu przykręcić adapter

SIG trochę gorzej wypada podczas treningów dynamicznych. Gubią go fabryczne przyrządy celownicze, które na tle tarcz IPSC są słabo widoczne. Przyrządy są plastikowe i podatne na nadgryzienie zębem czasu. Na dodatek cechuje je słaba jakość. Jeśli chcemy, by chwile spędzone z Sig Sauer’em przyniosły nam przyjemność i wymierne rezultaty musimy zdecydować się na wymianę przyrządów lub skorzystać z dodatkowej optyki.

Tylko jak tę optykę przymocować? Niestety pistolet sam z siebie nie pozwala na przytwierdzenie kolimatora. Wobec tego taką możliwość trzeba sobie samemu zapewnić, nabywając płytkę montażową (montujemy w okolicach szczerbinki) lub obejmę na kolimator. Podobnie sprawa ma się z urządzeniami wylotowymi. Jeśli zdecydujemy się na coś, konieczny jest adapter pod akcesoria. Po odkręceniu wylotu lufy ukazuje nam się mały gwint, do którego można dopasować odpowiednią przejściówkę.


Producent fabrycznie nie przewidział możliwości montażu dodatkowych akcesoriów


Wszystkie dodatkowe elementy sprawiają, że cel staje się bardziej uchwytny. Jednak dość ciężka broń staje się przez to jeszcze masywniejsza. O ile dla silnego mężczyzny te ekstra gramy nie mają większego znaczenia, dla mnie są mocno odczuwalne. Do tego stopnia, że muszę uczyć się pistoletu na nowo.


Krótki i twardy spust, którego zdecydowanie nie można nazwać targetowym, jest dla palca wygodny i przewidywalny. Osiągnięcie przyzwoitych wyników na tarczy typu okrąg w okręgu nie jest szczególnym wyzwaniem


Przyrządy celownicze 1911-stki są naprawdę złej jakości i kwalifikują się wymiany

Trening czyni mistrza

To trening czyni mistrza, a nie broń z jakiej się strzela. Regularne odbywanie ćwiczeń i ilość przepuszczonej przez lufę amunicji mają kluczowe znaczenie dla naszych umiejętności. O to wszystko łatwiej, kiedy broń nie kosztuje majątku, a zasilająca ją amunicja jest tania. Pokarm do Sig Sauer’a    1911 .22LR i KEL-TEC’a CP33 znajdziemy właśnie na niższych półkach sklepowych. Obie sztuki karmią się nabojem .22LR, należącym do najtańszych. Oznacza to, że ewentualny zakup i eksploatacja zbytnio nie nadwyrężą kondycji portfela.


Tak więc, ekstrawagancja inspirowana filmami science fiction (to tylko moje domniemanie) czy klasyka inspirowana legendarnym Coltem (to akurat fakt)? Wybór należy do Was

Nawet strzelanie słabą dwudziestką dwójką pozwala na wyrobienie sobie prawidłowych nawyków strzeleckich. Podobnie jak w przypadku większych kalibrów mamy tu do czynienia z potrzebą właściwego zgrania mechanicznych przyrządów celowniczych lub nauczenia się korzystania z tych optycznych. Musimy umieć sprawnie wymienić magazynek i szybko wydobyć broń z kabury.

Który z pistoletów jest lepszy? Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Wszystko zależy od indywidualnych preferencji. Żaden nie jest specjalnie tarczowy, ani tym bardziej bojowy. Są to po prostu przyzwoite pistolety treningowe.

Zaprawa z użyciem Sig Sauer’a ze swoją klasyczną sylwetką i wyczuwalną masą lekko imituje pracę z moim Gloc’kiem 19. Ten drugi traktuję głównie jako materializację hobby, ale też jako broń pt. w razie najgorszego. Z kolei CP33, ze względu na prostotę obsługi – zarówno w trakcie treningu, jak i po jego zakończeniu – wyzwala u mnie szczenięcą wprost radość z pobytu na strzelnicy i sprawia, że częściej tam zaglądam. Bezcenne.

Może więc dopiero kategoria próżność przekona do wyboru konkretnego modelu? Dla osób żądnych atencji lepszym rozwiązaniem będzie KEL-TEC. Jest wciąż nowy i tak cudaczny, że jeszcze nikt nie przeszedł wobec niego obojętnie. Kiedy zjawiam się z nim na strzelnicy, zawsze wywołuj poruszenie i serię pytań: – A co to? – To strzela? – Kupiłaś w zabawkowym? – Pokaż! – Mogę zobaczyć?

Dla tych, którzy cenią uznanie, proponuję tradycyjną 1911-tkę. Zawsze możemy liczyć na: – Mmmm… solidny kawałek broni. – Dobry model, oparty na legendzie strzelectwa.

Tak więc: klasyka czy ekstrawagancja? Najlepiej jedno i drugie.

Na tarczach

Tarcze po strzelaniu na 15 m. Prawda jest taka, że każda broń przewyższa moje umiejętności, ale to Sig Sauer za każdym razem pozwalał mi na osiągnięcie lepszego skupienia


Kel-Tec

 


SIG

Parametry i amunicja

Porównanie podstawowych parametrów pistoletów

Oba pistolety zostały zaprojektowane do działania na amunicji .22 lr hv. Jak radzą sobie z poszczególnymi markami i rodzajami amunicji?

V – działa
X- nie działa
X/V – od czasu do czasu występują problemy

Galeria KEL-TEC

Galeria SIG

Sprawdź podobne tematy, które mogą Cię zainteresować

Komentarze

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.

Dodaj komentarz

X