Jak to się zaczęło
Karabinek Galil przyjęty został do uzbrojenia Israel Defence Forces (IDF) w 1972 roku. Był on głęboko zmodyfikowanym przez Jakowa Liora i Israela Galila fińskim karabinkiem Valmet M62, który to z kolei opierał się na licencji radzieckiego karabinka AK. Nic w tym dziwnego, bowiem celem dowództwa armii izraelskiej po doświadczeniach wojny sześciodniowej było znalezienie broni tak odpornej na piach pustyni i niezawodnej jak zdobyte na Egipcjanach karabinki AK, ale jednocześnie bardziej wygodnej w obsłudze. Cechy te miał łączyć – i jak do tej pory twierdzi wielu użytkowników – udanie łączył karabinek Galil.
Kariera Galila w IDF była jednak stosunkowo krótka, a zadecydowała o tym ekonomia. W latach 90. w ramach amerykańskiej, bezpłatnej pomocy wojskowej do Izraela trafiła bowiem znaczna ilość używanych karabinków M16 (oraz konstrukcji pochodnych), które stopniowo wypierały Galila z użycia w jednostkach izraelskiej armii. Niestety, m.in. z powodu porządnej, frezowanej komory zamkowej, Galil był dość drogi w produkcji. Nieważne zresztą jak drogi, ponieważ po prostu był ewidentnie droższy niż darmowe amerykańskie M16. W tym miejscu izraelski wojskowy ślad Galilów urywa się, bo produkcji ich w końcu w ogóle zaprzestano, a na początku tego wieku licencję sprzedano kolumbijskiej firmie Indumil, która, jak wynika z informacji na stronie internetowej firmy, produkuje je do dziś, przedstawiając jako kolumbijską indywidualną (…) podstawową broń Sił Zbrojnych i Policji.
Jak już jednak wspomniałem, były producent Galila, izraelski potentat w produkcji broni osobistej IWI, postanowił legendę tego karabinka odświeżyć, a owoc prac udostępnić także na rynku cywilnym. Tak we współpracy z IWI US powstał Galil Ace, a następnie Galil Ace Gen. 2.

Jak podaje producent, pierwsza generacja Ace dostosowana do amunicji 7,62 mm x 39 została już wycofana ze sprzedaży. Na stronie internetowej IWI pozostały tylko ogólne dane i fotografie. Po pobieżnej ocenie można pokusić się o opinię, że różnica pomiędzy testowaną przeze mnie generacją II a pierwszym Ace’m nie była jednak duża. Na pierwszy rzut oka sprowadzała się głównie do takich detali jak np. inne łoże, czy też wyposażenie broni w fizyczne przyrządy celownicze, z których zrezygnowano w obecnie sprzedawanej wersji.
Dane techniczne
Galil Ace Gen. 2 sprzedawany jest w kilku wersjach nabojowych:
- 5,45 mm x 39,
- 7,62 mm x 51 NATO,
- 7,62 mm x 39,
- 5,56 mm x 45 NATO.
Do mnie trafił jako klasyczny Kałach dostosowany do amunicji 7,62 mm x 39. Choć w opisie IWI podaje, że wersje różnią się także długością lufy, w szczegółowej ofercie wszystkie wyposażone są w lufy 16-calowe (406 mm).
Dane techniczne testowanego modelu | |
---|---|
Oznaczenie modelu | GAR37 |
Amunicja | 7,62 mm x 39 |
Mechanizm | Samopowtarzalny |
Zasada działania | System gazowy z tłokiem o długim skoku, zamknięty zamek ryglowany obrotowo |
Magazynek | Magpul AKM PMAG |
Lufa | 406 mm; stal CrMoV, kuta na zimno, chromowany przewód, samonośna |
Długość z kolbą złożoną | 652 mm |
Długość z kolbą rozłożoną | 876 mm |
Masa | 3 800 g |
Łączna długość szyny Picatinny | 457 mm |
Łoże | Aluminium; otwory systemu M-LOK na godzinie 3, 6, 9 |
Pierwsze wrażenie
Karabinek otrzymujemy zgodnie z praktyką IWI: w gustownym, zupełnie zwykłym kartonie. Dołączony jest do niego jeden magazynek, flaga bezpieczeństwa i pakiet informacji plus jak to zazwyczaj przy produktach z IWI – drobiazgi typu naklejka i przywieszka. Pierwsze wrażenie nowy Galil zrobił na mnie bardzo dobre, co mnie absolutnie nie dziwi w przypadku broni produkowanej przez IWI US (tak, przyznaję, jestem wielkim fanem Tavora X95). Niby jak Kałach, a jaki ładny! Jak starannie wykonany! Oczywiście stara broń wojskowa ma swoją duszę, ale oglądając nowe, współczesne egzemplarze zawsze przywiązuję wagę do detali, do wykończenia, staranności produkcji i jakości materiałów. W tym przypadku nie ma się do czego przyczepić. To jest po prostu bardzo wysokiej jakości karabinek.

Patent na Picatinnę
Drugie wrażenie było równie silne. Trochę jak Kałach, ale jednak nie… Różnic jest tu naprawdę sporo. Zacznijmy od najważniejszej, a w zasadzie od zmory wielu odmian karabinków AK – możliwości montażu szyny w standardzie Picatinny M1913.

W różnych konstrukcjach broni, jak choćby w polskim Berylu, rozwiązywano problem z jej zainstalowaniem w rozmaity sposób. Problemem, z którym mierzyli się konstruktorzy, było bowiem to, że blaszana, tłoczona pokrywa zamka często nie chciała trzymać zera, mocno pracując przy prowadzeniu ognia. Zazwyczaj pewnym kompromisem była taka konstrukcja, która pozwalała na stabilną instalację optyki i innych akcesoriów na szynie mocowanej nad pokrywą, ale kosztem charakterystycznej dla systemu AK możliwości szybkiego rozłożenia broni. IWI podeszło do tego tematu zupełnie inaczej. Rura gazowa w karabinku jest wkładana od strony zamka i solidnie osadzona w konstrukcji. Kończy się ona precyzyjnym wycięciem, w które należy wprowadzić bolec umieszczony na przodzie pokrywy komory zamkowej.

Dzięki temu Picatinna zyskuje idealnie dopasowane przedłużenie wzdłuż pokrywy komory, a jej spasowanie z samą komorą zamkową powinno wykluczać przesuwanie się przyrządów osadzonych na szynie. Czy to zadziała? O tym w dalszej części.
Łoże
Jeśli zaczęliśmy od szyny, warto wspomnieć na czym, oprócz pokrywy zamka jest ona umieszczona. Komponentem zaprojektowanym specjalnie dla modelu ACE II i różniącym go do wcześniejszej wersji, jest solidne aluminiowe łoże Freefloat.

Ma ono zapewnić pełną kompatybilność z bronią wszelkich akcesoriów dostępnych obecnie na rynku. Możliwe jest to dzięki wycięciom M-LOK na godzinach 3,6,9, oraz wspomnianej już szynie Picatinny.
Gdzie jest otwieracz?
Gdy popatrzymy na broń od prawej strony, to jeśli jesteśmy nawet średniozaawansowanymi AK-aczowymi wyjadaczami to od razu uznamy, że coś tu nie gra. Pierwsza rzecz to bezpiecznik (będący w broni samoczynnej także selektorem ognia). Został on znacznie pomniejszony w stosunku do standardu AK, ale strzelcy praworęczni nie będą mieli żadnego problemu z jego obsługą.

Zresztą czeka ich jeszcze miła niespodzianka: po lewej stronie broni również mamy powielony dostęp do bezpiecznika, tym razem w formie dźwigni obsługiwanej kciukiem. Jeżeli strzelamy z prawej ręki, to jest to naprawdę wygodne, a z lewej… da się ogarnąć.

Wróćmy jednak na prawą stronę broni. O wiele większe wrażenie niż zmieniony bezpiecznik robi tam brak dźwigni przeładowania! Tak, tej słynnej ,wielkiej, zagiętej do góry dźwigni, po której nawet amatorzy rozpoznawali pierwszego Galila ze stu metrów, nazywając ją czasem prześmiewczo otwieraczem do konserw. W Ace II została ona przeniesiona na drugą stronę, a z tej zobaczymy tylko dokładnie zasłonięte zamkiem okno wylotowe.
Jest i dźwignia!
Zerknijmy zatem na lewą stronę broni. Tu właśnie znajdziemy przeniesioną, krótką, ale wygodną w obsłudze dźwignię przeładowania. Co warte zwrócenia uwagi, porusza się ona w szczelinie, która gdy broń nie pracuje, jest całkowicie zasłonięta blaszaną przesłoną. Osadzona na sprężynach blaszka opuszcza się w dół przy ruchu dźwigni, a następnie powraca do swojego pierwotnego położenia.

Choć nie robiłem oczywiście powierzonemu mi karabinkowi inwazyjnych testów w piachu, konstrukcja tego rozwiązania sprawiała wrażenie całkiem skutecznego zabezpieczenia przed dostawaniem się pod pokrywę komory zamkowej różnego rodzaju zanieczyszczeń.

Odnosząc się natomiast do koncepcji przeniesienia dźwigni przeładowania na drugą stronę, muszę stwierdzić, że dla mnie nie było to ułatwienie. Wolałbym obsługiwany także od góry, obiema rękami stary otwieracz do konserw. Lecz ja jestem strzelcem statystycznie niestandardowym – leworęcznym.
Kolba i zatrzask magazynka
Kolba karabinka jest bardzo wygodna, regulowana, zresztą jest to dość standardowa kolba dla rodziny AR, z prowadnicą składaną na prawą stronę. Może być w prosty sposób zastąpiona inną, kompatybilną, jeśli komuś wyda się jednak niewystarczająco wygodna. W zestawie dołączono do niej bakę – nasadkę zwiększającą jej wysokość i w zamierzeniu zapewne ułatwiającą celowanie. Równie wygodna w obsłudze jest dźwignia do zrzucania magazynka. Niby prawie to samo co w AK, a jednak dużo lepiej.
Ciekawe czy się zatnie…
Redakcja tym razem postawiła przede mną specyficzne wyzwanie. Miałem za zadanie sprawdzić w praktyce, czy Galil Ace II jest godnym następcą klasycznych Kałasznikowów i czy wraz z wprowadzanymi modyfikacjami, ulepszeniami nie stał się delikatny i wybredny. Zatem, oprócz stosunkowo nowej amunicji zabrałem na strzelnicę redakcyjne zapasy, o których powiedzieć, że są korozyjne, to jak rzucić niezłym komplementem.

Powiedzmy szczerze: te pestki wyglądały, jakby żołnierze IDF zdobyli je razem z egipskimi Kałachami podczas Wojny Sześciodniowej, zakopali je na pustyni i od tego czasu czekały sobie na nasze testy Galila Ace Gen.2.
Testowany karabinek bardzo ładnie pracował na nowej amunicji. Strzelanie z niego jest przyjemne, choć każdy, kto jest przyzwyczajony do amunicji 5,56 mm x 45 NATO powiedziałby zapewne, że jednak trochę kopie. Mnie się to podobało. Spust nie jest jakąś bardzo precyzyjną konstrukcją. Raczej pracował w trybie – nazwijmy to – wojskowym. Ale strzelało się z Galila naprawdę przyjemnie. Prosty kolimator zamontowany na szynie dawał radę i po kilku próbach precyzyjnego ustawienia zapewniał bardzo przyzwoite skupienie.

Na koniec została mi garść amunicji testowej. I faktycznie, karabinek test przeszedł pomyślnie! Ten Galil strzela wszystkim, co przypomina amunicję 7,62 mm x 39, nawet gdy wygląda to jak gdyby leżało w ziemi przez ostanie trzy dekady!

Prawie wszystkie naboje zostały wystrzelone i trafiły w cel poza ostatnim, który spowodował zacięcie. Jednak przyznam szczerze – gdyby ten nabój nie spowodował zacięcia, byłbym szczerze zdziwiony, bo gruby nalot na łusce sugerował, że nawet nie powinien on zostać skutecznie podany do komory nabojowej. A jednak został. Tylko z wyrzuceniem łuski najwyraźniej karabinek już nie mógł sobie poradzić.

Co tam ciekawego w środku?
Po usunięciu zacięcia rozłożyłem broń. W środku wszystko wygląda tak jak w klasycznym AK, tylko znów – jest ładniej i dokładniej zrobione. Sprężyna z żerdzią, tłok gazowy i zamek wyglądają naprawdę bardzo znajomo.

Wykonanie jest natomiast o niebo lepsze. Gdy przyszło jednak do składania broni, pojawiła się mała niespodzianka. Pokrywa komory zamka, która zazwyczaj w karabinkach rodziny AK zakładana jest zręcznym uderzeniem nasadą dłoni, spowodowała, że dłoń po zastosowaniu tego manewru bolała mnie jeszcze przez dłuższą chwilę, ale broń dalej nie była złożona. Przypomniałem sobie jednak, że w instrukcji podano, by w tym modelu, przed zatrzaśnięciem pokrywy odciągnąć do tyłu dźwignię przeładowania, co faktycznie pomogło w prawidłowym zatrzaśnięciu jej na swoim miejscu.

Podsumowanie
Galil Ace II to niewątpliwie wyjątkowa broń. Jest piękny i starannie wykonany. Dobrze się z niego strzela i jak tradycyjny karabinek AK, pociągnie z magazynka wszystko, co przypomina naboje. Zabezpieczenia i uszczelnienia sprawiają, że zapewne jest jeszcze bardziej odporny na zabrudzenia niż jego słynny poprzednik. Ergonomia jest o niebo lepsza niż w jakimkolwiek Kałasznikowie. Czy może się równać ze współczesnymi AR-ami? A musi? Ma swoje mocne zalety i do tego legendę Galila, a to doprawdy bardzo dużo. Mogę go zatem polecić każdemu kto, ma serce do platformy AK, lub szybszy oddech gdy słyszy o zachodzie słońca na pustyni Negew.
Dziękujemy sklepowi Strefa Celu (spółka Jammas) za udostępnienie karabinka samopowtarzalnego IWI Galil ACE Gen. 2 (7,62 mm x 39) do testów.
Współpraca reklamowa. Testy produktów prowadzimy niezależnie, opinie są wyłączną oceną autorki lub autora. Reklamodawca nie ma możliwości ingerencji w treść recenzji