Zbrojeniowa mozaika
Zresztą, z racji dogodnego położenia Jugosłowianie mogli liczyć choćby na wsparcie alianckich myśliwców z baz we Włoszech – co z kolei wymusiło (ze względów bardziej prestiżowych niż taktycznych) opracowanie Jaka-9DD (dalekiego zasięgu), by nad komunistycznymi partyzantami pojawiały się samoloty z czerwonymi gwiazdami. Również uzbrojenie indywidualne partyzantów stanowiło istną mozaikę – od przedwojennych Mauserów, poprzez broń zdobytą na Niemcach i Włochach (gdy Włosi zdecydowali się powiedzieć Adolfowi „Bella ciao”[i] we wrześniu 1943 roku, tereny przez nich okupowane znalazły się pod kontrolą partyzantów), pochodzącą z dostaw brytyjskich oraz oczywiście w broń radziecką. Było oczywiste, że taka mozaika po wojnie nie utrzyma się długo. Oczywiste wydawało się również, że JNA (Jugosławiańska Armia Ludowa) zostanie uzbrojona według najlepszych na świecie wzorów[ii] – w Mosiny, tetetki i pepesze.
[i] Piosenka śpiewana przez włoskich partyzantów antyfaszystowskich z Brygady Garibaldiego. Całkiem ładna 🙂
[ii] Gdy w roku 1952 rozgrywano mecz piłkarski Legia Warszawa-Dynamo Tbilisi, „Trybuna Ludu” pisała, że „ponieważ sędziowanie w Związku Radzieckim stoi na najwyższym, nieosiągalnym nigdzie poziomie, mecz będzie prowadzony przez radzieckiego sędziego”. I dziwnym trafem, faulowali tylko Polacy, a sędzia otrzymał przydomek „Golaniewidze”…
Od miłości do nienawiści jeden krok
Tak się jednak nie stało. Tito pokazał rogi i Jugosławia odłączyła się od głównego nurtu budowy imperium komunistycznego. Jugosłowianie zdecydowali, że w dziedzinie uzbrojenia muszą postawić na najdalej posuniętą samowystarczalność, stąd decyzja o wznowieniu produkcji Mauserów (jako M48), przyjęciu MG42 (jako M53) i opracowaniu własnego modelu pistoletu maszynowego.
Choć obecnie traktowane z pobłażaniem, pistolety maszynowe przez długi czas były niezmiernie istotnym orężem wszystkich formacji partyzanckich, a JNA oparła swoją doktrynę na doświadczeniach wojennych. Peemy są bowiem łatwe w produkcji, metodami nawet chałupniczymi (vide nasz Bechowiec), proste w obsłudze, tanie, łatwe do ukrycia i składowania. Do tego zapewniają sporą siłę ognia przy niewielkich rozmiarach. Bałkany są stworzone do guerrilli, dając formacjom potrafiącym wykorzystać właściwości terenu niezaprzeczalną przewagę. Przekonali się o tym boleśnie Włosi, atakując Grecję z terenów Albanii. Na pierwszy rzut oka powinni roznieść obrońców w pył, tymczasem Grecy powstrzymali ofensywę i dokonali kontrataku, spychając Włochów około 60 kilometrów w głąb Albanii[i].
Jugosławia jako jedyny kraj socjalistyczny nie planował walki z NATO[ii], natomiast liczyć się musiał z „bratnią pomocą” granicząc z Węgrami, Rumunią, Bułgarią i przede wszystkim – z Albanią. Tą ostatnią władał Enver Hodża, początkowo nieledwie „młodszy brat” Tito, a od 1948 roku – zajadły wróg Jugosławii i piewca Józefa Stalina, któremu pozostał wierny aż do swojej śmierci w 1985 roku. To, że Tito swoją niezależnością obraził Stalina to jedno, ale zerwanie stosunków pozwoliło Albańczykom położyć łapę na jugosłowiańskich kredytach i pomocy wartej pół miliarda dinarów[iii].
[i] Miałem okazję zwiedzać pogranicze albańsko-greckie, i gorąco współczuję każdemu, komu przyszło tam walczyć…
[ii] …a nawet kupował tam uzbrojenie, na przykład myśliwce Thunderjet i Sabre oraz czołgi i niszczyciele czołgów.
[iii] Hodża w podobny sposób potraktował później ZSRR i Chiny, osiągając poziom izolacji na arenie międzynarodowej zajmowany dotychczas przez Robinsona Cruzoe.
Jugoszmajser
Pierwszy jugosłowiański peem otrzymał oznaczenie M49 i mógł pochwalić się doskonałym rodowodem: sylwetkę i pękaty magazynek odziedziczył po matce pepeszy, zaś bogate wnętrze po ojcu Beretcie MAB 38. Odstępstwem od włoskiego pierwowzoru był mechanizm spustowy po mamie, jednak konstrukcja komory zamkowej i zamka wskazuje na wpływ Tulio Marengoniego. Szybkostrzelność była wysoka, acz można znaleźć różne wartości: Aleksander Żuk podaje 1400 strz/min, serbska Wikipedia 900 strz/min, ale już Maksim Popenker tylko 750 strz/min. Prawdopodobnie ta druga wartość dotyczy zmodyfikowanej wersji M49/57, z cięższym zamkiem. Tak czy inaczej, M49 strzelał szybko, lufa się nagrzewała a amunicja znikała w mgnieniu oka. Weterani walk nad Neretwą i Sutjeską wzdychali za doskonale im znanym MP40. Chwilowo jednak musieli przyjąć amerykańskie Thompsony M1A1, których 34 000 trafiło na początku lat 1950 w ramach amerykańskiej pomocy – potem zagrały one m.in. w filmach „Złoto dla zuchwałych”, wraz z Shermanami i naszymi rkm wz.28 w roli BARów.
Tymczasem w fabryce w Kragujevacu kapitan Todor Cweticz, pracował nad nowym peemem dla swoich rodaków. Ponownie nie wyważał otwartych drzwi – dawcą ogólnej koncepcji stał się oczywiście MP40. Rodzący się M56 nie był jednak ordynarną kopią – otrzymał szereg cech i rozwiązań charakterystycznych dla najsłynniejszego jugosłowiańskiego pistoletu maszynowego. Tym niemniej, popularne (choć krzywdzące) określenie bohatera niniejszego artykułu to „Jugoszmajser”[i].
Tak pięknych bić ciężko szukać we współczesnej broni. Oznaczanie numeryczne wołają o pomstę – dla równowagi
Gdy widzi się M56 po raz pierwszy, w głowie rodzi się pytanie 'kto pomylił magazynki?’ Powodem takiego wrażenia jest fakt, że ten pistolet maszynowy jest praktycznie na całej długości estetyczną kopią szmajsera, zaś jedynym wyraźnym wyznacznikiem, że to jednak nie MP40, to właśnie gniazdo magazynka, mieszczące zakrzywiony dwurzędowy „banan” na 35 naboi 7,62 x 25 mm P30. Jednakże, to stanowczo nie jedyne różnice jakie dzielą M56 od niemieckiej „inspiracji”.
Kolejną rzeczą, która rzuca się w oczy jest nienaturalnie duża odległość między gniazdem magazynka a chwytem pistoletowym – stanowi blisko jedną trzecią długości całego pistoletu z rozłożoną kolbą. Prawdopodobnie w zamyśle twórców było uniknięcie nakładania się składanej kolby na podpięty magazynek. Sprawia to jednak, że cały pistolet maszynowy ze złożoną kolbą ma aż 59 cm długości, a po jej rozłożeniu osiąga 87 cm – czyli tyle samo co AKM!
M56, jak niemal wszystkie peemy świata, działa na zasadzie odrzutu zamka swobodnego. W języku angielskim termin ten tłumaczy się na „simple blowback” lub „straight blowback”. Z całym szacunkiem, ale ten blowback wcale nie jest simple. Z III zasady dynamiki Newtona wynika, że iloczyny mas i prędkości pocisku i zamka są sobie równe (mv= MV). Jeżeli zamek będzie lekki – będzie poruszał się z dużą szybkością, co przełoży się na wysoką szybkostrzelność i silne uderzenie w koniec komory zamkowej (stąd fibrowe lub elastomerowe zderzaki). Jeżeli będzie ciężki – to cała broń będzie cięższa, mniej poręczna, a poruszająca się masa będzie powodowała ruchy całej broni zakłócając celowanie. Może więc wydłużyć drogę zamka, by zmniejszyć szybkostrzelność? Można, ale znowu – wzrośnie masa i zmniejszy się poręczność takiej broni. To może zamontować opóźniacz, jak w PM-63 czy vz.61? Wtedy broń staje się bardziej skomplikowana i droższa w produkcji. Jak to było? Simple blowback?
Kapitan Cweticz zdecydował się wydłużyć drogę zamka (i nieco go dociążyć) w porównaniu z M49, dzięki czemu szybkostrzelność spadła do bardzo znośnych 600 strzałów na minutę. W połączeniu z 35-nabojowym magazynkiem (dwurzędowym, z dwupozycyjnym wyprowadzeniem, niezamiennym z PPSZ i PPS) dawało to 3,5 sekundy ognia – prawie dwukrotnie więcej od M49. Co ciekawe zatrzask magazynka osłonięto obudową w kształcie podkowy z tworzywa sztucznego. Dzięki temu jest mniej narażony na przypadkowe naciśnięcie i zwolnienie magazynka, a sama jego konstrukcja prostsza i mniej narażona na szybkie zużycie, co miało miejsce w przypadku PPSz-41/M49. Na uwagę zasługuje też sposób, w jaki rozwiązano kwestię bezpiecznika i przełącznika rodzaju ognia (co jest podwójnie ważne w przypadku tegoż pistoletu maszynowego – strzela on z zamka otwartego). Otóż, podobnie jak w innych konstrukcjach tamtych czasów, są to dwa osobne elementy umieszczone w różnych miejscach pistoletu. By zapobiec przypadkowemu odciągnięciu zamka, również pod wpływem bezwładności (i, w konsekwencji, oddaniu strzału z otwartego zamka – zmora użytkowników MP40, Stenów, pepesz etc.), umieszczono na nim zatrzask w formie litery „L”. Umocowany na sprężynie, blokuje ruch w tył, zaczepiając się o występ na komorze zamkowej. By zabezpieczyć peem, należy obrócić dźwignię suwadła o 90 stopni, zatrzaskiem w dół co skutecznie unieruchamia zamek. Można to zrobić zarówno w przednim jak i tylnym położeniu, w miejscach gdzie szczelina na rączkę zamkową zmienia się w okrągły otwór. Proste, a genialne. Pozycja „zabezpieczony” jest opisana słowem „UKOC.” („ukocieno„), zaś „odbezpieczony” to „OTKOC” („otkocieno„). Przełącznik rodzaju ognia znajduje się wewnątrz osłony spustu w formie przetykowej listwy. Gdy po prawej stronie wystaje koniec z napisem „JED” (od „jedinaćno„) peem działa w trybie ekonomicznym, a przesunięcie listwy w lewo i ukazanie się napisu RAFAL (od „rafalno„) wprowadza tryb rozrywkowy. Proste, prawda?
Rozkładanie i konserwacja Jugoszmajsera jest prosta choć niezbyt intuicyjna. Za pierwszym razem ciężko obejść się bez instrukcji lub porad znawcy
Pierwsze rozłożenie pistoletu maszynowego do czyszczenia jest również pełne wrażeń. Ponieważ pokrywa komory zamkowej jest dużą nakrętką znajdującą się na końcu komory, należy ją najpierw odblokować za pomocą przycisku znajdującego się na tylnej części komory spustowej, nad montażem kolby. Następnie wykonujemy około 1/8 obrotu zgodnie z ruchem wskazówek zegara, przesuwamy w stronę lufy i znów delikatnie przekręcamy, by zablokować sprężynę powrotną przed wypadnięciem, odblokować pokrywę i oddzielić komorę zamkową od komory spustowej. Gdy już oddzielimy obie połówki, możemy odblokować tylną pokrywę i zdjąć ją. Pozwala to nam na wyjęcie sprężyny powrotnej i skupić się na odblokowaniu zespołu zamka. By to zrobić cofamy zamek za dźwignię do tyłu a następnie kręcimy nią aż do momentu gdy opuści ona swoje gniazdo i pozwoli nam wyprowadzić na zewnątrz zamek. Teraz moja ulubiona fraza rodem z zeszytów TBiU – „składanie przeprowadza się w porządku odwrotnym”, przy czym warto pod ręką mieć długopis lub podobny przedmiot, by włożyć go w otwór na rączką zamkową i prowadzić zamek w szczelinie aż do momentu, w którym będzie można zainstalować tą właściwą. Może brzmi to skomplikowanie, ale po paru próbach składanie i rozkładanie jugo-szmajsera jest bardzo szybkie i intuicyjne. Prostota budowy pistoletu maszynowego sprawia, że jego czyszczenie i konserwacja jest dziecinnie prosta. Przy okazji, widać jak na dłoni że M56 nie jest kopią MP40 – sprężyna powrotna nie jest zamknięta w tulei.
[i] …wiem, wiem, nie Schmeisser tylko Vollmer…
Chcąc zabezpieczyć pistolet należy obrócić dźwignię przeładowania o 90 stopni. Można to zrobić tylko w specjalnych – okrągłych wycięciach
Dźwignię zwalniania magazynka osłonięto. To zabezpiecza przed przypadkowym wypięciem
Co ciekawe, konstrukcję wzmocniono drewnianą wkładką
Jak się z tego strzela?
Spust nie należy do sportowych, ale jak na tak wiekową i prostą konstrukcję pracuje całkiem zadowalająco
O dziwo dosyć przyjemnie. Duża odległość między chwytem pistoletowym a gniazdem magazynka sprawia, że można wykorzystać ten drugi wraz z magazynkiem niczym chwyt pionowy do stabilizacji podczas ognia automatycznego. Warto jednak pamiętać bhp i zabezpieczyć rękę wspomagającą np. rękawiczką. Przyrządy celownicze, choć proste w swojej konstrukcji, pozwalają na prowadzenie dostatecznie precyzyjnego ognia. Spust pracuje miękko, choć momentami wydawał się nieco zbyt czuły. Jedyne co przeszkadzało, to składana kolba. Zachowała ona wszystkie wady swojego niemieckiego pierwowzoru – nie jest w osi broni co potęguje podrzut, uniemożliwia podparcie policzka podczas celowania i bez względu na starania właściciela, chybocze się na mocowaniu.
Prosty, przetykowy selektor trybu ognia. Tu w ustawieniu „ekonomicznym” na ogień pojedynczy
Tryb „rozrywkowy” oznaczono RAFAL – ogień ciągły
Jugo-szmajser bez magazynka to 3 kilogramy masy, a z pustym magazynkiem i bagnetem nieco poniżej 3,5 kilograma. Nie trzeba specjalnej krzepy by go obsługiwać. Ocena celności zależy od oczekiwań. Osoby przyzwyczajone do współczesnych „dziurkaczy” mogą poczuć się rozczarowane, ale pamiętajmy – to peem, nie AR. Przyrządy celownicze porządne – przerzutowa szczerbina na 100 i 200 metrów i w pełni otunelowana muszka. Akcesoria? Taktyczne gadżety? Nic z tych rzeczy. Zastava cieszy i ma cieszyć w stanie takim, w jakim opuściła fabrykę. Na pociechę właściciel ma nabite na wierzchu komory zamkowej godło Jugosławii, czyli pięć pochodni symbolizujących narody federacji, opasane kłosami zbóż.
Jugoszmajser na strzelnicy
Zew krwi
M56 (i jego wersja na amunicję 9 mm Parabellum – M65) był ostatnim jugosłowiańskim peemem. Od momentu rozpoczęcia produkcji „jugokałasza”, czyli Zastavy M70[i], M56 był przesuwany do formacji drugo- i trzeciorzutowych, aż wreszcie trafił do magazynów. Nie na długo. W latach 1990ch trafił na fronty wojny domowej, udowadniając że wspomniane wyżej założenia dotyczące zapotrzebowania na prostą, niezawodną broń „dla każdego” nie straciły na aktualności. Obok niego pojawiło się potomstwo – produkowane w stoczniach, warsztatach samochodowych i innych przedsiębiorstwach nie mających żadnego związku z bronią palną. Agramy, Pletery, Zagi – ale określane już jako broń chorwacka. Teraz Jugoszmajser czeka na Państwa.
[i] Nie mylić z Zastavą M70, czyli „mini-jugo-tetetką” oraz Zastavą M70A, czyli „jugo-tetetką M57 na 9 Para”. Bez rakiji nie razbieriosz…
Dziękujemy Leśnemu Dziadkowi za użyczenie broni na potrzeby artykułu.